Relacja Ewy Rutkowskiej
Teatr im. J. Osterwy, Scena Letnia XV Gorzowski Festiwal Teatrów Ogródkowych, Gorzów Wlkp. 22 lipca 2017
Duet „Ryczy-Prycza” w koncercie „W podróży”, poezja Leonarda Cohena.
I już po półmetku. Jeszcze przed nami tylko jeden weekend i do… następnego roku na spotkaniu w tym wakacyjnym Festiwalu Teatrów Ogródkowych. Czas jak rzeka, zwyczajnie ucieka. No, ale nie ma na to rady.
W tym koncercie usłyszałam też, że „Życie jest liściem miotanym przez czas”. 22 lipca Agencja Didaskalia z Krakowa i dwaj panowie: Wojciech Skibiński, aktor Teatru im. J.Słowackiego, absolwent AWF i PWST w Krakowie. Jest także aktorem filmowym, grał m.in. w takich filmach jak: „Czas Honoru”, „Prawo Agaty”, „Śmierć jak kromka chleba” i kilku innych. I Krzysztof Taraszka, o którym niewiele wyczytałam. A na koncercie dowiedziałam się, że panowie znają się od dziecka. I że pan Krzysztof jest też plastykiem. I teraz po latach nadrabiają czas.
Obaj panowie dobrze grają na gitarach, choć więcej popisówek miał pan Wojciech. On tu pełnił rolę „pierwszych skrzypiec”. Duet ten powstał jakiś czas temu. Panowie interesują się klasykami piosenki autorskiej, poetyckiej, rajdowej. Piosenkami które są O Czymś i w których bardzo ważną rolę odgrywa nie tylko wykonanie, ale przede wszystkim tekst. A dlaczego „Ryczy – Prycza”? Wyjaśnił to podczas koncertu pan Wojtek, „ bo mamy swoje lata …”.
Koncert ten, to pewna podróż z piosenkami w czasie, którą dowcipnie objaśniał słowem mówionym pan Wojtek. A słuchacze płynęli razem od piosenki do piosenki. Niestety dużo piosenek było mniej znanych i mimo prób zachęty do wspólnego śpiewania, nie zawsze to nam razem wychodziło. Ale można było podumać nad pięknymi strofami mówiącymi o miłości, np. „lubię patrzeć, jak ona się dla mnie rozbiera…”, albo „Chodź ze mną moja mała..”, czy piękna pieśń ze słowami „Kocham cię, maleńka nie wolno się żegnać”, czy znana wszem „Zuzanna”. Piosenka która uczyniła Cohena popularnym. Jego utwory łączą religię i interkulturowe aluzje z czarnym humorem. Nie zabrakło w tym koncercie i takich tekstów, szczególnie mówionych. W których autor odnosi się do Boga. Był też słynny „Niebieski prochowiec”, „Tańcz mnie po miłości kres”, „Ojciec” . I piękny tekst zaczynający się słowami: „maleńka ma, chcę radość czytać z dłoni twej… Mery M”. To piękne teksty w tłumaczeniu znanego mi osobiście nieodżałowanego Maciej Zembatego. A na koniec słynna Alleluja, której refren zaśpiewaliśmy dwukrotnie. Drugi raz, po dyrektorskich urodzinowych „Sto Lat”.
I kolejne spotkanie na Scenie Letniej.
To 23 lipca, także Agencji Didaskalia z Krakowa. Spektakl „Sekret panny Kazimiery”, wg scenariusza i w reżyserii Beaty Malczewskiej i Ewy Korneckiej, w wykonaniu Beaty Malczewskiej, aktorki Narodowego Starego Teatru im. H. Modrzejewskiej w Krakowie, przy fortepianie Darek Olszewski.
Jest to komediowa opowieść z piosenkami z Teatru Loch Camelot. To fantazja kabaretowa, opowieść w klimacie międzywojennych kabaretów.
Spektakl to wspomnienia, teraz już starej emerytki, która oprowadza wycieczki po muzeum w cyklu „ekspresowe zwiedzanie na czas”. „Na każdy eksponat 3 sekundy”.
I jej wykład „Wiekopomne kabarety i spuścizna”. W wykładzie cofa się do lat swojej młodości. Była wtedy uczuciową panną Kazimierą Gac z Tomaszowa, która grzała się w blasku międzywojennych gwiazd rewii, kabaretów i teatrzyków. Fascynowała się też twórczością ówczesnych poetów i bardzo chciała w ich twórczości zaistnieć. Szczególnie zainteresowała się pewnym, niedużym blondynem, z którym udało się jej nawiązać bliższy kontakt. On później nazwał ją nawet: „Gac, towarzyszka bohemy”.
Panna Kazimiera czyni wszystko, sięgając po różne środki, od komediowych po dramatyczne. Wszystko po to, aby jej marzenia bycia gwiazdą, spełniły się.
W spektaklu artystka brawurowo opowiada o tym wszystkim, co się w jej życiu (podobno) działo. O różnych znajomościach i otrzymywanych od gwiazd prezentach. Najpierw jest Zulą (Pogorzelską) i w charakterystycznym nakryciu głowy z piórami śpiewa piosenkę „Mam chłopczyka na Kopernika”. Potem jest Ordonką i z ogromnym wachlarzem z piór śpiewa „Na pierwszy znak”. Potem jeszcze raz jest Ordonką i w białej etoli śpiewa „Miłość ci wszystko wybaczy”. Przeistacza się także w M. Fogga zakładając tylko melonik i biorąc do ręki laseczkę z charakterystyczną gałką. Jest też Mirą Zimińską, śpiewając „W pokoiku na Hożej” Ale nie tylko strojem podkreślała jakieś cechy danej artystki. Pięknie mówiła z kresowym akcentem, jak Ordonka, albo naśladowała Ninę Andrycz i jej znane przeciąganie zgłosek. Cudny był i kostium i tekst małego Żyda. A wręcz rewelacyjny czerwony peniuar, którym na nowo chciała uwieść swojego małego poetę, a którego tylko wystraszyła.
Wzrusza w błyszczącej sukience z szalem boa i długich białych rękawiczkach gdy jest Stefcią Górską w „Balu w Operze”. Albo, gdy śpiewa „Walc Brillante” i „Tomaszów” Ewy Demarczyk. Ja chyba dopiero teraz inaczej posłuchałam Tomaszowa.
Wszystko to majstersztyk. Z pięknie podanym słowem i wspaniałe granie kostiumem, czasem przezabawnym, a czasem jakimś maleńkim rekwizytem.
Artystka przede wszystkim wspaniałą grą oddawała koloryt i styl tamtego okresu. Często nawiązywała do współczesności.
Spektakl kończy się w czasie narastania zagrożenia II wojną światową, potem wojna i ponowne spotkanie ze swoim idolem pięć lat po wojnie…Ale wtedy już powiedziała mu „Wieloryb żegna pana Maluśkiewicza”. I wyjechała z Gombrowiczem do Argentyny…
Moim zdaniem, jak do tej pory była to najlepsza propozycja tego Festiwalu.
Ewa Rutkowska
1,504 total views, 1 views today