Relacja Marzanny Leszczyńskiej
Kiedy decydowałam się na tegoroczny obóz taneczny byłam pełna rozterek. Z jednej strony bardzo się cieszyłam, nowe wyzwania, pewność, że będzie ciężko, ambitnie ale pojawiła się obawa, czy dam radę. Wszak jesteśmy już senior 3, ostatnio na obozie sportowym byliśmy10 lat temu i było ciężko, bez apteki i maści się nie obeszło. Jeszcze dwie pary seniorskie ze Szczecina podjęły się tego wyzwania, a reszta towarzystwa to była młodzież z bardzo wysokimi klasami tanecznymi i dzieci, te ambitne, świetnie się prezentujące. Tak, zdecydowaliśmy się na obóz ze Szkołą Mistrzów Szymona Kalinowskiego i Grażyny Grabickiej.
Podstawą jest wysiłek, nie było spotkań towarzyskich, wycieczek. W wolnych chwilach padaliśmy ze zmęczenia, ucinaliśmy sobie drzemkę albo masowaliśmy mięśnie na basenie.
Znaleźliśmy tylko raz trochę czasu, aby pojechać nad jezioro do letniego domku, do którego zaprosiła nas para Alina i Darek ze Szczecina.
Przez 8 dni ledwie chodziliśmy po schodach tak nas bolały mięśnie, zwłaszcza po crossfit – porannej godzinnej gimnastyce zaczynającej się pięcioma okrążeniami na bieżni pobliskiego szkolnego boiska, często w pełnym słońcu, bo lato tego roku dopisało. A potem były inne ciężkie ćwiczenia, za każdym razem urozmaicone, tak abyśmy wzmocnili mięśnie i byli bardziej wytrzymali w tańcu, bo taniec to bardzo męczące zajęcie a musi wyglądać lekko. Nawet podniosłam swojego partnera (70 kg). Pot się lał strugami, rany robiły się na plecach od niewygodnych pozycji ćwiczebnych ale nie odpuściliśmy ani jednego zajęcia crossfit i ani razu nie spóźniliśmy się, chociaż pan Szymon Kalinowski sugerował nam odpuszczenie sobie tych zajęć.
Postawiliśmy na tańce standardowe, głównie w nich wzięliśmy udział. Dużo teorii przekazał nam zaproszony Rusłan Butko (jeden z najbardziej utytułowanych trenerów w Polsce) razem z zaskakującą szczerością i prawdą o życiu tancerza. To oczywiście jest cenne, aby uświadomić sobie jakie trudności się pojawiają i im po prostu nie zaprzeczać i nie udawać, że takie słabości akurat nas nie obowiązują, bo kto z nas się nie stresuje, nie rywalizuje, nie chce być najważniejszy, nie zazdrości, nie cieszy się z potknięć innych….
Pan Rusłan nie robił wykładów na ten temat, ale poruszał te kwestie jako dygresje przy nauce, ćwiczeniach praktycznych, czy pokazach, wielokrotnie dając swój przykład i własnych doświadczeń. Były to lekcje o tym, że warto mieć dystans do siebie. Rusłan Butko pobudzał nas do myślenia, ciągle stawiał pytania, bo nie tylko mamy pewne kwestie zautomatyzować ale musimy mieć też wiedzę i przygotowanie teoretyczne.
Wprawdzie postawiliśmy na tańce standardowe ale nie odmówiliśmy sobie udziału w szkoleniu, które poprowadziła topowa para Kinga Jurecka i Marek Fiksa ( znani z udziału w „Tańcu z gwiazdami”). Szlifowali jive, który należy do bardzo wyczerpujących tańców latynoamerykańskich ze względu na nieustanną dynamikę, tak jakby ciągle na podskokach – ujmując to w skrócie, toteż zlaliśmy się potem po paru minutach tego tańca. Ja muszę mieć dzień do jiva i widoczne tym razem miałam, bo otrzymałam od tej pary mistrzów duży publiczny komplement. Ucieszyłam się nim bardzo i od razu opuściły mnie pomysły, do jakich namawia mnie mój partner, aby poświęcić się standardowi kosztem latiny. Może to była podpowiedź losu, że zbłądzę, gdy to zrobię, zawsze bowiem tańce latynoamerykańskie sprawiały mi mniej kłopotów, dawały więcej radości a i wyniki na turniejach były o niebo lepsze niż w standardzie. Oczywiście do pewnego momentu, a potem ni stąd ni zowąd wszystko się odwróciło.
Pan Szymon Kalinowski z Panią Grażyną potrafią wszystko pokazać i wszystko wytłumaczyć, rozjaśnią najciemniejsze zakamarki naszej niemożliwości i nauczą wszystkiego w myśl maksymy, że „wszystko jest trudne nim stanie się proste”. A już practisy pod okiem tej pary były niepowtarzalne, tutaj przychodziła pora na dawanie z siebie wszystkiego, pokonywanie stresu, wstydu, tutaj były okazje do zasłużonych wyróżnień.
Nie zapomnę chyba practisu w przebraniu na temat: „Narodowości świata”. Ciągle mam przed oczami rumbę, która nie przestaje mnie elektryzować. Muzyka w stylu muzułmańskim i para, która przepięknie ją zatańczyła: On w chuście arafatce, ona w czarnym stroju z hidżabem . Chylę głowę przed refleksem pana Szymona, który celnie wybrał utwór muzyczny do tego stroju i tego tańca. Wszystko bowiem odbywało się na gorąco, tyle ludzi do ogarnięcia. Temat stroju podany został na dwie godziny przed practisem, a więc wyobraźnia poszła w ruch a stroje komponowaliśmy z tego co było w walizce.
W przypadku tej pary efekt był piorunujący, zjawiskowy.
Ja i mój mąż udawaliśmy Greków i po prostu owinęliśmy się w prześcieradła, czym wzbudziliśmy wiele uśmiechów i nieukrywany zachwyt uczestników.
Młodzież biorąca udział w warsztatach była bardzo pracowita i sympatyczna czym wzbudzała podziw gości hotelowych, a stacjonujące tu siatkarki zachwycały się z rozrzewnieniem, że nie trafiły z wyborem dyscypliny sportowej.
Pobyt na obozie pozwolił nam przekroczyć na zakończenie swoje możliwości. Pan Szymon z panią Grażyną potrafią wymusić wiele; bez próśb, gróźb i szantaży. Jak? No właśnie to jest siła wielkich osobowości, które tak wpływają, że chcesz, że znajdziesz siłę, i pracujesz jak mrówka a potem się dzieją niesamowite rzeczy.
Był ostatni, ósmy dzień naszego pobytu na obozie. Nic nie przestało boleć, po całym dniu zajęć szliśmy na ostatni practise z nastawieniem, że popatrzymy na innych bo sami już nie czujemy nóg. Andrzej miał spuchnięte kolano, mi dokuczał ból prawej stopy. Przypisano nas do grupy nr 2. Usiedliśmy na krzesłach i patrzyliśmy na prezentacje grupy pierwszej – najmniej zaawansowanej. Pan Szymon zarządził tzw. staminy. Grupa tańczyła jedenaście tańców standardowych non stop jeden po drugim bez chwili odpoczynku. Każdy taniec standardowy przeplatany został skoczkami z qick stepa a każdy taniec trwał minutę i trzydzieści sekund (tak jak na turnieju). Siedziałam na krześle i patrzyłam z niedowierzaniem, że będę mogła to zrobić. Na turniejach bardzo rzadko tańczymy wszystkie 5 tańców, jeden po drugim. Przeważnie przeplatają nas z inną kategorią więc wygląda to tak, że po przetańczonym walcu odpoczywamy bo walca tańczy inna kategoria. Gdy zdarzy się, że wszystko leci po kolei odczuwamy straszną krzywdę i jesteśmy bardzo zmęczeni a na ostatniego quick stepa nie starcza siły, a to dynamiczny i szalony taniec. A więc siedziałam na krześle i zobaczyłam jak około 12-letnia dziewczynka podeszła z płaczem do nauczycieli , widać było że już nie ma siły. Ale po chwili po otarciu łez wróciła na parkiet i dokończyła dzieła.
Gdy przyszła nasza kolej grzecznie wstałam z krzesła na te bolące nogi. Walc angielski, zamiana w parze skoczki quick stepa , walc wiedeński w swojej parze, zamiana skoczki quick stepa, tango w swojej parze, zamiana i skoczki quick stepa, foxtrot w swojej parze, zamiana i skoczki quick stepa, quick step w swoje parze i skoczki quick stepa. Jedenaście tańców non stop, każdy minuta trzydzieści. Pani Iza miała na przemian usta blade lub granatowe. Moje włosy były mokre jakbym kąpała się w basenie, wszelki ból odszedł w siną dal i pozostało wrażenie, że mogłabym jeszcze tak dalej….
Asia Urbaniak i Patryk Tomaszewski z Fan Dance także wzięli udział w obozie szkoły Mistrzów Sz. Kalinowskiego i G. Grabickiej. Asia, świetnie dawała sobie radę dodatkowo w tańcach modern jazz.
P.S.
Doboszki czyli śliwki w czekoladzie, które sprzedawane są w hotelu „Dobosz” w Policach, w którym rezydowaliśmy, a które są produkowane przez właściciela hotelu są przepyszne i nie mają sobie równych na rynku słodyczy. Nie są zbyt słodkie i każda jedna jest trafiona.
Marzanna Leszczyńska
994 total views, 1 views today