Tekst: Ewa Rutkowska
To już dwadzieścia lat Gorzowskiego Festiwalu Teatrów Ogródkowych
W tym roku na 20-lecie Sceny Letniej Gorzowskiego Teatru im. Juliusza Osterwy zjadą tuzy. Będą to: Andrzej Seweryn, Andrzej Poniedzielski, Ewa Kuklińska, Tomasz Stockinger, Daniel Olbrychski, Tomasz Sapryk, Ewa Uryga (która była także kiedyś uczestnikiem SMAK-u w Myśliborzu) i zaprzyjaźniony z gorzowskim teatrem Artur Barciś (którego pamiętam z inauguracji Sceny sprzed 20 lat). Wybrałam tylko te najbardziej znane nazwiska. Tak więc będzie się działo. Widz będzie miał swoją letnią ucztę.
Ale póki co czas na zamknięcie minionego sezonu. I pożegnanie (choć nie na stałe) z dwójką aktorów, Kamilą Pietrzak-Polakiewicz i Bogusią Jędrzejczyk. Obie panie przepracowały w tym teatrze po 20 lat. Także Justyna Jeleń po pięciu latach w Gorzowie zmienia teatr. Była też nutka wspomnień. Dyrektor Jan Tomaszewicz, (który tę scenę uruchomił i który „rządzi” gorzowskim teatrem od 20. lat) wspomniał stałą bywalczynię letnich spektakli śp. Grażynę Wojciechowską i na „jej krześle” w pierwszym rzędzie położył czerwone anturium.
W piątkowy wieczór, na inaugurację Sceny Letniej przygotowano spektakl muzyczny pt. „Kochać” w wykonaniu gorzowskich aktorów oraz gościnnie Tatiany z Lwowskiego Kabaretu Artystycznego. Cały spektakl tego kabaretu zobaczymy 30 lipca.
Jak napisano w informatorze będzie to „podróż w szalone i jednocześnie nostalgiczne lata 60. przedstawione między innymi piosenkami Piotra Szczepanika.”
Tzw. „trzeci wiek” (jest to większość publiczności na wszystkich propozycjach w mieście) pamięta te piosenki, z pięknymi tekstami mówiącymi o miłości, tęsknocie, pożegnaniach i o drugim człowieku. Były także piosenki Marka Grechuty i Krystyny Prońko. A w programie wzięli udział Joanna Rossa, Anna Łaniewska, Justyna Jeleń, Justyna Karmowska, Jan Mieżyński, Mikołaj Kwiatkowski, Dominik Jakubczyk, Marek Kiona (także sax i klarnet), Tatiana i nasi nowi artyści. Grał zespół pod kierownictwem Marka Zalewskiego (klawisze, kontrabas, perkusja sax i klarnet).
Była też niespodzianka. Mini show z włoskimi piosenkami w wykonaniu warszawskiego aktora Władysława Grzywny. A na koniec były kwiaty i życzenia od władz miasta i województwa. W drugim dniu odwiedziła teatr Wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska.
Wieczór zakończył się spotkaniem w przyteatralnym ogródku przy grillu, napojach i np. pajdzie chleba ze smalcem i ogórkiem. Rozmowom nie było końca… I ja też tam byłam… zaproszona przez Krysię Kamińską. Miód i wino piłam…
Na drugi dzień zaproponowano „program, w którym wiem, co powiedzieć dzisiaj, ale nie wiem, co powiem i zaśpiewam za miesiąc. Tak czy inaczej będzie śmiesznie”. Był to recital Krzysztofa Daukszewicza „Nie dać się sprowokować”.
Ja nie wiem, co powiedzieć. Ale nie jestem odosobniona. To może i było śmieszne, bo za mną wręcz rechotała jakaś fanka. Ale przede wszystkim było to żałosne.
Znam Krzysztofa od lat. Zapraszaliśmy go do prowadzenia warsztatów na SMAK-u w Myśliborzu. Zaprzyjaźniliśmy się nawet. Choć czas robi swoje. I możemy się nie rozpoznać. Teksty Krzysztofa zawsze były o bardzo wielu przyziemnych sprawach. Takie „dla ludu”. I często „rzucił przysłowiowym mięsem”. Ale to co pokazał w sobotę w naszym teatrze (25.06) sięgnęło bruku. Nie winię za to organizatorów. Bo Daukszewicz to była (jest?) marka, więc zaproszenie „w ciemno” nie dziwi.
Przykro patrzeć na starego człowieka i słuchać takich „pierdół”. Ale widać było, że sam też się bawił. Mam jednak wrażenie, że większość publiczności siedziała skonsternowana, niektórzy wychodzili. Być w teatrze w gumowcach, chyba… trochę nie wypada.
A nasze tzw. kabarety w takim „stroju” maszerują do widza. I w takich „wypastowanych gumowcach” przyjechał do Gorzowa Krzysztof Daukszewicz. I to nie jest śmieszne. To zwyczajnie żenuje. Z premedytacją nie wymieniłam go wśród tuzów.
Tylko finał był godny sceny. Utwór (chyba Jonasza Kofty) ma w swoim repertuarze dość dawno. I często go wykonuje. To taki „kwiatek przy kożuchu”.
Ewa Rutkowska
24/25 czerwca 2022
423 total views, 1 views today