W GORZOWSKIM TOWARZYSTWIE FOTOGRAFICZNYM O WŁODZIMIERZU KORSAKU

IMG_3697IMG_3689IMG_3684IMG_3709IMG_3676

Wystawę „WŁodzimierz Korsak  Fotograf i Myśliwy” otworzył prezes GTF Marian Łazarski.

Włodzimierz Korsak – jeden z założycieli Gorzowskiego Towarzystwa Fotograficznego w Gorzowie Wielkopolskim (1954), fotografować zaczął już w Gimnazjum w Rydze. Początkowo używał aparatów Goerza. Potem Leica standard, której pozostał wierny do końca życia. Jego zdjęcia  należą do klasyki fotografii przyrodniczej. Był leśnikiem, pracował na stanowisku łowczego Lubuskiej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gorzowie Wlkp.

Wybrane fotografie prezentowane na wystawie przedstawiają trzy okresy z życia Włodzimierza Korsaka. Pierwszy, przedstawia Anińsk w powiecie Siebieżskim, pod zaborem rosyjskim, strony rodzinne autora, życie rodziny. Drugi – czasy międzywojenne, pracę zawodową, polowania reprezentacyjne. Trzeci – to okres związany z Puszczą Gorzowską.

W wyniku ekspatriacji Korsak wyjechał z Wilna na tereny zachodniej Polski do Gorzowa Wlkp., gdzie otrzymał posadę łowczego w Lubuskiej Dyrekcji Lasów Państwowych. Po przejściu na emeryturę zajął się edukacją przyrodniczą młodzieży i dorosłych w zakładach pracy. Tu założył Gorzowskie Towarzystwo Fotograficzne, które działa nieprzerwanie do dziś.

Zdjęcia pochodzą ze zbiorów członków Klubu Kolekcjonera i Kultury Łowieckiej PZŁ: Zdzisława Korzekwy, Henryka Leśniaka, archiwum Rodziny Dobaczewskich. Publikowane są na podstawie umowy licencyjnej z dnia 13.08.2024 r. Fotografia Włodzimierza Korsaka na okładce autorstwa Waldemara Kućko ze zbiorów archiwalnych GTF.

Wystawa czynna będzie do końca listopada.

Foto Grzegorz Milewski

39 total views, no views today

WOJCIECH KILAR BYŁBY (A MOŻE JEST) ZADOWOLONY Z FESTIWALU JEGO IMIENIA

 20241025_10023220241025_12422020241025_103004

Na zdj. Orkiestra FG i dyrygent Szymon Bywalec,  Agnieszka Stuglińśka i Agata Zubel

Wojciech Kilar byłby zadowolony z XI Festiwalu Muzyki Współczesnej jego imienia, który zakończy się dziś 25 października koncertem Profanum/Sacrum w Filharmonii Gorzowskiej.

Przemysław Fiugajski dyrektor Orkiestry FG uważa, że finał festiwalu spodobałby się Kilarowi pod kątem sakralności, ponieważ ten festiwal kończy się dziełem, w którym dawne polskie pieśni  kościelne ze śpiewnika pelplińskiego konfrontowane są ze śpiewem Monodii Polskiej czyli wykonaniem zespołu śpiewaczego muzyki ludowej. – Konfrontujemy ze współczesnością reprezentowaną przez orkiestrę. Autorką tej konfrontacji jest Agnieszka Stulgińska. Cały festiwal wypełniły bardzo ciekawe pozycje. Przyglądaliśmy się podczas tego festiwalu głosowi ludzkiemu, mieliśmy ten głos w najrozmaitszych aspektach od operowego monodramu przez zapisy głosów nieżyjących już osób. Kory Jackowskiej z Maanamu ale też  śpiewaczki ludowej, babci jednego z naszych muzyków Grzegorza Tobisa, który bazując na jej nagraniach stworzył własną kompozycję aż po dzisiejszy finał, czyli z Agatą Zubel i Monodia Polską z dawnymi pieśniami kościelnymi w utworze Agnieszki Stuglińskiej – wyjaśnił Przemysłąw Fiugajski.

Koncert składa się z dwóch części. Orkiestrą Filharmonii Gorzowskiej dyryguje Szymon Bywalec.

W pierwszej części melomani usłyszą utwór Agaty Zubel – kompozytorki i mezzosopranistki zatytułowany „W cieniu nieuronionej łzy”. Jest to utwór, który operuje dźwiękami dość niekonwencjonalnymi oraz kontrastem. Rozpoczyna się w bardzo wysokich rejestrach, dźwięki grane przez instrumenty smyczkowe nazywają się flażoletami. Różnie się mogą kojarzyć z  hamującym pociągiem a może z dźwiękami zimy. Wysokie dźwięki są skontrastowane z warstwą bardzo niską graną przez waltornię, fagot i kontrafagot. Różne warstwy nachodzą na siebie, razem korespondują, prowadząc w środku utworu do pewnego rodzaju kulminacji gdzie będzie słychać orkiestrę, która przyspiesza. Finał jest dramatyczny, emocjonalny, a po finale wraca motyw początkowy – opowiadał podczas próby dyrygent Szymon Bywalec.

Następnie Agata Zubel zaśpiewa Folk Songs czyli Pieśni Ludowe autorstwa Luciana Berio. Włoski kompozytor napisał te pieśni dla swojej żony Cathy Berberian, znakomitej śpiewaczki. Są to krótkie utwory bardzo skontrastowane i pochodzące z różnych stron, są angielskie, amerykańskie, francuskie, włoskie a nawet z Azerbejdżanu. Mówią o miłości, przyrodzie, są też religijne. Dzisiejsza wersja jest orkiestrowa, pierwotna była napisana na kilka instrumentów. Jest tu też nietypowy instrument, który pojawia się rzadko w perkusji, mianowicie metalowe spirale. To są spirale samochodowe a kompozytor użył ich w orkiestrze symfonicznej – wyjaśniał dyrygent.

Berio inspirował się dziełami filozoficznymi, literackimi, poetyckimi, Biblią aż po utwory Jamesa Joyce’a.

Agata Zubel w rozmowie z milpress powiedziała: – Myślę, że zaletą utworów muzycznych jest to że są asemantyczne, nie mają bezpośredniej treści oczywiście oprócz utworów z tekstem, ale jeśli mówimy o muzyce instrumentalnej gdzie ta materia muzyczna jest abstrakcyjna, to jest cudowne w tym, że ilu jest słuchaczy, tyle jest utworów. Każdy inaczej ten utwór słyszy czy konstruuje. To jest ta cudowna moc i siła muzyki instrumentalnej. Ten utwór ma swoją opowieść ale jest on dla mnie abstrakcyjny. To jest tak jak z malarstwem abstrakcyjnym, możemy na siłę szukać tego co tam jest namalowane ale czy jest sens aby się zastanawiać co tam jest, czy nie lepiej chłonąć tę kompozycję kolorystyczną  czy energię, która jest w tym obrazie, zamiast na siłę dopisywać historię. Chociaż takie dopisanie też jest wspaniałe bo tak naprawdę muzyka coś wyraża. Ale co? To jest ta właśnie tajemnica, magia, że nie musimy tego nazywać, możemy pozostać  w tym świecie nie nazywanym – wyjaśniała kompozytorka.

Słuchaczami dzisiejszej próby koncertowej byli uczniowie Liceum Plastycznego, w związku z tym Agata Zubel podpowiada, żeby uczniowie namalowali taki utwór. Żeby mieli czas na swoją pracę kreacyjną i wtedy byłoby ciekawe jakie to jest przełożenie. Gdyby tak się stało kompozytorka powiedziała, że bardzo chętnie obejrzy te prace.

20241025_094600

Zatem podpowiadamy uczniom: namalujcie dzisiejszą muzykę. Naprawdę warto.

Agnieszka Stulgińska, w rozmowie z milpress wyznała, że jest chrześcijanką więc w tworzoną przez siebie muzykę wkłada swoje życie i duchowość. O utworze Polichromie Świętojańskie na organy, orkiestrę i zespół śpiewaczy powiedziała, że jest to duża forma i dużo się w niej dzieje wewnętrznie. Był to długi proces pracy nad utworem, który został napisany na przestrzeń kościelną. Teksty są religijne, są to pieśni, które dotykają cierpienia ludzkiego ale nie tylko, też duchowości ale w sensie bardzo ogólnym. – Mam nadzieję, że ta muzyka będzie trafiać do różnych ludzi, niezależnie od wyznania. Ze względu na to, że premiera była w kościele dlatego też w tej przestrzeni zdecydowałam się na taki repertuar. Instrumenty są rozstawione, ponieważ chciałam maksymalnie jak najpiękniej wykorzystać przestrzeń, z której także czerpię wiele aspiracji. To rozstawienie jest czymś charakterystycznym tego co robię. /Część instrumentów była rozstawiona na balkonach/.

Daję pełną wolność słuchaczowi, aby w swój sposób te treści odbierał i doświadczał duchowości. Ważne jest dla mnie to aby wchodzić w pewnego rodzaju relacje z odbiorcami i jeśli ktoś powie mi koncercie, że w jakiś sposób go to dotknęło, to będę szczęśliwa z tego powodu – powiedziała Agnieszka Stulgińska.

W foyer filharmonii nadal można oglądać wystawę plakatów autorstwa Maxa Skorwidera. Autor nie mógł przybyć na inaugurację Festiwalu Muzyki Współczesnej i otwarcie swojej kolekcji ale Renata Ochwat z FG zapewnia, że artysta przybędzie tu pod koniec listopada.

20241025_09430120241025_09453520241025_094548

Zaprezentowane prace są symbolicznym odniesieniem do różnych zakresów znaczenia muzyki dla człowieka, między innymi jej wpływu na mózg, roli terapeutycznej, edukacyjnej, uwrażliwiającej, związanej z poczuciem wolności czy strefą sacrum. Ta wystawa pokazuje istotną rolę muzyki w życiu człowieka i jej wpływ na funkcjonowanie.

Max Skorwider – grafik, plakacista, ilustrator, kurator wystaw. Dr hab. profesor Uniwersytetu Artystycznego im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu.

Wanda Milewska

 

 

90 total views, 1 views today

GORZOWSKIMI ŚLADAMI PASTORA SCHLEIMACHERA

20241024_13104220241024_13285920241024_13493720241024_171215SCH20241024_170142

Zwiedzaniem kościoła pw. św. Antoniego Padewskiego i Stanisława Kostki, zwanym pierwotnie Kościołem Zgody,  katedry Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny oraz miejsc związanych z Friedrichem Schleiermacherem teologiem protestanckim i filozofem, który w latach 1794-1796 w kościele Zgody w ówczesnym Landsbergu – tak przed wojną nazywał się Gorzów, pełnił funkcję wikarego i wygłaszał kazania, rozpoczęło się seminarium poświęcone jego osobie.

Seminaryjną sesję: „Friedrich Schleiermacher polsko-niemieckie seminarium Gorzów i Landsberg, 230 lat od pobytu Friedricha Schleiermachera w Gorzowie Wielkopolskim” zorganizowała Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zb. Herberta w Gorzowie Wielkopolskim, patronat objęła rektor Akademii Gorzowskiej im. Jakuba z Paradyża prof. Elżbieta Skorupska-Raczyńska.

Natomiast wybrane gorzowskie kazania Friedricha Schleiermachera wygłoszone w ówczesnym Kościele Zgody są tematem publikacji, która wydana została w tym roku przez WiMBP, a jej autorami są ks.Tadeusz Kuźmicki, Joanna Dubiec-Stach i Tobias Kirhchof.

Podczas seminarium w bibliotece filozof  prof. Henryk Machoń z Politechniki Opolskiej, współautor książki  powiedział, że celem zajmowania się tą tematyką jest to, żeby przypomnieć i  przywołać historię miasta oraz ludzi, którzy byli tacy jak Schleiermacher ale byli też inni. – Chcemy przytoczyć to, co ulotne, ale bardzo ważne: nadzieje, myśli, idee. Czyli to co było dla niego najważniejsze i to co chciał przekazać. – Chcemy przekazać teksty do tej pory nie przetłumaczone, a  które teraz przemawiają.

Drogą online łączył się z uczestnikami seminarium prof. dr Jörg Dierken z Martin-Luther-Universität Halle-Wittenberg, który mówił o historii, idei i celu działania Towarzystwa im. Friedricha Schleiermachera.

Osoby zainteresowane historią Gorzowa Wielkopolskiego w samo południe nawiedziły Biały Kościół, w którym historyczne dzieje z czasów Schleiermachera przedstawili Tobias Kirhchof i  kapucyn o. Andrzej Makowski. Następnie wszyscy przeszli pod krzyż obok kościoła w miejsce, w którym kiedyś znajdował się pomnik z popiersiem Schleiermachera.

Dalej trasa prowadziła do miejsca, w którym znajdowała się parafia przy ul. Obotryckiej – dom, w którym mieszkał pastor. W 1882 roku na budynku, który zamieszkiwał odsłonięto marmurową tablicę pamiątkową, usuniętą na fali odniemczania po 1945 roku.  Tuż obok znajduje się wiśniośliwa upamiętniająca Schleiermachera, obecnie jest to dziedziniec przedszkola przy ul. Obotryckiej.

Kolejna trasa prowadziła do katedry. W najważniejszej gorzowskiej świątyni wiele ciekawostek wyjawił proboszcz ks. Mariusz Kołodziej. Mówił o efektach przeprowadzonej restauracji po pożarze kościoła, pokazał grobowce biskupów Antoniego Stankiewicza i Adama Dyczkowskiego, pokazał cegiełki, na których ktoś wyrzeźbił Matkę Boską z Dzieciątkiem Jezus, a także bpa Wilhelma Plutę.

20241024_14011520241024_140013

Następnym punktem upamiętniającym duchownego protestanckiego jest ogród Akademii im. Jakuba z Paradyża przy ul. Kazimierza Wielkiego, gdzie znajduje się jego popiersie autorstwa Michała Bajsarowicza.

W seminarium udział wzięli między innymi  bp pomocniczy diecezji zielonogórsko – gorzowskiej Adrian Put, bp Mirosław Wola z Kościoła Ewangelicko – Augsburskiego, rektor WSD ks. dr  Mariusz Jagielski, ks. dr Wojciech Oleśków, oraz seminarzyści , prof. Beata Orłowska z AJP, ks.  Mariusz Kołodziej proboszcz katedry, ks. prof. Jacek Froniewski z Papieskiego wydz. teologicznego – recenzent publikacji.

Wszystkich serdecznie powitał dyr. WiMBP dyr. Sławomir Szenwald.

Schleiermacher Friedrich Ernst Daniel urodził się 21.10.1768 r. we Wrocławiu (Breslau), zmarł 12.02.1834 r. w Berlinie. Syn kalwińskiego pastora Gottlieba Schleiermachera. U wuja przygotowywał się do egzaminu, który zdał z wyróżnieniem (1789). Poznał także wówczas Landsberg, gdyż tutejszą parafią reformowaną (kościół Zgody, dziś „biały kościół”) kierował szwagier Stubenraucha ks. Johann Schumann. Zasłynął swymi traktatami filozoficznymi i teologicznymi, tłumaczeniami, wykładami i kazaniami, klasyczna postać hermaneutyki i pedagogiki.

Był jedną z najważniejszych postaci ówczesnych Prus. Nie zapomniał jednak swego lands­berskiego okresu (1794-96), o czym świadczą zbiory listów, dedykacje w zbiorach kazań kierowane do ks. Stubenraucha – swego wuja i następcy w probostwie parafii reformowanej (1796-1807) w Landsbergu.

W 1848 r. jego student landsberski superintendent Oberheim wystawił mu pomnik przy kościele Zgody (niezachowany). Dziś pobyt Schleiermachera upamiętnia w Gorzowie wiśniośliwa zasadzona w 1998 r. na dziedzińcu przedszkola przy ul. Obotryckiej.

 

 

114 total views, no views today

JERZY FEDOROWICZ W GORZOWSKIEJ KSIĄŻNICY

IMG_3647-007DSC08925a-001IMG_3657IMG_3660-016IMG_3654-011

O zabawnym dzieciństwie, o rodzicach ale także o czasach trudnych i biednych, potem o twórczości i byciu aktorem, dyrektorem i politykiem opowiadał 23 października Jerzy Fedorowicz w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Zbigniewa Herberta w Gorzowie Wielkopolskim.

Z autorem książek „Absolwenci. Rocznik’69” i „Lodołamacz Fedor” rozmawiała Hanna Kaup, która przypomniała, że to kolejna wizyta Jerzego Fedorowicza w gorzowskiej bibliotece, był tu w 2018 roku. Obecne spotkanie miało dodatkową oprawę, bo z tortami przygotowanymi z okazji zbliżających się 77 urodzin Jerzego Fedorowicza, które przypadną 29 października.

Z tej okazji Jubilat otrzymał symboliczny tort od Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Zb. Herberta, a drugi z dedykacją od senatora Władysława Komarnickiego.

Jedna z czytelniczek gorzowskiej biblioteki, w rozmowie z milpress wyraziła żal, że niewiele młodych osób przybyło na promocję, a przecież to cenny czas aby przez spotkania z ludźmi kultury poznawać także historię naszego kraju, to także możliwość przebywania w środowisku wysokiej kultury, poznawania wartości przekazywanych przez pokolenia.

Jerzy Fedorowicz przypomniał, że jego obydwoje rodzice byli żołnierzami Armii Krajowej. Potem mama była szefową redakcji „Wolność i Niezawisłość”  tata był szefem obstawy tej redakcji w stopniu oficerskim.

Ojciec Jerzego Fedorowicza był aktorem, mama tworzyła szkoły w szpitalach w Krakowie dla chorych dzieci, a potem żądała od swoich synów a także i aktorów, między innymi Anny Dymnej, Jana Nowickiego, Jerzego Stuhra żeby przychodzili do szpitali i występowali dla tych dzieci.

Jerzy Fedorowicz urodził się w Polanicy-Zdroju. W latach 1989–2005 był dyrektorem teatru Ludowego w Krakowie. Ukończył studia na PWST w Krakowie. Jako aktor związany był z krakowskimi teatrami Rozmaitości i Starym oraz Państwowymi Teatrami Dramatycznymi w Szczecinie.

Foto Grzegorz Milewski

 

 

 

 

130 total views, 1 views today

SPACERKIEM PO CENTRUM GORZOWA WIELKOPOLSKIEGO

20241023_11430120241023_115020

Katedra, nowoczesny kiosk, szkoła muzyczna, lalka Ewy

Spacer rozpoczynam od katedry Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W samej świątyni zamontowana została już szafa organowa, zniknęły rusztowania. To jeszcze nie koniec prac, jednak chór już wygląda okazale, a będzie jeszcze bardziej. W bocznej nawie po lewej stronie ołtarza zmieniły się obrazy, nie zauważyłam kiedy. Był obraz Matki Boskiej Cierpliwie Słuchającej, teraz jest Nieustającej Pomocy, a jeszcze dawniej była tu św. s. Faustyna.  Panta rhei /gr. Wszystko płynie/. Po tej samej stronie jest wystawa o ks. Jerzym Popiełuszce.

Po wyjściu z kościoła dostrzegłam pochyloną kobietę z siatkami, opartą o kulę. Stała nieruchomo blisko przejścia, twarzą odwrócona ku kościołowi. Odeszłam spory kawałek, trochę zaniepokojona  odwróciłam się, ona nadal stała jak posąg. Podeszłam i zapytałam, czy dobrze się czuje. Przeżegnała się i wtedy odpowiedziała: – Dziękuję, nic mi nie jest. Ja się modliłam, bo tu jest kościół, widziałam jak pani stamtąd wychodziła. Po schodkach trudno mi jest tam wejść, to się zawsze tu zatrzymuję, kiedy przechodzę. I tu się modlę. Przeszłyśmy obie na drugą stronę ulicy, życząc wzajemnie miłego dnia, a dzień był naprawdę miły i piękny bo świeciło słońce.

Po chwili znalazłam się na ulicy Chrobrego, tuż przy atelier Natalii Ślizowskiej, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Tam zobaczyłam nowoczesny kiosk, który kiedyś nazywałby się kioskiem „Ruchu”, a w nim pani od wielu lat tam pracująca. Potem minęłam sklep „Bławatek”, a tam na wystawie uśmiechnęła się do mnie lalka Ewy Gubskiej ze Środowiskowego Domu Samopomocy z ulicy Armii Polskiej. Pasją pani Ewy jest ubieranie lalek w stroje, które sama szyje, a lalkę daje na okienną wystawę do „Bławatka”.

O lalkach Ewy można przeczytać tu: http://wandamilewska.pl/?p=17417

20241023_11511820241023_11512320241023_115143

Szłam dalej nie patrząc w prawą stronę aby nie dostrzec nędzy Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. Tadeusza Szeligowskiego. Nie chciałam też patrzeć na kolejny budynek szkoły, w którym kiedyś mieściło się Ognisko Muzyczne, a do którego ja też uczęszczałam i do dziś wspominam panią Hładyłowicz, Górną, panów Pappelbauma, Piątkowskiego, Bukowskiego i Jankowskiego.  Żal serce ściska, że dzieci i młodzież, muszą oglądać przybytki kultury w ruinie. Wiem, że się przeniosą ale jeszcze się nie przenieśli! A ile osób taki obraz szkoły będzie kiedyś wspominać? Bardzo wiele, bo wiele pokoleń się tu przewinęło.

Butiki przy Łokietka

20241023_12363320241023_123808

W pewnym momencie zapragnęłam sobie coś kupić. A konkretnie bluzkę typu tunika. Na pewno z centrum nie pojadę do jakiejkolwiek galerii, trudno, obejdzie się. Będę prać, suszyć i nosić  – pomyślałam i skręciłam w Łokietka. A tu proszę bardzo aż dwa sklepiki. I to od wielu lat ciągnący  – dosłownie – ten interes. Tylko panie zza lady, zgodnie z maksymą: kobieta zmienną jest, wydają się inne, co nie oznacza starsze, a wręcz przeciwnie.

Jeden sklepik to Outlet, schodzi się do niego po schodkach. Pani prowadzi ten punkt już 17 lat. Można tu znaleźć końcówki kolekcji. Są sukienki, bluzki, spodnie, szaliki, wszystko dla kobiet. Do stroju można dobrać broszki, które własnoręcznie właścicielka butiku wykonuje. A jest ich do wyboru, do koloru.

W tym właśnie sklepie wybrałam i do wyboru i do koloru.

W drugim sklepie G.B.Outlet, pojedyncze egzemplarze. Na wystawie piękna amarantowa kurteczka z kołnierzem z jenotów. W sklepie wszystko dla pań, od głów do stóp, czyli od czapek po spodnie, oprócz butów. Zaczęłam od głowy i kupiłam czapkę. To, że kupiłam, to nie wszystko, dowiedziałam się jak należy zakładać czapkę, wcale to nie takie oczywiste. Muszą być widoczne brwi, a nie kosmyki grzywki. Wzrok przyciąga kolorystyka odzieży. Naprawdę można się tu ubrać. Pani Grażyna, na moją prośbę  chętnie pozowała.

20241023_13043720241023_12552220241023_125458

Obie Panie z ulicy Łokietka, choć mają swoją stałą klientelę, chętnie powitają każdą gorzowiankę, która trafi w ich progi.

Antykwariat i spotkanie z panem Nyczem

20241023_115625

W nostalgicznym nastroju dotarłam do  Antykwariatu. Pierwsze kroki w każdej księgarni kieruję do regałów: biografie, literatura faktu a potem podróże.

Tym razem jednym uchem słuchałam rozmowy pana z ekspedientką. Nie będę zdradzać o czym rozmawiali ale dowiedziałam się, że pan jest kolekcjonerem.

Musiałam zagadnąć, bo ja już zwątpiłam w sens kolekcjonowania, a tu proszę bardzo, są tacy, którzy nadal to robią. Gdy opowiedziałam panu o swojej kolekcji mini instrumentów, on poprosił abyśmy podeszli tuż za róg na ulicę Armii Polskiej, bo tam jest jego tata, a ten to dopiero jest kolekcjonerem. Zbiera wszystko co dotyczy Kresów Wschodnich. Zatem poszliśmy, po drodze zapytałam jak panowie się nazywają. A on na to, że nazywają się Nycz. A ja na to: Oooo, to bardzo znane nazwisko. – My na kardynała Kazimierza Nycza mówimy wujek, bo kiedyś będąc w sanktuarium w Rokitnie on tam był i my się z nim sfotografowaliśmy. Od tamtej pory jest wujkiem – powiedział kolekcjoner, jak się okazało z Międzyrzecza.

No to się pośmialiśmy i w tak radosnym nastroju doszliśmy do kolekcjonerskiego sklepu, w którym był pan Wacław Nycz. Umówiliśmy się na dalsze rozmowy, a może nawet na udział w wystawie jego kolekcji, która będzie miała miejsce w międzyrzeckim muzeum. O tym, o czym opowiedział mi pan Wacław, napiszę może w innym terminie.

214 total views, 1 views today

„ZADUSZKI GORZOWSKIE” W TEATRZE

 
W tym roku 4 listopada o godz. 17 w Teatrze im. Juliusza Osterwy wspominani będą Pionierzy Gorzowa, którzy uczynili Landsberg Gorzowem Wielkopolskim.
Będzie to już IX edycja „Zaduszek Gorzowskich”, których inicjatorką była radna śp. Grażyna Wojciechowska. Kontynuatorką dzieła jest jej córka Izabela Wojciechowska oraz Lubuskie Stowarzyszenie Pomocy Szkole.
Ponieważ wydarzenie jest bezpłatne, organizatorzy proszą o rezerwację bezpłatnych zaproszeń pod  numerem telefonu: 667 659 203.
Mottem IX Zaduszek Gorzowskich są słowa dziennikarki Krystyny Kamińskiej: „Wpisani w kamienie … Gorzowa”.
O V Zaduszkach można przeczytać tu: http://wandamilewska.pl/?p=8866
Przy okazji warto przeczytać o sytuacji Cmentarza Świętokrzyskiego http://wandamilewska.pl/?p=24133
 

 

 

89 total views, 1 views today

O WISŁAWIE SZYMBORSKIEJ W TEATRZE POLSKIM W SZCZECINIE

TEATR POLTEATR POLSKI

Ciekawie pokazaną biografię Wisławy Szymborskiej w spektaklu „Tragedia Sztokholmska” w reżyserii Krzysztofa Popiołka, do którego należy także scenariusz i opracowanie muzyczne można obejrzeć w Teatrze Polskim w Szczecinie.

Reżyser wykorzystując fragmenty książki Joanny Gromek-Illg pt. „Szymborska. Znaki szczególne. Biografia wewnętrzna”zgrabnie przeprowadził widza przez  życiorys Noblistki wprowadzając trzy osoby grające Szymborską w różnych latach jej życia. Pokazał mniej znane wątki z  jej życiorysu, włączając do spektaklu muzykę z różnych okresów, także współczesną oraz ruch sceniczny, którego czas trwania pozwala na głębszą refleksję,  aby ponownie powrócić do fabuły.

Spektakl odwołuje się do korespondencji i twórczości poetki, dotyka zagadnień przykrych w jej biografii przez co ukazuje postać kobiety zdecydowanej, umiejącej przyznać się do błędnego wyboru a potem stawiającej czoła wszystkim, którzy skupiają się na tym aby w obliczu sukcesów, krytykować, podważać i przekreślać twórcę.

Elementy muzyczne i poetyckie, podkreślające bieg historii i jej zawirowania wpływają na to, że spektakl ogląda się z ciekawością. Zaletą jest dwukrotne podanie najważniejszych momentów z  życiorysu.

Dobrze jest przygotować się przed spektaklem czytając biografię Noblistki, ale zaletą spektaklu jest to, że widz nieprzygotowany wyjdzie wyedukowany.

Nie zabrakło oczywiście cennych cytatów z powiedzeń Szymborskiej. Miedzy innymi był cytat ze Sztokholmu, kiedy powiedziała: „Podobno w przemówieniu pierwsze zdanie jest zawsze najtrudniejsze. A więc mam je już poza sobą”.

-Dalej mówiła w przemowie noblowskiej: „Wszelka wiedza, która nie wyłania z siebie nowych pytań, staje się w szybkim czasie martwa, traci temperaturę sprzyjającą życiu. (…) Dlatego tak wysoko sobie cenię dwa małe słowa: <nie wiem>. Małe, ale mocno uskrzydlone. Rozszerzające nam życie (…)”. Nie wiem – te właśnie słowa przywiodły ją do Sztokholmu, „gdzie ludzi o duchu niespokojnym i wiecznie poszukującym nagradza się Nagrodą Nobla”. /https://teatrpolski.eu/

„Gdyby Maria Skłodowska Curie nie powiedziała sobie – nie wiem, byłaby tylko nauczycielką chemii” – tak też stwierdziła Szymborska.

Rolę Wisławy nr 1 w spektaklu gra Katarzyna Bieschke-Wabich, którą po przedstawieniu spotkałam w teatralnej stylowej kawiarence. Aktorka przyznała, że spektakl jest wymagający ale praca z reżyserem Krzysztofem Popiołkiem była niezwykle budująca, dzięki jego doświadczeniu, wyrozumiałości i spokoju.

IMG_3604IMG_3596

Tragedią Sztokholmską – Wisława Szymborska nazwała czas otrzymania literackiej Nagrody Nobla w 1996 roku, co miało związek z szumem medialnym, jaki powstał wokół jej osoby.

Wisława Szymborska urodziła się 2 lipca 1923 roku niedaleko Poznania na terenie obecnego Kórnika, zmarła 1 lutego 2012 w Krakowie. Była bardzo dobrze wychowana, niezwykle skromna, zaznała pałacowego życia, co między innymi wpłynęło na jej umiejętność taktownego zachowania i bycia damą. Kiedy zostałą Noblistką, ten fakt zburzył jej spokojne, poetyckie życie. Musiała  występować i zabierać głos w różnych sprawach, czego bardzo nie lubiła.

Kolejny spektakl „Tragedii Sztokholmskiej” już 27 października o godz. 16 na Scenie Szekspirowskiej.

 

Obsada:

Wisława 1 -Katarzyna Bieschke-Wabich

Wisława 2 -Dorota Chrulska

Wisława 3 -Ola Gurdziel

Artur 1 – Sławomir Kołakowski

Artur 2 – Marcin Sztendel

Matka – Lidia Jeziorska

Ojciec – Jacek Piotrowski

Siostra – Paulina Maria Janczak

Kornel – Dariusz Majchrzak – gościnnie

Adam – Damian Sienkiewicz

Dziennikarka – Katarzyna Sadowska

Protestująca – Małgorzata Iwańska

Szympans – Piotr Bumaj

Karol Pruciak – gościnnie

Członek partii: – Mirosław Kupiec, Karol Olszewski

Statyści: Rafał Piątek, Sebastian Koral, Adam Pilarczyk, Marek Kowalko, Gwidon Kaźmierski, Paweł Poczobutt

Teatr Polski w Szczecinie ma 5 scen: Włoską, Szekspirowską, Kameralną oraz Imienia Jana Banuchy. Jest też scena kabaretowa Klubu Świętokradców Parafii Czarnego Kota Rudego, której   spektakle nawiązują klimatem do francuskich kabaretów literackich, twórczości artystów „Piwnicy pod Baranami” i najlepszych polskich kabaretów sprzed kilku dekad.

Bez nIMG_3581IMG_3607

Tekst Wanda Milewska

Foto Grzegorz Milewski

137 total views, no views today