ŚRÓDMIEŚCIE OVERLAND PARK

Będąc jeszcze w Polsce przeczytałam na pewnym portalu, że Overland Park i okolice, to najlepsze miejsce dla rodzin z dziećmi. Zgadzam się z tym. Przede wszystkim mieszkają tu wielodzietne familie i dla nich stworzono wiele miejsc, do których z dziećmi można się wybrać i czynnie spędzić czas. Wkrótce także o tym napiszę, dołączając zdjęcia.

Rozległe kansaskie obszary są niezwykłą ciekawostką. Niektórzy mieszkając tu od wielu lat nie widzieli jeszcze śródmieścia czyli Downtown Overland Park. A jest co oglądać. Na uwagę zasługuje Thomson Park, nazwany od nazwiska nieżyjącej już inicjatorki tego uroczego miejsca rozrywki i odpoczynku. Natomiast niska zabudowa sprawia przyjazne wrażenie, można się swobodnie poczuć spacerując czy jeżdżąc hulajnogą. Jest spokój, teraz nie ma tłoku na ulicach ze względu na wysokie temperatury, przeważnie powyżej 30 stopni Celsjusza. Większość ludzi spędza czas w klimatyzowanych restauracjach i kafejkach.

20240619_20103320240619_193935

20240619_200611

20240619_201058

20240619_195140

 

 

20240619_200707

 

20240622_092429

20240619_200832

 

 

134 total views, no views today

Z PRERII DO LASU

Nadszedł dzień, w którym opuszczamy miasta i miasteczka. A z prerii przenosimy się do lasu, w którym odganiać będziemy pająki. Ale nie wszyscy. To znaczy przybyliśmy wszyscy lecz na całodobowe wyczyny pozostają Szymon z tatą Konradem. Na razie entuzjazmu u Szymona nie widać ale jest bardzo dużo chłopców z rodzicem więc raczej się odnajdzie, tym bardziej, że jest już kolejny raz na takim campie.

Szukając swojego obozowiska napotykamy miejsce w rodzaju oazy, to chrześcijańska świątynia na powietrzu z wieloma ławkami i miejscem na ołtarz. Potem długa dróżka wśród lasu i wreszcie  namioty dla ojców z synami. Teren wyposażony w restroomy czyli toalety i zadaszone miejsca do posiłków lub zabaw. Organizacja iście skautowa, każdy wie co, gdzie i kiedy, zgodnie z opracowanym regulaminem. Szymon przydzielony został do grupy kulinarnej.  Przed olbrzymią stołówką zebrały się setki dzieci z rodzicami. W pewnym momencie wszyscy stanęli wyprostowani jak struny. Wznoszono amerykańską flagę. Po tym przeszli do jadalni. Wszyscy odmawiali modlitwę, stojąc odwróceni do tablicy, na której widnieje napis:

Camp Naish Grace „Panie bądź obecny przy naszym stole, bądź tu i wszędzie uwielbiony, niech Twe Miłosierdzie błogosławi i spraw, abyśmy mogli ucztować z Tobą w raju. Amen”.

Na całym obszarze leśnym znajduje się wiele takich campów, podczas których odbywają się zajęcia skałkowe, wodne, kulinarne, plastyczne ale przede wszystkim codzienne proste zajęcia, przygotowujące do porządku, współpracy, cierpliwości i wzajemnego szacunku.

20240620_161936

20240620_170945

20240620_174130

20240620_181044

20240620_180521

20240620_162210

 

 

 

241 total views, no views today

AMERYKAŃSKI DZIEŃ OJCA

Dzień Ojca przypada w Ameryce 16 czerwca. Został zainicjowany przez Sonorę Smart Dodd w Stanach Zjednoczonych w 1909 roku. Inspiracją był Dzień Matki, który w Polsce obchodzony jest 26 maja, a w Ameryce nie ma stałej daty, wypada zawsze w drugą niedzielę maja.
Kilka dni przed świętem Ojca, które przypadało w tym roku w niedzielę, trwała narada nad propozycją uczczenia dwóch ojców: Grzegorza i Konrada. Ola z Paulą wymyśliły, że doskonałą rozrywką na tym kansaskim terenie będzie dla obu mężczyzn rzucanie siekierą do celu. Ja byłam przeciwna ale mnie przegłosowały.
Po pornnej Mszy świętej, rozrywka w poszukiwaniu lodów. Siedem osób, więc siedem pomysłów na to, gdzie są najlepsze i dokąd jedziemy. Na szczęście udaje się dojść do porozumienia. Potem obiad w domu, a po obiedzie! Siekiera, bez motyki, piłki i gracy, bo po amerykańsku.
Po przyjeździe do celu, nawet się zdziwiłam ale dopiero wtedy gdy Paula wkroczyła do akcji. Panowie rzucali bez efektu. Paula – siatkarka, z lekkością jedną ręką trafiała prawie za każdym razem. Jednak stwierdziła, że Tata chyba tego psychicznie nie udźwignie o dziadku też tak chyba pomyślała. A przecież, jest to prezent dla nich. Jednak Ojcowie w końcu się odegrali. Konrad trafiał w różne pola, a Grzegorz, jednym pociągnięciem strzelił siekierą w dziesiątkę. Wielkie brawa, nawet trener przybiegł gratulować, aparaty strzelały foty. A on, jak wtedy gdy zagrał na akordeonie w Benedictin College, potem zatańczył dżajfa na scenie /ze mną :)/stał się obiektem zainteresowania, twierdząc, że wystarczy raz a dobrze.

Kornelia i Szymon nie mogli uczestniczyć w tej zabawie, bo to tylko dla dorosłych, dzieci nawet nie mogą tego obserwować. Dalsza celebracja odbyła się w pełnym składzie, świętując przy stole, wręczając prezenty i przy wspólnych zabawach w obiektach sportowych, których są tu niezliczone ilości. Zaplanowany był wcześniej bal w Camellotcie. Po przyjeździe okazało się, że wyjątkowo dziś się nie odbędzie, ponieważ niespodziewanie musiała się tu odbyć indiańska uroczystość. W nagrodę dzieci Kornelia i Szymon poszły z tatą Konradem do kina.

IMG_1011IMG_6810

 

IMG_6815

142 total views, no views today

KANSASKIE MIASTECZKA

Niektóre miasteczka w stanie Kansas: Atchison, Weston, Ottawa, Emporia, Shawnee, Lee’s Summit

Nieustannie szukam porównań do Polski, w której też mamy małe urocze miasteczka, a do tego często położone nad jeziorami. Słoneczna i upalna pogoda sprawia, że tutaj w stanie Kansas są one bardzo urokliwe, klimatyczne, pobudzające wyobraźnię.

W tym roku Atchison było pierwszym, z tych małych, które odwiedziliśmy. Upał ponad 35 stopni a słońce nieprzerwanie nam towarzyszyło. Mogłoby być troszkę chłodniej ale nie narzekamy, bo świat cudowny jest taki jaki jest.
Historyczne Atchison znajduje się w hrabstwie Atchison około 40 minut na północny wschód od Topeka – stolicy Kansas.
Założona w 1858 roku miejscowość słynie z pięknych widoków nad rzeką Missouri i wysadzanych drzewami ceglanych ulic. Po raz pierwszy widziałam zamiast asfaltu lub betonowych płyt, ulice wykładane czerwonymi cegłami.
Przeważnie w tych małych miastach znajdują się wyższe uczelnie. W Atchison są Benedictine College i Highland Community College Northeast Kansas Technical Center.

Atchison to miejsce narodzin Amelii Earhart, najsłynniejszej lotniczki na świecie. Earhart była 16. kobietą, która otrzymała licencję pilota. Była pierwszą kobietą, która przeleciała przez Ocean Atlantycki w 1928 roku, a także pierwszą osobą, która przeleciała zarówno nad Atlantykiem, jak i Pacyfikiem.

IMG_0295

IMG_0295

20240527_13513020240527_15022720240527_150315

Weston
Weston był kiedyś drugim co do wielkości portem na rzece Missouri. przewyższającym zarówno Kansas City, wkrótce po jego założeniu był drugim co do wielkości miastem w stanie Missouri.
Co Weston ma wspólnego z Polską? W tym mieście znajduje się sklep z polską porcelaną z Bolesławca.

IMG_0410

IMG_0412

IMG_0407

Ottawa

Ottawa, najbardziej znana jest jako stolica Kanady. Jednak miast o tej samej nazwie jest więcej w Ameryce, Ottawa w stanach: Kansas, Illinois, Wisconsin i wieś w stanie Ohio.
Ottawa w stanie Kansas, to wysadzane drzewami miasto jest obecnie centrum handlu zbożem, drobiem i hodowlą zwierząt. Produkowane są tu tekstylia oraz wyroby z tworzyw sztucznych i metalu. Odkryte w 1907 roku złoża gazu ziemnego pozostają nadal w eksploatacji. Tu także znajduje się Park stanowy Pomona. Jest także siedzibą Uniwersytetu Ottawskiego. Kilka razy miasto ucierpiało z powodu powodzi, ponieważ leży nad rzeką Marais Des Cygnes.

DSC_8649

DSC_8664

Emporia

Emporia leży pomiędzy Topeka i Wichita. Miasto znane jest jako Światowa Stolica Disc Golfa. Tu także jest siedziba uniwersytetu publicznego. Założony został w 1863 roku jako Kansas State Normal School. Emporia State jest trzecim najstarszym uniwersytetem publicznym w stanie Kansas i jednym z sześciu uniwersytetów publicznych zarządzanych przez Radę Regentów Kansas.
W 1953 roku w Emporii odbyły się pierwsze w Stanach Zjednoczonych obchody Dnia Weterana.

IMG_0965

IMG_0969

A to Ola, jedna ze studentek uniwersytetu w Emporii.

IMG_0977

Shawnee

Shawnee była pierwszą społecznością założoną w hrabstwie Johnson. Nazwa pochodzi od Indian północnoamerykańskich, którzy mieli tu swoją siedzibę w latach dwudziestych XIX wieku. Dzisiaj można obejrzeć i przenieść się w tamte czasy zwiedzając skansen, po którym można przemieszczać się pieszo ale można także skorzystać z przejażdżki starodawnym eleganckim pojazdem. Pewien fragment obejrzeliśmy właśnie jadąc tym pojazdem, kierowanym przez niezwykle uroczą przewodniczkę /na zdjęciu/. W każdym historycznym miejscu były osoby przebrane za postaci z ubiegłych stuleci. Pogoda jest wymarzona bo ciepło tylko od czasu do czasu wicher zrywa czapki z głów. Jadąc pojazdem, w którym wieje tak jak w każdym innym, bo tu o dziwo, nikt przeciągów się nie boi, zerwało moją czapkę, omiotło po wnętrzu i wydmuchało na zewnątrz. Przemiła, oczywiście roześmiana od ucha do ucha pani kierowca, natychmiast zawróciła i rzuciła się za moim nakryciem głowy. Potem można było także usiąść w szkolnej klasie. Po takich spacerach oczywiście czas na lunch :) i kawę.

_DSC8846

_DSC8854

IMG_1041

IMG_1061

IMG_1063

Lee’s Summit

Znane z pięknych parków i szlaków oraz różnorodnej gastronomii.

DSC_8475

Foto Grzegorz Milewski

Ciąg dalszy nastąpi

 

 

171 total views, no views today

KANSASKA FLORA I FAUNA

DSC_8700

Preria czyli formacja roślinna o charakterze stepowym to przede wszystkim trawy. Wśród nich, perz, ostnica, palczatka ale także wiele innych gatunków. Obecne prerie, zwłaszcza na żyznych glebach zachowały się na obszarach poddanych ochronie. W innych miejscach rozciągają się przede wszystkim uprawy kukurydzy. Przemierzając prawie bezludny obszar prerii napotyka się na wielkie stada pasącego się czarnego bydła.

Na bezleśny charakter prerii wpływają pożary, które powodowane są przez uderzenia piorunów. Wtedy płoną tysiące hektarów, na szczęście te pożary obecnie są pod kontrolą. Kolejnym powodem są susze. W Stanach, jedną z ekologicznych katastrof była susza w latach 1934 – 1941, spowodowana między innymi nieprawidłową gospodarką ziemią. Wtedy pojawiała się coraz większa ilość sprzętu mechanicznego w rolnictwie, co powodowało zajmowanie kolejnych obszarów ziemi pod uprawy. Gleba coraz głębiej była wzruszana, a to niszczyło rozwinięty długi system korzeniowy zatrzymujący wilgoć w glebie. Zaczęto stosować rośliny o płytkich korzeniach. Gdy nadeszła susza, gleba której nie wiązały już korzenie traw, zamieniała się w pył. Rozpoczęła się epoka pyłowych  burz, niszczących wszystko po drodze także uprawy. Wielkie bizony, które obecnie znajdują się na wydzielonych obszarowo przestrzeniach, wyjadały trawy i wszelką roślinność nie dopuszczając do rozwijania się drzew, a oprócz tego wielka konkurencja traw uniemożliwiała ich wzrost.

Ciekawostką z dziedziny fauny mogą być świetliki. Czy trzeba było aż przyjechać do Kansas żeby je ujrzeć? W Polsce też występują. Ja akurat tutaj je dostrzegłam.

Najpierw od rana ptaki budzą nas ze snu. Potem przy porannej kawie w ogrodzie towarzyszą nam lisy i wiewiórki. Wprawdzie lisy rude – tak jak polskie ale jakieś inne, jakby mniej zgrabne, natomiast wiewiórki tylko szare, gdy skaczą po płocie trudno je zauważyć, chyba, że przemieszczają się po trawie, wtedy są bardziej widoczne.

PTAK

IMG_0429

Natomiast wieczorem rozbłyskują świetliki jak iskierki w bajkach dla dzieci. Można je dostrzec gdy jest ciemno. Cywilizacja wprowadzająca wszechobecne oświetlenie powoduje ginięcie tych stworzeń. Fruwające świetliki to samce, które zwabiają samice również świecące ale nie „latawice”. Samice mają tylko fragmenty skrzydeł. Po wzajemnym zwabieniu się i kopulacji, samica składa jaja i wkrótce umiera. Kornelii udało się złapać samca świetlika do słoika. Nie mam pojęcia jak ona tego dokonała, ponieważ ten błysk w mgnieniu oka się odbywa, obrazując mini pokaz fajerwerków. Ciekawostką może być to, że świetliki świecą odwłokiem. Oto efekt jej wyczynu, na zdjęciu

ŚWIETLIK

Na drogach mona spotkać żółwie.

IMG_0421

144 total views, no views today

PRERIĄ DO BIZONÓW

DSC_8631

DSC_8624IMG_0942IMG_0928IMG_0936

DSC_8705

DSC_8687DSC_8690IMG_0947

15 czerwca
W poszukiwaniu przygody na prerii, najpierw przyjechaliśmy do zabytkowej stadniny koni. Upał  ponad 30 stopni jest upałem w Polsce. W Kansas o tej porze roku to normalna temperatura. Na szczęście dobrze ją tu znosimy.
W ujeżdżalni niewiele osób, po których nie widać zmęczenia upałem. Natomiast konie w boksach są zaopiekowane odpowiednio, wentylatory działają, a nad zwierzętami unosi się mgiełka rozpylonej wody, która uniemożliwia owadom dokuczanie koniom. W ponad stuletniej stajni znajduje się kilkadziesiąt boksów a w nich konie różnego umaszczenia. Najwięcej karych. Ale są kasztanowate, tarantowate, siwe i białe. Tylko bułana nie dostrzegłam więc chyba takiej rasy nie było.
Młoda dżokejka ujeżdżała swojego konia, przygotowując się do skoku przez płotki.

Tu klimatyzacja nie była włączona, być może nawet w tym miejscu jej nie ma bo rozpyliłaby cały kurz. Dziewczyna powoli się rozkręcała, najpierw na oklep, potem anglezowanie, galop i próba skoku ale przez bardzo nisko ułożoną poprzeczkę. Potem stopniowo podnosiła poziom. Nam oglądającym było coraz bardziej duszno więc weszliśmy do pomieszczenia, z którego przez szyby można było oglądać jej zmagania. Tylko ośmioletnia Kornelia, po obejrzeniu jeździeckich prób zapragnęła wziąć lekcje ujeżdżania.

Aby dojechać do miejsca na prerii, gdzie można spotkać bizony potrzebowaliśmy około dwóch godzin. Słońce prażyło niemiłosiernie ale podjęliśmy wyzwanie i ruszyliśmy w trasę, na której żywej duszy widać nie było, nawet drzewa zaczynały znikać, pozostawała tylko trawa.
Poczułam coś w rodzaju klaustrofobii ale przecież, to nie to, bo klaustrofobia to bojaźń w zamkniętych pomieszczeniach, a preria jest otwartą przestrzenią. Jednak obawa okazała się podobna, co jest ciekawostką, bo w zamkniętym samolocie tego nie odczuwam.

Dodatkową stresującą atrakcją okazało się pytanie, czy wystarczy benzyny na powrót. A stacji benzynowych też nie widać. Jechaliśmy dwoma samochodami, wskaźnik w jednym z nich pokazywał, że powinno wystarczyć, na tak zwany styk. Ale obawa pozostawała.
Tylko słońce nic sobie z tego wszystkiego nie robiło.

Wreszcie dojechaliśmy. W oddali ujrzeliśmy zabudowanie a potem z kremowego wapienia elegancką bramę. A więc i jakiś człowiek może tu jest. Nic z tego. Sami musimy przejść przez mostek i dostać się do wytyczonej trasy wiodącej do rozległego rezerwatu bizonów.

Po przejściu kilku kilometrów pod górę, po kamienistej szerokiej ścieżce, bo trudno ją nazwać drogą ale można określić jako trakt, doszliśmy do kolejnej jakby bramy, przez którą można przejść na teren rezerwatu ogrodzonego drutem pod napięciem, u nas zwanym elektrycznym pastuchem.

Zatem trzeba uważać aby nie dotknąć drutów pod napięciem. Natomiast żeby przekroczyć bramę, trzeba przejść po grubych metalowych prętach, które są tu po to umieszczone aby bizony nie mogły  wyjść na drugą stronę.

Pogoda stała się dla nas nagle łaskawa, słońce schowało się za chmury więc bez trudu weszliśmy na tę górę.

Na horyzoncie ukazały się dwa cienie, zgadywaliśmy czy to ludzie czy bizony. Na szczęście była to para młodych chyba Indian, którzy gdy się mijaliśmy serdecznie nas pozdrowiła wskazując, że już niedaleko są bizony ale podejść do nich można nie bliżej niż sto metrów.

Konrad z Grzegorzem odważnie kroczyli, potem Grzegorz trochę zwątpił a po nim reszta towarzystwa czyli ja i Ola. Najodważniejsze były dzieci Szymon i Kornelia i 17 letnia Paula.

Jednak gdy ujrzeliśmy tumany kurzu, wzbijającego się ponad czarnym stadem zawróciliśmy z drogi. Wyglądało jakby czarna masa w tumanach szarego pyłu skierowała się do nas. Zaczęliśmy uciekać. Słońce znowu zaświeciło, pojawiła się piękna tęcza, a my już wolniej, po przekroczeniu metalowych prętów schodzilismy w dół przebytej trasy, podziwiając bujną roślinność, wśród której dojrzałam polskie krwawniki po łacinie zwane Achillea millefolium.

138 total views, 1 views today

AMERYKAŃSKI JUBILEUSZ KAPŁAŃSKI

10000157421000015778

9 czerwca niedziela

Niedziela jest dniem, w którym zawsze w naszej rodzinie było i jest najważniejsze – uczestnictwo we Mszy św. Potem można sobie realizować różne plany. Zawsze staramy się aby do kościoła iść z rana. Tej niedzieli o godz. 17 w kościele św. Michała Archanioła, do którego należą nasi najbliżsi, odbywać się ma uroczystość 25. lecia kapłaństwa proboszcza o. Briana Schiebera.

Po wspólnym, rodzinnym obiedzie była chwila na kontemplację, a potem samochodem do kościoła katolickiego. Tylko samochodem, bo tu na prerii są wielkie przestrzenie ale pojazdem prawie wszędzie dociera się w ciągu 15 minut, czy do sklepu, czy na basen, do ball roomu czy do kościoła.

Mszą św. z udziałem setek wiernych, kilkudziesięciu księży i abp. Kansas City Josepha Naumanna obchodzono 9. czerwca jubileusz 25. lecia kapłaństwa proboszcza ks. Briana Schiebera, parafii św. Michała Archanioła w Leawood w stanie Kansas.

Ks. Brian Schieber, jest jednym z dwóch wikariuszy generalnych, oprócz pełnienia funkcji proboszcza parafii św. Michała Archanioła w Leawood, pełni także funkcję wikariusza ds. duchowieństwa. Jest członkiem Zespołu Administracyjnego Arcybiskupa.
Kazanie wygłosił Jubilat, duchowny skupił się głównie na podkreśleniu znaczenia Eucharystii, która jest najlepszym darem, jaki kapłan może ofiarować swoim wiernym. Tłumaczył, że najważniejsza jest łączność z Bogiem wypływająca z serca. Nie chodzi o wymawianie modlitw, czy rozmowy ze sobą ale polega na duchowej więzi z Bogiem.
Jubilat wspominał lata młodzieńcze i czasy, w których gdyby ktoś mu powiedział, że będzie kapłanem i proboszczem na tej prerii, gdzie były wielkie obszary porośnięte trawą, wtedy uznałby to za żart.
Wspomniał, że największy spokój duszy otrzymuje człowiek gdy odnajduje swoje powołanie. I on tego doświadczył.
Mówiąc o hierarchii w Kościele, wytłumaczył, że każdy ksiądz ślubuje posłuszeństwo biskupowi. Jeśli biskup zauważa, że ksiądz nie wykonuje swoich obowiązków dobrze czy zbyt leniwie, wydaje polecenie, które kapłan musi wykonać i je wykonuje. Ale jeśli wykona źle, to jest wina biskupa, bo wydał takie polecenie. I to stwierdzenie wywołało ogólną radość wiernych.

Po Eucharystii głos zabrał abp Naumann, który powiedział, że było to jedno z najlepszych kazań, jakie kiedykolwiek słyszał. Pogratulował jubileuszu, stwierdzając, że najważniejsze w posłudze tego kapłana jest to, że dobrze służy swoim wiernym.

Msza św. trwała około godziny. Po błogosławieństwie i modlitwie wierni opuścili świątynię. Na placu wokół kościoła ustawione były stoły z przeróżnymi smakołykami. Następnie wszyscy przeszli do sali sportowej, w której w przeddzień zakończył się Tydzień Biblijny dla dzieci, tam ustawionych było kilkadziesiąt dużych, okrągłych stołów. Żadnych prezentów ani kwiatów nikt księdzu nie dawał.
Wyemitowano tam krótki film pokazujący wspólnoty religijne, dzieci szkolne, siostry zakonne i ludzi świeckich, a także kapłanów. Wszyscy mieli coś do powiedzenia o księdzu i do księdza. Przeplatane to było zdjęciami z przebiegu lat kapłaństwa Jubilata.

Całe przedsięwzięcie wspierali wolontariusze i siostry zakonne ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Przebitych Serc Jezusa i Maryi, które to zgromadzenie od niedawna jest także w Polsce w Gliwicach.

Ks. Brian Schieber ur. się w Kansas City. Ukończył tam uniwersytet w 1990 r. z tytułem inżyniera budownictwa lądowego. Wstąpił do seminarium, zrezygnował na miesiąc przed święceniami diakonatu. Wrócił do pracy jako inżynier. Następnie powrócił do seminarium i przyjął święcenia kapłańskie w 1999 roku.
Przyszedł na świat jako drugie z czworga dzieci, w rodzinie rolniczej z północno-zachodniego Missouri. Jego matka była jednym z jedenaściorga dzieci, a ojciec jednym z dziewięciorga. Obie rodziny miały długą historię powołań kapłańskich i zakonnych, ze szczególnie silnymi więzami ze wspólnotą benedyktyńską.

Msza św. trwała około godziny. Po błogosławieństwie i modlitwie wierni opuścili świątynię. Na placu wokół świątyni ustawione były stoły z przeróżnymi smakołykami. Kilkaset osób częstowało się pieczonym mięsem, sałatkami, warzywami, owocami i innymi dodatkami. I tu muszę przyznać, że było to wszystko znakomite. Nawet truskawki pachniały jak dawniej, po prostu truskawkami i tak samo smakowały. Każdy kto zaopatrzył się w dowolną ilość jedzenia szedł do sali sportowej. Jeśli ktoś nie miał ochoty uczestniczyć w poczęstunku, po Mszy św. odjechał z kościoła. Jednak bardzo dużo ludzi pozostało.

To był czas kapłana dla wiernych i odwrotnie. W wielkiej sali gdy już każdy zajął się konsumpcją przyciemniono światło, przyszedł także proboszcz, wtedy wyemitowano krótki film.

Na każdym stole stał krzyż i fotografia młodzieńca Briana. Leżały także obrazki okolicznościowe z wypisaną modlitwą. Na oddzielnych stołach były desery – mufinki pokryte czymś w rodzaju bitej smietany, a na każdym ciastku było wydrukowane zdjęcie księdza.
Na innym stole w rogu sali było mnóstwo piwa. Kto zapragnął, ten mógł pić. Nikomu niczego tu nie zabrakło a nawet dużo jeszcze zostało. Wszystko sprawnie jest najpierw podawane a potem sprawnie sprzątane. Od tego są wolontariusze w różnym wieku.
Spotkać można było oczywiście siostry zakonne ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Przebitych Serc Jezusa i Maryi. Porozmawiać z sędziwymi potomkami Walta Disneya czy rodzicami Schony, poznanej w Benedictin College i wielu innymi, aż do zawrotu głowy od uśmiechów, śmiechu, porozumień i nie zrozumienia językowego, co powodowało salwy śmiechu.

10000157391000015759

114 total views, 1 views today

AMERYKAŃSKI BIBLIJNY TYDZIEŃ I NIE TYLKO

1000015554DSC_8549

7 czerwca 2024
Zakończenie Tygodnia Biblijnego.
Prawie 250 dzieci i młodzieży uczestniczyło w Tygodniu Biblijnym w kościele St. Michael the Archangel Catholic Parish w Leawood.
Na początek błogosławieństwa udzielił proboszcz o. Brian Schieber, następnie odmówiono modlitwę.

Po tym rozpoczęły się pokazy muzyczne, taneczne, plastyczne. Wielka sala tętniła energią i kolorami. Były występy i prezentacje a na zakończenie odbyły się zabawy na placu przykościelnym. Jak zwykle przy takich okazjach strażacy zaprezentowali wóz a z długiego węża wylewali rozproszoną wodę w postaci mgiełki, pod którą można było się ochłodzić, bo temperatura powietrza wynosiła prawie 30 st. C.

W okamgnieniu stanęły stoły, na których wyłożono sterty kartonów z pizzą. Obok pojemniki z butelkami wody, obłożone lodem. Tu wszyscy piją wszystko lodowate. Nie było kawy czy herbaty ale była zmrożona woda, którą popijano po zjedzeniu ciasta.

Wolontariusze w każdym wieku i profesji zwinnie się poruszali. Był też czas na rozmowy, a to z lekarzem chirurgiem, byłym ordynatorem w szpitalu, obecnie na emeryturze, ale doskonale się sprawdzającym w wolontariacie. A to z panią, która przybyła do Ameryki z Irlandii i wrosła w tę kulturę, a także z siostrami ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Przebitych Serc Jezusa i Maryi, które od niedawna mają swoje zgromadzenie w polskich Gliwicach.

Jak zwykle takie wydarzenia kończą się piknikiem, tak też było teraz. Wszystkim uczestnikom serwowano pizzę, napoje i oczywiście słodki poczęstunek w formie ciastek z kawałkami czekolady. Niewiele spożywczych produktów nam smakuje w USA, te były całkiem smaczne.
Mimo, że wakacje rozpoczęły się tutaj pod koniec maja, harmonogram zajęć jest obfity. Ten dzień zakończył się meczem piłki nożnej, w którym uczestniczył dziesięcioletni Szymon. I on jako jedyny strzelił gola. Jego drużyna wprawdzie przegrała 1 do 4 ale gdyby nie jego gol byłoby do zera.

Jednak Szymon nie był zbyt szczęśliwy z tego powodu, tym bardziej, że dziś także odbywało się szeregowanie do poszczególnych grup. Najgorsze było to, że ostatni mecz był także pewnego rodzaju sprawdzianem emocjonalnym. W ciągu roku była drużyna, która ze sobą współpracowała a do końcowego meczu wyznaczane są osoby z innych grup i chłopcy w ogóle się nie znają. W związku z tym jest to duże przeżycie i smutek z powodu rozstania się z kolegami, że nawet nie ucieszyło go to, iż przesunął się o dwie grupy wyżej w klasyfikacji. Jest to trochę zawiłe ale chyba można wywnioskować, co cieszy a co smuci. Samo życie.

Po meczu pojechaliśmy na obiecane dzieciom lody. Zrobiło się już ciemno. Ale temperatura na dworze powyżej 25 stopni nadal się utrzymywała więc spokojnie zasiedliśmy przy stolikach na dworze.
Grzegorz poczuł chęć napicia się piwa, ja też na lody ochoty nie miałam. Opuściliśmy towarzystwo i poszliśmy do sklepu kupić ten napój. Jedynym piwem, które wśród ich mnóstwa znaliśmy, był Haineken, 12 butelek w opakowaniu, po jednym nie było możliwości kupić.

Zatem wziął Grzegorz z półki to opakowanie i powędrował do kasy. Uśmiechnięty sprzedawca poprosił o ID. I tu zaskoczenie. Nie ma żadnego dowodu przy sobie i nie ma możliwości kupić piwa. Zapomnieliśmy o tym, że tu nikt nie walczy z alkoholem, tu się sprawdza komu się sprzedaje, bez względu na wiek. Akurat ja miałam przy sobie paszport i jakby się ktoś dziwił to wizę też, choć wielu twierdzi, że do USA nie potrzebne są wizy. Sprawdził mnie pan, wklepał do komputera i mogliśmy zapłacić i wyjść z napojami, które mogą nam służyć przez dobry tydzień. A pić się chce, bo jest upalnie. Tym piwem oczywiście się nikt nie upije, bo tu nawet po piwie można siąść za kierownicę ale nazywa się alkoholem też.

Natomiast dzieciom się wpaja, że alkoholu pić się nie powinno. Nie wolno przewozić butelki piwa w samochodzie. Opakowanie musi się znajdować w bagażniku. O tym żeby gdzieś na zewnątrz pić piwo, nie ma mowy.

Przypomnę, dzień był pięknie rozplanowany, całkiem spokojnie miał się zakończyć. Ale tylko miał. Gdy Szymon posłyszał, że kupiliśmy piwo, najpierw spokojnie zaczął zadawać pytania, czy dziadek pije alkohol, a czy babcia też. I to pytanie stało się przyczynkiem do rozmowy, która nie powinna się odbyć w kulturalnym towarzystwie dorosłych i dzieci. Ale gdy padło stwierdzenie, że on nie chce być nie grzeczny ale tylko przestrzega, że alkoholu pić nie wolno, zrobiło się z lekka nerwowo. Powiedziałam, że z dzieckiem, a Szymon jest jeszcze dzieckiem na ten temat na raie nie będziemy rozmawiać, natomiast porozmawiamy ze swoim dzieckiem czyli jego tatą Konradem. I wtedy wyjaśnimy jak się okazuje bardzo poważny temat, powodujący obawy. Udało się zachować spokój wracając do domu, ale czuło się napiętą atmosferę, na szczęście z amerykańskim uśmiechem.
Po powrocie do domu podjęliśmy rzeczową dyskusję, tylko dorośli. Okazuje się, że problem współczesnego wychowania w Ameryce jest naprawdę zagrożony. Akurat te dzieci przebywają w środowisku takim, gdzie dostęp do komórek i internetu jest ściśle przez rodziców, wychowawców i katechetów przestrzegany. Wpajane są rozsądnie zasady moralne i żartów tu nie ma. Nie może być ponieważ zagrożenie jest olbrzymie. Dobro dziecka jest najważniejsze.

W tym przypadku rada Oli dla Szymona była taka, że ma przeprosić babcię i dziadka za niezbyt grzeczne odezwanie się i jeśli emocje opadną, gdyby mógł przeprosić byłoby to wskazane. Wszystko odbyło się „w cztery oczy”.

Jak wspomniałam, Szymona emocje dziś sięgały zenitu, przede wszystkim dlatego, że został rozdzielony z kolegami w grupie piłki nożnej a nowa ekipa, która się nie znała, pozwoliła na wbicie sobie czterech goli. Czy to nie jest powód do zdenerwowania? Jest.
Natomiast ja wytłumaczyłam o tak, że lepsze jest takie zdenerwowanie niż to, które spowodowane jest nadmiernymi, szkodliwymi informacjami internetowymi i zajmowaniem się telefonem komórkowym, którego nikt nie jest w stanie skontrolować po udostępnieniu internetu.  Wtedy takie  zdenerwowanie może być o wiele bardziej szkodliwe, także społecznie. Ale czy uda się i w jakim stopniu, ustrzec dzieci przed czyhającym złem medialnym.
To jest wielkie wyzwanie dla rodziców, którzy w obecnych czasach niestety przedkładają swoją wygodę i swoje pseudo szczęście nad szczęście dzieci, rozwodząc się i zakładając kolejne patchworkowe rodziny, w których nie ma oparcia i bezpieczeństwa dla istot, które powołali do życia.

W każdym razie udało się opanować emocje i miło zakończyć wieczór mijającego dnia. Kornelia i Szymon chętnie wysłuchali mojego czytania dla nich książki „Cudowny chłopak”, którą od naszego przyjazdu prawie codziennie im czytam po polsku.

1000015607

131 total views, no views today