7 czerwca 2024
Zakończenie Tygodnia Biblijnego.
Prawie 250 dzieci i młodzieży uczestniczyło w Tygodniu Biblijnym w kościele St. Michael the Archangel Catholic Parish w Leawood.
Na początek błogosławieństwa udzielił proboszcz o. Brian Schieber, następnie odmówiono modlitwę.
Po tym rozpoczęły się pokazy muzyczne, taneczne, plastyczne. Wielka sala tętniła energią i kolorami. Były występy i prezentacje a na zakończenie odbyły się zabawy na placu przykościelnym. Jak zwykle przy takich okazjach strażacy zaprezentowali wóz a z długiego węża wylewali rozproszoną wodę w postaci mgiełki, pod którą można było się ochłodzić, bo temperatura powietrza wynosiła prawie 30 st. C.
W okamgnieniu stanęły stoły, na których wyłożono sterty kartonów z pizzą. Obok pojemniki z butelkami wody, obłożone lodem. Tu wszyscy piją wszystko lodowate. Nie było kawy czy herbaty ale była zmrożona woda, którą popijano po zjedzeniu ciasta.
Wolontariusze w każdym wieku i profesji zwinnie się poruszali. Był też czas na rozmowy, a to z lekarzem chirurgiem, byłym ordynatorem w szpitalu, obecnie na emeryturze, ale doskonale się sprawdzającym w wolontariacie. A to z panią, która przybyła do Ameryki z Irlandii i wrosła w tę kulturę, a także z siostrami ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Przebitych Serc Jezusa i Maryi, które od niedawna mają swoje zgromadzenie w polskich Gliwicach.
Jak zwykle takie wydarzenia kończą się piknikiem, tak też było teraz. Wszystkim uczestnikom serwowano pizzę, napoje i oczywiście słodki poczęstunek w formie ciastek z kawałkami czekolady. Niewiele spożywczych produktów nam smakuje w USA, te były całkiem smaczne.
Mimo, że wakacje rozpoczęły się tutaj pod koniec maja, harmonogram zajęć jest obfity. Ten dzień zakończył się meczem piłki nożnej, w którym uczestniczył dziesięcioletni Szymon. I on jako jedyny strzelił gola. Jego drużyna wprawdzie przegrała 1 do 4 ale gdyby nie jego gol byłoby do zera.
Jednak Szymon nie był zbyt szczęśliwy z tego powodu, tym bardziej, że dziś także odbywało się szeregowanie do poszczególnych grup. Najgorsze było to, że ostatni mecz był także pewnego rodzaju sprawdzianem emocjonalnym. W ciągu roku była drużyna, która ze sobą współpracowała a do końcowego meczu wyznaczane są osoby z innych grup i chłopcy w ogóle się nie znają. W związku z tym jest to duże przeżycie i smutek z powodu rozstania się z kolegami, że nawet nie ucieszyło go to, iż przesunął się o dwie grupy wyżej w klasyfikacji. Jest to trochę zawiłe ale chyba można wywnioskować, co cieszy a co smuci. Samo życie.
Po meczu pojechaliśmy na obiecane dzieciom lody. Zrobiło się już ciemno. Ale temperatura na dworze powyżej 25 stopni nadal się utrzymywała więc spokojnie zasiedliśmy przy stolikach na dworze.
Grzegorz poczuł chęć napicia się piwa, ja też na lody ochoty nie miałam. Opuściliśmy towarzystwo i poszliśmy do sklepu kupić ten napój. Jedynym piwem, które wśród ich mnóstwa znaliśmy, był Haineken, 12 butelek w opakowaniu, po jednym nie było możliwości kupić.
Zatem wziął Grzegorz z półki to opakowanie i powędrował do kasy. Uśmiechnięty sprzedawca poprosił o ID. I tu zaskoczenie. Nie ma żadnego dowodu przy sobie i nie ma możliwości kupić piwa. Zapomnieliśmy o tym, że tu nikt nie walczy z alkoholem, tu się sprawdza komu się sprzedaje, bez względu na wiek. Akurat ja miałam przy sobie paszport i jakby się ktoś dziwił to wizę też, choć wielu twierdzi, że do USA nie potrzebne są wizy. Sprawdził mnie pan, wklepał do komputera i mogliśmy zapłacić i wyjść z napojami, które mogą nam służyć przez dobry tydzień. A pić się chce, bo jest upalnie. Tym piwem oczywiście się nikt nie upije, bo tu nawet po piwie można siąść za kierownicę ale nazywa się alkoholem też.
Natomiast dzieciom się wpaja, że alkoholu pić się nie powinno. Nie wolno przewozić butelki piwa w samochodzie. Opakowanie musi się znajdować w bagażniku. O tym żeby gdzieś na zewnątrz pić piwo, nie ma mowy.
Przypomnę, dzień był pięknie rozplanowany, całkiem spokojnie miał się zakończyć. Ale tylko miał. Gdy Szymon posłyszał, że kupiliśmy piwo, najpierw spokojnie zaczął zadawać pytania, czy dziadek pije alkohol, a czy babcia też. I to pytanie stało się przyczynkiem do rozmowy, która nie powinna się odbyć w kulturalnym towarzystwie dorosłych i dzieci. Ale gdy padło stwierdzenie, że on nie chce być nie grzeczny ale tylko przestrzega, że alkoholu pić nie wolno, zrobiło się z lekka nerwowo. Powiedziałam, że z dzieckiem, a Szymon jest jeszcze dzieckiem na ten temat na raie nie będziemy rozmawiać, natomiast porozmawiamy ze swoim dzieckiem czyli jego tatą Konradem. I wtedy wyjaśnimy jak się okazuje bardzo poważny temat, powodujący obawy. Udało się zachować spokój wracając do domu, ale czuło się napiętą atmosferę, na szczęście z amerykańskim uśmiechem.
Po powrocie do domu podjęliśmy rzeczową dyskusję, tylko dorośli. Okazuje się, że problem współczesnego wychowania w Ameryce jest naprawdę zagrożony. Akurat te dzieci przebywają w środowisku takim, gdzie dostęp do komórek i internetu jest ściśle przez rodziców, wychowawców i katechetów przestrzegany. Wpajane są rozsądnie zasady moralne i żartów tu nie ma. Nie może być ponieważ zagrożenie jest olbrzymie. Dobro dziecka jest najważniejsze.
W tym przypadku rada Oli dla Szymona była taka, że ma przeprosić babcię i dziadka za niezbyt grzeczne odezwanie się i jeśli emocje opadną, gdyby mógł przeprosić byłoby to wskazane. Wszystko odbyło się „w cztery oczy”.
Jak wspomniałam, Szymona emocje dziś sięgały zenitu, przede wszystkim dlatego, że został rozdzielony z kolegami w grupie piłki nożnej a nowa ekipa, która się nie znała, pozwoliła na wbicie sobie czterech goli. Czy to nie jest powód do zdenerwowania? Jest.
Natomiast ja wytłumaczyłam o tak, że lepsze jest takie zdenerwowanie niż to, które spowodowane jest nadmiernymi, szkodliwymi informacjami internetowymi i zajmowaniem się telefonem komórkowym, którego nikt nie jest w stanie skontrolować po udostępnieniu internetu. Wtedy takie zdenerwowanie może być o wiele bardziej szkodliwe, także społecznie. Ale czy uda się i w jakim stopniu, ustrzec dzieci przed czyhającym złem medialnym.
To jest wielkie wyzwanie dla rodziców, którzy w obecnych czasach niestety przedkładają swoją wygodę i swoje pseudo szczęście nad szczęście dzieci, rozwodząc się i zakładając kolejne patchworkowe rodziny, w których nie ma oparcia i bezpieczeństwa dla istot, które powołali do życia.
W każdym razie udało się opanować emocje i miło zakończyć wieczór mijającego dnia. Kornelia i Szymon chętnie wysłuchali mojego czytania dla nich książki „Cudowny chłopak”, którą od naszego przyjazdu prawie codziennie im czytam po polsku.
131 total views, no views today