ROZMOWA Z SIOSTRĄ FELICJANKĄ

S. felicjanka

Siostra Katarzyna Pigul ze Zgromadzenia Sióstr Felicjanek, obchodzi w tym roku 25-lecie życia zakonnego. Jest katechetką w SP 3 w Kołobrzegu, koordynatorem katechetów przy parafii konkatedralnej WNMP i opiekunką Scholi „Kołobrzeskie Nutki”.

WM: Z jakiego rejonu Polski siostra pochodzi, gdzie się siostra urodziła i czy wychowanie w domu wpłynęło na decyzję o podjęciu drogi zakonnej?

S. Katarzyna Pigul: Pochodzę z małej miejscowości na Mazowszu w diecezji drohiczyńskiej, z parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Sadownem, która w tym roku obchodzi swoje 500-lecie. Mam młodsze rodzeństwo: siostrę i brata.

Jeśli chodzi o decyzję podjęcia życia zakonnego, to uważam, że Pan Bóg przychodzi z łaską powołania wtedy kiedy chce i do kogo chce, niezależnie od okoliczności i predyspozycji, bo Pan Bóg patrzy na pragnienie serca i poprzez serce do nas mówi. Wspominam o tym dlatego, że nie znałam wcześniej sióstr felicjanek i w ogóle nie miałam kontaktu z siostrami, gdyż w mojej parafii nie ma domu zakonnego. Owszem, jest dużo powołań kapłańskich i zakonnych czy misyjnych, ale na co dzień nie spotykałam sióstr.

Myślę, że ważną rolę w moim życiu wiarą odegrała babcia, która była głęboko wierzącą kobietą i tak wychowywała swoje dzieci. W moim rodzinnym domu każda niedziela rozpoczynała się od wspólnego uczestnictwa we Mszy św.

Jako dziecko należałam do koła różańcowego, z innymi dziećmi modliłam się na nabożeństwach majowych przy kapliczce, a potem w czerwcu pod krzyżem. To wszystko było czymś naturalnym. Wiara i pragnienie Boga rodziło się poprzez przykład wiary w rodzinie.

Jak siostra trafiła do Zgromadzenia Sióstr Felicjanek?

S.KP: Powołanie odkryłam w klasie maturalnej. Wcześniej myślałam o życiu rodzinnym, bo innego nie znałam. Przełomowym dla mnie momentem była pielgrzymka maturzystów na Jasną Górę. Ksiądz katecheta, wyznaczył mnie do czytania tekstu w czasie nocnego czuwania w jasnogórskiej bazylice. Dzięki temu znalazłam się przed samym obrazem Matki Bożej, uniosłam wysoko głowę i wtedy poczułam jakby Ona do mnie przemówiła, przemówiła do mojego serca, do głęboko ukrytych pragnień.

Myślę, że te wszystkie codzienne pacierze, które jako dziecko odmawiałam, może nawet nieświadomie, z przyzwyczajenia, te różańce, litanie, pieśni maryjne, wtedy wybrzmiały. Wiedziałam, że Maryja czegoś ode mnie chce, że jest wyraźnie obecna w moim życiu.

Powiedziałam koleżance z liceum, że chcę iść do klasztoru ale mam problem, bo nie znam żadnych sióstr. Odpowiedziała, że była kiedyś na pieszej pielgrzymce do Częstochowy, w której szły także siostry i jedna z nich dała jej folder z adresem: Siostry Felicjanki. Warszawa ul. Kościuszkowców 85.

Pojechałam tam, weszłam na teren klasztoru, potem do kaplicy, w której ujrzałam ogromny krucyfiks, umieszczony na ścianie prezbiterium. Nie szukałam już żadnego innego miejsca. Wiedziałam, że to jest mój dom.

W takim razie na podjęcie decyzji siostra długo nie czekała?

S.KP: Pan Bóg daje nam takie doświadczenie, że wiemy, iż to jest nasze miejsce, to jest właściwa decyzja i że to właściwy czas na jej podjęcie. Tak działa Duch Święty, prowadzi nas do tego, czego chce od nas Bóg. Pomaga nam to odkryć.

Wstąpiłam do Zgromadzenia Sióstr Felicjanek 10 października 1999 r. Była to bardzo ważna data w historii Zgromadzenia, a mianowicie setna rocznica śmierci naszej Założycielki bł. Marii Angeli Truszkowskiej. Wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Dzisiaj myślę, że przyprowadziła mnie do klasztoru Matka Angela. Odnalazłam się w jej charyzmacie, w jej pragnieniu kochania Boga i szukania Jego woli, w trosce o zbawienie wszystkich ludzi, w miłości do Eucharystii i adoracji oraz nabożeństwie do Matki Bożej. To wszystko w jakiejś mierze było obecne w moim dotychczasowym  życiu.

Nasz patron –  św. Feliks z Kantalicjo, którego imię z łac. znaczy szczęśliwy, tak jak Felicjanka to siostra szczęścia, jest także patronem dzieci. Dlatego oprócz katechechizacji podejmujemy się pracy pedagogiczno – wychowawczej. Prowadzimy przedszkola i szkołę podstawową, świetlicę socjoterapeutyczną i wiele innych form pomocy w miejscach naszego posługiwania.

Natomiast nie jest to jedyny rys naszego charyzmatu. Za przykładem Założycielki Matki Angeli, podejmujemy opiekę nad osobami starszymi, prowadząc Zakłady dla Chronicznie Chorych Kobiet, Dom Pomocy Społecznej czy Hospicjum.

Zauważam, że od siostry emanuje radość i ciepło, jak je siostra wydobywa?

S.KP: W sposób naturalny. Wiele cech naszego charakteru, temperamentu i sposobu bycia kształtuje się w nas od dziecka. Patrzymy na naszych rodziców, nauczycieli, tych, którzy nam imponują i przesiąkamy ich sposobem myślenia, działania, budowania relacji. Inne cechy wypracowujemy sami, na tym polega życie chrześcijańskie. To przyswajanie myślenia i działania Jezusa Chrystusa. Jaki On był wobec dzieci? Jak reagował, co mówił, odpowiadał i wyjaśniał?

Bardzo ważna jest obecność, bycie z drugim człowiekiem. Na lekcji na przykład bywają takie sytuacje, w których zaplanowany temat trzeba na bieżąco modyfikować. Było mi dane pracować we wszystkich typach szkół, także w gimnazjum i liceum. Pozwalam uczniom zadawać takie pytania, które są dla nich poszukiwaniem sensu życia, sensu Boga, modlitwy i przyszłości, by mogły pytać o to, co trudne, wymagające i usłyszeć prawdę, tę prawdę, którą przyniósł Chrystus w Ewangelii. Chodzi o to, żeby im niczego nie narzucać ale razem poszukiwać i odnajdywać światło i zrozumienie.

Staram się traktować dzieci jak osoby dorosłe. Nie można do nich mówić jakby z góry, oczywiście trzeba pamiętać, że są to dzieci ale chodzi o to, by czuły się traktowane na serio, że są ważne i wartościowe, warte uwagi dorosłych. Być może dlatego w ubiegłym roku samorząd uczniowski wybrał mnie na szkolnego rzecznika praw ucznia.

Jaki jest obecnie kontakt z uczniami, jak oni się zachowują, słyszy się opinie, że bywają aroganccy?

S.KP:  Z każdym rokiem jest trudniej uczyć, być może dlatego, że wiele rzeczy dzieci otrzymują zbyt łatwo. Do tego dochodzi częsty kontakt z telefonem, internetem, aplikacjami, tik tokami itd. I to jest ta trudność. Natomiast bardzo ważny jest kontakt z żywym człowiekiem, nie przez internet, nie przez ekran. Osobowe spotkanie jest bardzo ważne, mamy na siebie wpływ wtedy gdy rozmawiamy, wyrażamy się poprzez barwę głosu, intonację, a przede wszystkim kontakt wzrokowy i mimikę twarzy.

Jakie jest siostry zdanie na temat miejsca prowadzenia zajęć z religii, w szkole czy w salkach katechetycznych przy kościele?

S.KP: Uważam, że to co jest teraz, katecheza w szkole, jest dobre. Szkoła, w której pracuję posiada odpowiednie zaplecze materialne, są duże sale, wszystko to, co dziecku potrzebne do nauki, odpowiednia przestrzeń, tablice interaktywne, a przede wszystkim życzliwa atmosfera i dobra współpraca z rodzicami. Niektórzy mówią: teraz dzieci mają wszystko, mieć takie warunki to jest naprawdę coś wspaniałego.

Co by siostra powiedziała dziś do młodych ludzi?

S.KP: Młodzi ludzie są wspaniali. 15 sierpnia byłam na Jasnej Górze, widziałam mnóstwo młodzieży i młodych małżeństw z dziećmi. Praktycznie od 11 do 15 sierpnia przy jasnogórskim wzgórzu rozbijali namioty i tak pojawiało się miasteczko złożone z ludzi wierzących. Każdego dnia przybywały setki ludzi do Matki Bożej. Zobaczyłam, że Kościół żyje i że jest młody. Ludzie szli z drugiego krańca Polski. Na ich twarzach, pomimo zmęczenia, było widoczne szczęście i radość. Jedyne, co można im powiedzieć, to to, aby się nie zniechęcali, aby mocno trwali w tym, co daje im prawdziwe szczęście czyli życie wiarą, życie przykazaniami, życie sakramentalne.

Podczas tegorocznego obozu dla młodzieży, który organizuje Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia, towarzyszyłam młodym ludziom jako wychowawca grupy. Obóz odbył się w lipcu w diecezji bielsko-żywieckiej, a cały obóz liczył 800 osób – młodych ludzi, dla których wartości chrześcijańskie i dziedzictwo nauczania św. Jana Pawła II jest częścią ich życia. Wielokrotnie podczas zajęć, spotkań i modlitwy mogłam uczyć się od nich, co to znaczy w dzisiejszym świecie być człowiekiem wiary. Byłam z nich dumna.

Jest siostra opiekunką scholi. Gra siostra na gitarze i śpiewa, czy jeszcze na jakimś instrumencie siostra akompaniuje?

S.KP: Gram tylko na gitarze. To była kwestia potrzeby, otrzymałam do prowadzenia scholę więc postanowiłam nauczyć się grać i intensywnie ćwiczyć. Jeśli Pan Bóg nam daje jakieś zadanie to daje sposobność do jego wykonania.

Ile jest osób w scholi i czy sama siostra tę scholę prowadzi?

S.KP: „Kołobrzeskie Nutki” – tak nazywa się parafialna schola. Obecnie jest około trzydziestu osób ale każdy kto chce śpiewać może przyjść do scholi. Jest duża rozpiętość wiekowa od przedszkolaków po ósme klasy i młodzież ponadpodstawową, dlatego pomaga jeszcze jedna siostra i od tego roku włączyła się pani katechetka. Charakterystycznym strojem scholi są niebieskie peleryny z białymi kołnierzykami i wyszytymi nutami.

Niedzielna Eucharystia z udziałem dzieci przyciąga całe rodziny z dużymi i małymi dziećmi bo tu czują się jak w domu, w którym mogą się razem modlić i uwielbiać Boga, by w ten sposób przekazywać wiarę następnemu pokoleniu.

Czy siostra czuje potrzebę misji, wyjazdu gdzieś?

S.KP: Nie czuję takiej potrzeby. Moja misja to jest to miejsce, do którego posyłają mnie przełożeni. Można wyjechać gdzieś daleko i tam pełnić misję ale czasem trudniej jest dzień za dniem, miesiąc za miesiącem i rok za rokiem być w tym samym miejscu i dawać świadectwo swojej wiary, świadectwo o żywym Bogu, który działa w moim życiu.

Bywa tak, że to dzieci przyciągają rodziców do kościoła, i pojawiają się chęci do przyjęcia sakramentu małżeństwa czy chrztu. Pan Bóg korzysta z nas jako narzędzi do przyprowadzania innych ludzi do Niego. W naszym charyzmacie zawarta jest troska o zbawienie wszystkich ludzi. Nie muszę wyjeżdżać daleko żeby troszczyć się o innych. Wystarczy, że jednego człowieka doprowadzę do zbawienia, a moje życie będzie spełnione.

Na zakończenie, proszę aby siostra powiedziała, jak się modlić, bo nie jest to takie proste jak się może wydaje.

Modlitwa dla chrześcijanina powinna być czymś naturalnym. Ważne, aby prowadzić życie sakramentalne, czyli uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii, przyjmować Komunię św., przystępować do sakramentu pokuty. Jednak nie chodzi tylko o wyjątkowe sytuacje i czas, który przeznaczamy na modlitwę. Chodzi o to, by nadać intencję mojemu dniu, który się rozpoczyna. Cokolwiek zadzieje się tego dnia, jeżeli oddam go Bogu, zawierzę wszystkie sprawy i ludzi, których spotkam, to Pan Bóg przyjdzie z łaską, będzie błogosławił. Kiedy czynię rano znak krzyża, rozpoczynam dzień z Bogiem. Jezus oddał za mnie życie. Co ja mogę Mu w zamian dać? Czasem to jest niewiele, ale w Jego oczach ma zawsze dużą wartość.

Kiedyś usłyszałam zdanie, które towarzyszy mi, gdy mówię o modlitwie lub gdy słyszę, że ludzie nie mają czasu, by się modlić. Brzmi tak: Kto ma czas dla Boga, dla tego Bóg ma wieczność. Dlatego warto starać się o codzienną rozmowę z Bogiem na modlitwie i życie w łasce uświęcającej, bo nic lepszego nie może nas spotkać, jak życie wieczne z Tym, Który nas kocha.

Rozmawiała Wanda Milewska

 

 

116 total views, 1 views today

[0]
0.00 zł Zobacz

Formularz zamówienia

NazwaCena
Anuluj
Better Pay - System sprzedaży dla WordPress!

Komentowanie zamknięte.