Od rana, pogoda była wspaniała, słońce grzało. Śnieżnobiałe chmury układały się w cudowne scenerie, niektóre stały w miejscu, inne wolniutko się przesuwały. Dzień rozpoczął się poranną kawą na tarasie. W takich momentach będąc w swoim polskim ogrodzie mawiałam: „Ameryka” – powiedzenie zapożyczyłam od Oli Macierzewskiej – Pogodzińskiej. Ona wie o co chodzi. J.
Potem gdy wszystko było już prawie gotowe do obiadu, wychodziłam od czasu do czasu na ogród nacieszyć się słońcem. W międzyczasie odebrałam maila. Na pierwszym miejscu zobaczyłam wiadomość:
– Zadzwońcie. Pilne!!!
Skontaktowaliśmy się z Konradem najszybciej jak można było, poinformował nas o ostrzeżeniu, że do Overland Park zbliża się tornado.
– Zachowajcie spokój i znoście najpotrzebniejsze rzeczy do pokoju znajdującego się w piwnicy i zabezpieczcie przedmioty w ogrodzie, które mogą zostać porwane przez prąd powietrza.
Wynosiliśmy m.in krzesła, stół i narzędzia. Ola natychmiast przeegzaminowała Paulę, na temat tego co jest najpotrzebniejsze w chwili zagrożenia tornadem, tego właśnie m.in. uczą dzieci w szkole. Paula wyrecytowała: woda, jedzenie, latarka i koce.
– Ale, nie tak sobie wyobrażałam piątek po zajęciach. Dzisiaj planowałam się relaksować zażywając długiej kąpieli i oglądać ciekawy film – powiedziała Paula.
Teraz zrozumiałam dlaczego tutaj wszystkie domy są z drewna, a jeśli elewację stanowi cegła lub kamienie, to na pewno jest to tylko imitacja. Konstrukcje są lekkie, a dachy pokryte papą przypominającą dachówkę.
Ponieważ silne tornado niszczy wszystko co jest na powierzchni ziemi, dlatego w każdym domu jest specjalne miejsce na poziomie piwnicy, gdzie trzeba się skryć aby przeczekać zawieruchę pogodową. Domy zbudowane z lekkich materiałów nie stanowią większego zagrożenia gdy zostaną zburzone i przywalą piwnice. Wtedy jest łatwiejszy dostęp do osób zasypanych. Tornado trwa bardzo krótko, może się skończyć nie uszkadzając niczego ale jeśli zdarzy się nieszczęście i dom zostanie zburzony, wtedy ludzie w piwnicach czekają na ratowników, którzy ich wyciągną spod gruzowiska.
Gdy dowiedziałam się o tym ostrzeżeniu, specjalnej reakcji to u mnie nie wywołało. Tylko Paula się dopytywała czy się stresuję.
– Nie – nie stresuję się – odpowiedziałam i nadal bez pośpiechu smażyłam naleśniki. Skoro nie bałam się przylecieć dwoma samolotami, a nigdy dotąd żadnym nie leciałam więc już się niczego nie boję.
Po pewnym czasie Paula znowu weszła do kuchni i stwierdziła, że ja cały czas jestem w tej samej pozie, stojąc miedzy kuchenną wyspą a piecykiem. – Chcę skończyć smażyć, zabierzemy je ze sobą na dół. – powiedziałam.
Wszyscy co pewien czas sprawdzali w internecie przemieszczanie się huraganów i tornada. Cała fala szła w naszym kierunku, według ostrzeżeń, za godzinę tornado mogło się pojawić w Overland Park.
Paula, przypominała nam co trzeba znosić do piwnicy, a sama poszła po swoje rzeczy. Nikt jednak nie mógł znaleźć latarki. Zaczęliśmy ładować swoje telefony, bo komórką też można przyświecić, a w razie potrzeby kontaktować się ze służbami ratowniczymi.
Po raz kolejny Paula poszła na górę, schodząc pokazała co wynosi do piwnicy. Niosła św. obrazek z Aniołkiem, a obok niego cztery puchary, na widok których zaśmiałyśmy się. – Po co ci te puchary? Przecież wyszczególniłaś, co jest najważniejsze – powiedziała Ola.
– Mamo, to jest dla mnie bardzo ważne, bo to są puchary z Polski, one mi przypominają Polskę, ja nie mogę ich stracić – mówiła przejęta Paula, trzymając jeszcze w torbie kilka książek i niektóre zabawki.
To był dzień przypominający, co jest najważniejsze, w momencie gdy może to być ostatni dzień życia. Ola powiedziała, żebyśmy wzięli paszporty, bo gdyby górę domu zmiotło, to wszystko przepadnie, a wyrobić nowe dokumenty jest dość trudno.
W pierwszej kolejności wzięłam wizerunek Jezusa Miłosiernego „ Jezu Ufam Tobie” oraz paszporty. Potem znosiłam wodę, koce i jedzenie. Spakowałam naleśniki i wszystko co było w zasięgu ręki, a więc owoce i pieczywo.
Szymonek i Korrnelia spokojnie się bawili nie zdając sobie sprawy z mogącego nadejść zagrożenia. W bawialni wśród zabawek rozłożoną mają stację kolejową, po środku której umieszczone jest plastikowe tornado. Od najmłodszych lat dzieci są uczone o panujących tu zjawiskach atmosferycznych i niebezpieczeństwach z nimi związanych.
Pogoda nieustannie się zmieniała ale było bardzo ciepło. Czasem robiło się ciemniej, momentami się rozjaśniało. Czasem wiało, momentami przestawało. Gdy wszystko już w piwnicy przygotowaliśmy, łącznie z miejscami noclegowymi na 7 osób, w internecie sytuacja zaczęła się zmieniać. Tornado zaznaczone czerwonym kolorem, zdawało się z lekka przemieszczać bokiem od Overland Park jakby ocierało się o sąsiadujący z Kansas stan Missouri.
Przed każdym takim niebezpieczeństwem zaczynają wyć syreny. W pewnym momencie dało się słyszeć ale bardzo, bardzo gdzieś daleko.
Z każdą chwilą mapy pokazywały minimalne oddalanie się tornado od Kansas. Aż wreszcie wyraźnie zaznaczony został zwrot frontu.
Ucieszyliśmy się ogromnie i całą rodziną postanowiliśmy wyjść na spacer. Ruszyliśmy chodnikami, które położone są tylko z jednej strony jezdni, wśród pięknych domków, zadbanych trawników, kwitnących drzew, wokół których skakały wiewiórki i króliki. Wszystko ożyło, już nawet nie było żadnych oznak, przypominających o tym, że może nadejść choćby burza.
Z sąsiedniego domu wyszedł mężczyzna. Oczywiście, że uśmiechnięty i zadający rutynowe pytanie: jak się mamy? Ponieważ się do nas zbliżył więc się przywitaliśmy. On się przedstawił: mam na imię Igor.
– Igor? Jak to Igor? Konrad się zdziwił i zapytał jakiej jest narodowości.
– Jestem Ukraińcem ze Lwowa, a moja mama jest pół Polką – powiedział dopiero co poznany sąsiad, oznajmiając, że mieszka tu od 25 lat, przyjechał z żoną do jej rodziny. I już tu pozostał. Tu także urodziło się ich dwoje dzieci.
Wtedy Konrad przedstawił nas oznajmiając, że jesteśmy z Polski, więc Igor zaczął z nami rozmawiać po polsku. Bardzo sympatyczne jest takie spotkanie, mimo iż jesteśmy tu dopiero od miesiąca. Umówiliśmy się z Igorem na dłuższe spotkanie i poszliśmy dalej na spacer. W Kansas Polaków jest bardzo mało. Kilku, których spotkaliśmy byli Rosjanami :). Jak w poprzednich doniesieniach wspominałam, dla tubylców Polacy są Rosjanami.
Tornado nas ominęło. Paulinka podczas wieczornego pacierza dziękowała Panu Bogu, że nie nadeszło.
1,720 total views, 2 views today