Z ŁUCJĄ FICE O PISANIU I NIE TYLKO

ŁUCJAŁUCJA 1

Łucja Fice – poetka, autorka kilku książek. Z zawodu chemik, kobieta, która żadnej pracy się nie boi.

WM: Łucjo, tak Cię scharakteryzowałam, czy zgadzasz się? Jeśli tak, wymień proszę zadania, których się podejmowałaś.

ŁF:  Czego ja w życiu nie robiłam? Ta odwrotność pytania byłaby na miejscu. Pracowałam w  swoim zawodzie tylko 12 lat. Po likwidacji ZWCH STILON uzyskanie pracy,  jako technologa procesów chemicznych,  graniczyło w Gorzowie Wlkp. z cudem.  Wobec tego imałam się innych zajęć. Byłam kasjerką, zaopatrzeniowcem, kierownikiem magazynu i kierownikiem hurtowni obuwia. Jeździłam na handel do Wiednia i Bukaresztu, by w końcu założyć własną działalność. Przez 12 lat prowadziłam odzieżowy butik, najpierw z odzieżą używaną. Sklep KUPCIUSZEK na ul. Łokietka robił w tamtych czasach furorę. To były czasy prosperity, które pozwoliły zaoszczędzić na luksusowy butik z markową odzieżą VERO MODA i Jack Jonson.  Ale w życiu bywa tak, że raz na górze, raz na dole. Kiedy zeszłam na dno, wyjechałam do Walii, ale zawsze spadałam na łapy jak kot.

WM: Patrząc na Twoje działania można się podbudować zapałem twórczym, ale czasem trzeba było Ci współczuć.  Których momentów było więcej, radosnych, bo związanych z twórczością, czy tych twardych, przyziemnych? A może one się uzupełniały?

ŁF: Zawsze mówię, że ŻYCIE TO BAJKA, a w bajkach przeważnie czai się zło, które sami musimy pokonywać i zawsze walczyć o DOBRO. Dostaliśmy ku temu  narzędzia. To, jak je wykorzystamy, zależy od nas.  Na początku walczyłam o miłość, o dobro dzieci. Była walka o przetrwanie i walka z samą sobą. I tu lekarstwem okazała się sztuka. Na początku malowanie na płótnie, potem wiersze. Rozpisałam się. Zapisałam się do  Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Gorzowie Wlkp., do którego należę do dzisiaj, a którego prezesem jest Czesław Ganda. Jeździłam na warsztaty literackie, gdzie pod uważnym okiem krytyków literackich rozwijałam swoją pasję. Życie napisało scenariusz na nową bajkę. Tak! Życie to bajka, w której prowadzimy walkę. Walczymy do końca. Moja  późniejsza twórczość wyrosła z bólu emigracji, z tęsknoty za krajem. Również nowe obyczaje, zwyczaje, rytuały były inspiracją do pisania. Z reguły piszemy, jak coś uwiera, boli albo dotyka nas szczęście. To taki charakter pisarstwa. Tak, chyba te antypody.

WM: Obok tych wszystkich zajęć  jesteś propagatorką mody.

ŁF: To nie tak! Nie propaguję mody, ale sama mam taką dewizę do słowa MODA – prostota, umiar, szyk i elegancja. Lubię wysmakowane rzeczy. Moją domeną są sukienki. Czuję się wówczas w pełni kobietą. Jestem w modzie raczej tradycjonalistką.

WM: Opowiedz o swoich doświadczeniach z nią związanych.  Mam tu na myśli nie tylko to, że ekstrawagancko się ubierasz, dobierając niecodzienną biżuterię.

 ŁF:  Nie lubię słowa „ekstrawagancja”. Dziś świat mody to pieniądze, a ja uważam, że bycie kobietą w sukienkach to wyzwanie, ale nie ekstrawagancja. Moje sukienki ozdabiam biżuterią, Kocham naturalne kamienie. Wszystkie emanują energią, wszak my sami jesteśmy jej formą. To, jaką biżuterię wybieramy, ma dla nas energetyczne znaczenie. Dla mnie ważne są bursztyny. Mam ich całą kolekcję. Są to bursztyny oprawiane w artystyczne srebro. Coś tajemniczego mnie z nimi łączy (częstotliwość energii?). Dla mnie bursztyny są jak ludzie, mają swój własny ogląd świata. Chronią mnie i leczą, nawet duszę.  Być kobietą, nosić sukienki i tym wyróżniać się w świecie wygodnych spodni.

WM: Patrząc na kwiaty w Twoim domu serce się raduje, bo jak nietrudno zauważyć, Ty masz do nich  serce. Często wyjeżdżasz, a kwiaty wyglądają jakbyś ciągle z nimi była.

ŁF: Otoczona zielenią, palmami, dużymi  monsterami, kaktusami czuję się jak na oazie. Mogę sobie na to pozwolić, bo mam duże, bardzo wysokie mieszkanie. Czuję się związana z naturą i kiedy w okresie zimowym więcej czasu spędzam w domu, to otoczona tą zielenią nie otrę się o depresję. Rozmawiam z moimi monsterami, palmami. Chronię je. Miałam, nie tak zresztą dawno, mega ciekawy sen. W miejscu, w którym gigantyczna  monstera otwierała nowy liść, widziałam uśmiechniętą buzię chłopca, co dodatkowo swoją długą  łodygę miał „ubraną”  w ciepły ochraniacz, wydziergany na drutach  z wielokolorowej włóczki. Po takim śnie można radośnie rozpocząć dzień. Świat roślin jest inteligentny. Proponuję wspaniałą lekturę „SEKRETNE ŻYCIE DRZEW” Petera Wohllebena. Rośliny, drzewa uczą nas jak sobie pomagać (dziwne?)  Zachęcam do lektury.

WM:  Prowadziłaś wiele działalności. Skąd u Ciebie taka elastyczność w działaniu?

ŁF: Potrzeba matką wynalazku, ale też nieświadomie podpatrujemy swoich rodziców w dzieciństwie. Kiedy miałam 7 lat zmarł mój ojciec, a moja mama zajęła się handlem, więc chyba ten handel  mam we krwi, jak również potrzebę radzenia sobie w życiu. Uczono mnie od dziecka, że chcieć to móc. Pamiętajmy, że przysłowia mądrością narodów.

WM: Czy mogę Cię nazwać również malarką? W Twoich obrazach zachwyca mnie pogodna kolorystyka, ile ich namalowałaś?

ŁF: Od dziecka pisałam wiersze, później, jako nastolatka, przez poezję wyrażałam siebie. Malować zaczęłam jako dojrzała osoba. Trochę tego było. Nie pamiętam. Myślę, że twórczy zaczynamy być, kiedy chcemy odpocząć, zrelaksować się w trudnych momentach życia. Tak! Wówczas malowanie pomogło mi przetrwać. Kolory zawsze wybierałam spontanicznie, intuicyjnie. To dusza wybiera kolory. Moje obrazy przez kilkanaście lat ozdabiały ściany w mieszkaniu, aż dojrzałam do tego, by je oddać ludziom. Nie były doskonałe, czułam się taka mała w porównaniu z innymi gorzowskimi malarzami, więc „poszły” do ludzi.  Niech sobie pomieszkają gdzie indziej. Zachowałam sobie na pamiątkę tylko dwa małe obrazki, i córka w Danii też ma kilka.  Dziś myślę o powrocie do malowania.

WM: Miałaś w życiu trudne chwile, zresztą tak jak każdy człowiek. Czy chciałabyś o nich wspomnieć i dać radę innym, jak przez trudności przechodzić i żyć perspektywą na lepszą przyszłość, mieć cele? Ty je masz.

ŁF: Jak to w bajkach bywa (a życie bajką jest) są  takie chwile, które uczą nas, a my podążamy drogą przeznaczenia. I ja miałam swoje.  Otóż kiedyś  wybrałam się autostopem do Niemiec w poszukiwaniu pracy. Miałam tam przyjaciółkę, która wyjechała na tzw. pochodzenie. Pracy w Niemczech nie dostałam. Ten wyjazd zaowocował pracą w Danii,  a moja  starsza córka  jeszcze w tym samym roku rozpoczęła w Danii studia i mieszka tam do dziś. Jest szczęśliwą żoną i mamą moich wnuków. Czyż to nie przeznaczenie? Uważam dziś, po latach, że trzeba być elastycznym i nie bać się NOWEGO. Podobnie było, kiedy opuściłam kraj i zamieszkałam w United Kingdom. Wtedy moja młodsza córka zapragnęła studiować w Wielkiej Brytanii, a wykształcenie dzieci było moim obowiązkiem. Taka to była bajka. Bajki powinny się kończyć happy endem  i tak było w moim przypadku. Życie mnie wyszlifowało, a nie wyszczerbiło.

WM: Powiedz o radościach, mam tu na myśli Twoje córki i ich niecodzienne profesje.

ŁF: Młodsza córka Laura uzyskała licencję pilota samolotów pasażerskich. Od kilku lat pilotuje już dwusilnikowe. Teraz oczekuje oferty pracy jako pilota linii lotniczych. Jeśli jej nie dostanie, to w zanadrzu  ma projekt, że zostanie instruktorem latania, bo z hobby nie zrezygnuje. To jej pasja, a praca w hucie, jako  inżynier, daje jej też satysfakcję. To umysł ścisły, chyba po tacie. Starsza córka to ekonomista z zacięciem artystycznym. Gra na fortepianie i  również maluje. W jej ślady poszedł mój młodszy wnuk Daniel  i już gra na małych koncertach. Tak! Dzieci biorą przykład z rodziców.

WM: A teraz poproszę o Twoje radości twórcze. Pamiętam, gdy po raz pierwszy przyszłaś do redakcji lokalnego radia i zaproponowałaś przeczytanie swojej poezji, bo przede wszystkim pisałaś wiersze. Kiedy przyszedł czas na prozę?

ŁF: Samo życie zweryfikowało plany. Czasami myślę, że już przychodzimy na świat z gotowym scenariuszem. Gdyby nie zarobkowa emigracja, to nie wiem, czy sięgnęłabym po prozatorskie pióro. Za granicami w obcym kraju „leżała” sobie inspiracja. To życie na emigracji było polem do popisu. Ponieważ spędziłam ponad 5 lat na stałej emigracji w Wielkiej Brytanii i ponad 10 na saksach w Niemczech, miałam o czym pisać. Życie pisze scenariusze i to doskonałe. W moim pisaniu o opiekunkach mogłam w kreatywny sposób doświadczać siebie. Wytrącenie z normalnego życia, przebywając wśród ludzi cierpiących w ich ostatnich dniach dały mi doznanie tej sfery, która do tamtej pory była dla mnie drugim tłem. Myślę, że warte były próby opisania tych doznań, uzupełnione prawdziwymi  przeżyciami. Moja proza może trafiać do wszystkich, a szczególnie do tych, którzy chcą refleksyjnie spędzić czas. Swoją twórczością daję do zrozumienia, jak kruche jest życie i jak trzeba je szanować. Chcę, by czytelnik  mógł zrozumieć, jak ważne są dobre relacje w życiu, nie tylko rodzinne, ale społeczne. Uczulam,  jak  krótkie jest nasze życie.

WM: Czas na plany i podejmowane cele. O czym teraz marzysz? Co chciałabyś zrealizować? Powiedz o swoich książkach. Czy tematyka jest podobna, czy są o różnych sprawach? Do kogo kierujesz swoją prozę?

ŁF: Obecnie pracuję nad nową, ambitną powieścią. Wykorzystuję wspomnienia i opowiadania  mojej teściowej, która jako nastolatka przez 5 lat wojny przepracowała u niemieckich bauerów.  Pomysł na tę książkę  powstał nie tak dawno, kiedy pracowałam dla pewnego seniora, co  przechwalał się,  jak to jego brat zakochał się w Polce pracującej  w ich gospodarstwie i która urodziła mu bliźniaki. Dzieci trafiły do przytułku. Kiedy teściową dopadła  demencja, to w chwilach amoku opowiadała o synach bliźniakach. Czy była  to zbieżność, czy może omamy wynikające z choroby? Tego już się nie dowiem, ale budulec do powieści  może być ciekawy. Piszę o tym,  jak to  dzisiejsza opiekunka trafia do domu oprawcy swojej teściowej. Temat opiekunki nie chce mnie opuścić,  jakby był przeznaczeniem.

WM: Opowiedz o swoich spotkaniach autorskich i promocji książek.

ŁF:  Na przestrzeni kilkunastu lat trochę tych spotkań się odbyło. Najważniejszym dla mnie było zaproszenie na Festiwal Emigracji w Gdyni w październiku 2016 roku. Miałam tam swój panel i wywiady do gdańskiej TV. Poznałam innych emigracyjnych pisarzy. Cennym było dla mnie zaproszenie na DNI POEZJI UNESCO  do Londynu w 2012 roku. Brałam udział w międzynarodowym konkursie literackim. Wygrała wówczas Białorusinka. Promocji książek i tomików literackich miałam wiele, nie tylko w Gorzowie Wlkp. Prasa i TV były mi przychylne a ja z chęcią udzielałam wywiadów. O swojej twórczości opowiadałam między innymi w TVP w programie „Pytanie na śniadanie”, także w telewizji lokalnej. Moje promocje w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Zb. Herberta w Gorzowie Wlkp. były formą małych spektakli z udziałem gorzowskich aktorek, a także moich koleżanek.

350 total views, 1 views today

[0]
0.00 zł Zobacz

Formularz zamówienia

NazwaCena
Anuluj
Better Pay - System sprzedaży dla WordPress!

Komentowanie zamknięte.