Moich wędrówek z muzyką i teatrem ciąg dalszy
Od kilku lat w Gorzowie, na rynku Starego Miasta pod hasłem „Dobry wieczór Gorzów” odbywają się różnego rodzaju koncerty. Czasem zbiera się tu tłum, bo jest coś interesującego, albo lżejszego. A czasem widzów jest mniej.
W tym samym czasie za Wartą, w tym roku przy ul. Fabrycznej realizowany jest projekt pn. „Wartownia”. Jest to projekt, ze wskazaniem na widza młodego. Choć jak wyczytałam w internecie odbywają się tu różne spotkania dla widzów w różnym wieku, także dla dzieci. „W każdy piątek i sobotę od 23 czerwca, w godzinach od 19 do 2 w nocy, a w niedzielę do godz. 21, na dwóch scenach odbywają się koncerty z udziałem artystów sceny klubowej hip-hopowej i alternatywnej” (też z internetu).
No i dobrze. Na Rynku są propozycje dla ludzi w „słusznym wieku”, a za Wartą dla młodzieży. Jest jeszcze Scena Letnia w Teatrze z propozycjami dla wszystkich i w niedziele przed Filharmonią, dla koneserów muzyki klasycznej.
Dużo się dzieje. Ale ja nie bez powodu wspomniałam o tzw. „Wartowni”. Bo trudno pojąć, że tam są różne zespoły, gdy tak mniej więcej od północy słychać na „całe miasto”, okrutne „Łup. Łup”. Wszystkie zespoły mają tak samo? I dlaczego to musi być tak głośno? Podejrzewam, że moje pytanie jest z serii „sobie a muzom”.
Więc wracam do śródmieścia.
W sobotę na Rynku odbył się koncert pt. „Kari Sal & Adam Bałdych”. Koncert promujący najnowszy album pn. „Butterfly” z utworami Kari Sal (żony Adama), wokalistki, kompozytorki i autorki tekstów. Na koncercie zaśpiewała w towarzystwie dwóch wielkich artystów: Adama Bałdycha – skrzypce i Jacoba Karlzona, wirtuoza fortepianu. „Płyta ta, to połączenie jazzowej sekcji z dźwiękami skrzypiec renesansowych, głosu czerpiącego z natury i brzmienia wywodzącej się z nurtu india pop gitary oraz autorskich tekstów Kari”. (z internetu)
Nie jest to muzyka dla wszystkich, choć jest z wysokiej półki, więc tłumu nie było.
Adam Bałdych z żoną Kari Sal już są znani gorzowskiej publiczności. Byli tu z koncertem na Rynku i na Scenie Letniej.
Kari Sal, absolwentka Akademii Muzycznej w Gdańsku i Łodzi.
Adam Bałdych – gorzowianin, ukończył z wyróżnieniem Akademię Muzyczną w Katowicach. Nazywany jest „cudownym dzieckiem skrzypiec”. Karierę rozpoczął w wieku 14 lat. Ja go pamiętam jak przychodził do WDK do Sergieja Sokołowa. I chyba z kilka razy brał udział w naszych imprezach. Ale najczęściej mówi się o tym, że związany był z Klubem „Pod Filarami”.
W Wikipedii czytamy: „Adam Bałdych łączy dokonania muzyki poważnej i współczesnego języka skrzypcowego z talentem improwizatorskim. Jest on najbardziej rozwiniętym technicznie skrzypkiem w naszych czasach. Swoją muzykę prezentował na najważniejszych festiwalach jazzowych, w prestiżowych salach koncertowych w Europie, Azji i Stanach Zjednoczonych. Koncertuje i nagrywa z wybitnymi artystami. Wielokrotnie nagradzany”.
To tylko fragment jego życiorysu artystycznego. A jest tego bardzo dużo.
Ja z rynku poszłam do Teatru. Na spektakl pt. „Do trzech razy sztuka” na podstawie sztuki pt. „Przyjaciel” z Teatru Kameralnego ze Szczecina.
Spektakl wyreżyserował Michał Janicki.
W przedstawieniu udział wzięli; Adam Dzieciniak i reżyser Michał Janicki.
Na ławeczce, gdzieś w parku siedzi pan w marynarce i okularach i czyta książkę. Okazuje się że to Kochanowski.
Po chwili do ławeczki zbliża się jakiś facet w kapturze i pyta czy może usiąść…
Mówiąc takie zdanie: ”Pełno ludzi wkoło, ale człowieka brak”. Na początku na ten temat rozwija się rozmowa. Ale facet w kapturze jest interesowny, chce pożyczyć 5 zł. Po chwili jeszcze 1.50, bo autobus podrożał … Potem okazuje się że potrzebne mu jest 50 zł. I za każdym razem obiecuje że odda jutro…. I tak sobie „rozmawiają”. Po jakiejś chwili zainteresował się obrączką, którą chce koniecznie przymierzyć. Okazuje się, że pasuje i nie chce zejść z palca. „Sokole oko” faceta w kapturze dostrzega wszystko. Zauważa on u swojego rozmówcy plamę na marynarce, więc zobowiązuje się ją wyczyścić. Potem buty…. i spodnie, które należy wyprasować.
No i „kto chodzi w takiej koszuli”? Zostawiając nowo poznanego „przyjaciela” w skarpetkach i w majtkach. Wszystko byłoby zabawne, gdyby nie było w takich „podchodach” tzw. „drugiego dna”. Bo okazuje się, że jesteśmy naiwni i mamy dobre serce. I np. wpuszczamy nieznajomego do domu. Częstujemy go herbatą, współczujemy… a w końcu okazuje się, że zostaliśmy też w przysłowiowych skarpetkach. Czasem dajemy komuś na ulicy jakiś datek, a potem widzimy go z puszką piwa…
„Sztuka stawia przede wszystkim pytanie o moralność i etyczne zasady postępowania… Ale mówi też o naszej naiwności. Ta sztuka to jedna wielka metafora…”. Tylko jak poznać, kto jest człowiekiem…
A w niedzielę jak zwykle z przyjemnością poszłam na kolejny „Piknik Chopinowski”. Tym razem zagrał Mateusz Krzyżowski, Tyski Ambasador Kultury. Pierwszy w historii Polak, który zdobył I nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Ignacego J. Paderewskiego w Bydgoszczy.
Naukę gry na fortepianie rozpoczął w swoim rodzinnym mieście w Tychach. Następnie edukację kontynuował w Katowicach. Obecnie jest studentem Uniwersytetu Muzycznego im. Fr. Chopina w Warszawie.
Jest stypendystą programu Młoda Polska, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Fundacji im. Jerzego Symkowa, Marszałka Województwa Śląskiego,
Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci i Fundacji „Tychy – Dobre Miejsce”.
Koncertuje, także za granicą i nagrywa. To wszystko można było przeczytać w informatorze Pikników.
Na swój recital u nas zaproponował: kompozycje Ignacego J. Paderewskiego, Karola Szymanowskiego, Johannesa Brahmsa. No i dwa Polonezy, Balladę i Scherzo Fryderyka Chopina. I znów procent muzyki Chopina do pozostałych kompozytorów jest „śladowy”. Ja się nie czepiam. Bo każda kompozycja zasługuje na pięć. Ale brakuje mi więcej Chopina”.
Czasem musi być jakiś finał.
30 lipca „Matka Polka Terrorystka”, monodramem w wykonaniu Anety Todorczuk , w reżyserii też aktora Marcina Hycnara, z Teatru Polonia w Warszawie, zakończyła się kolejna edycja „Sceny Letniej” w Gorzowskim Teatrze.
„Sztuka opowiada humorystycznie o wykluczeniu. O tym co się dzieje z człowiekiem, który wypadł poza nawias”. Jest to opowieść młodej matki, która opiekuje się swoim małym dzieckiem. Jest na macierzyńskim. O jej zmaganiach z ciasnymi chodnikami czy przejściami, o braku windy czy podjazdów. Wszędzie tam „na własnych plecach” musi „targać” wózek z dzieckiem. O absurdach umieszczenia przychodni na piętrze. O niezrozumieniu przez np. kierowców, kto ma pierwszeństwo na przejściach. O braku możliwości przewinięcia dziecka w instytucjach publicznych, czy na dworcach. Także o tym że taka matka „zatrudniona jest przez 24 godziny”. Powinna posprzątać, wyprać i ugotować. No i powinna wyglądać na zadbaną…
Jak to wszystko pogodzić? Czasem „nóż się w kieszeni otwiera”. „ Ten spektakl to prawdziwa mieszanka wybuchowa: komizm sytuacyjny przeplata się tu z mrożącymi krew w żyłach zwrotami akcji. Nie jest to głos tylko tej jednej osoby, młodej matki. Jest to głos bardzo wielu ludzi, którzy czują się niewidziani, niepotrzebni, niewysłuchani”. Nic dziwnego, że taka zdesperowana i zmęczona mama ma ochotę „puścić to wszystko z dymem”.
Można było się trochę pośmiać. Ale jest to gorzki śmiech. Bo wszystko to nie jest „wyssane z palca”. Takie jest życie.
Ewa Rutkowska
370 total views, no views today