Nadszedł dzień, w którym opuszczamy miasta i miasteczka. A z prerii przenosimy się do lasu, w którym odganiać będziemy pająki. Ale nie wszyscy. To znaczy przybyliśmy wszyscy lecz na całodobowe wyczyny pozostają Szymon z tatą Konradem. Na razie entuzjazmu u Szymona nie widać ale jest bardzo dużo chłopców z rodzicem więc raczej się odnajdzie, tym bardziej, że jest już kolejny raz na takim campie.
Szukając swojego obozowiska napotykamy miejsce w rodzaju oazy, to chrześcijańska świątynia na powietrzu z wieloma ławkami i miejscem na ołtarz. Potem długa dróżka wśród lasu i wreszcie namioty dla ojców z synami. Teren wyposażony w restroomy czyli toalety i zadaszone miejsca do posiłków lub zabaw. Organizacja iście skautowa, każdy wie co, gdzie i kiedy, zgodnie z opracowanym regulaminem. Szymon przydzielony został do grupy kulinarnej. Przed olbrzymią stołówką zebrały się setki dzieci z rodzicami. W pewnym momencie wszyscy stanęli wyprostowani jak struny. Wznoszono amerykańską flagę. Po tym przeszli do jadalni. Wszyscy odmawiali modlitwę, stojąc odwróceni do tablicy, na której widnieje napis:
Camp Naish Grace „Panie bądź obecny przy naszym stole, bądź tu i wszędzie uwielbiony, niech Twe Miłosierdzie błogosławi i spraw, abyśmy mogli ucztować z Tobą w raju. Amen”.
Na całym obszarze leśnym znajduje się wiele takich campów, podczas których odbywają się zajęcia skałkowe, wodne, kulinarne, plastyczne ale przede wszystkim codzienne proste zajęcia, przygotowujące do porządku, współpracy, cierpliwości i wzajemnego szacunku.
241 total views, 1 views today