Szacunek, dbałość, docenianie, nauczanie przez wzorce i pozytywne postawy. Tak w skrócie określam amerykańską edukację. Dobro dzieci i młodzieży są nadrzędnym celem, począwszy od bezpieczeństwa na drodze.
W momencie, w którym kończą się lekcje, zmieniają się zasady ruchu drogowego. Pierwszeństwo mają szkolne autobusy, którymi dzieci są dowożone do placówki, a potem odwożone. Żaden samochód nie może wyprzedzić takiego autobusu, podczas jego postoju. Samochody się zatrzymują, a kierowcy ruszają dopiero wtedy gdy są pewni, że wszystkie dzieci są bezpieczne. W tym czasie na drogach obowiązują także inne znaki drogowe, nakazujące zwolnioną prędkość. Nie ma możliwości żeby szkolny autobus zderzył się z innym pojazdem, bo wszystkie pojazdy są podporządkowane szkolnym.
Na przejściach, nawet tam gdzie jest sygnalizacja świetlna pracują wolontariusze w różnym wieku. Przeprowadzają uczniów, którzy wracają pieszo do domu.
Święto nauczyciela obchodzone jest w maju przez cały tydzień. Każdego dnia uczniowie przynoszą różne drobiazgi, m.in: kwiaty, prezenty i laurki, dziękując pedagogom za trud wychowania i nauczania. Przed budynkami szkół widnieją napisy przypominające o tygodniu nauczyciela.
Rodzice współuczestniczą w szkolnej edukacji jako wolontariusze, zgłaszając się kolejno do pomocy.
W każdej szkole jest możliwość rozwijania talentów artystycznych bez względu na to czy talent ktoś ma czy nie. Ważne, że chce spróbować. Jest taka możliwość. Uczeń pobierający naukę gry na instrumentach uczestniczy w koncertach w ciągu roku szkolnego i na zakończenie.
Przyjrzałam się próbie przed jednym z występów. Nauczyciel dyrygujący zespołem gitarowym cierpliwie znosił pomyłki grających, nie przerywał, prosił o ponowne wykonanie, a na zakończenie podziękował uczniom oklaskami i oczywiście uśmiechem.
Dziś w Oxford Middle School odbył się koncert symfoniczny, w którym muzykowało około 200. uczniów klas czwartych, piątych i szóstych. Na widowni zasiadło kilkuset słuchaczy, wśród nich rodzice, dziadkowie i rodzeństwo młodych artystów.
Zwyczajem dyrygenta przed rozpoczęciem koncertu jest dotknięcie smyczkiem czoła, a do mikrofonu cichutkie: szszszszsz. Muzycy także przystawili smyczki do czoła. Wtedy dyrygent policzył do trzech i koncert się rozpoczął.
Prezentowane były bardzo krótkie fragmenty muzyki klasycznej, m.in C. Debussego i Ludwiga van Beethovena, folku francuskiego i amerykańskiego czy motyw z „Gwiezdnych wojen”.
Pojawił się także zabawny epizod sytuacyjny. Podczas wykonywanego fragmentu „Ode to Joy”, kiedy miałam wrażenie, że jestem w Brukseli i słucham hymnu Unii Europejskiej, na salę wbiegł uczeń ze skrzypcami, poszukując krzesła ze swoim nazwiskiem. Parę miejsc było wolnych, aż chciało się krzyknąć: – siadaj chłopcze na pierwszym wolnym. On uparcie poszukiwał biegając między muzykami. Wreszcie znalazł, usiadł, wyjął skrzypce i smyczek. I…… . zagrał ostatnią nutę. W każdym razie, na zakończenie jeden utwór wykonał wspólnie z orkiestrą.
Dyrygent wszystkim serdecznie podziękował, uśmiechając się zgodnie z tutejszymi zwyczajami.
Dzięki takiemu podejściu pedagogów, żaden uczeń się nie stresuje. Wiadomo, że nie każdy jest utalentowany ale ma możliwość poszukiwania, spróbowania i dokonywania wyboru. Spośród około 200. muzykujących, może wyłoni się kilku prawdziwych muzyków, a może tylko jeden. Natomiast pozostali będą wspominać z radością, że choć przez chwilę byli artystami w orkiestrze.
/Są to moje spostrzeżenia z rejonu środkowej Ameryki./
2,040 total views, 2 views today