Relacja Ewy Rutkowskiej
Kolejna odsłona festiwalu miała miejsce 8 i 9 lipca. Najpierw Krzysztof Daukszewicz, (satyryk, felietonista, tekściarz, poeta, piosenkarz, kompozytor, autor kilku książek i albumów z płytami) i jego program pt. „Nareszcie w Dudapeszcie”. „To najnowszy, autorski program, w którym artysta wyśmiewa absurdy dzisiejszego społeczeństwa, nawiązując do bieżących wydarzeń społecznych i politycznych…” Tak anonsowano ten koncert w programie Sceny. Publiczność, jak nazwał ją Daukszewicz „Nasza klasa 60+” dopisała tłumnie.
Od początku zawiązała się nić porozumienia, wspólnie śpiewali i pozwalali na „manipulowanie” sobą. Śmiech nie milknął, gdy opowiadał o absurdalnych rozmowach przez CB-radio, o swoich spotkaniach z tzw. menelami, o lapsusach polityków wszelkich opcji. Zaśpiewał też „Futurystyczną balladę”, przewidując „zamieszanie” w oświacie od pierwszego września.
Ten rok dla artysty jest bardzo ważny, bowiem obchodzić będzie zacne 70. urodziny, więc sam sobie napisał na tę okazję okolicznościowy wiersz. Była też smutna piosenka z morałem nawiązująca do historii Polski i wskazująca na niezaprzeczalny fakt, że nasz kraj, to „Jeden naród dwa plemiona”. Był też wiersz napisany na kanwie „Pana Tadeusza” pt. „A. Mickiewicz – K. Daukszewicz”.
Wieczór szybko upływał pod znakiem dobrego humoru i śmiechu. Oczywiście nie mogło się obejść bez bisów. Na koniec zaśpiewał bardzo nostalgiczną piosenkę zaczynającą się takimi słowami: „jeszcze jedna noc, jeszcze jeden dzień…”. A występ zakończył pewną mądrością: „dziś, to dar losu, który trzeba pięknie przeżyć”.
Brawa nie milkły, choć był mały „incydent”. Jednej z pań program się nie podobał, ale „torturowała” się do końca. Po co? Mogła nie przyjść, albo zwyczajnie wyjść wcześniej… .
Następnego dnia recital autorski pt. „Powieść o rozumnej dziewczynie” wg poezji Bolesława Leśmiana w wyk. Aleksandra Podolaka z gitarą. Artyście towarzyszył zespół muzyczny: Marek Zalewski – fortepian, Jerzy Dutkiewicz – kontrabas, Mariusz Lipiński – perkusja, na fagocie Rafał Dołęga – muzyk filharmonii zielonogórskiej. Informator tak m.in donosi o tym recitalu: „ Jest to historia, która się zdarzyła lata temu. Jest to opowieść o miłości, przemijaniu, o tym co nieuchronne… . Artysta posługując się słowami Leśmiana opowiada o swojej miłości. O uczuciu wspólnego życia w szczęściu i nieszczęściu – dozgonnym i wiecznym”.
Poezja Leśmiana to pewien niedościgły klimat, to piękne słowa o miłości wzniosłej i jakby nieziemskiej . I trzeba ją mówić na pewno z uczuciem, przeżywać „na jawie”. Ale aktor powinien wiedzieć, jak szeptem dotrzeć do wszystkich rzędów krzeseł. O tym uczą nawet na zajęciach dla instruktorów amatorskich zespołów teatralnych. A w tym programie teksty mówione były nieczytelne, nie docierały do każdego słuchacza. No może do kilku pierwszych rzędów… .
Bardziej nerwowi wychodzili po kwadransie, inni nieco później. Bo piękna była muzyka i pięknie zagrana. I dla niej warto było zostać do końca.
Zawsze powtarzam, że „poezja to trudna dziedzina sztuki” i do jej podania powinno się szukać dobrego klucza. Tandem z muzyką zawsze zdaje egzamin. Ale gdy główny bohater zawala, to zwyczajnie irytuje.
Ewa Rutkowska
1,485 total views, 1 views today