Relacja Marzanny Leszczyńskiej
W Nowy Rok 2019 weszliśmy mocnym tanecznym krokiem już 11 stycznia. A był to przytup dubeltowy, ponieważ był turniej w Bochni a po nim niezapomniany bal dla wszystkich uczestników turnieju. Po kolei jednak.
Mało kto wybiera się na turniej na drugi koniec Polski na dodatek zimą. Są jednak tacy, którzy mają taką fantazję. To nic, że zajechaliśmy o 4.00 nad ranem ( bo po pracy), pobudka o 7.00 rano, bo o 9.00 ruszał nasz blok.
Coraz więcej tancerzy z roku na rok przybywa na turniej kierowany przez Krzysztofa Mycka, bo po każdym turnieju zachwyt tancerzy wzrasta i fama idzie w Polskę, że super i że warto pokonać taki szmat drogi.
Główny organizator i zarazem tancerz zna bolączki i pragnienia seniorów i stara się im zaradzić, a że wkłada w to co robi nie tylko dużo swojej energii, ale całe swoje serce, kulturę osobistą i czas ( tego nie szczędzi. Zadzwonisz o 3.00 w nocy, że jesteś w drodze, a On ze stoickim spokojem odpowie na każde twoje pytanie i zapewni, że nic się nie stało).
No, nigdzie tak nie ma, że Krzysztof do ostatniej chwili zbiera informacje i do końca zmienia listy uczestników tak, aby wszyscy byli zadowoleni, pertraktuje z niezdecydowanymi i wszystkich zachęca ale nie zmusza. A przypadków i nagłych zdarzeń jet cała masa.
Naprawdę nie wyobrażacie sobie jakie przypadki chodzą po seniorach….
Krzysztof jest jak do rany przytul:pocieszy, doradzi, zachęci i pomyśli o każdym, aby było dobrze.
A już wielkim luxusem jest to, że na turnieju mamy drugą salę, gdzie możemy się rozgrzewać i ćwiczyć praktycznie kiedy przyjdzie nam na to ochota.
Walka na parkiecie zajadła i trudna, bo „chapeau bas” dla wielu par jak niesamowite postępy poczyniły, a i powrotów wiele po latach choć w innych konfiguracjach .
Nadal podziwiamy szpagaty w jive, choć tym razem u innych par w grupie senior 4 i niesamowitą energetykę.
Cieszy nas brązowy medal w klasie C i srebrny medal w klasie D oraz punkt premium, który zbliża nas do klasy C w tańcach standardowych.
O balu, który szykowany był po turnieju myślałam w kategoriach: no cóż pójdę, popatrzę, posiedzę, coś zjem i jak najszybciej pójdę spać. Stało się całkiem inaczej. Nie pamiętam tak świetnej atmosfery. 91 osób rozpoczęło polonezem, tworzyliśmy czwórki, ósemki, tunele, spirale i ta ilość osób, muzyka sprawiła, że narodziła się myśl: „Chwilo trwaj długo, nie kończ się tak szybko”.
Bal miał swój historyczny sznyt, jak na początku zaznaczył konferansjer, że nie możemy się czuć jak na weselu czy na dyskotekowej potańcówce. Tańczyliśmy „Białego mazura”, a każdy stolik miał wyznaczonego swojego podczaszego. Znakomitym wodzirejem okazał się sędzia Adam Berkowicz z Jasła. A znana mi zabawa do „Szokolady” poprowadzona została przez Niego w Jego właściwy sposób- indywidualny.
Muzyka świetna, miejsca do tańczenia dużo. A tańczyliśmy tylko i wyłącznie free styl, żadnych turniejowych tańców. Nogi przestały boleć momentalnie, bo prowadzili w tańcu wybornie – przecież nie kto inny tylko tancerze turniejowi i klasowi.
Cudownie było popatrzeć na wszystkich jak pięknie poruszają się na parkiecie już bez turniejowych popisów.
No gdzie człowieku dzisiaj możesz się tak pobawić, bez komercji, w takim towarzystwie za wcale nie duże pieniądze?
Jedzenie wyśmienite.
Nie dali za wcześnie uciec z sali, prosili do tańca. Rozśpiewały się poszczególne stoliki, rozhuśtały bo różnorodne przeboje inspirowały i rozbudzały pomysły.
Znalazła się gitara, potem solistki śpiewające do wachlarza, biegające boso po krzesłach. Dawno nie czuliśmy się taką wielką taneczną rodziną.
Słowem: roześmiane, szczęśliwe towarzystwo świetnie się bawiące snujące plany na spotkanie w przyszłości, nie szczędzące komplementów imprezie i organizatorom.
Marzanna Leszczyńska
1,025 total views, 2 views today