Rozmowa z 2014 r. z Zam Believingood^em, autorem książki „Życie Jadzi według mnie”. Jest to powieść o miłości, która zmienia wszystko, nawet mężczyznę. Początkujący pisarz jest aktorem, lektorem filmów, autorem sztuki teatralnej „Dwójka bez sternika”.Chce pisać! I pisze. „Chcę być pisarzem w o wiele poważniejszym stopniu niż literacki partner Jadzi z mojej książki”.
/Zam Believingood- to pseudonim literacki/
Szanowny Autorze „ Życia Jadzi według mnie”, na początek zadam podstawowe, może nawet banalne pytanie.
- Dlaczego zacząłeś pisać?
Ukazanie się na rynku książki „Życie Jadzi według mnie” można nazwać debiutem literackim. Warto jednak przypomnieć fakt, że jestem także laureatem konkursu ogłoszonego przez Jerzego Pilcha na opowiadanie. Z ponad trzech tysięcy nadesłanych opowiadań, trzydzieści trzy, w tym moje pt. „Wujek” ukazało się, kilka lat temu, w książce „Pisz do Pilcha”. Moim nauczycielem, a przynajmniej ja za swojego nauczyciela, jeśli chodzi o naukę warsztatu literackiego, uważam Kazimierza Orłosia. Człowieka zalet niezwykłych. Mam także na swoim koncie słuchowisko zrealizowane w Teatrze Polskiego Radia zatytułowane „Kto pierwszy do Boga”.
- Jaką literaturę preferujesz?
Rozrywkowo: sensację, książki Lee Childa zdecydowanie. Gromadzę literaturę teologiczno-filozoficzną. Ponadto lubię wracać do wielkiej klasyki.
- Jaki jest Twój zawód?
Jestem aktorem i lektorem filmowym. Nagrałem kilka audiobooków. Blisko 20 lat pracowałem w teatrze, zagrałem kilkanaście epizodów w filmach, serialach. Ukończyłem w zamierzchłej młodości studia pedagogiczne. Teraz studiuję, jeszcze (uśmiech) teologię u Jezuitów.
- Czy poezja jest w kręgu Twoich zainteresowań i czy także ją tworzysz?
Poezję czytuję. Poezja, tworzenie poezji to dla mnie „za wysokie progi”. Bywa, że wierszem się zachwycę. Sam pisuję teksty piosenek.
- Czy masz jakieś pasje? Jeśli tak to jakie?
Zdecydowanie mogę powiedzieć, że moją pasją jest teologia chrześcijańska. Mam zamiar, w ciągu najbliższych trzech lat, ukończyć wreszcie te studia. Pisanie to druga pasja, która bierze powoli, może zbyt powoli, „górę”. Do tej drugiej pasji już dojrzałem i się rozpędzam.
- Podobno modna jest terapia poprzez pisanie, czy tym się kierowałeś? Czy chcesz być naprawdę pisarzem jak partner Jadzi.
Chcę być pisarzem w o wiele poważniejszym stopniu niż literacki partner Jadzi z mojej książki. Terapią dla mnie, alkoholika i hazardzisty, są spotkania AA i program „12-stu kroków”. Pisanie? Nie. Nie postrzegam mojego pisania, jako osobistej terapii w dosłownym i właściwym znaczeniu tego procesu.
- Jakie masz podejście do pisania: egoistyczne czy może altruistyczne. Komu chcesz pomócsobie czy innym. A może nie o pomoc tu chodzi.
Nie ja pierwszy doszedłem do wniosku, że pisanie jest lub może być, jakąś formą zarozumiałości, nawet pychy. Bo z jakiej racji, ktoś ma czytać to co wymyślam? Wchodzić w nie swój świat i jeszcze za to płacić? Nie miejsce tu, aby rozwijać to spostrzeżenie do kategorii filozoficznej refleksji, ale jeśli mam do wyboru podejście egoistyczne lub altruistyczne to bliżej mi chyba, o ile dobrze rozumiem pytanie, do sfery z obszaru egoizmu. Nie wiem, czy moje pisanie komuś pomaga i w czym. Wystarczy mi jeśli ktoś się dobrze bawi. Jeśli się wzruszy lub zastanowi. Pod tym względem, przynajmniej dzisiaj, tu i teraz, jestem minimalistyczno-banalny. (śmiech).
- Czy utożsamiasz się z bohaterem, jest on Twoim przyjacielem, znajomym, czy jeszcze kimś innym?
Mój bohater w znacznym stopniu jest mną, także w kręgach, sferach, obszarach jeszcze przeze mnie nie zeksplorowanych. (śmiech)
- Czy wiedziałeś jaka będzie jego dola rozpoczynając pisanie? Czy on dopiero kształtował się w Twojej wyobraźni, a losy układały się w trakcie naciskania klawiatury?
Rzecz zasadnicza: bohater miał być kimś innym na końcu książki niż na początku. Zasada znana, nagminnie stosowana w literackiej narracji, w gatunkach rozmaitych. U mnie proces pisania nie jest, jeszcze niestety nie jest, procesem systematycznym, uporządkowanym. Zmierzam w tym kierunku.(śmiech). Jeśli mowa o moim bohaterze z „Życia Jadzi według mnie” to jego zamysły, drogę rozwoju miałem z grubsza w wyobraźni.
- Czy próbowałeś go idealizować?
Można się o tym przekonać czytając książkę. Ale faktem jest, że partner Jadzi jest kimś kim ja już nie będę. Najprawdopodobniej! Wyroki Boskie, jednak, niezbadane. (śmiech).
- Jakie zamierzasz osiągnąć cele dzięki tej książce? O finansach tu nie myślę.
Niewiele ponad uśmiech czytelnika ze wskazaniem na refleksję, mało zresztą odkrywczą: oto jak z dnia na dzień życie nasze może się zmienić i kim stać się możemy w ciągu, czasami, paru godzin.
- Czego oczekujesz po czytelniku, że się zmieni, może zdziwi, dostrzeże wartości? Czy chcesz go przestrzec, czegoś nauczyć, a może pokazać, że życie jest piękne?
Wykluczam słowo „pouczyć”, „nauczyć” a nawet „pokazać”. Reszta zawarta w pytaniu może być uprawniona. (uśmiech).
- Czy chcieć oznacza móc? Czy to za mało?
Jak do tej pory żadne ze znanych przysłów, powiedzeń generalizujących rzeczywistość mojego życia nie zmieniło.
- Czy według Ciebie para bohaterów może stanowić szczęśliwy związek? On ciągle poszukujący swojego miejsca, ona – twardo osadzona w realu.
Kto jak kto, ale z pewnością nie ja – człowiek po dwóch rozwodach, z czwórką dzieci, w tym jedno, córeczka, jeszcze niepełnoletnia, alkoholik – umiałbym na tak postawione pytanie odpowiedzieć. Według mnie tak. Mogą być szczęśliwi, bo droga mężczyzny i kobiety może być fascynującą i piękną wspólną drogą, ale do czasu wyruszenia w „drogę” powinniśmy poczynić przygotowań moc.
- Jakie wartości ten związek partnerski przekaże swojemu dziecięciu? Związek, który ma już obrączki.
A co tu do obrączek przywiązywać uwagę. Ja swoją sprzedałem w kantorze, bo nie miałem na alkohol. Te „przygotowania do drogi”, co wiąże się z pytaniem powyżej, winny się zaczynać już w dzieciństwie. Ponadto mój bohater dojrzewa do zawarcia związku sakramentalnego, jeśli o to pytasz. On nie jest osobą „zdogmatyzowaną”. Takich wielu w czasach dzisiejszych i nie powinno to być powodem do zmartwienia, ani rozpaczy, ale przyczynkiem do twórczej refleksji.
- Jaką receptę na życie zapiszą rodzice ukochanej córeczce?
Mam nadzieję, że taką, jaką dzisiaj „posługuje” się moja czternastoletnia córeczka Ola. Z rodziny „partnerskiej”, a jednak całkiem zdrowej światopoglądowo.
- Co dziś, odpowiedziałaby „Jadzia”, dla której wiara miała być wektorem, a okazała się niezupełnie.
Ależ dla Jadzi wiara jest wektorem. Kwestia niektórych decyzji może stanowić znak zapytania. Niech każdy sobie na postawione, w tym kontekście, pytania udzieli odpowiedzi tuż przed zaśnięciem lub na sedesie, zanim będzie próbował pouczać Jadzię. (uśmiech)
Może niektóre pytania będą pomocne przy powstawaniu dalszej części „Jadzi według mnie”.
Tak się może zdarzyć. Już pytają o część drugą, dalszą. To znaczy, że jest niedosyt. A ja coraz szybciej do pisania tej drugiej części dojrzewam.
Ciekawa bym była opowieści Jadzi – na razie ona jest milcząca. Mam nadzieję, że się odezwie i to na pewno mądrze, bo nauk pobrała wiele. Wolałabym odezwania się niekoniecznie wyuczonego, raczej takiego z serca, może być z odrobiną szaleństwa wymieszanego z pokorą i prostotą – Bożej kobiety.
Bożej kobiety? Wysoko postawiona poprzeczka. Będę się starał.
Zam Believingoodzie, życzę aby „Wena” Cię nie opuszczała, o nią nikt nie może być zazdrosny, nawet Jadzia.
Fakt. Dziękuję za ważne dla mnie pytania.
Rozmawiała: Wanda Milewska
723 total views, 1 views today