Foto Marzanna Leszczyńska
Relacja Marzanny Leszczyńskiej
Pogoda była taka w sobotę, że ścinało z nóg. W końcu przestałam ze sobą walczyć i ucięłam sobie drzemkę, przed planowanym wyjściem na recital Ewy Błaszczyk. Trwały przecież wyjątkowe „Dni Gorzowa” bo przypadały w 760 rocznicę urodzin miasta i atrakcji zaplanowanych było wyjątkowo dużo.
Spałam w najlepsze, gdy do sypialni nagle wszedł mój 17-letni syn Witek i oznajmił, że dostaje od znajomych zdjęcia płonącej katedry. Obudziłam się momentalnie i zarządziłam:
– Ubierajcie się! Jedziemy tam! I to już!
Była godzina 18.30.
Jechałam z przekonaniem, że zobaczę co się dzieje, będę świadkiem ugaszenia pożaru i zajmie to pewnie pół godziny.
Wtopiłam się w tłum ludzi i pochłonęło mnie to wszystko co się działo na parę godzin.
Ludzie stali i niczego nie rozumieli, patrzyli ze łzami w oczach. Nigdy nie widziałam tak wielu wzruszonych… mężczyzn. Za mną biegł aktor Cezary Żołyński widziałam jego przerażenie. Trudno było zrozumieć, dlaczego nie można tego pożaru tak długo ugasić? Potem była akcja z wynoszeniem wszystkiego z katedry. Jakaś młoda dziewczyna rzuciła nagle swoją torebkę, parasol, kurtkę przy taśmach zabezpieczających teren i pobiegła wynosić sutanny i obrusy ( rzuciła tylko: Niech tego ktoś przypilnuje!). Podnosiliśmy taśmy, aby śpieszący z dobytkiem mogli sprawnie go wynosić. Wyciągnęłam telefon, aby zrobić zdjęcia bo to wszystko zaczęło wyglądać nieziemsko. Ktoś niosący obraz z katedry powiedział oburzony, aby nie robić mu zdjęć. Nie chciałam być jak minister Radosław Sikorski na moście w Londynie podczas zamachu. Usłyszeliśmy, że już nie trzeba pomocy.
Zadaję sobie tylko pytanie:
– Dlaczego ta płonąca katedra wyglądała tak pięknie???!!!
Niedawno oglądałam zdjęcia z płonącego wieżowca w Londynie i ani razu nie przemknęło mi przez głowę, że są to ładne zdjęcia.
Tak, było w tym wydarzeniu dużo metafizyki, co tak głęboko ujął w kazaniu biskup Tadeusz Lityński na Błoniach Nadwarciańskich „The day after”(nazajutrz).
Cieszyć się w tym całym nieszczęściu, że nikt nie zginął i nie ucierpiał. Mądrą i potrzebną była decyzja o odwołaniu wszystkich imprez w mieście. Wielu ludziom należało to uświadomić. Stojąc w tym tłumie niestety nasłuchałam się i „więdły mi uszy”. Niestety niektórzy byli wyraźnie rozczarowani tym, że katedra…się tak wolno pali i że nie spaliła się doszczętnie. Właściwie to całe to wydarzenie zakłóciło co niektórym dobrą zabawę i ze znudzeniem zdenerwowani oświadczali, że idą na jakiś koncert, a kuchenna łacina padała bardzo często.
Moi drodzy czas się opamiętać i zdać wreszcie sprawę, że gdy się jest w tłumie to słychać co mówisz. Kultura, drodzy państwo kultura!
Od razu przypomniał mi się wiersz Czesława Miłosza „Campo di Fiore”.
Marzanna Leszczyńska
1,440 total views, 1 views today