Dzieła sztuki ożywają w ludzkiej wyobraźni. Pozostają jednak milczące. Mimo to chętnie przypisujemy im moc wpływania na nasze emocje, decyzje i działania. Wciąż czekamy, aż Betty z płótna Gerharda Richtera odwróci się w naszą stronę, przechwytujemy spojrzenia z autoportretów Rembrandta, wsłuchujemy się w niemy krzyk Lili Brik z fotografii Rodczenki. Gdyby założyć za W. J. T. Mitchellem, że obrazy rzeczywiście czegoś od nas chcą, ich istotą nie będzie jedynie przekazywanie znaczenia, lecz posiadanie własnych potrzeb i uczuć. Napięcie na linii dzieło sztuki a odbiorca nabiera wtedy bardzo namacalnego charakteru. Zapraszam do eksperymentu myślowego o tym, jak dalece możemy się posunąć uczłowieczając przedmioty.
Magdalena Dworak-Mróz, historyczka sztuki z wykształcenia, z zamiłowania edukatorka. Zajmuje się malarstwem XIX i XX wieku. Od lat pracuje ze studentami anglojęzycznymi na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. W kręgu jej zainteresowań mieszczą się także zagadnienia związane z materializmami, rynkiem sztuki, art marketingiem, psychologią kolekcjonowania i fałszerstwami.
Na zdjęciu: Gerhard Richter, Betty, 1988, Saint Louis Art Museum, funds given by Mr. and Mrs. R. Crosby Kemper Jr. through the Crosby Kemper Foundations, The Arthur and Helen Baer Charitable Foundation, Mr. and Mrs. Van-Lear Black III, Anabeth Calkins and John Weil, Mr. and Mrs. Gary Wolff, the Honorable and Mrs. Thomas F. Eagleton; Museum Purchase, Dr. and Mrs. Harold J. Joseph, and Mrs. Edward Mallinckrodt, by exchange
808 total views, 1 views today