Litografia Aleksandra Dunckera Staw w Mierzęcinie (1857-1883 ) Na zdj. 3. dr R. Wójcik z synem Witkiem, fot. Wojciech Cibicki Na zdj. 4. Alicja Wójcik i Maria Żuk-Piorowtska (z arch. rodzinnego)
Roberta Wójcika – doktora nauk przyrodniczo – technicznych i administratora Pałacu Mierzęcin w latach 1999 -2008, o tym jakim cudem otrzymał pracę w Mierzęcinie i o jego wizjach na to miejsce, które się nie urzeczywistniły – wysłuchała Marzanna Leszczyńska.
„ Nie pragnijmy mieć ani więcej czasu, ani mniej czasu ani innego zajęcia niż to, które mamy ani też innego miejsca niż to gdzie jesteśmy i gdzie nas opatrzność umieściła… Czyż opatrzność Boża nie kieruje światem?”
Święty Maksymilian Maria Kolbe
Robert Wójcik zapewnia, że Mierzęcin odegrał w jego życiu wyjątkową rolę. To miejsce nasycone miłością i pasją twórczą, pełne wspomnień i wzruszeń, tych dobrych, ale i tych złych. Tak głęboko i trwale wyrytych w pamięci, że ciągle jeszcze powracających w snach. Zna tu, jak mówi każdy kamień, roślinę, ścieżkę, drzewo – a rozstanie z tym miejscem było dla niego wielkim bólem.
Z żoną Alicją oddali się temu przedsięwzięciu bez reszty tworząc nową historię Mierzęcina, która była burzliwa, pracowita i twórcza. Z ciężkim sercem musieli opuścić to miejsce w roku 2008, ale jeszcze dzisiaj ma ono szczególne miejsce w ich sercach. Na każdym kroku podkreślają, że uczestniczenie w tak trudnym i wielkim przedsięwzięciu to najpiękniejsze co może się zdarzyć w życiu zawodowym.
Można mu tylko pozazdrościć bogactwa przeżyć, doświadczeń, kontaktów z niebanalnymi osobowościami. Tego dostarczyła mu praca i pobyt w Mierzęcinie i nikt mu tego nie jest w stanie odebrać. Spacerując po parku, nocując tu często zadawałam sobie pytanie, jak został wyłuskany człowiek, który z ramienia obecnych właścicieli administrował przedsięwzięciu jego reanimacji, kto to był ? Tym bardziej że moja wyobraźnia była pobudzana zdjęciami wiszącymi w holu Pałacu, które przedstawiały kompletnie zdewastowany obiekt, a w mojej głowie odbijały się jak echo, wbite w podświadomość, powtarzane, stare jak świat – złote myśli- wszystkich trzeźwo myślących dziś budowniczych, że „lepiej, łatwiej i TANIEJ jest budować od początku niż na ruinach”.
Kiedyś nawet spacerując tu z koleżanką, snułyśmy domysły jak to mogło być, nie byłyśmy jednak w stanie wymyślić podobnie zadziwiającego scenariusza jaki napisał czas. Podskórnie czułam, że nie jest to jakaś banalna historia czyli: po znajomości, z klucza towarzyskiego, okazja… Trzeba przyznać, że w wyborze osoby, która administrowała (kontynuowała) proces odbudowy jest jakaś metafizyka.
Chociażby inicjały budowniczych – Robert von Waldow (pierwotny właściciel – budowniczy zespołu pałacowo-folwarcznego oddanego uroczyście do użytku w roku 1865 lub 1863) i Robert Wójcik, który był administratorem obiektu w czasie procesu jego odbudowy. Jak zwraca uwagę Robert Wójcik, dzisiejszy budynek SPA z hotelem i salą konferencyjną ( tzw. dawna stodoła) ma na elewacji inicjały- R v W – widoczne, a kiedyś gdy oprowadzał wycieczkę, jeden z jej uczestników zadał pytanie: „Czy nie zastanawia pana fakt, że ktoś kto wybudował ten obiekt ma takie same inicjały jak pan?”. Pan Robert stwierdził, że jest to przesadzona grubo nadinterpretacja, absolutny przypadek, zbieżność??? …, a może i dowód na to, że historia lubi się powtarzać, no i nie ma przy swoim nazwisku tytułu von. Dalej powiedział, że jest (był) tylko szeregowym członkiem szerokiego zespołu ludzi, którzy przyczynili się do odbudowy tego obiektu i przywrócenia mu świetności. Swoją drogą jak mówi dzisiaj – ten budynek dawnej stodoły – pamięta tylko jako stodołę – do dzisiejszego dnia nie widział jakie tam zaszły zmiany budowlane ( projekt architektoniczny pamięta przez mgłę). Jedyne co pamięta to – to, że w dniu ich ostatniego pobytu i uroczystego ich ( Państwa Wójcików) pożegnania z pracownikami i z Mierzęcinem – przywiózł ze Starostwa Powiatowego pozwolenie na budowę związaną z modernizacją tego obiektu – tzw. dawnej stodoły .
Ja podkreśliłabym, że nie tylko inicjały ale imiona są te same, a zamiast von jest dr, tytuły są na miarę swoich czasów. No cóż… jakie czasy takie tytuły.
Ale do rzeczy.
Przed Mierzęcinem Robert Wójcik pracował przez rok (1997/1998) na stanowisku adiunkta na Wydziale Melioracji i Inżynierii Środowiska Akademii Rolniczej w Poznaniu – obecnym Uniwersytecie.
Jego dorobek naukowy zawsze był tematycznie związany z wodą, ziemią, przyrodą, a jego absolutną pasją ( od dziesiątek lat) jest śledzenie zmian klimatu i wpływu czynników, które go powodują – jak mówi: „szkoda, że dopiero teraz ludzie się budzą, kiedy wszystko wskazuje, że już jest za późno – nie dla mnie, ale mam obawy o los następnych pokoleń – obym się mylił”.
Pierwsze kontakty z Mierzęcinem miała jego żona Alicja Adamczewska – Wójcik – pracownik Katedry Architektury Terenów Zieleni, której zlecenie zrobienia projektu parku zabytkowego w Mierzęcinie zaproponowała ich koleżanka – dobry duch i odkrywca Mierzęcina – Maria Żuk – Piotrowska – historyk sztuki ( żona śp. profesora Piotra Piotrowskiego – światowej sławy polskiego historyka sztuki współczesnej – wykładającego na wielu uczelniach w całej Europie i Stanach Zjednoczonych – przypomina R. Wójcik). Był to rok 1998. Jak wspomina Pan Robert – Maria poznała jednego z prezesów firmy Novol na kursie języka niemieckiego (chyba) i zaprzyjaźniła się z nim, a potem z drugim prezesem. Obaj panowie prezesi chcieli kupić jakiś obiekt historyczny, aby go następnie zaadaptować na ośrodek wczasowy dla swoich pracowników. Maria Żuk -Piotrowska otrzymała od nich zlecenie znalezienia takiego obiektu, który spełniałby założenia nakreślone przez przyszłych inwestorów. Wymarzony obiekt miał być ładnie przyrodniczo położony, na skraju wsi, z wodą i lasem w bliskim sąsiedztwie, do 100 km od Poznania. Takich miejsc pani Maria znalazła kilkadziesiąt i wszystkie wg określonego harmonogramu zostały odwiedzone przez prezesów. Wybór padł na Mierzęcin, były PGR, gdzie pałac i kompleks parkowo – folwarczny był bardzo mocno zdewastowany ale spójny i ciekawie położony.
Pan Robert uważa, że Marysia powinna być wpisana ZŁOTYMI LITERAMI w tzw. nową historię Mierzęcina – „to dzięki niej dzisiaj Mierzęcin wygląda tak pięknie, gdyby go nie wytypowała, inwestorzy nie dotarliby tutaj. Pamiętam jak pierwszy raz przyjechałem do Mierzęcina – to od razu zrozumiałem czym się kierowali panowie prezesi podejmując decyzję zakupu – w nim była jakaś magia. Mimo ogromnych zniszczeń widocznych na każdym kroku, cały kompleks pałac, folwark, park, dalekie pola i lasy, pięknie urzeźbiony krajobraz, niepokojąca tajemniczość historii miejsca, całkowicie mnie oczarowały.
Firma Novol go kupiła ( 9 lipca 1998 rok ) i po pewnym czasie pojawiła się potrzeba znalezienia kogoś do zrobienia projektu parku. Pracująca dla firmy Pani Maria Żuk-Piotrowska zobaczyła w tej roli żonę pana Roberta – Alicję, która jako projektant ogrodów, zajmowała się zabytkowymi terenami zieleni i posiadała określone uprawnienia. Alicja Wójcik, jak mówi jej mąż bała się podjąć samodzielnie tak dużego wyzwania ze względu na zbyt małe doświadczenie, ale temat rewaloryzacji parku, przy takim obiekcie był interesujący, a i sami inwestorzy emanowali siłą twórczą, że nie mogła oprzeć się pokusie uczestniczenia w tym pięknym wyzwaniu.
Park był wtedy jak wspomina były administrator, nawet nie lasem, ale totalnym buszem.
Pani Alicja wykonała projekt: „ Przewieźliśmy stół kreślarski do naszego mieszkania – wtedy nie miałem samochodu – i pamiętam – fiatem 125 p mojej koleżanki dr Joli Lisieckiej – przyszłej kierownik hotelu w Mierzęcinie. Alicja poświęciła wiele dni i nocy na wykonanie projektu. Były spotkania konsultacyjne w firmie Novol na temat koncepcji i wizji Alicji. Projekt rewaloryzacji parku musiał bowiem uwzględniać przekaz historyczny, a także nowe funkcje wyznaczone dla kompleksu hotelowo wypoczynkowego. Już nie miał służyć tylko jednej rodzinie, jak dawniej było, ale powinien być otwarty dla odwiedzających, miejscem różnego rodzaju imprez plenerowych. Zachowując więc walory historyczne, powinien mieć jeszcze coś wyjątkowego. Tak właśnie narodził się ogród japoński z mostkiem, przez który dochodzi się do altany japońskiej, bramą Torii, stawem, wyspą z lampą japońską. Park angielski dostał nową sieć dróg, pojawiły się grupy krzewów i bylin, aby podkreślić piękno starodrzewu, dalekich widoków i polan parkowych. Parter główny przed pałacem podzielony został krzyżującymi się drogami obsadzonymi obwódkami z żywopłotu bukszpanowego, a centralnie wybudowana została fontanna. Na końcu głównej osi parku, biegnącej od pałacu, został odtworzony wg przekazów historycznych lasek „dwunastu dróg”. Były w tym projekcie ławki, drogi, schody kolumny, miejsca na część sportowo rekreacyjną. Sam projekt był bardzo precyzyjnie wykonany ze wszystkimi detalami – od architektury ogrodowej, zachowaniu i odtworzeniu istniejącego drzewostanu i zieleni, a skończywszy na umiejscowieniu (i określeniu ilości nowych nasadzeń), które jak się potem okazało liczone były w dziesiątkach tysięcy sztuk. Pan Robert zaznacza, że wielce pomocną rzeczą dla Alicji przy wykonaniu projektu była inwentaryzacja drzewostanu parku, którą wykonał śp. Henryk Grecki – Wielki Przyjaciel Parku. Wykonał on również plan porządkowania drzewostanu, kontrolując jego poszczególne etapy. Uczestniczył w dyskusjach nad projektem, zgłaszając cenne uwagi rzeczoznawcy. Cieszył się z tego, że założenie „mierzęcińskie” odzyskuje swoją świetność. Widział już w swojej pracy zawodowej tak wiele zabytkowych miejsc pogrążonych w ruinie bez możliwości ratunku. Niestety nie doczekał świetności Mierzęcina, bo zginął tragicznie. Aby upamiętnić jego wkład w odbudowę, został postawiony kamień przy drodze z Pałacu w kierunku Altany Grillowej”.
Jak wspomina Robert Wójcik, w powstałym projekcie zaproponowane było odtworzenie stawu, którego otoczeniem miał być ogród japoński. Zrobił się problem jak go odtworzyć, panowie prezesi byli przekonani, że trzeba w tym celu wybudować jaz na rzece Strudze Mierzęckiej. Wtedy Maria Żuk – Piotrowska znowu dostała zadanie znalezienia kogoś, kto najlepiej rozwiąże problem jak ten staw odtworzyć. Nie musiała długo szukać, bo wiedziała, że świeżo upieczony dr Robert Wójcik był specjalistą od wody, klimatu i ziemi. Swoją drogą wiedziała, że gdy zrobi odpowiednią ekspertyzę opartą na wiedzy naukowej i przekona do niej prezesów – sprawy posuną się do przodu. Tak jak jego żona – Robert Wójcik również miał wiele wątpliwości i obaw jak relacjonuje; brakowało mu „piór”; jednak wsparł się starszym kolegą doc. Markiem Spychalskim, który posiadał lepsze uprawnienia do wykonania odpowiedniej ekspertyzy.
„ Nasza ekspertyza opierała się na tym, aby w tym samym miejscu – co dawny staw – wybrać ziemię – torf ( który, miał być wykorzystany do użyźnienia ziemi pod trawniki w parku) -zrobić małą zastawkę, która spiętrzy wodę – i co najbardziej było rewelacyjne – to, że woda ze stawu miała zasilać rzekę Strugę Mierzęcką – a nie na odwrót! Dodatkowo znaleźliśmy dwa źródła, które jeszcze też miały zasilać czaszę stawu” – wspomina pan Robert.
„ Nie tak znowu łatwo było przekonać panów prezesów firmy Novol do tego projektu – koncepcji. Byli dociekliwi, rozumieli co się im proponuje. Szczególnie jeden z nich – człowiek o niezwykłej i niespotykanej wiedzy technicznej, trochę sceptycznie i z niedowierzaniem na to wszystko patrzył, zadawał dużo pytań, zresztą bardzo fachowych. Prezesi, ludzie wysokiej klasy, wzajemnie się uzupełniający, liczący się z realiami, szukali do pracy ludzi nietuzinkowych, wykształconych, otwartych na duże wyzwania, pasjonatów, wrażliwych na piękno, związanych z przyrodą – może dlatego dali nam możliwość uczestniczenia i tworzenia? ” – ocenia Robert Wójcik.
Na końcu prezentacji ekspertyzy-koncepcji-projektu widząc, że raczej nie za bardzo ich przekonała, pan Robert (jak sobie przypomina) powiedział tylko: „ Wiecie panowie, to są tylko badania, ale wierzcie mi, że mamy rację i nasza teoria sprawdzi się w praktyce – a swoją drogą cóż taki zwyczajny staw przy takim magicznym pałacu, w którego renowację i odbudowę oprócz wiedzy budowlanej trzeba tchnąć dobrego ducha, żeby on odżył…”
Dziś gdy się stoi nad tym stawem, ma się wrażenie, że był on tam od zawsze. Wygląda tak naturalnie i nie słyszałam żeby były z nim jakieś problemy. Nigdy nie pomyślałabym, że właściwie powstał dwadzieścia lat temu.
„Pamiętam, że w tym samym dniu co była prezentacja ekspertyzy- wieczorem zadzwoniła Marysia Żuk- Piotrowska mówiąc, że szukają administratora tego obiektu. Po pewnym czasie otrzymałem telefon od jednego z prezesów z prośbą o spotkanie za 3 dni o określonej porze. Obawiałem się, że coś z ekspertyzą jest nie tak. Usłyszałem tylko, że spotkanie dotyczyć będzie innej sprawy. Na tym spotkaniu otrzymałem propozycję objęcia funkcji administratora obiektu w Mierzęcinie, żona (docelowo) otrzymała propozycję zostania ogrodnikiem. Pamiętam dokładnie, było to 2 kwietnia 1999 roku w Wielki Piątek. Mieliśmy parę dni do namysłu, a okres Świąt Wielkanocnych sprzyjał temu, aby coś zadecydować.
W dniu 7 kwietnia spotkaliśmy się ponownie w Komornikach gdzie jest główna siedziba firmy Novol. Decyzja była na tak. Po załatwieniu różnych spraw formalno-prawnych na uczelni, w połowie kwietnia znalazłem się w Mierzęcinie, z którego nie wyjechałem praktycznie przez 10 lat. Pierwszymi osobami, które mnie przywitały, była pani Krysia Furmanek – na ten czas szefowa panów stróżujących ( wspaniałe postacie…), którzy pilnowali pałacu przed dalszą dewastacją, który był już wtedy ogrodzony siatką. Drugą osobą był Waldemar Kufit – szef firmy Wal-Bud. Postać niezwykła, niepospolita, pionier pierwszych prac remontowych, kontynuator zdecydowanie większości prac budowlanych do dzisiejszego dnia, człowiek – budowniczy ,otwarty na wiedzę , ciągle poszukujący, rozwijający swoje możliwości. Odważnie potrafił stawiać czoła nawet najtrudniejszym wyzwaniom pojawiającym się w przebudowie obiektu zabytkowego. Muszę tutaj też podkreślić, że poziom oczekiwań panów prezesów był bardzo wysoki, więc jakość prac wykonywanych też taka być musiała. Myślę, że o wielu pracownikach budowlanych zatrudnianych przez pana Waldka można powiedzieć że są dobrymi fachowcami.
Pewnie nie raz ludzie zastanawiali się czym jako administrator się zajmowałem, to muszę powiedzieć, że poza bezpośrednim administrowaniem zadań inwestycyjnych, na terenie kompleksu pałacowo folwarcznego, czuwałem nad jeziorem i jego zarybianiem, prowadziłem uprawy polowe, byłem leśnikiem i sadownikiem. Kompleks Mierzęcin to nie sam Pałac, magiczny park, cały zespół zabudowy folwarcznej – to prawie kilkaset hektarów pól, które uprawiałem, lasy, jezioro, winnica, w której sadziłem pierwsze sadzonki winorośli. Było co robić… Ale ta praca dawała mi niesamowitą przyjemność i zadowolenie z wykonywanych obowiązków. Pracowałem 24 godziny na dobę – nie przesadzam” – relacjonował R. Wójcik.
Wysłuchując tych wspomnień gdzieś przemknęło, że został niedosyt tego co jeszcze państwo Wójcikowie chcieli tam jeszcze zrobić. Byłam ciekawa czy i jak odbiegła wizja pomysłu na to miejsce od tego, co zrobili potem następcy. Zapytałam co mogłoby tam być jeszcze, a czego nie ma albo czy powstało coś, a nie powinno się tam znaleźć. I otrzymałam odpowiedź:
„ W życiu kieruję się zawsze jedną maksymą – Sapere aude – „miej odwagę być mądrym” (Horacy). Ja miałem inną wizję Mierzęcina – po pierwsze, żeby Mierzęcin był zawsze wielki duchowo i intelektualnie – osobiście bardziej w nim widziałem stworzenie bardzo ekskluzywnej szkoły – wręcz uczelni – na światowym poziomie ( bez przesady – widziałem w nim przyszły Oxford ). Pewno się pani śmieje – ale taka była moja wizja. Ku pocieszeniu mojemu – jeden raz miałem zjazd najlepszych fizyków z całego świata na sympozjum naukowe – trwało ono tydzień i było przy niej bardzo dużo śmiechu i przedziwnie zabawnych sytuacji – było tam dwóch fizyków, którzy byli nominowani do nagrody Nobla – jeden Japończyk, a drugi Hindus – powiedzieli mojej szefowej marketingu – wspaniałej osobie – pani Marcie Kobus jedno – że urok Mierzęcina zachwyca nawet takich dziwaków jak my i jest to wymarzone miejsce do pracy – więc coś było w tej mojej wizji…”
Ze swej strony mogę dodać, że byłby to doskonały sposób na podnoszenie godności naszego kraju, utwierdzenie, że dorównujemy tym najlepszym w Europie.
Wysłuchała i opracowała Marzanna Leszczyńska
- Ciąg dalszy – wkrótce…
Dr Robert Wójcik obecnie pracuje na stanowisku specjalisty w firmie PHU Adviser z siedzibą w Poznaniu, która zajmuje się profesjonalnymi nawodnieniami i nadal ciągle śledzi zmiany klimatu.
10,914 total views, 3 views today