Relacja Marzanny Leszczyńskiej
Jest ostatnia październikowa niedziela. Złota, polska jesień w pełni, słoneczko, cieplutko, kolorowo.
Na spacer po Mierzęcinie i opowieść o tym magicznym miejscu zapraszam razem z kuzynką i przyjaciółką Janiną Pietrowicz naczelnikiem Wydziału Architektury i Budownictwa starostwa strzelecko – drezdeneckiego w latach 1999-2005.
Nareszcie nadarzyła się okazja na wspomnienia i rozmowę o tym urokliwym miejscu, a wspólny spacer był doskonałą okazją ku temu, tym bardziej, że byłam z osobą, która od początku odbudowy pałacu obserwowała jego powstawanie z ruin. Janeczka wydawała pozwolenia budowlane w imieniu starosty, odbierała roboty, prowadziła kontrole w trakcie trwania prac i po ich zakończeniu.
Jeśli chodzi o mnie to Mierzęcin zapisał się w historii mojego małżeństwa szczególnie. To miejsce odwiedzamy często o różnych porach roku. Tutaj zorganizowaliśmy dwie imprezy życia: pięćdziesiąte urodziny mojego męża oraz 25-lecie jego firmy, na które przybyło wielu kontrahentów między innymi z Japonii, Austrii, Islandii, Włoch, Izraela, Niemiec i Hiszpanii. Dumni jesteśmy, że te imprezy zorganizowane w cudownej oprawie zostały ocenione przez tutejszy personel jako nietuzinkowe i na wysokim poziomie.
– Urodziny Andrzeja, na które zostałam zaproszona były niesamowite, bo zostały zorganizowane dokładnie w dniu moich urodzin. Są zbiegi okoliczności, które dają do myślenia – wyznała mi Janeczka.
Są rocznice i osiągnięcia w naszym życiu, które warte są uświetnienia a Mierzęcin dodaje rangi takim wydarzeniom. To co dzisiaj oglądamy powstało z ruin i jak mówi Janeczka wystarczyło jeszcze trochę poczekać a pałac mógłby się zawalić, gdyby nie kupiła go firma NOVOL, produkująca chemię kosmetyczną dla samochodów z Komornik pod Poznaniem. Był to wtedy prawdziwy obraz rozpaczy.
Woda wlewająca się przez dziurawy dach dokonała olbrzymich zniszczeń a wyposażenie pałacu zostało rozgrabione przez tutejszą ludność. Zresztą w pałacu są oprawione zdjęcia obrazujące jego stan przed remontem. Dzisiaj trudno uwierzyć w to, że to jest ten sam obiekt.
To właściciel firmy NOVOL zdecydował się na kupno pałacu wraz z folwarkiem w 1998 roku i uwierzył, że podoła odbudowie i doprowadzi budowlę do świetności. Od 1999 do 2002 roku trwała renowacja gmachu, który adaptowano na ośrodek wypoczynkowy dla pracowników tej firmy. Takie były założenia. Wspaniale jest być dobrym biznesmenem i mieć szlachetne, pozytywne, ambitne i fantastyczne marzenia oraz wyobrazić sobie, że nie będzie to tylko lokata kapitału, ale również przynoszący zyski obiekt w naszej nie bogatej wtedy Polsce. To musiał być wizjoner. Stało się na szczęście inaczej i dzisiaj jest dostępny dla każdego a nie tylko dla pracowników firmy.
Nowy właściciel, zadbał o to aby cały pałac został wiernie odtworzony, bez oszczędzania na powierzchni. Każda komnata jest inna, niektóre są bardzo duże. Pałac to obiekt, który ma komnaty a nie hotelowe klitki. Zazwyczaj kusi zagospodarowywać tak powierzchnię, aby upakować maksymalnie dużo gości, tutaj właściciel nie uległ tej pokusie. I postawił na właściwego konia, bo tym koneserzy się zachwycają. A spróbuj dzisiaj zamówić sobie tam nocleg tak z dnia na dzień, będziesz mieć szczęście jeśli ci się uda.
Całe wyposażenie jak twierdzi Janeczka było starannie dobierane, dopasowywane do okresu, z którego pochodzi, wyszukiwane w desach. W tym stylowym obiekcie jest winda. Nad parterem wkomponowany jest szklany strop, który pozwala zobaczyć styl i sztukę jego budowania. Janeczka – inżynier budownictwa zwraca uwagę na detale, które z pewnością by mi umknęły.
Ja miałam przyjemność nocowania w najważniejszym pokoju. Jest wielki, ma potężne i bardzo wygodne łóżko, piękne okna z okiennicami ale z mechanizmem nowoczesnego otwierania. Śpisz w całkowitych ciemnościach i tak ma być ( ponoć niektóre enzymy mogą się wyprodukować w naszym ciele, jeśli jest ciemno. W dzisiejszych czasach elektryczności i lamp na ulicach -warunki niemożliwe). Budzisz się i czujesz jak…księżniczka. Rano odsłaniasz okna i szkoda spać. Piękne, stare drzewa w okalającym parku i słońce oraz przecudne widoki zapraszają na poranny spacer. Bajka.
Jest to miejsce, które ma niewątpliwie dobrą energię, do którego chce się wracać. Spośród wielu gości, których tam zaprosiliśmy na nasze wydarzenia, wielu potem tam wracało. Ale chyba wiem, skąd się ta dobra energia w Mierzęcinie wzięła.
Przez 14 lat tworzył to miejsce dr Robert Wójcik z Poznania, który był jego zarządcą. I jak opowiada Janeczka był to niezwykły człowiek, który poświęcił się temu pałacowi bez reszty i żył jego powstaniem niemalże 24 godziny na dobę. Janeczka pamięta go jako człowieka wiecznie pod telefonem, niezbędnego i niezastąpionego. Po rozpoczęciu prac powstawała także oczyszczalnia mechaniczno – korzeniowa. Była to ekologiczna, na te czasy innowacyjna oczyszczalnia ścieków oparta na specjalnych roślinach. Dopiero gdy Dobiegniew w późniejszych latach wybudował oczyszczalnię miejską, Mierzęcin przyłączył się do niej i zrezygnował z pierwotnej.
– Dr Robert Wójcik był częstym bywalcem w naszym urzędzie, ciągle coś załatwiał w związku z budową, ale nigdy nie było między nami spięć. Za wiele nie dyskutował, tylko gdy potrzeba było jeszcze coś załatwić, uzupełnić robił to bez dyskusji. Gdy czasami brakowało jakiegoś dokumentu lub uzgodnienia organ nakładał obowiązek uzupełnienia określając termin. Pan Robert Wójcik zawsze w terminie uzupełniał. Był to człowiek zrównoważony, o dużej wiedzy i kulturze. Czuł się tam prawdziwym gospodarzem. Był człowiekiem empatycznym, pomagał innym, bo czuł, że sprawy trzeba rozwiązywać a nie szukać winnych, tłumaczyć, że jest już po godzinach pracy a on nie jest właścicielem i tylko tu pracuje – wspominała Janeczka, podkreślając, że wielką rolę dr Robert Wójcik odegrał w Mierzęcinie i dzięki niemu ten obiekt dziś błyszczy. Jest to jego wielka zasługa. Jego następcy mieli już jak to się mówi podane na tacy i nie poświęcali się tak bardzo. Przynajmniej tak wydaje się Janeczce.
Przy komponowaniu nasadzeń roślin i uzupełnianiu parku pracowała botanik z tytułem doktora żona pana Roberta – Alicja. Równie zaangażowana w pracę jak jej mąż. Gdy bywaliśmy na kontroli zawsze wszystko nas zachwycało a pani Alicja objaśniała swoje decyzje, mówiła o planach dotyczących parku, miała potężną wiedzę i kompetencje – wspomina Janeczka. Prace rewaloryzacyjne parku podjęte po 1998 roku przez p. Alicję doprowadziły do obecnej świetności. Odtworzono sieć dróg, założono nawodnienie wgłębne, wprowadzono architekturę ogrodową i posadzono kilkanaście tysięcy roślin, a w tym wiele ciekawych i rzadkich gatunków. Park zachwyca kompozycją, naturalnością, estetyką, zachowanym starodrzewiem, które opisano i wpisano do rejestru zabytków.
Nie dziwi nas, dlaczego tu przyjeżdżają nowożeńcy na sesje zdjęciowe. Podczas naszego parogodzinnego pobytu spotkałyśmy aż dwie takie pary. Chętnie robią sobie zdjęcia również goście odwiedzający pałac w Mierzęcinie. Mostki i japoński domek są zazwyczaj oblegane, trzeba mieć szczęście, aby znaleźć się w kadrze bez niepożądanych osób.
Dziś gdy chodzę po tym miejscu tak cieszę się, że mogłam obserwować jak ten pałac się zmieniał, z dnia na dzień piękniał – mówi Janeczka, która uczestniczyła również w uroczystym otwarciu pałacu jesienią 2002 roku. Została zaproszona razem z naczelnikiem Wydziału Ochrony Środowiska i ówczesnym starostą p. Lechem Cablem. – Byłam zaszczycona i czułam się wyróżniona tym zaproszeniem. Nie spodziewałam się, że moja praca zostanie doceniona. Przyjęcie odbyło się w pałacu, w którym znalazły się osoby, które wtedy współpracowały m.in. wojewódzki konserwator zabytków czy wojewoda. Uczestniczyli wszyscy najważniejsi a było ich około 60 osób. Była uroczysta kolacja, podziękowania za współpracę i uroczysta mowa o przeznaczeniu i planach tego obiektu oraz opowiedziano burzliwą historię tego miejsca.
Obiekt żyje i rozwija się. Kiedyś były zawody jeździeckie przeniesione z Książa. Tak się składa, że oglądałam te ostatnie w Książu i pierwsze po przeniesieniu – w Mierzęcinie. Rzadka i bardzo elitarna dyscyplina, bardzo wymagająca. Niestety krótko to trwało. Dzisiaj są tu konie, jest stadnina i można uczyć się jeździć a ci, którzy posiedli tę sztukę mają piękny teren do ich ujeżdżania. Co roku w maju obchodzi się Święto Konia. Janeczka wspomina to święto w roku 2003, bo była na nim ze swoją córką Magdą – zagorzałą miłośniczką koni, którą trenowała w Mierzęcinie pani Jowita Banek. Magda dzisiaj mieszka w Szkocji, ma już dwójkę dzieci i zaczyna tęsknić za dawną pasją. Jej ślubne zdjęcie, które posiadam jest oczywiście na……koniu.
W Mierzęcinie są winnice, a słynne wino solaris jest znane szeroko i przede wszystkim jest najsłodsze, najdroższe i pyszne.
Zachwycające to miejsce, za każdym razem pokazujące nowe swoje oblicze i niedaleko położone od Gorzowa bo ok. 60 km. Ja nie mogę nadziwić się zdjęciom, które tam robię. Pałac jest jak Monika Bellucci- możesz fotografować i za każdym razem będzie inaczej. Jest tak fotogeniczny jak modelka. Jesienią szczególnie, więc trzeba się śpieszyć bo spadanie liści „zagęściło ruchy”.
Marzanna Leszczyńska
4,981 total views, 1 views today