SONIA WARSHAWSKI – POLKA W AMERYCE

So

Sonia Warshawski przeżyła trzy obozy koncentracyjne: Majdanek, Auschwitz- Birkenau i obóz w Niemczech. Ma 93 lata. Mieszka w  Ameryce w stanie Kansas. Prowadzi zakład przeróbek krawieckich. Jeździ samochodem. Spotyka się z młodzieżą, której opowiada o historii i o tym, że trzeba kochać ludzi.

Sonia rozmawia po polsku, zdarza się, że niektóre wyrazy jej umykały, gdy podpowiadałyśmy, za każdym razem dziękowała. Czasem mówiła po angielsku, a po jakimś czasie przechodziła na polski. W domu rodzinnym rozmawiała po hebrajsku. Angielskiego nauczyła się w Niemczech, po wypuszczeniu z obozu. Po przyjeździe do Ameryki umiała się porozumieć ale dobrze nauczyła się mówić, po kilku latach życia w Stanach.

– Urodziłam się w Polsce w województwie lubelskim w Międzyrzecu Podlaskim 11. listopada 1905 r. – teraz to jest święto Niepodległości.

Moje żydowskie imię to Sara, a polskie – Sonia. Nazwisko rodowe Grynsztejn. Po mężu  Warsahwski.

Bardzo często myślę o Polsce, bo tam się urodziłam. Jest coś takiego, że w miejscu, w którym człowiek się urodził – coś pozostaje.

Najważniejsze co chcę Wam powiedzieć, jest to, żeby nigdy nikogo nie oceniać, nie dzielić ze względu na pochodzenie czy wiarę. Teraz jest w ludziach dużo nienawiści i to jest bardzo niedobre. To co ja przeżyłam było straszne ale ja nie czuję do nikogo nienawiści. Trzeba pamiętać, że jeżeli jeden człowiek, a może kilkadziesiąt czy więcej ludzi jest złych, to nie wszyscy są tacy. Ludzie są naprawdę dobrzy.

 Sonia prowadziła monolog. Wydawało się, że stałyśmy się dla niej inspiracją, ponieważ przyniosłyśmy powiew ojczyzny – Polski. Co chwilę przypominała, że bardzo się cieszy z naszej wizyty.

Na pytanie, które z państw, Polskę, Izrael czy Amerykę uważa za swoją ojczyznę, odpowiedziała, że jest coś takiego, że tam gdzie się człowiek urodził coś pozostało. Kocham Polskę, kochałam Jana Pawła II – to był wspaniały, mądry człowiek. Mojego kraju w ogóle nie było, Izraelczycy byli rozproszeni po świecie, natomiast w Ameryce dobrze mi się żyje. Tak naprawdę, ojczyznę człowiek ma w swoim sercu.

– Przeżyłam trzy obozy koncentracyjne. Najpierw byłam na „Majdanku” w Lubinie, potem w Auschwitz Birkenau, na końcu w obozie na terenie Niemiec, w którym nie było krematorium, bo Niemcy nie chcieli mieć na swoim terytorium obozów zagłady, rozmieszczali je w różnych krajach m.in. w Polsce.

Ludzie rozsądni, znający historię określają miejsca kaźni, niemieckimi obozami śmierci. Nie inaczej. Jeżeli mówią inaczej – to jest już polityka.

W obozie w Majdanku byłam z mamą, którą po jakimś czasie zawieźli do Tremblinki, a tam wiecie co było. Krematorium. Mojego tatę i brata też Niemcy zabili. Siostrze udało się uciec i ja też przeżyłam. To był cud.

W obozach widziałam straszne rzeczy. Jedna z kobiet – gestapo,  była tak okrutna, że za karę wrzucała dzieci do szamba i tam ginęły.  Jednak nie wszyscy Niemcy byli źli. Niektórzy chcieli nam pomagać ale nie mogli. Wśród złych Niemców byli także źli Żydzi, Ukraińcy czy Polacy. Ale nie wszyscy są źli. Nie wolno ludzi oceniać czy dzielić ze względu na rasę czy wiarę. Nie wolno kierować się nienawiścią.

 Gdy wybiła godz. 16, pracownica Soni, zgłosiła, że kończy pracę. Sonia przeszła do pracowni, stanęła za biurkiem i przygotowała wypłatę. Potem poprosiła nas do tego pomieszczenia, aby pokazać fotografie. Spojrzałyśmy na zdjęcie w ramce ustawione na komodzie. Na fotografii był młody przystojny mężczyzna, podobny do Adriena  Brody’ego grającego rolę Władysława Szpilmanna w filmie „Pianista” Romana Polańskiego.

– To mój mąż. Zmarł 27 lat temu. Od tamtej pory mieszkam sama. Odwiedzają mnie dzieci, wnuki i prawnuki. Prawnuczkę, tę baletnicę widziałyście na zdjęciu w gabinecie, ma 11 lat. 

 Rozejrzałyśmy się po ścianach. Na trzech z nich oprawione wisiały Prawdy Wiary i  Dekalog  w języku angielskim. Obok jednego z nich namalowana gwiazda żydowska.

W wielu ramkach oprawione artykuły z gazet ze zdjęciami Soni. Wskazała ręką na podpis pod  zdjęciem i cytat jej wypowiedzi, który brzmiał: „ jeżeli jest gdzieś piekło, to wiem, że Bóg już mnie tam nie wyśle, bo w jednym już byłam”.  W momencie gdy uniosła rękę spod rękawka wyłonił się wytatuowany numer. Ja tego nie zauważyłam, ale zatrwożyłam się gdy posłyszałam nagły szloch Oli, która schowała się za ścianą i płakała. Sonia, jakby tego nie widziała, poprosiła mnie do gabinetu. Usiadłyśmy na kanapie. Ola  po chwili weszła do nas, przepraszając, za zachowanie.

– Pierwszy raz zobaczyłam kogoś, kto ma wytłoczony numer obozu koncentracyjnego. Zawsze widziałam takich ludzi tylko w telewizji. I chyba ta prawda dopiero do mnie dotarła.

Ola nie mogła zrozumieć i pojąć, że tak straszny los gotuje człowiek człowiekowi.

– Olu, widzę, że jesteś bardzo dobrą, wrażliwą osobą. Dlatego spotykam się z młodymi ludźmi. Oni naprawdę są zainteresowani tym co mówię, dziękują, że wpływam pozytywnie  na ich życie, twierdzą, że ja ich zmieniam.

Sonia spojrzała na numer na ręce.  – Teraz wam powiem o tym numerze. To jest coś niesamowitego, taki dziwny zbieg okoliczności. Gdy przyjechałam z niemieckiego obozu do Ameryki, otrzymałam Social Security Number / rodzaj PESELU/ , okazało się, że trzy pierwsze cyfry są cyframi obozu koncentracyjnego, które mam wytatuowane. Wtedy, gdy w obozie nabijali mi numer, obok nakłuwali gwiazdę żydowską. Moja gwiazda jest tylko w połowie wytatuowana, ponieważ zabrakło im tuszu i mam taką niedokończoną.

Wanda Milewska i Aleksandra Milewska

 

 

 

 

2,190 total views, 1 views today

[0]
0.00 zł Zobacz

Formularz zamówienia

NazwaCena
Anuluj
Better Pay - System sprzedaży dla WordPress!

Komentowanie zamknięte.