EWY RUTKOWSKIEJ WĘDRÓWEK KULTURALNYCH CIĄG DALSZY

Moich wędrówek muzycznych (i nie tylko) ciąg dalszy

 Siedzenie jak sowa na grzędzie, nie zawsze wychodzi na dobre. Choć lubię też takie „Nic”. Jest taka piosenka. „Siedzę i myślę…myślę i siedzę…”.  Zdarza mi się to dość często. Ale czasem odrywam się od tych myśli, czasem od książki. Tak  było i tym razem. Właśnie skończyłam w sobotę, (jak jest napisane na okładce, pierwszą po Noblu) książkę  Olgi Tokarczuk pt. Empuzjon. Według mnie książka nudna. Więc pod koniec ją „przelatywałam”. Finał jest zaskakujący. Wreszcie coś się wyjaśniło.

Była sobota, miałam „wolne”. No to wymyśliłam, że pójdę gdzieś…

Poczytałam sobie program Sceny letniej i tego co się będzie działo na Rynku Starego Miasta. No i postanowiłam iść i tu i tam. Ale że się wybierałam „jak Sójka…”. To  spóźniłam się, chyba (moim zdaniem) na najlepszą tego wieczoru propozycję.

Na koncert Zespołu „Caryna”. Jak wyczytałam w internecie  „Koncert Caryny to przedstawienie muzyczne”. I zgadzam się z tym i ja. A zapowiadająca zespół (właściwie jego bis), pani Sylwia powiedziała m. in. że ten zespół najlepiej czuje się gdzieś w Bieszczadach. Pochodzą z Łodzi. Powstali w 2008 roku. Głównym motorem tego zespołu jest założyciel Łukasz Nowak gitarzysta, który śpiewa większość piosenek. I znowu sięgnęłam do internetu. „Czerpią muzykę i inspiracje  z różnych gatunków muzyki: folku, bossanowy, country, reagge, rocka oraz ballady”.

Zespół oprócz wymienionego Nowaka tworzą jeszcze: Adam Marańda, skrzypek (znakomity) i gitarzysta, człowiek orkiestra. Maciej Kłys basista, Piotr Kołsut gitara, Kamil Kaźmierczak perkusja. Lubię taką balladową muzykę. Kojarzy mi się ona z wojażami śp. Jurka Dudy, instruktora muzycznego w WDK, który bywał na  różnych festiwalach piosenki rajdowej, studenckiej czy turystycznej (np.„Bazuna”).

Żałuję, że się za dużo spóźniłam.

Kolejnym zespołem na Starym Rynku w cyklu „Dobry wieczór Gorzów” był znany większości słuchaczy, zespół muzyczny pn. „Warszawskie Combo Taneczne”.  Wszędzie jest zaznaczone. „Zespół Jana E. Młynarskiego”. To on wraz z przyjaciółmi, powołał tę grupę. Czytam w internecie: „Szlify „Warszawskie Combo Taneczne” zdobywało  grając na podwórkach Mokotowa, Pragi, Śródmieścia i w warszawskich lokalach. Piosenki starej Warszawy wykonują fascynująco, śpiewając je i grając ot tak po prostu. Swoim brzmieniem oddają klimat lokalu rozrywkowego sprzed wojny. Repertuar Zespołu, to w większości piosenki przedwojenne. Ocalają od zapomnienia stare piosenki warszawskie, prezentując je we współczesnym brzmieniu i aranżacjach bliskim oryginałom. Koncerty Zespołu są wyjątkowym spotkaniem z przeszłością, tradycją i nowym spojrzeniem”. A tworzą go: Jan Emil Młynarski, śpiew, gitara, bandżola, tamburyno, Piotr Zabrodzki, śpiew, banjo, bandżola, melodika, Maurycy Idzikowski, trąbka, Anna Bojara, piła, Sebastian Jastrzębski, gitara, Tomasz Duda, baryton sax, klarnet, Wojtek Tomczyk, kontrabas.

Piosenki prezentowane przez zespół to znane wszem utwory. I w Gorzowie też były śpiewane  razem z publicznością. Przy takiej muzyce można się bawić. Choć chyba   nie wszystkie są do tańca. Na przykład piosenki powstańcze, czy „Piosenka o mojej Warszawie”.

Posiedziałam zadumana, bo lubię to co znam…

I po jakimś czasie powędrowałam do Teatru. Obiecałam sobie, że już nie będę walczyć o byle jakie krzesło. Jak będzie tłum, to robię w tył zwrot. Tłum był, ale „dało się żyć”. Przyszłam tu na krótko przed godziną 21. Na scenie stała piękna pani w błyszczącej sukience i futrzanej etoli. I śpiewała chyba „Miłość ci wszystko wybaczy”. Potem „Chryzantemy złociste”… Posiedziałam (o krzesło nie walczyłam), posłuchałam jeszcze kilku piosenek w tym romantycznym klimacie…

A ta piękna pani to Tamara Arciuch w programie „W starym kinie”. I Jej sentymentalna podróż muzyczna przy akompaniamencie na fortepianie, chyba kierownika muzycznego, Tomasza Krezymona.

Tamara Arciuch, aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna. Absolwentka PWST w Krakowie. Zadebiutowała w lutym 1997 roku, rolą Heleny w spektaklu Aleksandra Fredry „Pan Jowialski” w Teatrze Ludowym w Krakowie.

Z TV znamy ją z polsatowskiego programu „Twoja twarz brzmi znajomo” i wielu filmów, np. „M jak miłość” oraz programów rozrywkowych. W programie napisano: „Jest to idealna okazja by młodym przybliżyć repertuar tamtych lat oraz sylwetki gwiazd, które warto ocalić od zapomnienia.” Tylko, że i tu na Scenie Letniej i na Rynku i na Pikniku Chopinowskim przeważa (chyba ponad 90%) tzw. „trzeci wiek” słuchaczy.

I tą moją wędrówką, ale na drugi dzień, w niedzielę dotarłam na Plac przed Filharmonią na kolejny Piknik Chopinowski. Tu też znakomita większość to słuchacze tzw. „trzeciego wieku”.

Na koncert zaproszono Adama Kośmieję. Jak napisano w informatorze: „jednego z najbardziej odkrywczych i wyrazistych polskich pianistów. Jest artystą nieustannie poszukującym, którego repertuar i doświadczenia koncertowe obejmują utwory zarówno klasyczne jak i awangardowe oraz multimedialne. Prowadzi ożywioną działalność koncertową w kraju i za granicą, która zaprowadziła go do sal koncertowych  Ameryki Północnej, Europy, Azji i Chin.

W Polsce współpracował ze wszystkimi czołowymi orkiestrami i dyrygentami”. Obecnie ze stopniem naukowym doktora pracuje w Katedrze Fortepianu Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Ma też na swoim koncie szereg płyt.

Koncert grany był, jakby z humorem. Artysta grał z lekkością wirtuoza. Dziękował, trochę z zażenowaniem za oklaski, gdzie się ich nie spodziewał. A tam gdzie były prawidłowo, wstawał, kłaniał się i obdarzał nas dodatkowo szerokim i czarującym uśmiechem.

W programie Adam Kośmieja zaprezentował dużo Fryderyka Chopina, m.in. Etiudy, w tym słynną „Rewolucyjną”, Walce i Mazurki. Ale był też Ludwig van Beethoven i jego trzyczęściowa Sonata fortepianowa nr 8 c-moll op. 13 „Patetyczna”.

I kompozycja  mało znanego austriackiego  pianisty i kompozytora Friedricha Gulda (1930-2000). Artysta zagrał trzyczęściową Sonatine Entrée Ballad Shuffle oraz piękną romantyczną Arię.

Po koncercie ustawiła się długa kolejka po autograf.

A ja udałam się znowu do Teatru. Już nie w „pogoni za muzyką”. Poszłam na słynną komedię rosyjskiego dramatopisarza Aleksandra Gelmana „Ławeczka”, Lubuskiego Teatru z Zielonej Góry. Spektakl wyreżyserował Robert Czechowski dyrektor tego Teatru.

Nie bardzo się spieszyłam, byłam prawie pewna, że będę miała na czym usiąść. No i niewiele brakowało, bo na spektakl przyszło dużo luda, były jeszcze tylko jakieś tyły wolne. Ale mnie to nie przeszkadzało. Ja lubię daleko. Zawsze mnie to cieszy, gdy ludzie „ciągną” do Teatru. Bo za teatr trzymam „wszystkie kciuki”.

„Ławeczka”,  to „słodko – gorzka opowieść o mężczyźnie z przeszłością i kobiecie po przejściach”. On i ona spotkali się przypadkowo (tu) na wydmach. Jest piach i wyrzucone przez morze na wydmy suche konary drzew. Ona siedzi na konarze i „duma”. On przychodzi „skądś” lekko „na bani”. Po krótkich podchodach, On chciałby się wprosić do niej na noc. Ona zaś pragnie miłości i stabilizacji. Gdzieś w podtekście przewija się jej tęsknota za byciem żoną. Nawet snuje plany budowy domu…  Od czasu do czasu rozmawiają jak starzy znajomi. Opowiadają swoje różne i kręte dzieje życiowe. Czasem coś się w opowieści nie zgadza. Ale oboje bardzo pragną, aby to była prawda. Więc zgadzają się na coraz nowsze i coraz to inne wieści…

Widownia jak zaczarowana słuchała tej pokrętnej rozmowy i w skupieniu oglądała zmagania bohaterów przedstawienia. Spektaklowi towarzyszyła  muzyka na żywo.

W bardzo subtelnym wykonaniu śpiewającego gitarzysty. Ale nigdzie nie znalazłam, Kto to?

W spektaklu wystąpili: Bardzo dobra Ona – Tatiana Kołodziejska i wg mnie wręcz rewelacyjny On – Janusz Młyński. To jest bardzo dobry spektakl.

To wszystko oglądała i spisała Ewa Rutkowska

lipiec 2023

422 total views, no views today

LEGENDY O KOŁOBRZEGU I GORZOWIE WIELKOPOLSKIM ANDRZEJA WALEŃSKIEGO

Wal3Wal 1Wal2WAL

Andrzeja Waleńskiego – autora legend o dwóch miastach, Kołobrzegu i Gorzowie Wielkopolskim   można spotkać na kołobrzeskim Starym Mieście. Swoje stoisko z książkami ulokował niedaleko bazyliki WNMP w pobliżu ścieżki rowerowej.

Andrzej Waleński zaprasza i zachęca do poznawania Kołobrzegu, w którym się urodził. Ponieważ Autor od wielu lat mieszka w Gorzowie Wielkopolskim, stąd także Gorzów stał się tematem jednej z jego publikacji. Andrzej pisze okazjonalne wiersze więc wiele z nich poświecił także najmłodszym.

Andrzej Waleński pracuje w II LO w Gorzowie Wielkopolskim, przez wiele lat był wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Hospicjum św. Kamila, był nauczycielem w Szkole Podstawowej i Gimnazjum Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców im. bł. Piotra Jerzego Frassatiego.

Książki Andrzeja Waleńskiego promuje również jego żona Krystyna.

 

 

368 total views, no views today

KONCERT ORKIESTRY I SOLISTÓW II MIĘDZYNARODOWYCH WARSZTATÓW MUZYCZNYCH IM. JANA STANIENDY

KONCERT

Kołobrzeg: Koncert orkiestry i solistów II Międzynarodowych Warsztatów Muzycznych im. Jana Staniendy

Koncert orkiestry i solistów II Międzynarodowych Warsztatów Muzycznych im. Jana Staniendy zgromadził wieczorem 20 lipca liczne grono melomanów w bazylice Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kołobrzegu. Wydarzenie wpisuje się w program XXIII Międzynarodowego Festiwalu „Muzyka w katedrze”, które odbywa się pod patronatem prezydent Kołobrzegu Anny Mieczkowskiej oraz ordynariusza diecezji koszalińsko – kołobrzeskiej bp. Zbigniewa Zielińskiego.

Muzycznym wydarzeniem w konkatedrze uczczona została pamięć zmarłego dwa lata temu prof. Jana Staniendy,  cenionego nie tylko w Polsce skrzypka i pedagoga, koncertmistrza, pomysłodawcy spotkań  muzycznych nad morzem.

Beata Górecka, zapowiadająca program przypomniała, że prof. Jan Stanienda przez kilkanaście lat był dyr. Europejskich Warsztatów Muzycznych w Kołobrzegu w latach 2008 – 2019. Obecnie Jego  dzieło kontynuują syn Krzysztof – pianista wraz z żoną Marią altowiolistką. Dzisiejsza orkiestra składała się z uczniów i studentów  biorących udział w warsztatach jak również profesorów prowadzących zajęcia.

W programie znalazły się  arcydzieła wiolinistyki m.in. koncerty Vivaldiego, a także utwory Mozarta, Griega i Saint-Saënsa i Mascagniego.

Skład Orkiestry II Międzynarodowych Warsztatów Muzycznych im. Jana Staniendy oraz Letnich Warsztatów Orkiestrowych w Kołobrzegu stanowili:  Adam Wagner – dyrygent, skrzypce, Krzysztof Śmietana – skrzypce, Piotr Tarcholik – skrzypce, Roksana Kwaśnikowska – skrzypce, Julia Kidoń – skrzypce, Maria Stanienda – altówka, Magdalena Bojanowicz – wiolonczela, Lidia Grzanka-Urbaniak – wiolonczela, Krzysztof Stanienda – kierownictwo artystyczne.

Warsztaty odbywają się od 15 do 23 lipca. Organizowane są w Kołobrzegu po raz czwarty, natomiast po raz drugi noszą nazwę imienia profesora Jana Staniendy. Bierze w nich udział  80 osób z Polski i Wielkiej Brytanii, są wśród nich artyści z Japonii i Chin. Każdego dnia młodzi adepci sztuki instrumentalnej mają okazję do prezentacji swoich umiejętności na wieczornych koncertach w Regionalnym Centrum Kultury, które jest organizatorem festiwalu „Muzyka w katedrze”.

Maria Stanienda powiedziała w rozmowie z milpress, że celem warsztatów jest między innymi przygotowanie uczniów do występów i niwelowanie napięcia stresowego, chodzi o to by młodzi ludzie odkryli frajdę z muzyki, żeby to była dla nich przyjemność. – A więc ma to być łączenie wysokiego poziomu z przyjemnością i pasją – podkreśliła Stanienda.

Natomiast Krzysztof Stanienda powiedział o swoim Tacie, że słynął z tego, iż tempa wykonywanych przez Niego utworów były mocno wyśrubowane i energia tryskała z Jego wykonań a teraz dalej tryska z nagrań i z tego co zostało w pamięci.

Prof. Jan Stanienda – koncertmistrz, kameralista, wirtuoz urodził się w Bytomiu w 1953 roku, zmarł w 2021. Studia ukończył w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie prof. Krzysztofa Jakowicza.
Od 1975 r. był członkiem Polskiej Orkiestry Kameralnej Jerzego Maksymiuka, a od 1977 jej koncertmistrzem i solistą. W 1976 roku został wyróżniony na Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. N. Paganiniego w Genui. Jest pomysłodawcą, twórcą i dyrektorem artystycznym Festiwalu Muzyki Kameralnej Wieczory w Arsenale oraz laureatem Wrocławskiej Nagrody Muzycznej (2006). Był profesorem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie oraz pedagogiem w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych nr 4 w Warszawie. Prowadził liczne kursy mistrzowskie m.in. w Kołobrzegu, Podkowie Leśnej, Puławach, Janowcu, Żaganiu.

Festiwal „Muzyka w katedrze” potrwa do 24 sierpnia. Kolejny koncert pod hasłem: Impresje na saksofon, wibrafon i organy, odbędzie się 27 lipca.

https://www.ekai.pl/koncert-orkiestry-i-solistow-ii-miedzynarodowych-warsztatow-muzycznych-im-jana-staniendy/

346 total views, no views today

KULTURALNE WĘDRÓWKI EWY RUTKOWSKIEJ

Moich wędrówek ciąg dalszy

Siedzę znowu jak sowa na grzędzie i zastanawiam się, pisać? Czy nie?

Jeśli tak. To muszę napisać trochę słów na… nie tak.

Lubię chodzić w letnie niedzielne popołudnia na plac przed Filharmonią na tzw. „Pikniki Chopinowskie”. Propozycję takiego spędzania wolnego czasu wymyślił i zaproponował gorzowianom ówczesny dyrektor naszej filharmonii Mariusz Wróbel.

I początkowe  edycje poświęcone były  Fryderykowi Chopinowi. Potem do muzyki Chopina dodawano muzykę innych kompozytorów. I było to ok. Ale z czasem stawało się tak, że muzyka Chopina grana była np. w 1/3 programu.

Jeśli musi to być łączone, to może tak, aby większość muzyki na koncercie była to muzyka Chopina.

Ostatni  koncert (16.07), w którym zagrały mama i córka, panie Małgorzata i Marina Rusak, jest przykładem tego, że Chopin w tym koncercie był „szczątkowy”. Ja nie mam nic do pań artystek, tylko do zaproponowanego przez nie programu.

W tym roku nie jest to do naprawienia. Ale może w przyszłym roku filharmonia wróci do tego, o czym mówi tytuł?

***********

Tak się rozpędziłam, że też w tę samą niedzielę poszłam szybkim marszem na Scenę Letnią do Teatru. Tytuł koncertu: „Złote Przeboje – Tercet czyli Kwartet”  i nazwiska wykonawców, już samo to mówiło, że będzie to hit.

Wykonawcy z dość wysokiej półki: Hanna Śleszyńska, Robert Rozmus i Piotr Gąsowski, prowadzący koncert oraz 5-osobowy zespół muzyczny, towarzyszący artystom.

Na koncert przyszedł chyba „cały Gorzów”. Podobnie było kiedyś gdy pierwszy raz  był Andrzej Poniedzielski, wtedy z Magdą Umer. I jeszcze kiedyś, gdy była „Grupa MoCarta”. Ja wybrałam się na ten koncert z domu o 19.15. Koncert o 20.30.  Gdy przyszłam do Teatru (mam dość blisko), nie dostałam już  nawet krzesła „wysupłanego” z zakamarków Teatru. Gdybym je nawet zdobyła, miałabym dylemat, gdzie je postawić, aby coś widzieć. Stanęłam z tyłu przy ścianie, na niewielkim podwyższeniu, mając nadzieję, że dam radę. Przecie koncert dopiero za przeszło godzinę. No i potem chyba ze dwie godziny. A sił we mnie już coraz mniej.

Publiczność nadal przybywała i  przemieszczała się przed nami stojącymi przy ścianie w te i wewte, w poszukiwaniu jakiegoś miejsca. Tłok robił się coraz gęstszy.

Obok mnie dwie panie ze względu na brak powietrza, najpierw przykucnęły, a potem się wyniosły z tego przecie „wygodnego” miejsca. Przez furtkę  nadal napływali nowi. Ale też i wybywali. Może na koncert na rynek? Tam śpiewała podobno rewelacyjnie Natalia Sikora. Ja przy tej moje ścianie wytrzymałam niecałą godzinę. Ale razem, to stałam przecie ponad dwie godziny. Taka stojąca kultura to już nie dla mnie. Bo na dodatek nic mnie, z tego co się działo na scenie nie porywało. I według  mnie ten dysonans między nagłośnieniem zespołu muzycznego a solistami był zbyt duży. Więc tekst docierał  nieczytelny. Może dlatego tak „darł” się konferansjer?

Kiedyś lubiłam to Trio. Jednak i oni się „zestarzeli”. Wiem, było to jakieś resume z 30-lecia. Więc były i „stare kawałki”. Nie widziałam wszystkiego, może to się dobrze rozwinęło? Miałam też wrażenie, że pani Śleszyńska była przesuwana  gdzieś na „drugi plan”. Padły nawet adekwatne słowa: „Co ty tu robisz”? Miało to być śmieszne i była to na pewno część programu. Ale nie było tu nic do śmiechu. I tak nawiasem, najwięcej było Piotra Gąsowskiego, wiem, że jako konferansjer, to „takie jego zbójeckie prawo”. Może pamięć mnie myli, ale drzewiej było inaczej…

Poszłam sobie, bo nie dawałam rady stać po ścianą. Ale nie żałowałam, że opuszczam coś… wielkiego.

Ewa Rutkowska     

 

 

372 total views, no views today

ŚP. EUGENIUSZA KONIECZNEGO WSPOMINA CZESŁAW GANDA

„Można odejść na zawsze, by stale być blisko…”

                               – ks. J. Twardowski

Po długotrwałej chorobie 09 lipca 2023 roku zmarł Eugeniusz Marian Konieczny.

Od września 1981 roku był członkiem sekcji literackiej Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Gorzowie Wlkp. Jego wiersze były pełne empatii, umiał zatrzymać się i pochylić nad cierpieniem. Mówią, że sam talent nie wystarczy aby zostać artystą. Talent jest tylko kanwą na której artysta buduje coś własnego, niepowtarzalnego. I do takich twórców zaliczał się  Eugeniusz.

Przez wiele lat uczestniczył w wielu prezentacjach z cyklu : Obrazy -Słowa -Dźwięki realizowanych przez gorzowskie RSTK, brał również udział w organizowaniu i realizacji Interdyscyplinarnych Warsztatów Artystycznych. Zawsze aktywnie uczestniczył podczas czwartkowych spotkań stowarzyszenia, ponadto Eugeniusza można było spotkać na wielu imprezach kulturalnych organizowanych w Gorzowie Wlkp.

14 lipca 2023roku rodzina, znajomi i przyjaciele z Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury pożegnali Genia na Cmentarzu przy ul. Żwirowej w Gorzowie Wlkp.

Spoczywaj w spokoju.

Czesław Ganda

 

W oku cyklonu – pamięci Williama Whartona

 W oceanie Twojej samotności

Rozpoczynasz grę na śmierć

I życie o jeszcze jeden

Dzień

Potykając się o łzy

Twoje znaki przestankowe

Mówiłeś, że wielkość

Wyrasta z niskich

Pobudek

Na śmietniku , w bagnisku

Bankructwa…!

I nie pomyliłeś się:

„…Nicość wieńczy dzieło”!

Pisałeś, że ludzie dryfują

Bez celu, by spocząć

W ziemi a Ty zacumowałeś

Nad Sekwaną!!!

W całunie wspomnień

Utrwaliłeś ręką Syna

Wiedzioną gwiazdozbiorem

Rosemary

Ona ocaliła od zapomnienia

Werniks słowa tych, którzy

Przy Tobie ginęli w

Nieujarzmionej EUROPIE…;

A dziś z „Ptaskiem”

Ocalonej Sztalugi powracasz

Do gniazda fontannami barw do

Płonącej winem FILADELFII…

Eugeniusz M Konieczny

 

TAKIE SOBIE BUJANIE

Coraz ciaśniej Ci było wśród swoich sytych sióstr i braci

I z każdym dniem biedniałeś, a oni byli coraz bogatsi.

A kiedy do domu naszego wdarła się ślepa wojna

W ten czas tułaczy, lepszy los do nieludzkich prac Cię pognał

I chociaż bito Cię, strzelano i pluto jak w tarczę do Ciebie

Ty z otuchą i wiarą śmiałeś się do Boga na

niebie

Chciałeś nam wszystkim coś dać, w spadku

zostawić

Ale Ci to nie wyszło, mogłeś nas tylko do łez

bawić

Kochałeś wędrówki ptaków, własne i obce

ogrody

Przez dziesiątki wiosen leciutko niosły

Cię drogi

Od wrogów i przyjaciół równo brałeś po pysku…

Twój najdroższy „Hit” stanął jak pal na śmietnisku

Ktoś kiedyś przed laty zawołał do Ciebie:

„ Szymon…gięty”

Ty mimo burz i pokus żyłeś jak? Jak ubogi? Święty?

A gdybyś nie żywił się pleśnią na cudzym

Chlebie

To miałbyś swój pomnik – Przyjaźni z bogiem na niebie

Na przystanku siadywałeś jak jastrząb na patyku

Na swoim samotnym siodełku strudzony SZYMONIE -Słupniku!

I nagle wzbiłeś się iskrą serca do wiecznego lotu…

By ulżyć Siostrom i Braciom bujając wśród ciężkich obłoków!

 

Eugeniusz M Konieczny

 ***

Życie moje pajęczyną zmysłów tkane

W którym pająk śmierci serenadę gra

Uśmiech Twój serdeczny

Niech na wieki we mnie trwa

Moja poetycka ODALISKA

Skrzydłem refrenu

Do ZIEMI ŚWIĘTEJ przez

EGIPT gna

By w MARTWYM MORZU

gąbką ciszy zwilżyć

PUSTYNNY piach

WIELBŁĄD TWOICH piersi

chce jak matka

przytulić do serca

mój pielgrzymujący strach

MOJA  śmierć to sen

o przemijaniu

to jawa miłości zimna

jak pustynny kamień

spełniony w BOŻEJ

GRAWITACJI

Dojrzałem już do

Spadania jak pod

Powieką ZŁOTY SEN

 

Eugeniusz M Konieczny

378 total views, no views today

PROBOSZCZ KOŁOBRZESKIEJ BAZYLIKI ZAWSZE DZIĘKUJE ZA UDZIAŁ WIERNYCH WE MSZY ŚW.

KATE

Proboszcz bazyliki Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kołobrzegu ks. dr Andrzej Pawłowski zawsze dziękuje wiernym za liczny udział we Mszach św. Na niedzielnych Eucharystiach pięcionawowa konkatedra wypełniona jest po brzegi przez mieszkańców i wczasowiczów nadmorskiego kurortu. Proboszcz zachęca także wczasowiczów i kuracjuszy do nabywania albumu fotograficznego, poświęconego bazylice.

Podczas Eucharystii 16 lipca kapłan nawiązując do Ewangelii o siewcach, podzielił ludzi na cztery kategorie i następnie je omówił. Na początku poddał pod rozwagę powtarzające się u niektórych osób, pytania o to, co źle zrobili, że ich dzieci odsunęły się od wiary, od Kościoła? A przecież otrzymały wszystkie sakramenty, niektórzy byli ministrantami. Co się zatem stało, gdzie jest nasz błąd? – pytają.

Ks. Pawłowski powiedział, że zastanawiające jest co się stało z Kościołem w całej Europie. Likwidowane są wyposażenia sakralne a nawet świątynie, pojawiają się propozycje przekazania ławek lub innego wyposażenia, bo budynki świątyń otrzymują inne funkcje.

– Dlaczego te świątynie stały się niepotrzebne i dlaczego ludzie nie chcą słuchać Słowa Bożego? – zastanawiał się ks. Pawłowski, zapewniając, że odpowiedź padła dwa tysiące lat temu, a słyszeliśmy ją w dzisiejszej Ewangelii – przypomniał proboszcz bazyliki, podkreślając, że Słowa nie były kierowane tylko do ludzi niewierzących, a wręcz przeciwnie. I co ciekawe, Siewca jest ten sam i sieje zawsze tak samo, równomiernie. – Ziarna też są takie same, bo są to ziarna Słowa Bożego ale to, czy one wydadzą plon zależy tylko od terenu czyli od ludzi, którzy słuchają – mówił kapłan.

W związku z tym słuchających, duchowny podzielił na cztery kategorie. W pierwszej są ludzie, do których przychodzi Zły i są czasem żarty, że to taki diabełek z różkami – ale on jest i są ludzie przez niego opętani.

Do drugiej kategorii należą, ci którzy słuchają ale wierzą do pewnego czasu. Śpiewają kolędy, może przychodzą ze święconką ale żeby w każdą niedzielę być w kościele, to już niekoniecznie, uczęszczają np. do czasu I Komunii św. dziecka.

Do kolejnej kategorii należą ludzie słuchający Słowa Bożego ale pozostają bez owocu, troszczą się tylko o to co doczesne, są zabiegani, nastawieni na zdobywanie. Uważają, że sami sobie ze wszystkim poradzą.

– Wszystko jest dobre i wszystko potrzebne ale nie może zastąpić miejsca Pana Boga i Jego Słowa – powiedział kaznodzieja, zauważając też, że na pewno w tym kościele są również ludzie bardzo zamożni, biznesmeni, którym nie przeszkadza aby być dziś w świątyni i słuchać Słowa Bożego i wielu z nich uważa, że to co osiągnęli zawdzięczają temu, że Pan Bóg im błogosławi.

Ostatnia grupa to ci, którzy słuchają Słowa Bożego i rozumieją je i to co słyszą przekłada się  na czyny, słowa i decyzje.

Kapłan powiedział, że specjaliści twierdzą, iż brak komunikacji między małżonkami doprowadza do rozwodów. Ludzie przestają ze sobą rozmawiać albo ograniczają się do wydawania komunikatów. To także dotyczy rozmowy z Panem Bogiem. Duchowny zauważył, że wielu ludzi, zatraciło się odrzucając modlitwy. Zapewniał, że bardzo  ważne są tradycyjne pacierze i rozmowy z Bogiem.

Na koniec życzył aby każdy był gotowy na przyjęcie Słowa Bożego i oby to Słowo wydawało jak największe plony.

Ks. Andrzej Pawłowski zachęca wczasowiczów i kuracjuszy do nabywania albumu fotograficznego, poświęconego bazylice, który wydany został z okazji 40-lecia parafii. Publikacja liczy 120 stron. Zawiera fotografie przedstawiające bryłę bazyliki, także z lotu ptaka, oraz niektóre dzieła sztuki, znajdujące się w jej wnętrzu. Są także zdjęcia z kilku ważnych wydarzeń z najnowszej historii kościoła. Autorem zdjęć jest Bogusław Świtała,  laureat licznych nagród, autor 60 albumów w tym także o sanktuarium w Skrzatuszu.

Kołobrzeską bazylikę nawiedza mnóstwo przyjezdnych, proboszcz zawsze zapewnia, że kilka krzywych potężnych filarów tej budowli, nie spowoduje jej zawalenia. – Na szczęście nie grozi nam katastrofa budowlana, a same krzywe filary tkwią tu od początku XIV wieku. Przyczyną ich odchylenia był prawdopodobnie błąd konstrukcyjny. Filary zostały osadzone na niestabilnym gruncie (wcześniej istniał tu cmentarz) oraz fundamenty filarów wykonane zostały z kamieni nieociosanych, wzmocnionych zaprawą wapienną. W wyniku tego doszło do osiadania gruntu i odchylenia filarów o 60 cm.  Nie wiadomo, dlaczego budowniczy pozostawili krzywe filary, wiadomo natomiast, że uczyniło to kołobrzeską katedrę jedyną w swoim rodzaju – informuje portal  https://przewodnikpokolobrzegu.pl/katedra-w-kolobrzegu/

TAKŻE w KAI: https://www.ekai.pl/kolobrzeg-proboszcz-bazyliki-zawsze-dziekuje-wiernym-za-liczny-udzial-we-mszach-sw-d637075/

474 total views, no views today

W KOŁOBRZEGU RUSZYŁY II MIĘDZYNARODOWE WARSZTATY MUZYCZNE IM. JANA STANIENDY

20230715_19195120230715_19330920230715_200546

Od 15 d 23 lipca odbywać się będą II Międzynarodowe Warsztaty Muzyczne im. Jana Staniendy. Patronat nad wydarzeniem objęła prezydent Kołobrzegu Anna Mieczkowska. Warsztaty muzyczne odbywają się w Kołobrzegu po raz czwarty, natomiast po raz drugi noszą nazwę imienia profesora Jana Staniendy, który zmarł dwa lata temu.

Koncertem kameralnym 15 lipca w Regionalnym Centrum Kultury, Maria i Krzysztof Staniendowie zainaugurowali muzyczne warsztaty. Krzysztof jest synem śp. prof. Jana Staniendy.

Na początek Maria Stanienda – altówka i Krzysztof Stanienda – fortepian  wykonali Introdukcję i Poloneza C-dur op. 3 Fryderyka Chopina.

Krzysztof Stanienda wykonał także Legendę op. 16 Ignacego Jana Paderewskiego oraz Preludium Des-dur op. 28 nr 15 Fryderyka Chopina.

Na zakończenie Katarzyna Budnik – altówka zagrała z towarzyszeniem Krzysztofa Staniendy – Serenadę Mieczysława Karłowicza a następnie Sonatę- Fantazję op. 106 na altówkę i fortepian Filipa Scharwenki.

STANIE

Patron warsztatów prof. Jan Stanienda – koncertmistrz, kameralista, wirtuoz urodził się w Bytomiu w 1953 roku. Zmarł w 2021 roku w wieku 68 lat. Studia ukończył w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie prof. Krzysztofa Jakowicza.
Od 1975 r. był członkiem Polskiej Orkiestry Kameralnej Jerzego Maksymiuka, a od 1977 jej koncertmistrzem i solistą. W 1976 roku został wyróżniony na Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. N. Paganiniego w Genui. Jest pomysłodawcą, twórcą i dyrektorem artystycznym Festiwalu Muzyki Kameralnej Wieczory w Arsenale oraz laureatem Wrocławskiej Nagrody Muzycznej (2006). Był profesorem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie oraz pedagogiem w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych nr 4 w Warszawie. Prowadził liczne kursy mistrzowskie m.in. w Kołobrzegu, Podkowie Leśnej, Puławach, Janowcu, Żaganiu.

Koncert uczestników warsztatów odbędzie się 16 lipca, początek o godz. 19 w sali widowiskowej RCK ul. Solna 1. W warsztatach muzycznych udział bierze 80 osób z Polski i Wielkiej Brytanii, są wśród nich artyści z Japonii i Chin.

Maria Stanienda powiedziała w rozmowie z milpress, że celem warsztatów jest między innymi przygotowanie uczniów do występów i niwelowanie napięcia stresowego, bo chodzi o to by młodzi ludzie odkryli frajdę z muzyki, żeby to była dla nich przyjemność. – A więc ma to być łączenie wysokiego poziomu z przyjemnością i pasją – podkreśliła Maria Stanienda.  

W czwartek 20 lipca profesorowie i uczestnicy warsztatów zagrają koncert w kołobrzeskiej bazylice.  

Orkiestrę uczestników warsztatów poprowadzi prof. Daniel Stabrawa – wieloletni koncertmistrz Berliner Philharmoniker oraz prof. Adam Wagner z Katowic.

Lekcje mistrzowskie z uczestnikami poprowadzą: Śpiew – Jolanta Janucik z Warszawy. Skrzypce – Bartosz Bryła z Poznania, Roksana Kwaśnikowska z  Warszawy, Krzysztof Śmietana z Londonu, Piotr Tarcholik z Krakowa, Sławomir Tomasik z Warszawy. Altówka – Katarzyna Budnik z Warszawy. Wiolonczela – Magdalena Bojanowicz-Koziak z Bydgoszczy,Lidia Grzanka-Urbaniak z Wrocławia. Orkiestra – Daniel Stabrawa z  Berlina i Adam Wagner z Katowic. Pianistami współpracującymi z uczestnikami warsztatów będą: Agnieszka Kozło z Kołobrzegu i Mischa Kozłowski z Kołobrzegu.

 Krzysztof Stanienda powiedział o swoim Tacie, że słynął z tego, iż tempa wykonywanych przez Niego utworów były mocno wyśrubowane i ta energia tryskała z Jego wykonań i dalej tryska teraz z nagrań i z tego co zostało w pamięci. Przypomniał także, że na jednym z ostatnich koncertów w Otwocku, podczas którego grał z Tatą  Sonatę Beethovena oraz utwory Henryka Wieniawskiego, wykonał również te dwa utwory, które zaprezentował dzisiaj. – Jest to wspomnienie i dedykacja dla mojego Taty – powiedział Krzysztof Stanienda, organizator i dyr. muzycznych  warsztatów w Kołobrzegu.

 

461 total views, no views today

EUGENIUSZA KONIECZNEGO WSPOMINAJĄ……………

KONIECZNY

Eugeniusza Koniecznego wspomina Dana Gołąbek

„Z Eugeniuszem Koniecznym pracowałam kilka lat, od 1990 roku, w Szkole Podstawowej nr 20 w Gorzowie Wlkp.

Pracował w świetlicy, więc widywaliśmy się chyba tylko na posiedzeniach rady pedagogicznej. Pamiętam, że gdy był w szpitalu, pisał listy do odczytania na tych posiedzeniach.

Nie pamiętam, czego dotyczyły, wiem, że były długie. Uczyłam wtedy Jego Syna Michała, był bardzo dobrym uczniem. Po wielu latach zetknęliśmy się z Gieniem w Robotniczym Stowarzyszeniu Twórców Kultury, należał do sekcji literackiej, ja do fotograficzno-filmowej.

Pamiętam Go również z wielu wydarzeń kulturalnych w naszym mieście, często zabierał głos. Mniej więcej 10 lat temu Marek Lobo Wojciechowski poprosił mnie o zrobienie zdjęć na slamie poetyckim w ramach organizowanego przez siebie projektu Wartal w Klubie Magnat na ul. Drzymały.

Gieniu ten slam wygrał, niektóre wiersze wymyślał na poczekaniu. Podobały się. Gdy przywołuję obraz Gienia, widzę Go uśmiechniętego, takiego będę wspominać. Był naprawdę sympatycznym Człowiekiem”.

Dana Gołąbek

 

Wspomina: Ewa Rutkowska

Gdy zadzwoniła do mnie koleżanka z pytaniem „Znałaś Koniecznego?”. I gdy powiedziała mi co się stało, to nie opuszczała mnie myśl, że trzeba Go wspomnieć. Żył cichutko … Jakby na boku wszystkiego. Nie powinniśmy tego zostawić ot tak.

Najbardziej teraz pamiętam jego oczy. Takie pokorne…

Ja Eugeniusza Koniecznego poznałam, gdy pracowałam w Wojewódzkim Domu Kultury (potem Grodzki). Od 1998 roku realizowałam warsztaty literackie dla piszących, jak to się powszechnie mówiło, do szuflady. Chciałam  pomóc tym „zmagającym się z piórem”. Gienek też czasami do nas wpadał. I pamiętam jego długie dysputy z prowadzącym warsztaty Ireneuszem K. Szmidtem. Gieniu często w swoich utworach  skręcał w stronę polityki. Nawet gdy zamysł miał inny, to zawsze musiało być coś o polityce.  Czasami przychodził do WDK, ot tak sobie, bo było jakieś spotkanie literackie np. Albo konkurs poetycki. I można było przeczytać swój wiersz. Chciał się zaprezentować, pokazać co ma nowego…

Gieniu to był bardzo grzeczny facet. Ale odnosiłam też takie wrażenie, że był bardzo nieśmiały. Takiego Go teraz widzę „oczami wyobraźni”. Nie znam jego twórczości. Były to tylko przypadki, gdy mogłam go usłyszeć.

Czasem chodziłam na powarsztatowe imprezy RSTK, które organizował Czesław Ganda i Gieniu też czasem coś swojego tam czytał.

W swoim wspomnieniu o Eugeniuszu Koniecznym, Wandzia napisała, że miał swoje tomiki poetyckie. Ja jednak tych wydawnictw nigdy nie widziałam. Może wydawał je  we wczesnym swoim pisaniu?  Jeśli je miał, to na pewno to Go cieszyło. Bo chyba poezja była jego ulubioną dziedziną sztuki.

Idąc w kondukcie pogrzebowym koleżanka, która z nim studiowała w Zielonej Górze, wspomniała, że Gieniu podczas studiów ciągle coś notował, ciągle bujał w chmurach. Jak to poeta. Na studiach poznał swoją żonę Anię, później nauczycielkę muzyki w szkole podstawowej w Gorzowie.

Ostatnio chyba przez kilka lat nigdzie go nie widziałam. A bywał w WiMBP np. na „Pegazach”. Czasem ktoś zadawał pytanie „nie widziałaś Koniecznego?” W sali pogrzebowej i ja nieśmiało, zaczepiłam Jego syna Michała (Gieniu był bardzo dumny z tego, że syn ukończył studia prawnicze) i zapytałam. Co się stało? I dowiedziałam się, że od siedmiu lat coraz bardziej podupadał na zdrowiu.

„nie ma takiego życia, które

choć przez chwilę byłoby nieśmiertelne”

(W. Szymborska)

Odszedł 9 lipca 2023

Ewa Rutkowska

     http://wandamilewska.pl/?p=18989

453 total views, no views today