DZIEWIĘĆDZIESIĄTE URODZINY OBCHODZIŁA ALBINA BATOR

Albina Bator – mama Andrzeja –  Honorowego Obywatela Bledzewa obchodziła 90. urodziny.

Albina Bator1Albina i AndrzejAlbina życzenia

Życzenia Jubilatce m.in przysłał ordynariusz diecezji zielonogórsko – gorzowskiej bp Tadeusz Lityński. Albina Bator urodziła  się 1 marca 1932 roku w tym dniu przypadają także Jej imieniny. Od wielu lat jest mieszkanką Zielonej Góry.

Albina Bator – była bibliotekarką i księgową. Marzyła o scenie i teatralnym aktorstwie. Swoje pasje realizowała śpiewem i monologami objeżdżając okoliczne miejscowości, niosąc radość melomanom. Jest dumna z syna artysty śpiewaka. Jemu towarzyszyła podczas  koncertów jako „pogotowie krawieckie”. Przy różnych stosownych okazjach uświetnia spotkania zabawnymi monologami wykonywanymi z pamięci.

Nazwisko panieńskie Albiny Bator jest Kaniowska. Jednak w dowodzie osobistym napisane jest Kaniewska. Wydawałoby się, że drobny błąd a okazał się ratunkiem dla rodziny, która dzięki tej pomyłce uratowana została przed zesłaniem na Sybir. Niestety ojciec Albiny, Kazimierz Kaniowski zsyłki nie uniknął.

Albina urodziła się 1 marca 1932 roku w Berezie Kartuskiej,  była piątym dzieckiem z sześciorga dzieci Kazimierza i Bronisławy. Jej rodzeństwo to: Nina, Mikołaj, Sabina, Marysia i Teresa.

W dużym rodzinnym domu rozbrzmiewała muzyka operowa i pieśni śpiewane przez Mieczysława Fogga. Z pięknego zdobnego patefonu płynęła melodia m.in.: ,,Smutek precz na to jest jedyna rzecz”, a  zapach piwonii w ogrodzie rozchodził się po całej ulicy.

Albina wspomina datę 3. maja 1945 roku.- Jako repatrianci przyjechaliśmy z mamą i rodzeństwem pociągiem do Wolsztyna, niestety bez taty,  który był już na zesłaniu. Długo staliśmy i czekaliśmy zastanawiając się co będzie dalej z naszym życiem. Modliliśmy się i pokładaliśmy ufność w Bogu i Matce Bożej. Zamieszkaliśmy w  Mochach 12 kilometrów od Wolsztyna.

W Mochach przebiegały moje młodzieńcze lata – wspomina Albina. – Tam byłam kierownikiem gminnych  bibliotek. Za pierwsze zarobione pieniądze kupiłam sobie rower. Robiłam objazdy po całej okolicy. Do moich powinności należało kontrolowanie bibliotek. Potem w Jarocinie ukończyłam kurs bibliotekarski. Wtedy też  odżyły moje marzenia o śpiewaniu i recytowaniu. Bardzo szybko uczyłam się na pamięć wierszy i monologów.

Brałam je pod poduszkę a rano już umiałam m.in.: ,Panna Rekrutem”, „Życie św. Barbary” czy „Kobieta XXI wieku”. Lubiłam śpiewać, głos mój zakwalifikowano jako ładny sopran, wysoki, dźwięczny.

Dalej wspomina Jubilatka, że w latach 50.  z mamą i siostrą Teresą przejechały do Przytocznej w województwie lubuskim. Zamieszkały w pałacu w Przytocznej i tam rozpoczęła pracę jako księgowa.

Także tam na zabawie poznała męża Jana Batora, który grał na skrzypcach ze swoim zespołem. – To właśnie te skrzypce powaliły mnie na ziemię. Kocham ich dźwięk i odcienie barw. Skrzypce kocham nadal ale żałuję, że wyszłam za mąż za Jana, uważam, że był to błąd – zdradziła Albina, pozostawiając szczegóły w swojej pamięci.

W 1958 roku mąż Albiny otrzymał mieszkanie nad piekarnią w Bledzewie. Tam zamieszkali i  tam urodziły się ich dzieci Irena i Andrzej. Potem na świat przyszła Bożenka.

Uzdolniona artystycznie Albina twardo stąpała po ziemi. W Bledzewie była księgową w Gminnej Spółdzielni. Jednak w duszy jej ciągle grało więc często podczas różnych uroczystości śpiewem i monologami czarowała publiczność.

Na pytanie o inne talenty, wyznała, że zawsze posiadała umiejętności  krawieckie. Szyła  modne sukienki i spódnice ale również koszule i spodnie. Wzorowała się na modzie włoskiej i francuskiej, zbierała żurnale i magazyny. Prenumerowała „Przyjaciółkę”, w której były ówczesne trendy modowe. Często doradzała koleżankom w doborze odpowiedniego fasonu.

W rozmowie o marzeniach, Albina bez zastanowienia odpowiada:  – Scena. Chciałam zostać aktorką teatralną. Jednak w tych powojennych czasach nie miałam warunków i możliwości na rozwój. Robiłam to w sposób amatorski, występowałam jeżdżąc  po wsiach i miasteczkach. Kochałam to co robiłam i miałam z tego satysfakcję. Niosłam radość i nadzieję ludziom, którzy przychodzili aby mnie posłuchać.

Moje marzenia przeszły na syna Andrzeja śpiewaka operowego-barytona. Będąc w ciąży swoje pragnienia zanosiłam Bogu. Mój mąż nie miał zdolności wokalnych, nie śpiewał ale podczas świąt Bożego Narodzenia zawsze razem śpiewaliśmy kolędy i organizowaliśmy  rodzinne popisy solowe oraz w duetach.

Albina z radością wspomina drogę artystyczną syna Andrzeja. – W latach 70. Andrzej dostał się do Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze, to była wtedy sensacja w Bledzewie. Nie dowierzano, że to prawda. Jego zawód artysty śpiewaka po studiach wokalno-aktorskich w Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie i ogromny dorobek artystyczny na świecie m.in. w Ameryce czy Australii dają mi niezmierne zadowolenie.

Jubilatka przypomina także zabawne momenty. – Często towarzyszyłam Andrzejowi w jego przygotowaniach do występów. Miałam ze sobą  żelazko, nici, igły i nożyczki, bo zawsze jakieś niespodzianki się pojawiały. Pewnego razu  Andrzej śpiewał podczas Winobrania w Zielonej Górze. Wychodząc z domu wziął w pokrowcu moje futro myśląc że niesie frak. Ratowałam tez artystki, którym coś odpadło przed występem: guziki, paski czy nawet obcasy.

Chętnie opowiada o przebytych podróżach.- Zwiedziłam i zobaczyłam piękny świat. Przeżyłam Święta Bożego Narodzenia na Wyspach Kanaryjskich, w La Puerto dela Cruz Andrzej koncertował, wykonywał tam kolędy w dziewięciu językach. W Kairze pamiętam przeprawę po Nilu. Wspominam widok piramid, kąpiel w Morzu Czerwonym. Potem Fatima i Lourdes, Paryż i Wilno. Po latach Bereza Kartuska i Tunezja i wiele innych pięknych miejsc.

Albina poznała wiele osobistości, m.in.: szefową „Mazowsza” Mirę Ziminską-Sygietyńską. – Darzyła mnie sympatią, lubiła ze mną rozmawiać. Przyjeżdżała po mnie czarną wołgą z gosposią Jasią i pieskiem Kryzysem i jechaliśmy do Karolina. Czasem prosiła mnie o pielęgnację kwiatów w ogrodzie mazowszańskim. A kiedy przyjmowała delegacje gości zagranicznych wtedy pomogłam przygotować elegancki obiad.

Albina przypomina też słowa Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej, która powiedziała: – Albinko, z taką aparycją i pięknym głosem byłaby z ciebie świetna aktorka, niestety ja miałam o siedem centymetrów za krótkie nogi – zwierzyła się jej pani Mira.

Następne wspomnienia dotyczą amerykańskiego pianisty, pochodzenia polskiego  Tadeusza Sadłowskiego z Nowego Jorku, który był przyjacielem gwiazdy kina niemego Poli Negri. – Syn przez kilka lat z nim współpracował, razem koncertowali w Ameryce.

Tadeusz do Polski przyjechał w latach 80. ubiegłego wieku na Konkurs Chopinowski.

Potem gościłam go w Bledzewie, był zachwycony moją kuchnią.

Następnie była światowej sławy śpiewaczka operowa Metropolitan Opera Gilda Cruz-Romo –  meksykański sopran dramatyczny. – Gościłam Gildę w Warszawie u syna w domu.

Pamiętny też był obiad z ambasadorem Argentyny ekscelencją Carlosem, także było to spotkanie u syna w Warszawie. Bardzo miły i bezpośredni człowiek. Znał się na muzyce i operze. Tak się dobrze czuł, że dwa talerze zupy ogórkowej zjadł. Trochę mówił po polsku.

Albina wspomina jeszcze jedno wydarzenie, które po latach wywołuje rozbawienie a wtedy było przerażające. A było to zniknięcie jej w pałacu Sułkowskich w Rydzynie, w którym znajduje się 400 drzwi. Poszukując możliwości wyjścia i dotarcia do miejsca, z którego wyruszyła odkryła podwójne tajemnicze drzwi, którymi nie mogła wyjść. Poszukiwania ochroniarzy były długie ale okazały sie owocne. – Byłam pełna strachu i lęku – opowiada Albina. – Ten koncert będę pamiętała do końca życia….

Zdarza się jeszcze dziś, że Albina podczas różnego rodzaju imprez czy spotkań autorskich, deklamuje z pamięci wiersze lub zabawia słuchaczy wesołymi monologami.

Jej mottem jest:  Żyć nadzieją w każdej chwili nawet w rozterce.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

653 total views, 1 views today

[0]
0.00 zł Zobacz

Formularz zamówienia

NazwaCena
Anuluj
Better Pay - System sprzedaży dla WordPress!

Komentowanie zamknięte.