JAK TO DRZEWIEJ BYWAŁO. WSPOMINA EWA RUTKOWSKA

Kilka dni temu miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w Teatrze w kolorowym święcie Zespołu Tańca Ludowego „Mali Gorzowiacy”. Bardzo lubię takie zespoły. Na tę ucztę zaprosiła mnie Marylka (dziękuję), główna choreograf i dyrektorka tego zespołu.

Tyle radości i tyle kolorów nie ma chyba nigdzie więcej. Cudne żywiołowe obertasy,  nie mniej żywiołowe krakowiaki, albo tańce góralskie czy rzewne kujawiaki… Piękne stroje. Wspaniałe tancerki i wspaniali tancerze. Maleńcy, wzbudzający już za to ogromny entuzjazm. I ogromny profesjonalizm wśród tych większych. Ci mali pod okiem pani Marylki też do tego dojdą… Wszystko jest pod kontrolą i wszystko w swoim czasie. Do tańca przygrywała dziesięcioosobowa kapela, pod kierownictwem p. Adriana. Dłonie od braw  bolały  mnie długo po koncercie. Gdy tak patrzyłam na to dziejące się cudo na scenie. Od czasu do czasu „odlatywałam” w swoje młode lata…

Kiedyś, w szkole podstawowej w Pyrzycach, tańczyłam w zespole tańca ludowego, który działał przy domu kultury. Prowadził nas pan z „Mazowsza” (nie pamiętam ani nazwiska ani imienia). Ja  od zawsze jestem mikrej postury. Ale wtedy byłam malucha, jak te na scenie tancerki z najmłodszej grupy. I byłam podobno zdolna, więc pan, w którym kochałyśmy się wszystkie dziewczyny, jak chciał pokazać jakąś nową figurę, zapraszał mnie do tego. A w tańcach byłam ustawiana albo na początku, albo na końcu. Partnerował mi Władek, który potem urósł na faceta chyba ponad 180 cm. Mieliśmy też piękne stroje. I często braliśmy udział w różnych koncertach, z różnych okazji. Najgorszy był 1 maja. Bo maszerowaliśmy w strojach. Ja pamiętam siebie jako łowiczankę. A kiedyś to był „obciach” tańczyć w zespole ludowym. My idąc w pochodzie słyszeliśmy, jak chłopaki stojący na chodniku krzyczeli: „patrz wiocha idzie”. Teraz na widok tancerzy w strojach ludowych, na pewno nie ma już takich zachowań. Nie wiem czy szliśmy dumni?  Bo teraz nosiłabym głowę w chmurach chyba. Mimo takich uwag, jednak więcej było przyjemności z tańczenia w takim zespole. Też nas gorąco oklaskiwano. Ja byłam trochę takim „omnibusem” w tamtych czasach (i chyba mi to zostało do teraz. Bo pracując w kulturze realizowałam z okładem swoje pasje). Śpiewałam też w 80 osobowym chórze, który prowadziła piękna nauczycielka Janina Dziełak. Potem po latach, gdy ona pracowała w Choszcznie ( na różnych wysokich stanowiskach), a ja w WDK, byłyśmy koleżankami. Janina zawsze była kobietą z szykiem i z klasą. Gdy chór stał na podestach na scenie i gdy rozsuwała się kurtyna i  wchodziła piękna czarnowłosa pani dyrygent. To już wtedy na wejście otrzymywaliśmy gromkie brawa. Wszystkie dziewczyny (była nas większość, a może  tylko dziewczyny?) byłyśmy ubrane w granatowe plisowane spódniczki i białe płócienne  bluzki, które same sobie uszyłyśmy na pracach ręcznych. A na lewej piersi miałyśmy przypięty szpilką czarny (papierowy) klucz wiolinowy. Na pewno było na co popatrzeć, i czego posłuchać. Bo na wszystkich wojewódzkich przeglądach zdobywaliśmy pierwsze miejsce.

Teraz siedząc w Teatrze obok Lidii, na tym pięknym koncercie. Oczami wyobraźni i trochę jak w kalejdoskopie „widziałam” , jak to drzewiej ze mną było… Żal serce ściska, że to już tak bardzo odległe czasy. Teraz chodzę oglądać innych. Często bywam na koncertach w naszej pięknej filharmonii, od czasu do czasu jestem obecna na  spektaklu w Teatrze. Niezbyt często niestety bywam na  wernisażach, bo np. w BWA wymyślono je także w piątki. Wydawało by się że Wydział kultury jest od koordynacji. Aby ważne placówki kultury nie wchodziły sobie „w paradę”. No ale może nie jest to tak jak myślę.  Może i to drzewiej bywało…

Ewa Rutkowska

230 total views, 1 views today

[0]
0.00 zł Zobacz

Formularz zamówienia

NazwaCena
Anuluj
Better Pay - System sprzedaży dla WordPress!

Komentowanie zamknięte.