HISTORIA PEWNEGO OGRODU W CZASIE PANDEMII

MaRZ1MARZ7marz4marz

Tekst i foto Marzanna Leszczyńska

Lubię duże drzewa. Właściwie oprócz olbrzymiego włoskiego orzecha, który zabierał wszystko i nie dał innym roślinom żyć żadnego drzewa nie wycięliśmy. Te, które wypadły- albo uschły ze starości albo bardzo chorowały. Zawsze gdy zwracaliśmy się o pomoc do fachowców a ci sugerowali wycinki, rozstawaliśmy się. Nie potrafiłabym obudzić się w całkiem innym ogrodzie, gdzie po starym nie byłoby śladu.

Nie lubię ogrodów zbyt słodkich, bardzo kwiecistych, przeładowanych figurami kamiennymi, fontannami, ufryzurowanych sztucznie. Ogród powinien być jak najbardziej podobny do naturalnych uroczysk.

Latami trwał mój spór z mężem o oczko wodne i rzeczkę. On chciał, ja kategorycznie nie. Andrzej to nawet zbudował, ale przez 8 lat nie popłynęła tam żadna woda, a dla mnie to była po prostu kupa kamieni, którą kiedyś sama rozwaliłam. Żal i pretensje po tym nie miały końca i w gruncie rzeczy aby sytuację zaognioną przygasić musiałam się na coś zgodzić. Zgodziłam się na oczko wielkości studzienki. Wezwaniu chciał sprostać pewien pan Jan, ale poddał się. Pan Jan pozostawił po sobie ceglane murki wzdłuż dwóch ścian domu, które ograniczyły szpalery lawendy i hortensji i  zakupiony materiał na taras oraz ziemię całą  jej stertę . Pan Jan ciężko się rozchorował i wszystko zostawił rozgrzebane. To oczko okazało się prawdziwą zmorą, minęły trzy sezony a my nie zaglądaliśmy do ogrodu. Hałda ziemi zaczęła porastać chwastami. Dopiero pani Beata Urbańska znalazła sposób – postawiła tam ogromny kamień, po którym spływa woda a pan Zieja z Poznania ułożył mini strumyczek z łupek i spowodował, że zaczęło to przypominać naturę a woda zaczęła krążyć i przestała znikać. Teraz pojawia się tu dużo różnych ptaków, które urządzają sobie kąpiele w strumyku. Mój syn Witek ma pokój nad tą częścią ogrodu więc śpi z przyjemnością, bo słychać jak szemrze strumyczek a ptaszki śpiewają, oj pięknie śpiewają ( jest nawet słowiczek). Przy strumyku i ogromnym kamieniu  jest wiele ciekawych roślin: brzoza, srebrny świerk, świerk szczepiony na nóżce, cedr, jarzębina, irysy, konwalie, funkie i wiele ich rodzajów, cisy, ogromny perukowiec, dereń o kwiatach jak narcyzy ale w rozmiarze XXL, goździki i inne rośliny okrywowe. Obok oczka nie zabrakło niezapominajek. Długo ta część ogrodu choć ładna nie mogła się przyjąć do przesiadywania. Wszyscy z tego zakątka uciekali w inne miejsce. Myślę, że z powodu bliskości ulicy nie czuło się intymności,  towarzyszyło wrażenie „bycia na patelni”. Teraz wiosną przeniosłam tam huśtawkę na stelażu, bo odkąd ułożyliśmy trawę z rolki, ta huśtawka bardzo ją niszczyła. I to było trafne posunięcie. W tę huśtawkę można się zatopić, ona chowa cię przed ulicą a jednocześnie jesteś nad tą wodą i przy tych roślinach, fajnie się tam czyta.

Prawie od 30 lat siedzieliśmy i grillowaliśmy  w tym samym miejscu – kiedyś pod gruszą teraz pod lipą. Tu na okrągłym tarasie zbudowanym z kręgów większych i mniejszych stoi rattanowy stół z rattanowymi fotelami blisko schodów do domu.

Na ścieżki granitowe czekałam 25 lat. Nie chciałam betonowych. Stąpanie boso po naturalnym kamieniu to nie to samo co po betonie- powie o tym dużo każdy naturoterapeuta.

Działka nie jest duża bo 8 arów, położona na lekkiej skarpie dała możliwość wygospodarowania wielu zakątków. Właściwie może się zaszyć w ogrodzie wiele osób i nie będą one sobie przeszkadzały i nie będą się widziały. Pięć lat temu zaczęliśmy zagospodarowywać domek narzędziowy i przerobiliśmy go na letnią kuchnię. Moja babcia miała letnią kuchnię,  w której toczyło się życie o  letniej porze a wspomnienia tego czasu nigdy nie przeminą. Kuchnię nazwaliśmy „Pod jelonkiem”. W środku jest po wiejsku i można tam ugotować obiad na prawdziwej kaflowej kuchni, w której palimy drzewem. Obok kuchni rosną malwy, stokrotki, fiołki, bratki i poziomki. Koło kuchni letniej jest niewielki górski skalniak a na nim same kosodrzewiny, irgi i kostrzewy a nad nimi potężna już leszczyna purpurowa wszak jesteśmy Leszczyńscy .

Tak więc mam nie tylko parę kroków do lasu ale mam też parę kroków do wiochy a wszystko blisko centrum Gorzowa. Do kuchni przylega schowek na rowery i

narzędzia położony na skarpie więc powstał tarasik i to już wyzwanie na przyszłość bo mamy pomysł kolejny.

W dolnej części skarpy rosną krzewy owocowe, tam też moi chłopcy ułożyli schodki.

Kwarantanna uaktywniła naszą rodzinę w ogrodzie. Dzięki temu czasowi dużo przemyśleliśmy i dużo wykonaliśmy sami. Pewnie parę lat minęłoby zanim doszlibyśmy do punktu w jakim teraz jesteśmy. Dzięki temu miejscu okres zamknięcia i izolacji minął jak z bicza strzelił. Teraz możemy pracować, czytać i uczyć się w pięknej scenerii, w ciszy, bezpiecznie . Tutaj też jadamy i przyjmujemy gości. Sama zaprojektowałam płot a zainspirowały mnie włoskie balkony. Tylko z murem, który biegnie dookoła posesji mamy dużo kłopotu, bo ciągle pęka. Zagospodarowaliśmy to co było, a niestety nie zawsze pozostałości są dobrze zrobione. Woda, która spływa po skarpie różne cuda z tym murem wyprawia, zwłaszcza teraz, gdy jest jasny wygładzony i wykończony cegłą.

Rośliny też potrafią swoje. Posadzona od sąsiadów trzmielina tak się zrosła z siatką, że stworzyła niesamowity naturalny żywopłot, tyle że to cudo widoczne jest u sąsiadów z naszej strony zupełnie nie.

No cóż ogród jak dom powstaje przez całe życie. Kolejne lata, podróże, możliwości zmieniającej się rzeczywistości otwierają nowe drzwi do skrzynki z pomysłami.

696 total views, 1 views today

[0]
0.00 zł Zobacz

Formularz zamówienia

NazwaCena
Anuluj
Better Pay - System sprzedaży dla WordPress!

Komentowanie zamknięte.