Zdj. okładki „Nie słuchajcie Alojzego Kotwy” wyd. w 1979 r. przez PIW.
Weronika Kurjanowicz – o książce Dariusza Aleksandra Rymara, „Przegrałem jako żołnierz. Zdzisław Morawski (6 IX 1926 – 28 X 1992) biografia polityczna”, wyd. Akademia im. Jakuba z Paradyża w Gorzowie Wielkopolskim, Gorzów Wlkp. 2020.
Mam przed sobą historię człowieka, który bardzo umiejętnie zbudował swoją wielkość, wykorzystując sprzyjające (a nawet niekorzystne) dla siebie okoliczności. Krystyna Kamińska, odczytując ten los, określiła go jako tragiczny. Moje zdanie jest inne: widzę w tym materiał nie na „wielką powieść”, lecz — w ręku zręcznego reżysera — na sensacyjny film. Nie umiem bowiem znaleźć w tym żadnej wielkości. Mieszkałam, żyłam i pracowałam w Gorzowie Wlkp. przez wiele lat równolegle z Morawskim, widywałam go w okolicznościach oficjalnych. I raz tylko rozmawialiśmy, kiedy to w stanie wojennym zatroskałam się o to, jak daje sobie radę z wykarmieniem dużego psa. Poza tym żyliśmy w oddaleniu, nie czytywałam jego książek, nie zachwycały mnie także jego wystąpienia publiczne.
Dariusz Rymar, badacz historyk, układa na podstawie dostępnych dokumentów biografię polityczną tego człowieka. Unika więc pełnej charakterystyki środowiska rodzinnego i społecznego Zdzisława, przytacza zaledwie parę opinii o jego ojcu i braciach i o rzekomej ideowości tych ludzi. W swej skrupulatności badania dokumentów zauważa, że są w nich niejasności i uniki, które świadczą o krętactwach w przekazywaniu informacji. Na początku omawianej książki pojawia się fotografia przystojnego młodego mężczyzny o twarzy zuchowatej, naznaczonej pewnością siebie. Z przeglądanych akt wynika, że urodził się w Aleksandrowie Kujawskim, ale już daty urodzin są różne, jak również różnią się zapisy nazwiska rodowego. Młodzieniec ma 19 (lub 20) lat, różne doświadczenia z okresu wojny -podaje w swoich życiorysach i ankietach personalnych coraz to inne fakty. Szuka pracy w nowych warunkach społecznych i politycznych. Co ma do zaofiarowania? Przede wszystkim już zapisał się do PPR, „ukończył 7 działów szkoły powszechnej”2. Z ilości dokumentów odnalezionych w archiwach wynika, że zwracał się głównie do różnych placówek aparatu partyjnego. Znajdujemy też podanie o przyjęcie do służby Bezpieczeństwa Publicznego, datowane 5 VI 1945 (w WUBP pracował już wtedy jego młodszy brat Henryk — jak podaje zainteresowany). Pracę w UB otrzymał w Szubinie, lecz nie na długo, bo po 2 latach zostaje zwolniony za powtarzające się niesubordynacje (awanturę po pijanemu, uwikłanie się w przyswojenie rzeczy pochodzących z rewizji). Po tej próbie przenosi się do aparatu partyjnego PPR i następnie PZPR. Korzysta z różnych szkoleń, gdyż jest dla władz zwierzchnich jednostką obiecującą. Spełniał te oczekiwania, kiedy angażował się w rozliczne „czystki” , także w Gorzowie. Ale w naszym mieście zaczepił się na krótko, gdyż jego cel był wyżej. Latem 1950 roku zaszedł do KC PZPR i mieszkania w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu. Wszystko „zepsuły” skargi żony i dokumenty o „dramatycznych okolicznościach” w życiu rodzinnym. Wtedy odświeżone zostały poprzednie przewinienia i ze stolicy musiał się wynieść. Doszło jakieś „omyłkowe” aresztowanie i odebranie legitymacji partyjnej; protektorzy zawiedli. Jest też domniemanie, iż uznano go za „rewizjonistę” (potem sam ten zarzut zręcznie podtrzymywał).
Zdzisław wypada z łask i nie może znaleźć pożądanej pracy. Czy w stanie desperacji, czy może dla zamanifestowania niezależności lub idąc za czyjąś radą – we wrześniu 1954 roku podejmuje pracę fizyczną w Strzelińskich Kamieniołomach Drogowych, a po 8 dniach ulega poważnemu wypadkowi. Które to zdarzenie uczyniło 29-letniego silnego człowieka inwalidą do końca życia. Musiał urządzić się jakoś inaczej: uzyskał rentę, zwrot legitymacji partyjnej z zaliczeniem stażu i wreszcie w 1959 roku — rehabilitację.
Teraz trzyma się Gorzowa (gdzie mieszkają jego rodzice) i Zielonej Góry. Tu błyskawicznie daje się poznać jako pisarz i zaczyna pełnić coraz więcej funkcji publicznych. Bohater odkrył o sobie nową prawdę: był ofiarą okresu „błędów i wypaczeń”, oczyszczony – może nadal służyć prawdziwej idei. Czy wypadek w kamieniołomie ujawnił w Morawskim nieodkryty dotąd talent literacki, pozostaje dotąd zagadką psychologiczną. Moim zdaniem miał talent do konfabulacji, w szczególności do tworzenia własnego wizerunku, wielkości i ważności. Dużo pisze i znajduje wydawców, sam przedstawia swoje książki na różnych spotkaniach autorskich. I tak właśnie powstaje „Stolik nr 1 ” w miejscowym Empiku. Dariusz Rymar do charakterystyki poziomu ówczesnego życia kulturalnego w Gorzowie nie mógł mieć wielu dokumentów. Był to bowiem czas inicjatyw raczej nieformalnych, a kiedy je opisywano w sprawozdaniach, czyniono tak, żeby podobały się one partii. Ja wtedy już byłam cząstką tego środowiska z racji swego zawodu i mogę zaświadczyć, że nie była to pustynia, którą ożywił dopiero Zdzisław, utalentowany pisarz i jego akolici. Widywano go w miejscach publicznych i czytywano w prasie o sukcesach. Nie dostrzegano drobnych oszustw i rozlicznych matactw, choćby z datą urodzenia czy też że mieszkał stale w Gorzowie od roku 453. Morawski i towarzysze ze „stolika” uważali się za opozycję wobec „doktrynerstwa” partyjnego; chełpili się rzekomą niezależnością polityczną; zręcznie włączali się w konflikty gorzowsko -zielonogórskie; zasłużyli się jako założyciele Gorzowskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, wpisując nawet moje nazwisko do składu zarządu — bez mojej wiedzy i zgody. Aż Morawski dotarł na szczyt kariery – w 1979 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim.
Zachęcam do przeczytania dalszych rozdziałów, szczególnie ostatniego zatytułowanego „Przegrałem jak żołnierz” i przytoczonej w nim opinii Morawskiego o wyborach z 1989 roku: ” Wytworzyła się sytuacja jak w Tangu Mrożka: zwycięstwo prymitywu nad intelektem było nieuniknione (podkreślone w oryginale)4. Tylko do dziś nie mogę pojąć, kogo w tych rolach miał na myśli i gdzie sytuował siebie.
Tak rósł i pęczniał balon chwały Zdzisława Morawskiego. Aż przekłuł go swoją książką Dariusz Rymar.
A jest to książka, którą można by określić jako wzorcowy przykład literatury dziejopisarskiej. Autor skorzystał z licznych źródeł odkrytych w wielu archiwach polskich. Każde sprawdza przez jakiś inny zapis. Czyni to tak skrupulatnie, że nie mamy żadnych wątpliwości: ujawniane fakty są po prostu wiarygodne. Jeśli nie ma możliwości sprawdzenia, Autor to sygnalizuje i pozostawia bez własnych domysłów. W ogóle tych domysłów bardzo starannie unika. Podobnie – niewiele tu autorskich ocen. Jedyną, ale niezwykle celną jest tytuł, zresztą ocena własna bohatera — cytat z jego wywiadu, słowa bardzo pompatyczne i charakteryzujące jego pewność siebie. Po poznaniu faktów odczytujemy ten tytuł jako ostrą ironię badacza. Podtytuł „biografia polityczna” pochodzi od Rymara i już nie zawiera żadnej opinii. Jest trafny, ale chętnie sformułowałabym go jako „biografia małego hochsztaplera”, gdyż historia człowieka budującego swoją wielkość na różne sposoby odkrywa jego małość, miałkość i w istocie – słabość.
Dodam jeszcze, iż jest to publikacja bardzo cenna i potrzebna z wielu powodów. Oparta na dokumentach: aktach osobowych, wypowiedziach prasowych, fragmentach dziennika Morawskiego, fotografiach i skanach- jest wiarygodna i odkrywcza. Dodatkowo – staje się pokazem, jak w tamtych czasach fałszowano różne dokumenty dla sobie tylko wiadomych matactw5.
Można jeszcze powiedzieć, że Autor w pewnym stopniu wychodzi poza opisywany okres historyczny, pokazując to, co zdarza się ciągle — wyrastanie mitu, mechanizm tego zjawiska, autokreację oraz kreacyjne zabiegi innych, którym jest to na rękę.
Weronika Kurjanowicz
1 Dariusz Aleksander Rymar, „Przegrałem jak żołnierz” Zdzisław Morawski (6 IX 1926 – 28 X 1992) — biografia polityczna, Gorzów Wlkp. 2020.
2 op.cit., s. 39.
3 op.cit. s. 92
4 op.cit. s. 142
5 Przykładem może być wspomniany w przypisie 267 (na s. 105) Protokół z zebrania założycielskiego GTSK, dnia 25.IX.1970. Zachowuje on wszelkie pozory wierności, liczy 4 strony, każda z nich podpisana przez protokolanta. Ale np. nie ma załączonej listy obecności; przy opisie wyborów zarządu GTSK czytamy, iż ustalono, że będą one jawne, przez podniesienie ręki; jednak nie zapisano, czy było to głosowanie na odczytaną listę (w domyśle — skomponowaną przez jakieś władze), czy indywidualnie — na wskazane osoby. A już zupełnie nie odnotowano, jak wyłoniono komisję rewizyjną oraz sąd koleżeński. Ja przejrzałam ten protokół, ponieważ znalazło się w nim moje nazwisko, podczas gdy nie tylko nie uczestniczyłam w zebraniu, ale z tym stowarzyszeniem nie miałam nic wspólnego.
Weronika Kurjanowicz – znana gorzowska polonistka, ur. się 31 października 1927 r. w Grodnie. Przez wiele lat uczyła języka polskiego w Zespole Szkół Ekonomicznych, w którym była także dyrektorem. Wydała m.in samouczki ortograficzne, tomik opowiadań, była korektorem wielu publikacji. Współpracowała z „Nadwarciańskim Rocznikiem Historyczno-Archiwalnym” , a także z lokalnym radiem, w którym prowadziła audycję „Ugryź się w język”.
1,091 total views, 1 views today