Moje wspomnienie o Leszku Bończuku
10 października tego roku na niebiańskie połoniny, odszedł Leszek Bończuk.
Nietuzinkowy pracownik kultury. Chyba od kilku lat na emeryturze. Z wykształcenia muzyk. Nie bardzo wiem czy pracował choć trochę w swoim wyuczonym zawodzie. Może tak? Bo coś mi się „kołacze” z tyłu głowy, że jako muzyk pracował w Dębnie Lubuskim…
O odejściu Leszka, już przede mną napisano dość dużo. Czytałam piękne informacje Renaty Ochwat i Wandy Milewskiej. Chciałam i ja dołożyć swoją cegiełkę.
Ja Leszka pamiętam z Myśliborza. Bo tam się urodził i mieszkał. Ja wtedy pracowałam w Powiatowym Domu Kultury. I pamiętam krążącą wtedy anegdotę, którą opowiadał sam Leszek. Studiował w Poznaniu. Z Myśliborza było ich wtedy dwóch. Od czasu do czasu musieli tam dojechać. Zawsze im brakowało czasu. I wpadali do autobusu w ostatniej chwili. Czasem zniecierpliwionym pasażerom, na pytanie, dlaczego autobus jeszcze nie odjeżdża, kierowca odpowiadał: Jeszcze nie ma tych dwóch ze skrzypcami. W roku 1975 Leszek zaczął pracować w Gorzowskim Urzędzie Wojewódzkim, w Wydziale Kultury. Ja nadal pracowałam w Myśliborzu. PDK, został przekształcony w MOK – Myśliborski Ośrodek Kultury. Czasami spotykaliśmy się, bo Leszek przyjeżdżał do nas służbowo. Przyjeżdżał też dość często, bo był bardzo zaangażowany w upamiętnienie litewskich lotników w Pszczelniku, którzy tu zginęli w roku 1933, pomnik postawiono w 1935 ale na lata był zapomniany. W roku 1995 przy istniejącym pomniku umieszczono granitowy obelisk z opisem zdarzenia w czterech językach. I w tym wielką rolę odegrał właśnie Leszek Bończuk. Na uroczystość odsłonięcia obelisku miało przyjechać dużo ludzi. Leszek poprosił nas, pracowników domu kultury, abyśmy byli opiekunami grup Litwinów, biorących udział w tej uroczystości. I tu zdarzyła się zabawna historia. Litwini przygotowali dla różnych ważnych fisz chyba jakiś plenerowy poczęstunek. Już byli zorientowani gdzie są, więc chcieli się nas pozbyć. Krążyli po lesie, aby nas zgubić. Przez jakiś czas nie wiedzieliśmy: „Co jest grane”?. Ale po dłuższej chwili zostawiliśmy ich i zostaliśmy w tyle.
Jego konikiem były szkoły muzyczne. Był bardzo zaangażowany w powstanie Szkoły Muzycznej w Myśliborzu. Wydeptał chyba wszystkie ścieżki. I szkoła powstała. Wiem, że bardzo pomagał w powstaniu takich szkół i w innych miejscowościach naszego ówczesnego województwa. Drugim jego konikiem było upowszechnianie kultury romskiej.
Gdy w roku 1984 zaczęłam pracować w Wojewódzkim Domu Kultury w Gorzowie, spotykałam Leszka częściej. Było to także związane z pełnioną przeze mnie funkcją. (byłam głównym instruktorem ds. Amatorskiego Ruchu Artystycznego). Po śmierci Piotra Wołoszyna zaproponowano mi ten dział WDK. Wspólnie z Kuratorium Oświaty organizowaliśmy wyjazdy jurorskie w tzw. teren. Do domów kultury realizujących przeglądy ARA we wszystkich dziedzinach sztuki. Leszek jako muzyk i jako przedstawiciel Urzędu Wojewódzkiego, był zapraszany w skład tego gremium. Był też jurorem w wielu WDK-owskich muzycznych imprezach. Zawsze mogłam na Niego liczyć. Był życzliwy i pomocny. I bardzo kompetentny.
W roku 1978 Ela Kuczyńska z Rafałem Zapadką wymyślili ogólnopolską imprezę dla nieprofesjonalnych twórców piosenki, kompozytorów i autorów tekstów.
Z pomysłem tym udali się do Leszka Bończuka w Wydziale Kultury UW. Przecie na tę imprezę potrzebne będą pieniądze… I tym zajął się Leszek. I tak było przez lata. Gdy Ela odeszła z WDK, prowadzenie wszystkich spraw organizacyjnych, związanych ze SMAK- iem powierzono mnie. No bo byłam z Myśliborza. A impreza ta została umieszczona w naszym domu kultury. Byłam przy jej narodzinach…
Leszek jeździł do Warszawy. Spotykał się z Januszem Kondratowiczem, szefem ZAKR-u i ZAiKS-u. Potem długoletnim kierownikiem artystycznym SMAK-u i innymi ważnymi ludźmi. Wydeptywał schody w Ministerstwie Kultury… Tam poznał panią Adriannę Poniecką Piekutowską, z którą się zaprzyjaźnił i która pilotowała nasz SMAK. Zawsze było wszystko pozapinane na solidne guziki. A podczas imprezy, Leszek sekretarzował gremium jurorskiemu. Po obradach, pisał protokół i ogłaszał jeszcze nocą wyniki. Potem w tym pomagał mnie. Był bardzo aktywny we wszystkim, także w pozyskiwaniu sponsorów.
Po zakończeniu imprezy wspólnie pisaliśmy kolejne pisma do ważnych urzędów i instytucji. Czasem się zastanawiałam, czy dali byśmy radę ze wszystkim bez pomocnego i wszystkowiedzącego Leszka? Chyba jednak nie. Leszek umiał pisać pisma, aby był pozytywny rezultat. Ta umiejętność też była bardzo ważna.
Ja po ponad trzydziestu latach zrezygnowałam z organizacji tej imprezy. Leszek został nadal. Przejął po mnie pisanie rocznicowych folderów o imprezie. I zawsze mi je podsyłał. Tak sobie myślę, że na tym etapie bez Leszka SMAK by się rozpadł. To on wiedział co i jak? A gospodarze, choć bardzo chcieli być samodzielni, to jednak nie do końca im to wyszło.
W tym roku Leszek też miał pojechać na tę ważną kiedyś w naszym województwie imprezę. W tym czasie, gdy dopadła go choroba, był właśnie w sanatorium. Wydawało by się, że był na… leczeniu. Jednak nie poradzono sobie. Pomocną dłoń wyciągnął Janusz Dreczka, który pomógł przetransportować Leszka do gorzowskiego szpitala. Mimo zabiegów, nie udało się Go uratować.
Z niepotwierdzonych informacji od Jego przyjaciół, usłyszałam, że to mogła być sepsa?
Pogrzeb Leszka Bończuka odbył się 14 października. W tym czasie trwał SMAK w Myśliborzu, na który przyjechali znani Leszkowi artyści. I część bardziej zaprzyjaźniona z Nim wzięła udział w tej smutnej uroczystości. Była Ania Kondratowicz, którą w tym roku też zaproszono. Krzysztof Heering z żoną, i dyrekcja MOK. O Leszku można rzeczywiście długo mówić. I może z tego skorzystał jego dawny dyrektor w Wydziale Kultury UW Janusz Dreczka. Drugim mówcą, bardziej powściągliwym był Jego pierwszy dyrektor w tym urzędzie, Edward Korban. A na koniec w kilku słowach pożegnał Leszka, przyjaciel i też juror na SMAK-u, Leszek Szopa.
Leszek Bończuk miał 74 lata. Na pewno będzie Go brakowało przy różnych realizacjach. Był to „rasowy” pracownik kultury. Nietypowy urzędnik. Prawie nie było spraw, o których by nie wiedział. Pomagał, jeździł, pisał, załatwiał. Taki już był.
Leszku żegnamy Cię z żalem.
Te moje wspomnienia to tylko ułamek tego co Ty w swoim życiu robiłeś.
Zacytuję na koniec W. Szymborską „Życie choćby długie, zawsze będzie krótkie”.
Ewa Rutkowska
Gorzów 2023
395 total views, 1 views today