- Gorzowskie Spotkania Teatralne przeszły już do historii. Trwały od 10 do 16 listopada 2019 r. Było wesoło, refleksyjnie, smutno i zabawnie. Była edukacja i nostalgia. O tym jaki jest teatr, jaki powinien być. a jaki będzie, opowiadał w rozmowie z milpressem dyr. Jan Tomaszewicz, który od 17. lat zarządza gorzowską placówką kultury.
– Nic gorszego nie może się zdarzyć jeśli widz przychodzi do teatru dwa razy, pierwszy i ostatni. Widza można zrazić bardzo szybko. Bo jest wymagający, myślący i wrażliwy. Te cechy ma każdy z nas. I jeśli my artyści, potrafimy je poruszyć to on wraca – uważa Jan Tomaszewicz, podkreślając, że zadowolenie widza jest najważniejsze, dlatego rozmawia z ludźmi, którzy kupują karnety na spotkania teatralne, prosząc ich o opinie i oczekiwania.
Dyrektor twierdzi, że brane są także pod uwagę życzenia zapraszanych teatrów, przy okazji przypomniał sytuację, z czasów kiedy biorące udział teatry w Spotkaniach były oceniane i otrzymywały nagrody. Nie dobrze były widziane tego typu oceny, które sprowadzały się do tego, żeby ogłosić czy Krystyna Janda jest lepsza, Piotr Fronczewski czy np. Marian Opania. Teraz tego nie ma. Gdy Jan Englert dowiedział się, że nie ma ocen wtedy chętnie przyjechał. – Chcę żeby widz miał siedem dni radości podczas spotkań teatralnych – powiedział dyrektor.
Po zakończonych spotkaniach, pani przyszła zapisać się na karnet na przyszły rok. Ale to już na rezerwową listę. Obecny był przy tym Andrzej Seweryn, zdziwiony zapytał, czy już wiadomo kto wystąpi i co będzie grane. Dyr. Tomaszewicz odpowiedział, że nie ale ludzie już zaufali. Powstała między nami relacja zaufania.
Jeśli chodzi o tegoroczne Spotkania, nie udało się wystawić „Mszy za miasto” z Januszem Gajosem, ze względu na różne okoliczności. Natomiast pozostałe spektakle, które zostały przedstawione, łącznie ze spektaklem legnicko-gruzińskim, pokazały inny punkt widzenia teatru m.in. w odniesieniu do sytuacji politycznej, małych grup etnicznych czy mentalności innego narodu – w tym przypadku Gruzinów. A „Moskwa Pietuszki”, tu akurat było o słabości ludzkiej, nie o alkoholizmie a zarazem o obserwowaniu społeczności. W tych spektaklach zauważa się sceny, których na co dzień nie spostrzegamy bo nie mamy takiej potrzeby jak w Shirley Valentain o samotności, a przecież to jest bardzo ważny problem.
W przyszłym roku dyr. Tomaszewicz planuje wystawienie „Pomocy domowej” z Krystyną Jandą i Małgorzatą Kocik, aktorką z Gorzowa, która na scenie Osterwy stawiała pierwsze teatralne kroki. – Chcę żeby nasza aktorka wystąpiła i żeby nad Wartą pośmiać się warto – przyznał Tomaszewicz, zaznaczając, że chciałby aby planowane spektakle były również o relacjach społecznych ale bardziej komediowo.
Pojawią się także „Damy i Huzary” Aleksandra Fredry w reżyserii Artura Barcisia. Zapowiada się współpraca z wieloma teatrami, dyr. Tomaszewicz chce aby rok 2020 był o nieco innym spojrzeniu, pierwsza premiera będzie 7 marca Jacka Głąba „Gwałtu co się dzieje” także Fredry.
– Rozmawiam z wieloma teatrami, planując wiele komedii. Niektórzy zarzucają mi, że repertuar nie jest ambitny. Natomiast wiem, że sugestią widza jest oczekiwanie żeby chemia między aktorem a widzem była – mówił Tomaszewicz wspominając słowa śp. prof. Aleksandra Bardiniego, który powiedział: „w teatrze ma być trochę komedii, trochę dramatu a pośrodku Fredro”. – Uważam, że jest to piękna recepta dla wszystkich. A drugą sugestię dał taką: – pamiętaj, nie spełniaj swoich kompleksów artystycznych. Przyrzekłem profesorowi – mówił Jan Tomaszewicz – że to się nie zdarzy, choć kusi mnie nieraz żeby zrobić taki spektakl, którym krytycy teatralni byliby zachwyceni. Mamy wspaniały spektakl „Nieobecni” Jonasza Kofty w reż. Lewandowskiego ale widzowie orzekli, że owszem ciekawy ale smutny, chcemy czegoś innego. A wszyscy byli zachwyceni. Trzeba zdecydować czy robimy spektakl pod konkursy i festiwale, czy robimy teatr, na który ludzie będą przychodzić i obiecują, że wrócą po raz kolejny.
A teraz coś mniej poważnego ale jak ważnego dla widza. Kto by się spodziewał?
Na zakończenie rozmowy zapytałam dyr. Tomaszewicza w imieniu teatromanów, a może bardziej teatromanek, czy będzie lustro w szatni. Ponieważ u widzów pozostał bezwarunkowy odruch, sprzed generalnego remontu teatru, spoglądanie na jedną ze ścian i oczekiwanie ujrzenia swojego oblicza. Jedna z pań stwierdziła, że nie ma jeszcze takiej wprawy jak Shirlej Valentein aby zadowolić się rozmową ze ścianą, wolałaby patrzeć na swoje odbicie w lustrze.
Dyrektor zapewnił, że jeszcze w grudniu tego roku pojawi się lustro i będzie wyglądem wpisywało się do wnętrza teatralnej szatni.
1,243 total views, 2 views today