Po raz kolejny i to w dość krótkim czasie odbyłyśmy tradycyjne spotkanie osób pozytywnie, lekko zakręconych. A nasze spotkania to imieniny, urodziny, rocznice ślubów czy poznania się i wiele innych czasem wymyślonych.
Tym razem okazja z prawdziwego zdarzenia. Całkiem realna: imieniny Henryki, która po raz drugi nas zaprosiła. Z chęcią skorzystałyśmy i przyszło nas już nie cztery ale w tym roku – sześć.
Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat znalazłam się w starej części miasta. Zachwyciły mnie secesyjne kamienice z ozdobnymi motywami roślinnymi czy ornamentami płaskorzeźb. I tylko bujna wyobraźnia wspomogła moje widzenie piękna ludzkiej twórczości. Wewnętrznym spojrzeniem odnowiłam te budowle i przywróciłam ich świetność sprzed lat.
A wracając do realu: spotkałyśmy się wszystkie w miejscu ozdobionym urokiem lawendy i wrzosu, przysiadłyśmy na ławeczce i w tempie ekspresowym pomarzyłyśmy indywidualnie aż do momentu przyjazdu piątej i szóstej uczestniczki dzisiejszej uroczystości.
Ruszyłyśmy w kierunku kamienicy, w której czekała na nas Henia. Akurat ten dom, w którym od kilkudziesięciu lat ona mieszka, wybudowany został bez balkonów ale już ten obok ma balkonowe dzieła sztuki. Jednak Henia nie narzeka, bo niedawno do jej budynku dostawiono całkiem duże balkony a do tego z widokiem na zadbane, ukwiecone ogrody. Oprócz tego sama też zadbała o roślinność w zasięgu ręki, którą może podziwiać siedząc w bujanym fotelu.
Słońce i cudowne niebo rozjaśniły jej imieninowy dzień. Z balkonu do stołowego pokoju wcale nam się nie spieszyło. Dopiero gdy naszym oczom ukazał się przepysznie wyglądający bezowy tort poczułyśmy chęć dorwania się do niego i to w dosłownym znaczeniu.
Zajęłyśmy miejsca przy stole a jedno pozostało puste. Czyżby Henia się przeliczyła w ilości osób? – pomyślałam. Na odpowiedź długo nie czekałam. Po kilku telefonach, które Henia z radością odbierała bo niosły moc najserdeczniejszych życzeń, ktoś zapukał do drzwi.
I pojawił się kolejny gość. Elegancka sąsiadka z dołu.
Henia przedstawiła: – to Bogusia – moja wybawczyni z różnych trudnych sytuacji – mówiła Henia. A to: (przedstawiała nas w kolejności zajmowanych miejsc): Basia, Mona, Ania, Ula, Ania, Wanda.
I się zaczęła impreza. Henia wyjmowała asy z rękawa: – Kto pokroi tort? – Bo ja na pewno nie – zdecydowała Solenizantka. Anna „Duża”, pod kierunkiem Anny „Małej” podjęła się dzieła i doskonale im to wyszło. Henia ruszyła do pokoju obok i zaczęła wynosić kolejne wypieki, które jak się okazało wszystkie sama przygotowała: pierwszy po torcie wjechał „Sernik, bez sera” następnie ciasto makowo-kremowe – „Niebo w gębie”i w kolejności „Ambasador inaczej” a potem biszkopt z owocami „Maliniak”. Napoje także były, każda mogła sobie zrobić kawę czy herbatę ale największym powodzeniem cieszyła się woda w dzbanie z ziołami i cytryną. Henia była uradowana, że ją wymyśliła. Ula próbowała rozbawiać towarzystwo wyjaśniając tajemnice swojej kobiecości, przy czym nie jest to pieczenie, gotowanie czy sprzątanie. A kobieca naprawdę jest, oj jest. Mona dbała by każda miała ciasto na talerzu. Ja dokumentowałam robiąc foty. Barbara zaszalała z butelką wina. Henia powiedziała, że jest to wino czerwone półsłodkie specjalne dla kobiet, takie doradził jej sprzedawca, bo sama nie mogła się zdecydować.
Najdłuższe było oczekiwanie choćby na kroplę tego trunku. Barbara z tupetem chwyciła otwieracz i już się wydawało, że będziemy spożywać. Bogusia pierwsza zauważyła, że coś nie halo. – Może ja spróbuję – zaoferowała pomoc. Barbara się nie poddała, o nie tak szybko, ona wszystko potrafi. – Już, już tylko momencik. Ale puf, pokruszył się korek, już tylko połowa została w szyjce butelki. Zamieszania, śmiechu i hałasu było tyle, że nie wiem kto w końcu otworzył. Posłyszałam tylko okrzyk: – Och chyba odwrotnie kręciłam. Ale potem już kręciło się w odpowiednim kierunku.
Wszystko co miłe szybko się kończy, nasze spotkanie też dobiegało końca. Anna „Duża” zdecydowała, że zbierze naczynia i je umyje, aby zostawić porządek po nas. A przede wszystkim żeby ulżyć Heni.
– Absolutnie nie – zabroniła Henia. Przekomarzania przerwała pani Sąsiadka twierdząc, że Henia ma zmywarkę. Henia potwierdziła jej słowa ale w kuchni takiego urządzenia nie było. – Henia zbiera naczynia do miski i przynosi do mnie, nie ma najmniejszego problemu, po co nam dwie zmywarki, wystarczy jedna – zapewniła Bogusia, która chcąc zmienić temat wyjęła telefon i pokazała zdjęcie swego kota i męża. A potem przeszła do obrazów prezentujących ogród. To dopiero cacko! Raj na ziemi!
– A taka Sąsiadka – to wielki skarb – powiedziała Henia.
638 total views, 1 views today