NA GORZOWSKIEJ SCENIE LETNIEJ – PIOSENKI I SPEKTAKL O MIŁOŚCI

Tekst: Ewa Rutkowska

 Piosenki i spektakl o miłości. Scena letnia Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie

16 i 17 lipca 2022

W sobotę udałam się na Scenę Letnią naszego teatru na spektakl/koncert „Miłość na pięciolinii”. Nieobecność niemożliwa, gdy na scenie Tuzy. Starsze pokolenie (tzw. trzeci wiek przeważa wszędzie) zna i na pewno pamięta tancerkę i aktorkę Ewę Kuklińską i jej „szaloną” grupę taneczną „Sabat”. Ewa Kuklińska jest także choreografem i piosenkarką. Po ukończeniu szkoły baletowej przez trzy lata tańczyła na naszej Narodowej Scenie Teatru Wielkiego Opery i Baletu. Nie ograniczyła się tylko do tańca. Swoje umiejętności estradowe szlifowała na studiach w Paryżu, będąc stypendystką rządu francuskiego. Przez kilka lat pracowała w Teatrze Syrena w Warszawie. O wspólnej pracy w tym teatrze, zapowiadając koncert, wspomniał dyrektor naszego teatru Jan Tomaszewicz. Także o tej znajomości z dawnych lat mówili oboje artyści. Ewa Kuklińska nagrała kilka płyt i koncertowała w krajach Europy, w Ameryce Północnej i w Australii.

Tomasz Stockinger to aktor teatralny i filmowy, znany jako Leszek w powtarzanym ostatnio „co drugi tydzień” filmie „Znachor”. Od roku 1997 gra doktora Lubicza w serialu (tasiemcu) „Klan”. Zagrał bardzo wiele ról teatralnych i filmowych. Na wielkim ekranie zadebiutował, grając główną rolę w filmie Zbigniewa Kuźmińskiego „Sto koni do stu brzegów”. Znam ten film, mam nawet książkę. To moje klimaty. Podczas koncertu w Gorzowie często artyści wspominali film „Lata dwudzieste, lata trzydzieste”, bo jak mówili, tam się poznali. Oczywiście nie mogło zabraknąć w koncercie piosenki tytułowej. A koncert… Tu znów wrócę do „scenariusza Andrzeja Poniedzielskiego: chłopiec, dziewczynka… chłopiec, dziewczynka”.  Tylko tutaj ta „dziewczynka” i ten „chłopiec” to wielkie gwiazdy ekranu i naszego show biznesu.

Gdy Ewa Kuklińska pojawiała się na scenie, to razem z nią, za każdym razem, pojawiał się wielki świat. Jej nieziemskie kreacje (było ich chyba siedem) i ruch, i gest, no i piosenki. Na początek słynne „schody, schody..”, albo „New Jork, New Jork” czy „My słaba płeć”. Także przebój z wysokiej półki z repertuaru Jennifer Lopez oraz wiele innych. Jej piosenki były bardzo dynamiczne, w większości znane. Był też „incydent” z zaproszeniem pana (u nas Krzysztofa) na scenę.

Z kolei Tomasz Stockinger zaśpiewał kilka utworów mistrza Młynarskiego. Były to m.in. takie hity jak: „Wolno do mnie mów”, „Bądź moim natchnieniem”, „Dziewczyny, bądźcie dla nas dobre na wiosnę” no i oczywiście dużo innych, także znanych. Mnie trochę raziło to, co powtarzał często. Zaczynał piosenkę jakby „dmuchnięciem w mikrofon”, było głośne Pff! Przepraszam. Nie chciałabym, aby było to odczytane jako czepianie się. Tego nie robią ci, którzy często pracują z mikrofonem. Koncert z takich utworów zawsze ożywia wspomnienia, staje się (mimo żywiołowej Ewy), nostalgiczny. A piosenki o miłości na pewno wzruszają, przywołują dawne miłe wspomnienia. Swoje pierwsze zakochanie, randki…

Przede mną siedziała bardzo zakochana para i bardzo często „pili sobie z dzióbków”. Taki sielski i sentymentalny widoczek. Jak na dawnych kartkach…

Koncert został przyjęty z entuzjazmem. Były owacje na stojąco przez bardzo licznie zgromadzoną publiczność. W tym roku, może też dlatego, że to 20-lecie Sceny Letniej, na wszystkich koncertach jest komplet widzów.

Tak było w sobotę 16 lipca.

A w niedzielę na scenie zagościł najprawdziwszy teatr. I moim zdaniem przebił wszystko, co do tej pory (w tym roku) gościło na tych deskach. Był to spektakl „Zacznijmy to jeszcze raz”, w wykonaniu dwóch znakomitych aktorów: Aldony Jankowskiej i Tomasza Sapryka.  „To poker mistrzów aktorstwa. Nie wiadomo kto co ma w kartach i na czyją stronę przechyli się szala zwycięstwa… ale dopóki walka trwa, dopóki karty leżą na stole, trzeba grać… i to o największą stawkę – miłość”.

Ten spektakl to komedia napisana z maestrią przez Aleksandrę Wolf specjalnie dla tych właśnie aktorów. Pełna ciepłego humoru i życiowej mądrości historia miłosna.  „Ona terapeutka uzdrawiająca związki. On – pacjent rujnujący swoje małżeństwo.  On przychodzi do luksusowego gabinetu jako ostatni pacjent przed zamknięciem gabinetu”. Jest zapatrzonym w siebie, trochę rozkapryszonym, z wielkim ego reżyserem. Ona, elegancka pani doktor – terapeutka. „Oboje zdejmują wiele masek, przyznają się do wielu licznych grzechów. No i muszą podjąć się naprawy wielu z nich”. Akcja wartko się toczy, a „obrazy” zmieniają się jak w kalejdoskopie, aby na końcu objawić się zaskakującą puentą. Oboje zabłysnęli wspaniałym kunsztem aktorskim. To wysoka półka aktorstwa.

Spektakl grany jest obecnie w Teatrze Kamienica w Warszawie.

Aldona Jankowska to absolwentka PWST w Krakowie, aktorka filmowa i teatralna, parodystka, artystka kabaretowa. Pracowała w Teatrze Lalek i Maski Teatru Aktora  Groteska i Teatrze Ludowym w Krakowie. Była też pracownikiem krakowskiego Staromiejskiego Centrum Kultury Młodzieży. Stypendystka Teatru w Norwegii. Bierze udział w wielu musicalach, spektaklach muzycznych, a także w sztukach dramatycznych.

Tomasz Sapryk jest absolwentem PWST w Warszawie, aktorem teatrów, między innymi Powszechnego i Syrena. Współpracuje także z innymi warszawskimi teatrami oraz z teatrem w Gdyni. Jest laureat „Orła” Polskiej Nagrody Filmowej w kategorii „najlepsza drugoplanowa rola męska” (2008). Lista filmów z jego udziałem jest ogromnie długa.

Spektakl ten został w Gorzowie przyjęty z entuzjazmem. A sala pękała w szwach.

Ewa Rutkowska

lipiec 2022

 

 

693 total views, no views today

TO JEST NIEMOŻLIWE?

Opowiedziałam  koleżance o naszych studenckich, a teraz już senioralnych spotkaniach absolwentów pewnej uczelni. Pierwsze –  dawno temu, potem  długa przerwa, po niej kolejne zjazdy, a było ich dziewięć  w różnych miastach. Najpierw w Łebie potem w Międzyzdrojach i Toruniu, we Wrocławiu, Łagowie, Białowieży, Karpaczu, Korytowie,  Kazimierzu.

Dziesiąty  – miał się odbyć w Gdańsku ale wyprzedziła go przerwa zwana pandemiczną.  Podjęta została próba organizacji we wrześniu tego roku. Czy się odbędzie? Przygotowania trwają.

Organizatorem pamiętnego toruńskiego zjazdu był Jan. Przez cały rok kontaktował się z każdym indywidualnie. On wszystkich dopingował, przyjmował uwagi i propozycje a potem połączył wszystko w jedno piękne dzieło.

Nocleg w hotelu na Starym Mieście. W retro sali bal na sto osób. Wcześniej, typowe  toruńskie przywitanie. Z balkonu pokłonił nam się Kopernik, w którego wcielił się gospodarz wydarzenia.  Atrakcje trwały trzy dni: pływanie statkiem po rzece, która jeśli płynie to Polska nie zaginie, wędrówki śladami wielkiego Astronoma, udział w niedzielnej Mszy św. w katedrze, potem wieczór wspomnień, tańców, śpiewu i koncertowania. Pierwszy występ na gitarze i akordeonie należał do Jana. Każdy komu w duszy grało także dawał popis swoich zdolności. Wszyscy goście otrzymali coś w rodzaju bulli pamiątkowej a do tego kubek z nadrukiem toruńskich pierników.

TOR5

Za wspaniały zjazd dziękowaliśmy Małżeństwu Jana i Bożeny wręczając im pamiątkowe obrazy i jakieś inne dary, ja zadedykowałam wiersz, a Oni odwdzięczyli się niespodzianką przygotowaną przez ich dzieci Asię i Bartka. Jak w bajce, audytorium w mgnieniu oka zmieniło się w salę balową a na parkiet wkroczyła młodziutka para turniejowa. Asia i Bartek pokazali potencjał tańca towarzyskiego od klasyki po łacinę. Melodyjnie, zwiewnie i kolorowo zakończył się jeden ze wspaniałych zjazdów.  Od tamtej pory często z Janem się kontaktowaliśmy. Jego prawie trzydzieści lat młodsza małżonka ukończyła inną uczelnię, na której potem była  naukowcem, z naszym środowiskiem bardzo sprawnie się zasymilowała.

– Zastanawia mnie taka duża różnica wieku. Czy to były ich pierwsze małżeństwa?

– Tak. On był kawalerem ona panną. Opowiem Ci jak się poznali a potem……

Jan po studiach pracował w zawodzie ale czasy stawały się takie, że trzeba było być elastycznym. I on się odnalazł, tworząc popularny wtedy butik. Stanął za ladą, a że był bardzo kulturalny i kontaktowy radził sobie doskonale w całkiem nowej roli. Do butiku przyszła Ona. Bluzka, którą wybrała do mierzenia okazała się za duża. Uprzejmy sprzedawca zapewnił, że za kilka dni będzie  upragniony strój. I tak się stało a nawet więcej bo wkrótce świętowali w restauracji trafiony zakup. Następnie ślub i w dalszej kolejności kochane,  płaczące i roześmiane buzie Joasi oraz Bartka. Dzieci rosły a tata chciał zapewnić im dobre i mądre dzieciństwo. Był czas modlitwy zabawy i nauki.

Potem to już słyszałaś, Asia z Bartkiem dali na naszym koleżeńskim spotkaniu popis turniejowy, grają także na instrumentach.

Asia uczyła się w klasie skrzypiec. Gdy potwierdzone zostały muzyczne zdolności Bartka, Jan postanowił kupić pianino akustyczne. Zanim to nastąpiło dzwonił do mnie często i o tym rozmawialiśmy aż nadszedł dzień, w którym klasyczne pianino stanęło w ich salonie. Zatelefonował i prosił o słuchanie, bo będzie grał z Bartkiem na cztery ręce. I grali…… a my słuchaliśmy.

Potem nadszedł czas przygotowania dzieci do Pierwszej Komunii św. Telefonicznie zdawał mi relacje, na jakim są etapie. Poznałam dokładnie szczegóły ich bardzo ważnego Dnia. Wszyscy razem modlitewnie się przygotowywali.  I odbyło się pięknie.

– Jakoś tajemniczo opowiadasz. Czy tak  mnie się tylko wydaje?

– Tak. Odkładam na później to, co muszę powiedzieć.

Nadszedł dzień, w którym Jan jadąc rowerem potrącony został przez samochód. Uderzył głową w krawężnik. Pozostawał przez kilka miesięcy w śpiączce. Młoda żona jak mogła najlepiej, tak się  nim opiekowała. Wkrótce informacje telewizyjne podały do wiadomości: „Dobry humor go nie opuszcza. To – do tej pory – najstarszy wybudzony w Toruniu pacjent. W śpiączkę zapadł w maju: jechał rowerem gdy potrącił go samochód. Rehabilitantów zaskakuje nie tylko postępami. Personel mówi o nim „To wyjątkowy dżentelmen”. – Skoro tak to, nie zaprzeczę – śmieje się Jan”.  –  Był  rok 2017. W 2019 Jan umiera wskutek wylewu.

– Całe szczęście, że jest młoda mama.

– Przepraszam nie przerywaj, to nie koniec opowiadania……..

W 2020 roku umiera Bożena, stwierdzono u niej nowotwór. Walczyła lecz przegrała. Do Jasia poleciała. A to wszystko tak szybko się toczyło.

– Coooo? To jest niemożliwe!!

– Wszystko jest możliwe.

Zdążyła jeszcze być na jednym naszym zjeździe razem z dziećmi. Nie chciała ale dała się przekonać. Niektórzy bardzo się zaangażowali we wspieraniu. Kilka dni temu dowiedziałam się, że Asia i Bartek z babcią oraz drugą wnuczką babci, która jest prawną opiekunką dzieciaków wypoczywali w Międzyzdrojach, w willi, której właścicielem jest nasz kolega ze studiów i tam odbywał się drugi nasz zjazd. Wcześniej do tego ośrodka wypoczynkowego przyjeżdżali  Jan z Bożeną i dziećmi prawie na wszystkie święta i ferie. Teraz Asia z Bartkiem przyjeżdżają tu z kochającymi ich Dziadkami (rodzicami Bożeny).

– To przecież historia jak z jakiegoś filmu! Brak mi słów.

– Wszystko jest po coś. I wszystko po coś było.  

474 total views, 1 views today

TAKA SĄSIADKA TO SKARB

Po raz kolejny i to w dość krótkim czasie odbyłyśmy tradycyjne spotkanie osób pozytywnie, lekko zakręconych. A nasze spotkania to imieniny, urodziny, rocznice ślubów czy poznania się i wiele innych czasem wymyślonych.

Tym razem okazja z prawdziwego zdarzenia. Całkiem realna: imieniny Henryki, która po raz drugi nas zaprosiła. Z chęcią skorzystałyśmy i przyszło nas już nie cztery ale w tym roku – sześć.

HEN55

Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat znalazłam się  w starej części miasta. Zachwyciły mnie secesyjne kamienice z ozdobnymi  motywami roślinnymi czy ornamentami płaskorzeźb. I tylko bujna wyobraźnia wspomogła moje widzenie piękna ludzkiej twórczości. Wewnętrznym spojrzeniem odnowiłam te budowle i przywróciłam ich świetność sprzed lat.

A wracając do realu: spotkałyśmy się wszystkie w miejscu ozdobionym urokiem lawendy i wrzosu, przysiadłyśmy na ławeczce  i  w tempie ekspresowym pomarzyłyśmy indywidualnie aż do momentu  przyjazdu piątej i szóstej uczestniczki dzisiejszej uroczystości.

Ruszyłyśmy w kierunku kamienicy, w której czekała na nas Henia. Akurat ten dom, w którym od kilkudziesięciu lat ona mieszka, wybudowany został bez balkonów ale już ten obok ma balkonowe dzieła sztuki. Jednak Henia nie narzeka, bo niedawno do jej budynku dostawiono całkiem duże balkony a do tego z widokiem na zadbane, ukwiecone ogrody. Oprócz tego sama też zadbała o roślinność w zasięgu ręki, którą może podziwiać siedząc w bujanym fotelu.

Słońce i cudowne niebo  rozjaśniły jej imieninowy dzień.  Z balkonu do stołowego pokoju wcale nam się nie spieszyło. Dopiero gdy naszym oczom ukazał się przepysznie wyglądający bezowy tort poczułyśmy chęć dorwania się do niego i to w dosłownym znaczeniu.

Zajęłyśmy miejsca przy stole a jedno pozostało puste. Czyżby Henia się przeliczyła w ilości osób? – pomyślałam. Na odpowiedź długo nie czekałam. Po kilku telefonach, które Henia z radością odbierała bo niosły moc najserdeczniejszych życzeń, ktoś zapukał do drzwi.

I pojawił się kolejny gość. Elegancka sąsiadka z dołu.

Henia przedstawiła: – to Bogusia – moja wybawczyni z różnych trudnych sytuacji – mówiła Henia. A to: (przedstawiała nas w kolejności zajmowanych miejsc): Basia, Mona, Ania, Ula, Ania, Wanda.

I się zaczęła impreza. Henia wyjmowała asy z rękawa: – Kto pokroi tort? – Bo ja na pewno nie – zdecydowała Solenizantka. Anna „Duża”, pod kierunkiem Anny „Małej” podjęła się dzieła i doskonale im to wyszło.  Henia ruszyła do pokoju obok i zaczęła wynosić kolejne wypieki, które jak się okazało wszystkie sama przygotowała:  pierwszy po torcie wjechał „Sernik, bez sera” następnie ciasto makowo-kremowe – „Niebo w gębie”i w kolejności „Ambasador inaczej” a potem biszkopt z owocami „Maliniak”. Napoje także były, każda mogła sobie zrobić kawę czy herbatę ale największym powodzeniem cieszyła się woda w dzbanie z ziołami i cytryną. Henia była uradowana, że ją wymyśliła. Ula próbowała rozbawiać towarzystwo wyjaśniając tajemnice swojej kobiecości, przy czym nie jest to pieczenie, gotowanie czy sprzątanie. A kobieca naprawdę jest, oj jest. Mona dbała by każda miała ciasto na talerzu. Ja dokumentowałam robiąc foty. Barbara zaszalała z butelką wina. Henia powiedziała, że jest to wino czerwone półsłodkie specjalne dla kobiet, takie doradził jej sprzedawca, bo sama nie mogła się zdecydować.

Najdłuższe było oczekiwanie choćby na kroplę tego trunku. Barbara z tupetem chwyciła otwieracz i już się wydawało, że będziemy spożywać. Bogusia pierwsza zauważyła, że coś nie halo.  – Może ja spróbuję – zaoferowała pomoc. Barbara się nie poddała, o nie tak szybko, ona wszystko potrafi. – Już, już tylko momencik. Ale puf, pokruszył się korek, już tylko połowa została w szyjce butelki. Zamieszania, śmiechu i hałasu było tyle, że nie wiem kto w końcu otworzył. Posłyszałam tylko okrzyk: – Och chyba odwrotnie kręciłam.  Ale potem już kręciło się w odpowiednim kierunku.

Wszystko co miłe szybko się kończy, nasze spotkanie też dobiegało końca. Anna „Duża” zdecydowała, że zbierze naczynia i je umyje, aby zostawić porządek po nas. A przede wszystkim żeby ulżyć Heni.

– Absolutnie nie – zabroniła Henia. Przekomarzania przerwała pani Sąsiadka twierdząc, że Henia ma zmywarkę. Henia potwierdziła jej słowa ale w kuchni takiego urządzenia nie było. – Henia zbiera naczynia do miski i przynosi do mnie, nie ma najmniejszego problemu, po co nam dwie zmywarki, wystarczy jedna – zapewniła Bogusia, która chcąc zmienić temat wyjęła telefon i pokazała zdjęcie swego kota i męża. A potem przeszła do obrazów prezentujących ogród. To dopiero cacko! Raj na ziemi!

– A taka Sąsiadka – to wielki skarb – powiedziała Henia.

714 total views, 1 views today

WOJEWODA LUBUSKI ZAPRASZA MIESZKAŃCÓW NA SPOTKANIA

WOJEWODA

Fot. Grzegorz Milewski

Od 12 lipca po rocznej przerwie Wojewoda Lubuski będzie spotykał się z mieszkańcami  województwa. Interesantów przyjmować będzie w Gorzowie Wielkopolskim i Zielonej Górze.

W Gorzowie można się kontaktować pod numerem telefonu 95 785 18 27 lub mailowo, wysyłając informację na adres: jolanta.sen@lubuskie.uw.gov.pl.

Do tej pory do wojewody lubuskiego zgłosiło się około pół tysiąca osób. – Tematyka rozmów jest bardzo różna, czasem są to prywatne a nawet osobiste sprawy, które wykraczają poza kompetencje wojewody ale ludzie chcą porozmawiać – powiedział Władysław Dajczak, wskazując, że są też problemy konkretne dotyczące administracji rządowej czy samorządowej.

435 total views, 1 views today

W GORZOWIE PIKNIK CHOPINOWSKI PRZY FILHARMONII, ANDRZEJ PONIEDZIELSKI W TEATRZE

Pierwszy Piknik Chopinowski na Placu Sztuk przy FG i Andrzej Poniedzielski w Teatrze Letnim w Gorzowie. 10 lipca 2022

Tekst: Ewa Rutkowska

Pierwszy piknikowy dzień na filharmonicznych błoniach już od godz.16  rozbrzmiewał gwarem i muzyką. Były to „Piknikowe animacje dla najmłodszych”. Zabawy muzyczne prowadzili: aktorzy Anna Łaniewska i Marcin Ciężki.  Na „tajemniczym” fortepianie przygrywał Przemysław Kojtych.

Na następne takie zabawy organizatorzy zapraszają 28 sierpnia.

Z kolei na pierwszym Pikniku dla dorosłych (i nie tylko) wystąpiła znana już gorzowianom, rodzima artystka Małgorzata Rusak. Absolwentka Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu, gdzie pracuje w charakterze pianisty-akompaniatora. Jest również nauczycielem gry na fortepianie oraz akompaniatorem w Szkole Muzycznej I i II st. w Gorzowie. Oprócz gry na fortepianie, artystka zgłębia wiedzę na temat genezy rosyjskiej muzyki klasycznej a szczególnie sztuki pianistycznej. W działalności naukowej skupia się na dziedzinie komparatystyki literacko-kulturowej oraz problemie przekładu tekstów specjalistycznych z zakresu muzyki. (zaczerpnięte z informatora FG). W programie usłyszeliśmy utwory Fryderyka Chopina, Ferenca Liszta, Edwarda Griega i trzy utwory ukraińskiego kompozytora Mykoły Łysenko.

Choć nie było za ciepło i deszcz ciągle „wisiał” nad nami, to na spotkanie pod chmurką przyszło bardzo dużo mieszkańców w różnym wieku.

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Natomiast na Scenie letniej Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie było nostalgicznie, ciepło, poetycko i z humorem. Ze recitalem promującym najnowszą płytę „BA” wystąpił Andrzej Poniedzielski z muzykami ( Paweł Jabłoński, Piotr Górka i Tomasz Piątek). W internetowej skarbnicy o głównym artyście możemy przeczytać: „poeta, pieśniarz, konferansjer, autor tekstów piosenek, satyryk, humorysta, gitarzysta, twórca scenariuszy, reżyser. Od zawsze związany z kabaretem”. A od 2007 roku jest też Aktorem Teatru Ateneum w Warszawie i  kierownikiem literackim „Sceny na dole”. Do czego namówił go mistrz Gustaw Holoubek”.

Andrzeja Poniedzielskiego wydawałoby się, nic zawodowo (mgr inż. automatyk), nie wiąże ze sceną. Ale artysta jeszcze w szkole średniej a potem podczas studiów  (Politechnika Świętokrzyska) zawsze coś pisał, recytował i reżyserował. Pisał teksty piosenek dla siebie i dla innych wykonawców. Reżyserował koncerty. W latach 90-tych wspólnie z Elą Adamiak założył Łódzką Piwnicę Artystyczną „Przechowalnia”. I wspólnie z Arturem Andrusem prowadził tu wieczory kabaretowe.

Andrzej Poniedzielski był konsultantem, jurorem i wspólnie z muzyczką Elą Adamiak, corocznie przez siedem lat prowadził warsztaty z młodymi twórcami piosenki (tekściarzami i kompozytorami) na SMAK-u w Myśliborzu. Jedną z nagród było zaproszenie do „Przechowalni”. Z powodzeniem współpracuje z teatrami. W Teatrze Polskim w Szczecinie wyreżyserował słynny autorski spektakl „Piosennik”. Andrzej ma na swoim koncie dziesięć płyt. I kilka tomików poetyckich.

W rozkładówce tegorocznej sceny czytamy: „w programie satyryczne komentarze do aktualnej rzeczywistości w formie piosenek i monologów”. A ja dodam. Jest to jedyne w swoim rodzaju poetyckie poczucie humoru. Artysta nie mówi swoich tekstów wprost. Jest tu dużo zawoalowanych informacji. Według mnie to jest jego wielkim atutem. Widz ma „zagwozdkę”, musi sobie dopowiedzieć „co autor miał na myśli”. Andrzej Poniedzielski, to artysta z wysokiej półki. Był to wieczór, (jak donosi informator),  niezwykle inteligentnego, a zarazem „łagodnego” humoru. Mistrza Mowy Polskiej z 2011 roku. Ambasadora Polszczyzny z 2016 roku.

W 2002 roku za płytę „13 łatwych utworów tanecznych” Andrzej Poniedzielski był nominowany do Nagrody Fryderyka. A od 2020 roku możemy posłuchać go w internetowym Radiu „Nowy świat”.

Koncert w Gorzowie cieszył się ogromnym powodzeniem. Po koncercie Artysta podpisywał zakupioną przez gorzowian płytę „BA”.

Ja dostałam tą płytę w prezencie, jak zwykle z piękną, tylko dla mnie dedykacją.

Ewa Rutkowska

A ja dodam, że to nie pierwsza dedykacja od Andrzeja P. dla Ewy R. (wm)

Ewa1

Fot. wm

 

 

 

 

 

463 total views, no views today

GORZOWSKIE OBCHODY DNIA PAMIĘCI OFIAR LUDOBÓJSTWA

LUDOBLUDOLUD

Fot. Grzegorz Milewski

Dziś w Narodowym Dniu Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP, wojewoda lubuski Władysław Dajczak złożył kwiaty pod pomnikiem Pamięci Ofiar Rzezi Wołyńskiej w Parku Siemiradzkiego w Gorzowie Wielkopolskim. Modlitwę odmówił ppor. Wojciech Nowak kapelan 151. Batalionu Lekkiej Piechoty w Skwierzynie.

– To szczególny dzień dla wielu Lubuszan, którzy 79 lat temu stracili swoich bliskich – powiedział wojewoda lubuski, Władysław Dajczak.

20220711_19105320220711_19275620220711_19380820220711_194145

Wieczorną Mszą św. 11 lipca w kościele Braci Mniejszych Kapucynów św. Antoniego Padewskiego i Stanisława Kostki w Gorzowie Wielkopolskim oraz złożeniem kwiatów i zapaleniem zniczy pod pomnikiem Pamięci Ofiar Rzezi Wołyńskiej uczczono pamięć pomordowanych podczas II Wojny Światowej na Wołyniu.

Kazanie wygłosił gwardian i proboszcz o. Krzysztof Gajewski. W uroczystości udział wzięło wielu gorzowian, wśród nich m.in. przedstawiciele szkół, poseł Elżbieta Płonka, poczet sztandarowy Liceum Katolickiego im. św. Tomasza z Akwinu.

Kapłan przypomniał tragiczną historię lat 40. ub. wieku i odniósł się do dzisiejszych czasów – jak powiedział – też niełatwych. – Próbujemy budować solidarność i jedność podając pomocną dłoń z chlebem i do zgody, musimy jednak pamiętać o tym co się wydarzyło. W sposób szczególny chcemy polecać te ofiary, by ich życie, które oddali za polskość, przyniosło owoce zgody a przede wszystkim pokoju w Europie, naszym regionie i naszych sercach.

Po zakończonej Mszy św. odbył się przemarsz z kościoła do pomnika znajdującego się w Parku Siemiradzkiego. Wierni idąc odmawiali Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Pod pomnikiem złożono kwiaty i zapalono kilkadziesiąt biało – czerwonych zniczy. Tu modlono się o pokój dusz tych, którzy zginęli. Tu także swoje świadectwo dała Krystyna Winiarz, która została uratowana przed ludobójczą zagładą. A poseł Elżbieta Płonka, powiedziała, że trzeba dziękować Bogu, który dał możliwość podzielenia się chlebem.

Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów jest obchodzony w Polsce od 2016 r. na ten dzień wybrano 11 lipca, kiedy przypada rocznica „Krwawej niedzieli” z 1943, gdy miała miejsce kulminacja rzezi wołyńskiej. W Gorzowie postawiono obelisk z tablicą pamiątkową w 2017 r.

Wanda Milewska

 

 

379 total views, 2 views today

BARDZO SMUTNY KOŚCIÓŁ?

Bardzo smutny Kościół?

Wierni o poważnych twarzach, zdławiony dzwonek oznajmiający rozpoczynającą się Mszę  św. , zadumany ksiądz i wiekowi ministranci, do tego cisza organowa czyli bez organisty i bez tekstów na prompterze  – taki ujrzałam dziś obrazek w jednej, wcale nie małej świątyni.

Zwykle w takich momentach myślę: – to nie jest najważniejsze. Bo nie jest. Zawsze wtedy powtarzam: – jeśli w życiu człowieka Bóg jest na pierwszym miejscu wtedy wszystko jest na swoim.

– Jakie imię dajecie dziecku? – zabrzmiał głos proboszcza.

Pierwsza  moja myśl: – ksiądz był zadumany, bo dziecko ochrzczą rodzice będący w związku niesakramentalnym. Kiedyś rodzice i chrzestni musieli być wierzący i dawać świadectwo wiary. Teraz bywa różnie.

Błędne było moje myślenie jak się wkrótce przekonałam. Dalej tej myśli nie rozwinę.

Tak jak wszyscy zajęłam miejsce w ławce. Przede mną usiadło sześć osób. Nietrudno było się zorientować, że to młode małżeństwo z czwórką dzieci. Pierwszy do ławki wszedł tata, za nim syn, potem trochę starsza córka, za nią jeszcze starsza a wszystko zamknęła mama z dwulatkiem na ręce. Serce się radowało patrząc na tę rozmodloną rodzinę. W pobliżu siedzący parafianie coraz pogodniejsze mieli miny. Nie żeby się gapili, ja też się nie gapiłam. Anielskie dziecięce buzie, choć dziewczynki to już prawie panienki i ten najmniejszy kędzierzawy blondasek rozsiewały niebiańską aurę.

Ludzkie oczy się uśmiechały odkrywając drzemiącą miłość. I wszyscy stali się Samarytaninami jak w dzisiejszej Ewangelii.

I nastała jasność w Kościele, smutek ustąpił MIŁOŚCI. Niby nic się nie działo. Ale się zadziało.

A, że ksiądz był zadumany? Kiedyś była organistka o anielskim głosie, po niej przyszedł organista. Dziś  nikogo nie było. Nie to jest najważniejsze!

Z pierwszej ławki od ołtarza głos kobiecy dał się słyszeć i choć nie były to organy ani żaden prompter wszystkie intonacje zachęcały do modlitwy śpiewem. Kto żyw śpiewał znane pieśni w oryginalnym brzmieniu.

Wiernych serca się radowały choć na początku wiele smutku miały. Ksiądz na pewno westchnął z ulgą, że parafialne organy zagrały.

wm

489 total views, 1 views today