MUZYKA I MEDYCYNA. ROZMOWA Z DYRYGENTKĄ BEATĄ HERMAN

BEATA

Planowała zostać weterynarzem, a jest dyrygentką.

Po ukończeniu Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia w Olsztynie została panią od rytmiki. Potem ukończyła Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina i została dyrygentką. Od wielu lat uczy jazdy konnej i narciarstwa. Jest managerem w warszawskim hospicjum oraz prowadzi arteterapię w Centrum Opieki Medycznej „Kopernik”, dawniej Warszawski Szpital dla Dzieci.

Beata Herman urodziła się w Warszawie, potem z rodzicami zamieszkała w Olsztynie. Na czas studiów przeniosła się do Warszawy i tu  już pozostała.

Twój zawód to przede wszystkim dyrygent ale pracujesz także w służbie zdrowia. Jak łączysz te dyscypliny i dlaczego?

Medycyna i muzyka interesowały mnie od najmłodszych lat. Wiele wiadomości na tematy medyczne otrzymałam od mojej mamy, która chciała być lekarzem. Nawet zdała egzaminy na Akademię Medyczną ale nie została przyjęta z powodu przynależności do katolickiego stowarzyszenia Sodalicji Mariańskiej, wtedy wybrała filologię polską, którą ukończyła na  Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Jednak medycyną interesowała się zawsze. Natomiast miłość do muzyki odziedziczyłam po tacie, który śpiewał w trzech chórach.

Chciałam zostać lekarzem zwierząt. Ale kolejność egzaminów wstępnych na uczelnie była taka, że pierwszy termin przypadał w Akademii Muzycznej, do której także złożyłam dokumenty. Egzamin z wielu przedmiotów był dość wyczerpujący, ponieważ zdałam je  bardzo dobrze więc chciałam już mieć wakacje. I w taki sposób wybrałam muzykę.

Jak zostałaś dyrygentką? Przecież to zawód, o którym można tylko pomarzyć.

Zawsze mi się wydawało, że bycie dyrygentem to jest szczyt marzeń i możliwości każdego muzyka. W moim przypadku tak się stało, że los sam skierował mnie na ten kierunek. Uczyłam się u profesora  Lechosława Ragana, to legenda olsztyńskiej chóralistyki. Profesor  wychował wielu dyrygentów, którzy są chórmistrzami.

Potem uczyłam się na Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina, która obecnie jest uniwersytetem, po jej ukończeniu okazało się, że na 16 osób z roku tylko 4 osoby zajęły się dyrygowaniem, między innymi – ja. Pozostali robią różne inne rzeczy, co mnie nie dziwi bo praca muzyka w Polsce jest bardzo słabo płatna więc nie jest to najlepszy zawód do wykonywania.

Zanim jednak zostałam dyrygentem, moją pierwszą pracą przed rozpoczęciem studiów było prowadzenie rytmiki dla dzieci w przedszkolach. A po studiach też najpierw byłam rytmiczką.

 W jaki sposób Twoje obie pasje: muzyka i medycyna znalazły wspólną drogę?

Muzyka i medycyna mają bardzo wiele wspólnego, ale jedno jest pewne: muzyka jest lekarstwem.

Ale zacznę od tego, że moją pasją było też jeździectwo. Taką sekcję założyłam będąc jeszcze na Akademii Muzycznej, przez co udało mi się wywalczyć dla studentów możliwość zaliczenia wychowania fizycznego przez jazdę konną. Najpierw jeździliśmy w klubie

W Podkowie Leśnej a z czasem dołączyliśmy do większego klubu jeździeckiego Akademii Medycznej. Okazało się, że wśród muzyków są także świetni jeźdźcy na przykład Tytus Wojnowicz, który jest znakomitym oboistą. Na moim roku studiował  też oboista Teatru Wielkiego Artur Jackowski, który zanim rozpoczął studia jeździł w klubie w Lublinie.

Na tych obozach integrowały się światy; muzyczny z medycznym. Ludzie przywozili ze sobą instrumenty, ja zrobiłam butelkofon, ułożyłam dwie oktawy klawiatury z naczyń szklanych, do których nalewałam wody i miałam mini fortepian, który stał na środku stołu w jadalni i można było na nim przygrywać.

Spędzając miło czas ze śpiewającymi studentami medycyny z warszawskiej uczelni,  zapytałam ich o chór, mając pewność, że na tej uczelni na pewno istnieje, ponieważ na wielu Akademiach Medycznych w Polsce chóry doskonale działały. Okazało się, że największa medyczna uczelnia w Polsce chóru nie miała.

Trafiłam więc do rektora Akademii Medycznej prof. Tadeusza Tołłoczki, proponując mu, założenie chóru. Profesor odpowiedział, że już paru tutaj takich było, którzy chcieli założyć ale wszyscy polegli i jak widać chóru nie ma. Trudność polegała na tym, że wydziały uczelniane znajdują się w wielu miejscach w Warszawie, do tego co kilka tygodni zmieniane są plany zajęć. Czyli nawał zajęć oraz braki lokalowe uniemożliwiały prowadzenie tej działalności.

Mimo tych trudności, zaproponowałam, że podejmę się uruchomienia chóru nawet na początku za darmo. Otrzymałam pozwolenie.  Był to rok 1991 i od października poprowadziłam Chór Akademii Medycznej zwany w skrócie CAM, a potem Chór Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. I tak moja muzyczna droga połączyła się z medycyną.

Na pewno masz mnóstwo pięknych wspomnień ze współpracy z wieloma śpiewakami. O jakiej mogłabyś teraz wspomnieć?

Zaprzyjaźniłam się z Europejskim Chórem Studentów Medycyny, który powstał w 1996 roku w Londynie. Przez 10 dni wspólnie przygotowywaliśmy utwory a potem razem je wykonywaliśmy z towarzyszeniem  wynajętej  orkiestry a czasem z orkiestrą studencką. W tym wydarzeniu brali udział studenci medycyny z całej Europy. Potem jechaliśmy na występy do jednej ze stolic Europy. Zaczęło się od Londynu, a potem były między innymi Berlin i Valladolid w Hiszpanii.

Natomiast w 2000 roku pod patronatem prezydentowej Jolanty Kwaśniewskiej  przygotowałam koncert w Warszawie. Przybyło 80 studentów z całej Europy. Orkiestrą Polskiego Radia dyrygował José Maria Florêncio – polski dyrygent, altowiolista, kompozytor brazylijskiego pochodzenia. Nagraliśmy wtedy płytę z tego koncertu.

Kolejny koncert Europejskiego Chóru zrobiłam w 2015 roku. Wystąpiliśmy wtedy w Warszawie w Akademii Muzycznej oraz w Płocku w bazylice katedralnej. W organizacji pomogła nam Płocka Izba Lekarska i proboszcz katedry ks. Stefan Cegłowski.

Współpraca z płocczanami zawsze będzie dla mnie bardzo miłym wspomnieniem zawodowym. Czuć było, że ci ludzie kochają muzykę, koncerty i chętni są do pomocy w ich organizowaniu.

 Przez pewien czas byłam też chórmistrzem powstającej Polskiej Opery Królewskiej, w skład której wchodzili byli pracownicy Warszawskiej Opery Kameralnej. Obecnie jest to Chór Kameralny Warszawskiej Opery Królewskiej.

 Piękna jest historia tej współpracy, ale w życiu różnie bywa, bywają wzloty i upadki, czy ty też tego doświadczałaś? 

Oczywiście, że nie tylko są  piękne chwile, bywały też trudności. W każdym razie od 1991 roku na stałe pracowałam jako dyrygent chóru na Akademii Medycznej. Chór prowadziłam do roku 2009. Dwa lata wcześniej utworzyłam orkiestrę, wtedy był to już Uniwersytet Medyczny. Orkiestra na początku kameralna w 2018 roku rozrosła  się do rozmiarów symfonicznej. Graliśmy w filharmonii i to była moja główna praca do roku 2020. Po tym czasie nastąpiła przykra zmiana. Kolejny rektor Uniwersytetu Medycznego Zbigniew Gaciong stwierdził, że orkiestra jest na tej uczelni niepotrzebna i rozwiązał naszą jednostkę.

Czyli samo życie, blaski i cienie. Straciłaś pracę na Akademii Medycznej. Jakie znalazłaś rozwiązanie?

Od dwóch lat prowadzę działalność rozrywkowo-muzyczną, flecikowo-dziecięcą w szpitalu dziecięcym. Pracuję też w hospicjum.

Jedna i druga praca medyczna połączona jest ze sztuką, ponieważ dla hospicjum organizuję koncerty charytatywne, które promują i informują o pracy w placówce paliatywnej i w ogóle o jej działalności. Natomiast w szpitalu realizuję mój program „ W Koperniku na fleciku”.

Ze śpiewającymi lekarzami pracuję nadal, prowadząc Chór Medicantus Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie oraz orkiestrę działającą pod patronatem tej Izby. Chór ma zajęcia w poniedziałki a orkiestra w środy.

Najbardziej związana jesteś ze środowiskiem medycznym. Czy inne zawody też bywają w kręgu twoich muzycznych działań?

W 1999 roku zaproponowano mi pracę chórmistrza w Zespole Pieśni i Tańca Politechniki Warszawskiej. Chętnie przyjęłam to stanowisko ponieważ miałam okazję nauczyć się polskich tańców narodowych u znakomitej pani pedagog, założycielki tego zespołu – Marii Czupratowskiej-Semczuk, która do dziś prowadzi zajęcia i jest konsultantem.

Natomiast w ubiegłym roku poznałam grupę oldboyów – absolwentów Politechniki Warszawskiej i zgodziłam się zostać chórmistrzem ich zespołu pieśni i tańca. Przekrój wiekowy mieści się w przedziale od 40 do 80 lat, wszyscy znakomicie tańczą i śpiewają. To ogromna przyjemność pracować z nimi. Taniec pozwala im utrzymać doskonałą kondycję. Oni tworzą niesamowitą rodzinę i zgrany zespół, znają się, tolerują i lubią i to wszystko  przekłada się na ich życie nie tylko hobbystyczne ale też prywatne.

Współpracujesz z organistą, którego dostrzegłam podczas okolicznościowego występu Chóru Medicantus. Przedstaw proszę tego muzyka. 

Szukałam akompaniatora i znalazłam Andrzeja Mikulskiego – doktora sztuki, świetnego organistę, który jest także  jazzmanem co się rzadko zdarza. Ma swój zespół jazzowy, jest kompozytorem tworzącym muzykę współczesną i często wokalną organową. Andrzej robi nam aranże a jak trzeba to też komponuje. Doskonale nam się współpracuje.

Jak się później okazało, jego mamą jest solistka Polskiej Opery Królewskiej – Ewa Mikulska, z którą wiele lat temu spotkałyśmy się w tej właśnie operze.

Jak wykorzystujesz pozostałe swoje pasje, jeździectwo i narciarstwo? Masz na to wszystko czas?

Prowadząc chóry proponuję śpiewakom także inne atrakcje, nie tylko po to by zachęcać do śpiewania ale żeby mogli kojarzyć pobyt w zespole z korzystaniem ze zdrowych przyjemności. Stąd narciarstwo, jeździectwo ale także żeglowanie czy tenis. Podczas jednego z obozów był z nami mistrz Polski w tenisie medyków i on nas uczył tej gry.

 Beata Herman, dyrygentka Chóru Medicantus, absolwentka Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie, w 2017 roku uhonorowana Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, przyznawanym przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Chór-medicantus-768x579

Foto:  https://kslpmazowsze.pl/2020/01/20-01-2020-noworoczne-spotkanie-srodowisk-medycznych-z-kardynalem-k-nyczem/

Rozmawiała Wanda Milewska

130 total views, 2 views today

[0]
0.00 zł Zobacz

Formularz zamówienia

NazwaCena
Anuluj
Better Pay - System sprzedaży dla WordPress!

Komentowanie zamknięte.