Pisze: Marzanna Leszczyńska
Można Go było spotkać będąc w teatrze, na koncertach Muzyki w Raju w Paradyżu, w filharmonii. Zawsze podszedł i zagadał. Pierwszy raz spotkałam Go na Marszu zaraz po śmierci Jana Pawła II. Rozpoznał nas z dziećmi, szliśmy przez moment razem i szybko nawiązała się rozmowa. Parę razy nas odwiedził prywatnie w domu i często podczas kolędy. Szybko spostrzegłam, że interesuje się sztuką, ma dużo do powiedzenia, a ponieważ ja też mam takie zainteresowania – mieliśmy wspólne tematy.
Proboszcz ks. Zygmunt Lisiecki miał głos jak dzwon, chciało by się powiedzieć głos jak Dzwon Zygmunta. Pięknie śpiewał, kto mógłby się z Nim równać? Świetny głos, aby nim ganić, ale w tym celu nigdy swojego głosu nie używał. Potrafił wyrazić niezadowolenie, ale za każdym razem inaczej.
Kiedyś przyszedł i przyniósł nam książkę ks. Adama Szustaka. Spojrzałam z rozczarowaniem – „Langusta na Palmie?” spytałam nie umiejąc ukryć niechęci do autora książki. – Nie? A dlaczego? -zapytał i wysłuchał. „To kogo słuchasz, jakie masz autorytety? – pytał. Piotra Pawlukiewicza – odpowiedziałam. To od Niego dowiedziałam się, że tak ciężko chorował, nie wiedziałam. Zmarł w 2020 roku tuż przed Wielkanocą w pandemii podobnie jak nasz ks. Zygmunt Lisiecki.
Gdy do nas przybył usłyszeliśmy, że jest liturgistą. Zaczęły się porządki od samego początku. Inaczej zaczęły wyglądać chrzty w naszym kościele. Edukował. Do dzisiaj przed przyjęciem Komunii św. mam zakodowane, że przyklękamy.
Parę razy wzięłam udział w całodziennym majowym czytaniu Biblii. Tak, to była świetna inicjatywa. Rozdawał potem na pamiątkę uczestnikom obrazki, były tak piękne zawsze, że szkoda ich było wrzucać do szuflady. Moje są oprawione i zdobią ściany naszej biblioteki w domu.
I to ostatnie moje, niefortunne czytanie w kościele jesienią…
Nie miałam przy sobie okularów. Podszedł tuż przed mszą z prośbą, abym zrobiła czytanie. – Nie mam okularów – powiedziałam. – Litery są duże – stwierdził. Zgodziłam się, weszłam na mównicę przeczytałam pierwsze zdanie, a litery zaczęły się rozmywać. Mój wzrok miał ten gorszy dzień.
Powiedziałam tylko, że przepraszam wszystkich, ale nie mam okularów i nie widzę dobrze. Zeszłam, a dzieła dokończył mój mąż. Ks. Zygmunt wziął mnie w obronę na końcu mszy. Mam wrażenie, że był przekonany, że to było wynikiem tremy.
Wychodził z różnymi propozycjami zaangażowania się w życie naszego kościoła ale ja …często odmawiałam. Żyłam w innym świecie, złapałam bakcyla tańca, mąż miał dużo wyjazdów związanych z pracą, byliśmy jak w kołowrotku. Chyba rozumiał, często mówił, że on żyje w innym świecie. Ale nie patrzył na te moje tańce z politowaniem, tak jak patrzą nauczyciele na ucznia, który opuszcza ich lekcje z innych powodów. Kiedyś skontaktował nas z „Gościem niedzielnym” gdzie udzieliliśmy wywiadu o naszym hobby. Gazeta była z płytą „Walce wiedeńskie” i do dzisiaj jej słuchamy.
Dzisiaj stojąc tu przed kościołem na mszy żałobnej właściwie teraz dowiedziałam się kim był nasz proboszcz prałat Zygmunt Lisiecki. Minęło tyle lat, a ja dzisiaj dowiaduję się, że 200 razy przeczytał Biblię, był jej znawcą, ma niesamowitą bibliotekę, a anegdoty na temat jego wiedzy nigdy do mnie nie dotarły. Nie miały szans, bo ja ciągle gdzieś gnałam. Ja, która przez 5 lat pobytu we Wrocławiu chodziłam regularnie na spotkania biblijne i je uwielbiałam nie wiedziałam, że w mojej parafii prowadził takie proboszcz. Stoję i wysłuchuję wspomnień, tyle informacji. Przez całą mszę rozkręca się spadanie płatków śniegu z nieba, nie ma wiatru, takiego śniegu jak z bajki dawno w Gorzowie nie widziałam. Ogromne płaty spadają przez całą mszę. Śnieg pada i znika, nic nie pozostaje. Ten śnieg jest jak te informacje, które się teraz przedostały z jakiejś wielkiej koperty i nagle wszystkie razem spadły, może nie znikną ale Jego już nie ma jak tych płatków pięknych teraz.
Kilkakrotnie powtórzone na końcu z żalem w głosie słowo: „Niepowtarzalny”.
Pozostawił po sobie świadectwo odczytane jak testament dla swoich parafian: „Od dziecka wierzyłem w Boga i nadal wierzę”. I ta zgoda z wolą Bożą: „ Jeśli Pan Bóg, uważa, że już na tym świecie nic więcej nie zrobię, daremne są Wasze starania”(słowa i zarazem podziękowania dla szpitala i medyków).
Włączam wiadomości i słyszę: „ Kobieta w kościele Mariackim opluła księdza, ks. w woj. mazowieckim pobity śmiertelnie. Znowu jakaś ofiara ks. pedofila.”
Umarł wspaniały ksiądz, skromny, z wielką wiedzą.
Dowiedz się człowieku zanim powtórzysz, że wszyscy księża to pedofile, napiszesz z dumą i błyskawicą na facebooku, że chcesz apostazji, że to nie wszyscy ale niektórzy. Może właśnie Bóg przez tę śmierć straszną i nie do uwierzenia dla mnie – chce otworzyć te zaślepione oczy? Zastanów się czy nie krzywdzisz niewinnych?
My parafianie z ulicy Chodkiewicza powinniśmy w hołdzie naszemu proboszczowi „pociągnąć” dzieło ks. Zygmunta szerzenia czytania i poznawania Biblii. Mam nadzieję, że ktoś przejmie tę pałeczkę i ta wspaniała inicjatywa będzie rozkwitać w przyszłości.
Marzanna Leszczyńska
935 total views, 1 views today