KULTURALNE WĘDRÓWKI EWY RUTKOWSKIEJ

Moich wędrówek ciąg dalszy

Siedzę znowu jak sowa na grzędzie i zastanawiam się, pisać? Czy nie?

Jeśli tak. To muszę napisać trochę słów na… nie tak.

Lubię chodzić w letnie niedzielne popołudnia na plac przed Filharmonią na tzw. „Pikniki Chopinowskie”. Propozycję takiego spędzania wolnego czasu wymyślił i zaproponował gorzowianom ówczesny dyrektor naszej filharmonii Mariusz Wróbel.

I początkowe  edycje poświęcone były  Fryderykowi Chopinowi. Potem do muzyki Chopina dodawano muzykę innych kompozytorów. I było to ok. Ale z czasem stawało się tak, że muzyka Chopina grana była np. w 1/3 programu.

Jeśli musi to być łączone, to może tak, aby większość muzyki na koncercie była to muzyka Chopina.

Ostatni  koncert (16.07), w którym zagrały mama i córka, panie Małgorzata i Marina Rusak, jest przykładem tego, że Chopin w tym koncercie był „szczątkowy”. Ja nie mam nic do pań artystek, tylko do zaproponowanego przez nie programu.

W tym roku nie jest to do naprawienia. Ale może w przyszłym roku filharmonia wróci do tego, o czym mówi tytuł?

***********

Tak się rozpędziłam, że też w tę samą niedzielę poszłam szybkim marszem na Scenę Letnią do Teatru. Tytuł koncertu: „Złote Przeboje – Tercet czyli Kwartet”  i nazwiska wykonawców, już samo to mówiło, że będzie to hit.

Wykonawcy z dość wysokiej półki: Hanna Śleszyńska, Robert Rozmus i Piotr Gąsowski, prowadzący koncert oraz 5-osobowy zespół muzyczny, towarzyszący artystom.

Na koncert przyszedł chyba „cały Gorzów”. Podobnie było kiedyś gdy pierwszy raz  był Andrzej Poniedzielski, wtedy z Magdą Umer. I jeszcze kiedyś, gdy była „Grupa MoCarta”. Ja wybrałam się na ten koncert z domu o 19.15. Koncert o 20.30.  Gdy przyszłam do Teatru (mam dość blisko), nie dostałam już  nawet krzesła „wysupłanego” z zakamarków Teatru. Gdybym je nawet zdobyła, miałabym dylemat, gdzie je postawić, aby coś widzieć. Stanęłam z tyłu przy ścianie, na niewielkim podwyższeniu, mając nadzieję, że dam radę. Przecie koncert dopiero za przeszło godzinę. No i potem chyba ze dwie godziny. A sił we mnie już coraz mniej.

Publiczność nadal przybywała i  przemieszczała się przed nami stojącymi przy ścianie w te i wewte, w poszukiwaniu jakiegoś miejsca. Tłok robił się coraz gęstszy.

Obok mnie dwie panie ze względu na brak powietrza, najpierw przykucnęły, a potem się wyniosły z tego przecie „wygodnego” miejsca. Przez furtkę  nadal napływali nowi. Ale też i wybywali. Może na koncert na rynek? Tam śpiewała podobno rewelacyjnie Natalia Sikora. Ja przy tej moje ścianie wytrzymałam niecałą godzinę. Ale razem, to stałam przecie ponad dwie godziny. Taka stojąca kultura to już nie dla mnie. Bo na dodatek nic mnie, z tego co się działo na scenie nie porywało. I według  mnie ten dysonans między nagłośnieniem zespołu muzycznego a solistami był zbyt duży. Więc tekst docierał  nieczytelny. Może dlatego tak „darł” się konferansjer?

Kiedyś lubiłam to Trio. Jednak i oni się „zestarzeli”. Wiem, było to jakieś resume z 30-lecia. Więc były i „stare kawałki”. Nie widziałam wszystkiego, może to się dobrze rozwinęło? Miałam też wrażenie, że pani Śleszyńska była przesuwana  gdzieś na „drugi plan”. Padły nawet adekwatne słowa: „Co ty tu robisz”? Miało to być śmieszne i była to na pewno część programu. Ale nie było tu nic do śmiechu. I tak nawiasem, najwięcej było Piotra Gąsowskiego, wiem, że jako konferansjer, to „takie jego zbójeckie prawo”. Może pamięć mnie myli, ale drzewiej było inaczej…

Poszłam sobie, bo nie dawałam rady stać po ścianą. Ale nie żałowałam, że opuszczam coś… wielkiego.

Ewa Rutkowska     

 

 

276 total views, 1 views today

[0]
0.00 zł Zobacz

Formularz zamówienia

NazwaCena
Anuluj
Better Pay - System sprzedaży dla WordPress!

Komentowanie zamknięte.