WYCIECZKA DO BERLINA. OPOWIADA EWA RUTKOWSKA

ZB4ZB 5ZB 1

Tekst i foto: Ewa Rutkowska

Moja wycieczka  do Berlina

Sama nie wiem od czego zacząć. Wszystko zaczęło się chyba w połowie marca. Byłam jak prawie w każdy piątek na koncercie w naszej pięknej Filharmonii. Tu zawsze oprócz doznań muzycznych spotykam się ze znajomymi.

Tak było i tym razem. Był też Andrzej, też częsty bywalec w gorzowskiej Filharmonii. I on wspomniał, że wybiera się do Berlina. (bywa tam dość często z okazji różnych propozycji kulturalnych). Na moje pytanie, co to za „wycieczka”? Usłyszałam, że planuje wyjazd na koncert w Berlińskiej Filharmonii. Zrobiło mi się ciepło na duszy. Tak bardzo chciałabym poznać „wielki świat” . I mimo braku sił, pojechać także tam. Rozmowa tak się potoczyła, że okazało się to możliwe. Chętne byłyśmy dwie. Ja i Grażyna. I stało się.

A teraz nie miejcie mi tej dygresji za złe. Ale to, na co jedziemy było dla mnie w tym momencie drugorzędne. Mogło być cokolwiek. Ważne dla mnie było to, dokąd jedziemy? Bo jak się dowiedziałam z różnych medialnych doniesień. Berlińska  Filharmonia jest zaliczana do jedynych z najważniejszych sal koncertowych, chyba nie tylko w Europie. No więc marzenie się spełniło. I mimo braku sił, aby sprostać różnym swoim marzeniom, choć tak chciałabym… Co prawda zobaczyłam już wrocławskie Forum Muzyki i podobno jedną z najpiękniejszych filharmonii w Unii Europejskiej, Filharmonię Szczecińską (choć  jest to diabelnie niewygodna sala koncertowa). Co prawda robi wrażenie już samo wejście. Wszędzie biel i.. schody. A ja lubię schody. Ale siedzenie na widowni… Już kiedyś pisałam, że pomysłodawca powinien być ukarany. No ale teraz jadę do „wielkiego świata”.

Do Filharmonii w Berlinie wybraliśmy się 14 kwietnia. Jechaliśmy w czwórkę: Ewa, Grażyna, Andrzej (także jako kierowca) i ja. Od rana padało. Podczas tzw. zbiórki było pogodnie, więc była nadzieja. Ale podczas jazdy do Berlina (około trzech godzin) lało „jak z cebra”.

Po przyjeździe okazało się, że parking pod Filharmonią jest w remoncie. Więc zaparkowaliśmy naprzeciw. Kawałek trzeba było dojść. Nie miałam  też okazji zobaczyć budynku z zewnątrz (no bo lało). Po wejściu do hallu jeszcze nie rzucało na kolana. Wszystko zaczynało się dopiero  po przejściu przez bramki sprawdzające bilety.  Były tu szatnie i mnóstwo niewielkich barów i wkoło mnóstwo schodów. Piękne dekoracje i oświetlenie. A ja miałam takie skojarzenie, że jestem na sali odlotów na lotnisku… Sala koncertowa mieści 2440  widzów. Więc i hall musi być duży. Mój „odlot” zaczął się po wejściu po różnych schodach na salę koncertową. Sala – to chyba kilkanaście balkonów, rozmieszczonych na różnych poziomach i wysokościach. Układ sali jest asymetryczny i nieregularny. Widzowie siedzą wokół znajdującej się w środku sceny. Całość łącznie ze sceną, utrzymana jest w kolorze złoto-miodowym. Pod sufitem według mnie, przypominającym namiot – aranżacja z żaglami. I pięknie rozmieszczone światła, jak gwiazdy…  Projektant miał podobno coś wspólnego z morzem.

Z hallu na salę koncertową jest 27 wejść. Wszystko robi wrażenie.

Ta bardzo innowacyjna konstrukcja sali koncertowej jest jedną z najbardziej znanych sal koncertowych.

W koncercie, w którym uczestniczyliśmy, grało ponad stu muzyków. I jak wyczytałam w Wikipedii: wśród filharmoników berlińskich znajdują się przedstawiciele 18. narodowości, w tym kilku muzyków polskich. W spektaklu brali też udział chórzyści, mali i duzi. I było ich chyba z sześćdziesięciu. Poza tym soliści. Artyści pod batutą Kiryłła Pietrenki, światowej sławy dyrygenta, urodzonego w Syberyjskim Omsku, w rodzinie muzyków żydowskiego pochodzenia, od roku 1990 mieszkający  w  Austrii, gdzie studiował, wykonali operę Richarda Straussa „Kobieta bez cienia”. Z „plotek” dowiedziałam się, że jest to spektakl, który w Filharmonii w wersji koncertowej został zagrany ten jeden raz. Został on przygotowany na Osterfestspiele w Baden-Baden. Spektakl trwał od godz. 18 do 23 z dwoma półgodzinnymi przerwami. Podczas pierwszej przerwy Grażyna i ja poszłyśmy zwiedzać to cudo. Chciałyśmy się zorientować jaka jest widoczność na scenę z poszczególnych balkonów. No i robiłyśmy fotki. Podczas drugiej przerwy odwiedziliśmy bar.

Doznanie duchowe i to fizyczne: – Fakt, że ja tu byłam zostało ze mną na dłużej. Wróciliśmy do domu, też w deszczu około godz. 2. „Dochodziłam do siebie” przez cały następny dzień. Ale warto było.

Na koniec trochę wiadomości.

Nazwę: Orkiestra Filharmonii Berlińskiej zespół nosi od 1987 roku. Od początku filharmonicy berlińscy współpracują z najwybitniejszymi dyrygentami świata.

Budynek został wybudowany w ciągu trzech lat 1960 do 1963.  Wzniesiony został według projektu Hansa Scharouma. Na tym samym projekcie został oparty budynek tzw. sali kameralnej, wybudowanej przez Edgara Wiśniowskiego i otwarto ją w roku 1987.  Obydwa budynki znajdują się  w centrum Berlina.

Od 2018 roku filharmonikom berlińskim szefuje dyrygent Kiryłł Pietrenko.

I ja tam byłam…

Ewa Rutkowska

 

320 total views, 1 views today

[0]
0.00 zł Zobacz

Formularz zamówienia

NazwaCena
Anuluj
Better Pay - System sprzedaży dla WordPress!

Komentowanie zamknięte.