WSPOMNIENIE O KS. ZYGMUNCIE LISIECKIM

POG5LIS5

Pisze: Marzanna Leszczyńska

Można Go było spotkać będąc w teatrze, na koncertach Muzyki w Raju w Paradyżu, w filharmonii. Zawsze podszedł i zagadał. Pierwszy raz spotkałam Go na Marszu zaraz po śmierci Jana Pawła II. Rozpoznał nas z dziećmi, szliśmy przez moment razem i szybko nawiązała się rozmowa. Parę razy nas odwiedził prywatnie w domu i często podczas kolędy. Szybko spostrzegłam, że interesuje się sztuką, ma dużo do powiedzenia, a ponieważ ja też mam takie zainteresowania – mieliśmy wspólne tematy.

Proboszcz ks. Zygmunt Lisiecki miał głos jak dzwon, chciało by się powiedzieć głos jak Dzwon Zygmunta. Pięknie śpiewał, kto mógłby się z Nim równać? Świetny głos, aby nim ganić, ale w tym celu nigdy swojego głosu nie używał. Potrafił wyrazić niezadowolenie, ale za każdym razem inaczej.

Kiedyś przyszedł i przyniósł nam książkę ks. Adama Szustaka. Spojrzałam z rozczarowaniem – „Langusta na Palmie?” spytałam nie umiejąc ukryć niechęci do autora książki. – Nie? A dlaczego? -zapytał i wysłuchał. „To kogo słuchasz, jakie masz autorytety? – pytał. Piotra Pawlukiewicza – odpowiedziałam. To od Niego dowiedziałam się, że tak ciężko chorował, nie wiedziałam. Zmarł w 2020 roku tuż przed Wielkanocą w pandemii  podobnie jak nasz ks. Zygmunt Lisiecki.

Gdy do nas przybył usłyszeliśmy, że jest liturgistą. Zaczęły się porządki od samego początku. Inaczej zaczęły wyglądać chrzty w naszym kościele. Edukował. Do dzisiaj przed przyjęciem Komunii św. mam zakodowane, że przyklękamy.

Parę razy wzięłam udział w całodziennym majowym czytaniu Biblii. Tak, to była świetna inicjatywa. Rozdawał potem na pamiątkę uczestnikom  obrazki, były tak piękne zawsze, że szkoda ich było wrzucać do szuflady. Moje są oprawione i zdobią ściany naszej biblioteki w domu.

I to ostatnie moje, niefortunne czytanie w kościele jesienią…

Nie miałam przy sobie okularów. Podszedł tuż przed mszą z prośbą, abym zrobiła czytanie. – Nie mam okularów – powiedziałam. – Litery są duże – stwierdził. Zgodziłam się, weszłam na mównicę przeczytałam pierwsze zdanie, a litery zaczęły się rozmywać. Mój wzrok miał ten gorszy dzień.

Powiedziałam tylko, że przepraszam wszystkich, ale nie mam okularów i nie widzę dobrze. Zeszłam, a dzieła dokończył mój mąż. Ks. Zygmunt wziął mnie w obronę na końcu mszy. Mam wrażenie, że był przekonany, że to było wynikiem tremy.

Wychodził z różnymi propozycjami zaangażowania się w życie naszego kościoła ale ja …często odmawiałam. Żyłam w innym świecie, złapałam bakcyla tańca, mąż miał dużo wyjazdów związanych z pracą, byliśmy jak w kołowrotku. Chyba rozumiał, często mówił, że on żyje w innym świecie. Ale nie patrzył na te moje tańce z politowaniem, tak jak patrzą nauczyciele na ucznia, który opuszcza ich lekcje z innych powodów. Kiedyś skontaktował nas z „Gościem niedzielnym” gdzie udzieliliśmy wywiadu o naszym hobby. Gazeta była z płytą „Walce wiedeńskie” i do dzisiaj jej słuchamy.

Dzisiaj stojąc tu przed kościołem na mszy żałobnej właściwie teraz dowiedziałam się kim był nasz proboszcz prałat Zygmunt Lisiecki. Minęło tyle lat, a ja dzisiaj dowiaduję się, że 200 razy przeczytał Biblię, był jej znawcą, ma niesamowitą bibliotekę, a anegdoty na temat jego wiedzy nigdy do mnie nie dotarły. Nie miały szans, bo ja ciągle gdzieś gnałam. Ja, która przez 5 lat pobytu we Wrocławiu chodziłam regularnie na spotkania biblijne i je uwielbiałam nie wiedziałam, że w mojej parafii prowadził takie proboszcz. Stoję i wysłuchuję wspomnień, tyle informacji. Przez całą mszę rozkręca się spadanie płatków śniegu z nieba, nie ma wiatru, takiego śniegu jak z bajki dawno w Gorzowie nie widziałam. Ogromne płaty spadają przez całą mszę. Śnieg pada i znika, nic nie pozostaje. Ten śnieg jest jak te informacje, które się teraz przedostały z jakiejś  wielkiej koperty i nagle wszystkie razem spadły, może nie znikną ale Jego już nie ma jak tych płatków pięknych teraz.

Kilkakrotnie powtórzone na końcu z żalem w głosie słowo: „Niepowtarzalny”.

Pozostawił po sobie świadectwo odczytane jak testament dla swoich parafian: „Od dziecka wierzyłem w Boga i nadal wierzę”. I ta zgoda z wolą Bożą: „ Jeśli Pan Bóg, uważa, że już na tym świecie nic więcej nie zrobię, daremne są Wasze starania”(słowa i zarazem podziękowania dla szpitala i medyków).

Włączam wiadomości i słyszę: „ Kobieta w kościele Mariackim opluła księdza, ks. w woj. mazowieckim pobity śmiertelnie. Znowu jakaś ofiara ks. pedofila.”

Umarł wspaniały ksiądz, skromny, z wielką wiedzą.

Dowiedz się człowieku zanim powtórzysz, że wszyscy księża to pedofile,  napiszesz z dumą i błyskawicą na facebooku, że chcesz apostazji, że to nie wszyscy ale niektórzy. Może właśnie Bóg przez tę śmierć straszną i nie do uwierzenia dla mnie – chce otworzyć te zaślepione oczy? Zastanów się czy nie krzywdzisz niewinnych?

My parafianie z ulicy Chodkiewicza powinniśmy w hołdzie naszemu proboszczowi „pociągnąć” dzieło ks. Zygmunta szerzenia czytania i poznawania Biblii. Mam nadzieję, że ktoś przejmie tę pałeczkę  i ta wspaniała inicjatywa będzie rozkwitać w przyszłości.

 Marzanna Leszczyńska

1,064 total views, no views today

POLSKA PANDEMIA

Polska pandemia

Starsza kobieta zamknięta lockdownem

Słucha moich opowieści

O mieście

 

Co jest teraz  w mieście?

Cisza – powiadam

Ale co jeszcze?

 

Jeszcze nie ma teatru, biblioteki

Filharmonii i kina

Jest głusza w mieście!

 

 

877 total views, no views today

BIEGACZKA KORNELIA LESIEWICZ U PREZYDENTA GORZOWA WLKP.

KOR

 Info wg Wydział Promocji i Informacji

Prezydent miasta Jacek Wójcicki podziękował biegaczce Kornelii Lesiewicz za emocje, które na bieżni przyniosła gorzowianom i za sukcesy, z których są dumni.

Młoda zawodnicza AZS AWF Gorzów ostatnio dostarczyła swoim kibicom wielu emocji. Najpierw w lutym, podczas Halowych Mistrzostw Polski, pobiła rekord kraju juniorek, osiągając najlepszy wynik w historii europejskich zawodniczek w jej wieku. W marcu w Toruniu wywalczyła ze sztafetą 4 x 400 metrów, podczas halowych mistrzostw Europy, brązowy medal.

Gratuluje i w imieniu mieszkańców Gorzowa proszę o jeszcze – tak prezydent Jacek Wójcicki przywitał Kornelię podczas spotkania w Urzędzie Miasta. Kornelii towarzyszył trener Sebastian Papuga i mama.

Kornelia opowiedziała o przygotowaniach do zawodów i największym marzeniu, jakim jest występ w reprezentacji Polski podczas igrzysk olimpijskich w Tokio.

Jestem przekonany, że Twoja kariera dopiero się zaczyna i jeszcze przez wiele lat będziemy mieli okazję wspierać Cię i kibicować, a także nagradzać za największe sukcesy – zapewnił prezent Wójcicki i przekazał Kornelii decyzję o przyznaniu jej nagrody za szczególne osiągnięcia sportowe w ubiegłym roku oraz stypendium sportowe na rok 2021.

Dodatkowo Miasto zawrze z Kornelią umowę na promocję i włączy młodą zawodniczkę do grona ambasadorów kampanii GORZÓW #StądJestem. To zaplanowane na kilka lat działanie wizerunkowo-promocyjne z wykorzystaniem autorytetu i wizerunku znanych i lubianych mieszkańców Gorzowa lub z miastem związanych.

W spotkaniu z mistrzynią biegania prezydentowi towarzyszyła wiceprezydent Małgorzata Domagała oraz dyrektor Wydziału Sportu UM Piotr Guszpit.

Fot. Łukasz Kulczyński

801 total views, no views today

ROZMOWA Z KS. WOJCIECHEM GIERASIMCZYKIEM Z USA POCHODZĄCYM Z GORZOWA WLKP.

GIERAGIR

Z ks. Wojciechem Gierasimczykiem, który od 18 lat mieszka w amerykańskim stanie Kolorado, jest proboszczem parafii św. Antoniego w Denver, a pochodzi z Gorzowa Wielkopolskiego – rozmawia Wanda Milewska.

 WM: – Jak to się stało, że został Ksiądz duszpasterzem w Ameryce?

Ks. Wojciech Gierasimczyk: – w skrócie wyglądało to tak: po ukończeniu Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim wyjechałem na studia do Ameryki. Przyleciałem tam 22 października 2002 r. Odbyłem naukę w Archidiecezjalnym Seminarium Misyjnym „Redemptoris Mater” w Denver w stanie Kolorado. Tam również 12 maja 2012 r.  w katedrze otrzymałem święcenia kapłańskie z rąk bpa  Jamesa D. Conley^a.

– A bardziej szczegółowo mógłby Ksiądz opowiedzieć?

Ks. W.G  – Zaczęło się tak, że od 1995 r. należałem do wspólnoty neokatechumenalnej przy swojej parafii NMP Królowej Polski w Gorzowie Wlkp. Biorąc czynny udział w życiu wspólnoty, zacząłem mieć  przebłyski żeby pójść do kapłaństwa. Ponieważ mój brat Tomasz  już był w seminarium więc  pomyślałem, że to są jakieś pobożne urojenia.

Ja chciałem mieć rodzinę, żonę, dzieci ale ciągle miałem inne silne odczucia. Postanowiłem wziąć udział w spotkaniach powołaniowych aby rozeznać, czy to nie są jakieś widzimisię. Nie byłem nastawiony na nic, oddałem się temu co Pan Bóg przewidzi. Kiedy zacząłem ten proces, byłem na drugim roku studiów w rodzinnym mieście. Ksiądz, który zajmował się rozeznaniem powołań, powiedział, że jest bardzo ważne aby codziennie uczestniczyć we Mszy św.

Ja wtedy chodziłem do kościoła często ale nie codziennie i stwierdziłem, że to jest bariera nie do przebycia. Jednak postanowiłem spróbować i chodziłem codziennie, aż sam byłem zaskoczony. Ten proces trwał rok, potem zostałem zaproszony na spotkanie powołaniowe we Włoszech do centrum neokatechumenalnego, w którym uczestniczyło kilkuset młodzieńców z całego świata. Stamtąd chłopacy zostają wysyłani do seminariów misyjnych Redemptoris  Mater.

Zasada wyboru jest taka, że chłopak, który chce iść do takiego seminarium zgadza się zostać wysłany w jakąkolwiek stronę świata. Rozesłanie odbywało się losowo. W koszach znajdowały się kartki z nazwiskami i miejscowościami seminaryjnymi.

Kartka z moim nazwiskiem została wylosowana z seminarium w Denver. Zgodziłem się, chociaż nic o tamtym rejonie nie wiedziałem. Chyba tylko to, że film „Dynastia” tam był realizowany.

Gdy już się znalazłem na amerykańskiej ziemi uświadomiłem sobie, że nic nie rozumiem i nic nie umiem. Wysłany zostałem do angielskiej szkoły, pół roku uczyłem się języka i następnie rozpocząłem studia.

-Czy od początku jest Ksiądz w tej samej parafii?

– Nie. Byłem w różnych parafiach. Zaraz po święceniach zostałem posłany jako wikary do parafii św. Antoniego w Sterling, małej miejscowości w północno-wschodniej części stanu Kolorado. Tam spędziłem 2 lata. Potem przerzucono mnie na zachód do Breckenridge. Jest to piękna miejscowość w górach, z kurortem narciarskim. Tam też byłem wikarym.  Po czterech latach kapłaństwa arcybiskup  mianował mnie proboszczem św. Antoniego w Denver w Kolorado.

-Czyli w Polsce Ksiądz nie posługiwał w żadnej parafii?

– Nigdy nie miałem parafii w Polsce. Jedynie gdy jestem na urlopie wtedy odprawiam Msze św. w moim rodzinnym kościele w Gorzowie Wlkp. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski przy ul. Żeromskiego, który od wielu lat jest sanktuarium św. Weroniki.

Sytuacja pandemiczna wpłynęła na zachowanie ludzi?

-Na niektórych szczególnie młodych pandemia wpłynęła bardzo negatywnie. Mam w parafii dużo młodzieży. Na pierwszej Mszy św. po zelżeniu obostrzeń, na pytanie jak przeżyli czas odosobnienia, okazało się, że wielu miało problem z narkotykami i pornografią. Ale stała się też dobra rzecz, że oni chcieli wrócić do kościoła. W mojej parafii organizowaliśmy dla nich spotkania zachowując reżim sanitarny.

-Czego ludzie potrzebują w tym trudnym czasie, czy widzą sens życia? Czy wiara im pomaga w przetrwaniu?

– Na początku pandemii, katolickie życie przeniosło się z kościoła do domu. Dla mnie było to zadanie nauczyć parafian jak przeżywać nabożeństwa on-line. Uczyliśmy parafian, żeby nie traktowali Mszy św. on-line jak amerykański serial, który się ogląda przy jedzeniu i piciu. Mówiliśmy parafinom, że trzeba się odpowiednio ubrać, wyłączyć komórki. Chciałem, aby ta Msza św. w domu była przeżywana w taki sposób jakby ona była w kościele. Uczyliśmy też ludzi, żeby nie traktowali tej Mszy on-line jako coś co będzie już na stałe. Msza św. przez internet nie będzie jakąś nową normalnością. Ona kiedyś się skończy. Nigdy nie byłem fanem Mszy św. przez internet czy telewizję. Msza św. to nie tylko relacja z Bogiem, ale też z drugim człowiekiem. Te relacje muszą być bliskie, osobiste, i fizyczne. Jest ważnym, żeby widzieć drugiego człowieka, podać mu rękę i zobaczyć uśmiech. Pan Bóg, żeby stać się bliskim nam, posłał swego Syna w ludzkim ciele, który pozwolił się dotykać; którego można było zobaczyć i wysłuchać.

Myślę, że ludzie potrzebują wyleczenia z głównego wirusa jakim jest strach przed śmiercią. Ten strach paraliżuje nas, nie pozwala nam ryzykować, i nie pozwala nam kochać. To  wyleczenie przychodzi tylko przez Jezusa Chrystusa. W czasie pandemii widziałem wiele cierpienia nie związanego z koronawirusem. Młodzi, którzy nie mogli znieść siedzenia w domu. Starszych, którzy nie mogli spotkać się z bliskimi. Jako Kościół, chcieliśmy przynieść  Dobrą Nowinę.

-Czy zapisuje Ksiądz rzeczywistość?

 – Nie zapisuję niczego, nie prowadzę pamiętnika, tylko zdjęcia będą przypominały mi miejsca, w których byłem. Mam dobrą pamięć więc na pewno będę mógł wiele wspominać. Nie prowadzę bloga ale czasem piszę coś na facebooku.

 -Czym Ksiądz się zachwycił w Ameryce?

– Najbardziej zachwyciłem się przyrodą. Pojechałem kiedyś ze znajomymi na wycieczkę,  zobaczyliśmy Wielki Kanion i inne kaniony. Stwierdziliśmy, że Ameryka ma cudowną naturę. Nie ma tu pięknych miejsc architektonicznych jak w Europie, gotyckich katedr czy   starych kamienic, natomiast przyroda jest zachwycająca.

Ludzie, tych których ja spotkałem, są raczej zamknięci, u których trzeba najpierw zdobyć serca, wzbudzić zaufanie. Niektórzy mało się uśmiechają i są nastawieni tylko na pracę, z myślą o wyżywieniu dzieci. Chodzą wcześnie spać nie utrzymują żadnych towarzyskich kontaktów. Jednak gdy się z nimi porozmawia, pokaże też swoje słabości, to zaczynają się otwierać. Kiedyś ktoś z zadowoleniem przyznał mi, że bardzo mu pomogłem twierdząc, że ja też czasem mam zmagania z modlitwą. Dostrzegł, że jestem takim samym człowiekiem. Rozmowa wtedy była bardziej szczera.

-Jak wygląda życie parafii, jakie są wspólnoty? Czym się różni od polskich parafii?

– W tym co jest istotne parafie amerykańskie nie różnią się od polskich. Odprawiamy sakramenty. Chrzcimy dzieci i dorosłych, są bierzmowania, spowiedzi, śluby. Głosimy Słowo Boże, odwiedzamy chorych z sakramentem namaszczenia i z Komunią św. Różnica jest taka, że lekcje religii odbywają się w salkach przy parafii, a nie w szkole. Chyba, że jest to szkoła katolicka. Jeśli chodzi o wspólnoty to wszystko zależy od demografii parafii. W angielskojęzycznych są przede wszystkim Rycerze Kolumba. Inne wspólnoty to tzw. grupy ministerialne czyli grupa lektorów, szafarzy świeckich, katechetów, chórzystów, kościelnych lub zachrystianów czy   ministrantów. Jest też rada parafialna i finansowa. Są grupy miłosierdzia jak Caritas, Stowarzyszenia św. Wincentego a Paulo.  Parafie organizują grupy biblijne, w których gromadzą się ludzie aby pogłębić wiedzę o Piśmie św. lub robić Lectio Divina  /warsztaty biblijne/. Oczywiście są  też grupy formacyjne  i różne kursy teologiczne. W parafiach hiszpańskojęzycznych jest neokatechumenat, grupy charyzmatyczne, grupy nocnej adoracji i  spotkania małżeńskie.

 Od 15 marca ub. roku do 7 maja 2020 r. nie odprawialiśmy Mszy św. publicznych. Transmisje były przez internet. Ale w tym czasie mój kościół był zawsze otwarty. Każdy mógł wejść na modlitwę. I zawsze w czwartek mieliśmy wystawienie Najświętszego Sakramentu. Teraz odprawiamy Msze św. z udziałem pięćdziesięciu procent ludzi.

 -Czy w Ameryce księża chodzą po kolędzie?

– Nie chodzimy po kolędzie tak jak to się odbywa w Polsce ale niektórzy księża organizują poświąteczne błogosławieństwa święcenia domów, po Bożym Narodzeniu a także po Wielkanocy. To się odbywa na zaproszenia wiernych. Umawiamy się i odwiedzamy np. trzy domy dziennie.

 -Czuje się Ksiądz samotny?

– Czasem tak ale nie jest ta tęsknota tak częsta jak w pierwszych latach, kiedy byłem w seminarium. Miałem wtedy ochotę żeby np. najeść się polskiego jedzenia, wyjść do znajomych. Szczególnie wtedy gdy jeszcze mój angielski nie był opanowany. Teraz są takie momenty, że chciałbym pojechać do Polski na miesiąc. Pobyć z ludźmi, porozmawiać z nimi ale są to chwilowe tęsknoty.

-Jakie ksiądz ma uzdolnienia i pasje?

– Gram na gitarze, chociaż teraz rzadko sięgam po ten instrument.  I to nie jest profesjonalne granie, ponieważ nauczyłem się grać sam. Moje pasje są sezonowe i kultywuję je kiedy czas pozwala. Latem jeżdżę na ryby, chodzę po górach, czasem jeżdżę konno. Gdy byłem w Breckenridge to dla odprężenia jeździłem na nartach. Raz do roku, biorę samochód i wyjeżdżam, żeby odwiedzić różne miejsca w Stanach Zjednoczonych.

-Czy oprócz znajomości języka trzeba mieć jakieś specjalne umiejętności podczas duszpasterzowania w innym kraju ?

– Oczywiście. Język jest tylko jednym z elementów umiejętności. Potrzebna jest pewna elastyczność i zdolność adaptacji. Wiele rzeczy w Ameryce jest innych niż w Polsce i też w Europie. Inny system podatkowy, prawny, polityczny.  Przede wszystkim trzeba poznać  kulturę ludzi, historię, filozofię, religie, i demografię. Ameryka to jest tzw. Melting Pot, czyli po polsku – tygiel narodów.

To jest kraj bardzo zróżnicowany. I oczywiście, muszę wspomnieć, że kuchnia jest inna.  Jednego dnia można zjeść indyjskie danie na obiad a wieczorem można pójść do meksykańskiej  restauracji na kolację.

-Skoro mowa o kuchni, to proszę powiedzieć czy lubi ksiądz gotować? Jeśli tak, to jaką kuchnię Ksiądz preferuje?

–  Obecnie restauracje są czynne tylko w połowie. Trzeba raczej gotować w domu. Bardzo lubię kuchnię polską ale nie jest to możliwe aby tu zjeść po polsku, ponieważ nie ma oryginalnych składników. Trudno jest znaleźć dobry twaróg na pierogi, czy dobrą kapustę kiszoną na bigos. Amerykanie myślą, że kapusta kiszona, to jest coś co już się zepsuło. Po warzywa trzeba jechać do sklepu polskiego albo niemieckiego ale i tak nie jest to taka kapusta jak w Polsce. Moja mama będąc u mnie zawsze narzeka, że nie może ugotować nic polskiego ze względu na brak rodzimych produktów, a te które są to też nie jest polski smak.

-Chciałby ksiądz wrócić do Polski?

– Czasem sobie myślę, że może wtedy gdy już będę na emeryturze. Problem jest taki, że teraz nie znam rzeczywistości polskiej i trudno by mi było wrócić i pracować w parafii polskiej, bo nie wiem jak jest. Czasem myślę, że mógłbym się szybko dostosować. Na razie nie wiem.

– Wiem, że ostatnio wydarzył się nieprzyjemny incydent w kościele. Co dokładnie się stało?

– Tak, przed paroma dniami dostałam telefon od zachrystianki, która przychodzi wcześnie rano aby przygotować kościół przed Mszą św. z informacją, że ktoś postrącał wszystkie kwiaty w kościele, rozrzucił ziemię, stłukł figurkę Matki Bożej. Po chwili przyszedł kolejny pracownik i zadzwonił na policję. Został spisany raport. Straty były bardziej emocjonalne niż materialne. Myślę, że to nie był akt przeciwko kościołowi czy świętości, bo nic świętego nie zostało zniszczone oprócz tej figurki a reszta to był akt wandalizmu. Na kamerach widać było, że była to starsza kobieta.

-Będąc w stanie Kansas, widziałam na drzwiach m.in. do kościołów znaki zakazu wnoszenia broni, jak to Ksiądz odbiera? Czy można się do tego przyzwyczaić?

– W Denver nie ma tego. Ale u nas na pewno w kościele ktoś się znajdzie że posiada broń pod marynarką. Dla ochrony. Nigdy się nie spotkałem tutaj w Kolorado w kościołach z takimi znakami, natomiast w placówkach świeckich one są.

-Czy jest jakaś współpraca z innymi kościołami.

– Współpraca bardziej jest widoczna w małych miejscowościach, bo tam różne kościoły –  mam na myśli budynki – są tych samych rozmiarów. Współpraca polega na tym żeby wspólnie coś zjeść czy przygotować paczki potrzebującym. W Denver kościoły katolickie są dużo większe niż np. protestanckie. W moim rejonie są kościoły: katolicki, baptystów, obrządku syryjskiego, metodystów, luterański. I tutaj katolicki kościół jest największy. Pozostałe budynki są malutkie, a mój jest wielki gmach. To tak trochę wygląda na rywalizację. Nie ma tu spotkań ekumenicznych, dostrzega się jakby rodzaj rywalizacji o wpływy. Kiedyś był pożar w kościele syryjskim, zaproponowałem proboszczowi tej parafii, żeby wierni spotkali się w naszym kościele, ksiądz podziękował i nie skorzystał twierdząc, że jest on za duży. Kiedy byłem w kościele w Breckenridge na święto dziękczynienia organizowaliśmy darmową kolację, wtedy każdy mógł przyjść i najeść się okazjonalnych potraw. Tu w dużym mieście tego nie ma.

-Jak wygląda oprawa muzyczna liturgii, jakie są instrumenty?

– U nas są gitary, bongosy, tamburyny, perkusje. Ponieważ moja parafia jest demograficznie latynowska w 90 proc. to  Meksykanie. Jest fortepian i małe organy ale nie ma kto na nich grać. Na pozostałych instrumentach grają wolontariusze.

Ks. Wojciech Gierasimczyk jest proboszczem w parafii św. Antoniego w Denver. Ur. się 14 czerwca 1980 r. w Gorzowie Wielkopolskim. Szkołę podstawową, liceum ogólnokształcące  i Państwową Wyższą Szkołę Zawodową  ukończył w Gorzowie Wielkopolskim. W latach  2002-2012 Archidiecezjalne Seminarium Misyjne „Redemptoris Mater” w Denver w  Kolorado. Także tam 12 maja 2012 r.  w bazylice katedralnej Niepokalanego Poczęcia NMP przyjął święcenia kapłańskie z rąk bpa  Jamesa D. Conley^a.

Ks. Tomasz Gierasimczyk – starszy brat ks. Wojciecha ukończył Wyższe Seminarium Duchowne w Paradyżu, jest kierownikiem zielonogórsko-gorzowskiego oddziału Gościa Niedzielnego.

  https://misyjne.pl/polski-ksiadz-w-usa-uczylismy-parafian-aby-nie-traktowali-mszy-sw-online-jak-amerykanskiego-serialu-rozmowa/

1,719 total views, no views today

PANDEMIA. GORZOWSKI URZĄD STANU CYWILNEGO POTRZEBUJE ZASTĘPSTWA

Informuje Wiesław Ciepiela – rzecznik prasowy Urzędu Miasta Gorzowa Wlkp.

Pandemia koronawirusa spowodowała trudności w funkcjonowaniu gorzowskiego Urzędu Stanu Cywilnego. Wojewoda Lubuski na mocy swoich uprawnień wydał zarządzenie o powierzeniu zadań gorzowskiego USC urzędom w Bogdańcu, Kłodawie i Santoku.

Wydanie zarządzenia nastąpiło na wniosek Prezydenta Gorzowa.

Zarządzenie zostało wydane 10 marca, a wchodzi w życie dnia następnego. Powierzenie będzie obowiązywać od 11 do 19 marca. Obowiązki zostały podzielone w ten sposób, że rejestrację urodzeń ma prowadzić USC w Santoku, a rejestrację zgonów urzędy w Bogdańcu i Kłodawie.

Informacje w tej sprawie można uzyskać telefonicznie dzwoniąc pod numer +48 95 735 55 00
lub mailowo: kancelaria@um.gorzow.pl

 

 

792 total views, no views today

GORZOWSKI SZPITAL PROSI RZECZNIKA PRAW PACJENTA O INTERWENCJĘ

Informuje Agnieszka Wiśniewska – rzecznik szpitala

Zarząd Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie Wlkp. zwrócił się do Rzecznika Praw Pacjenta o podjęcie interwencji w sprawie wprowadzenia regulacji ustawowych dotyczących kwestii możliwości wypisania się ze szpitala osób, które nie są ubezwłasnowolnione, a mogą istnieć wątpliwości co do ich zdolności świadomego wyrażania woli. Taka sytuacja może dotyczyć m.in. osób z chorobą Alzheimera czy demencją starczą. Zdaniem zarządu gorzowskiej lecznicy obecnie obowiązujące w tym zakresie prawo nie reguluje tego zagadnienia w stopniu wystarczającym.

– To jedna z naszych reakcji na tragiczne w skutkach wypisanie się na własne żądanie przez jednego z naszych pacjentów – mówi Jerzy Ostrouch, prezes Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie  Wlkp. – Jak pokazała ta sytuacja brak konkretnych i jasnych uregulowań prawnych stwarza nie tylko ryzyko dla placówek medycznych, ale także dla pacjentów, których to dotyczy.

Zgodnie z ustawą o działalności leczniczej pacjent, który ma prawo samostanowienia może wypisać się na własne żądanie. W przypadku osób niepełnoletnich lub ubezwłasnowolnionych takie żądanie może wyrazić ich przedstawiciel ustawowy. Obowiązujące przepisy nie dają jednoznacznej odpowiedzi jak ma postąpić lekarz realizujący prawo do wypisania się na żądanie dorosłego pacjenta, który nie jest ubezwłasnowolniony, ale mogą zachodzić wątpliwości co do jego zdolności do świadomego wyrażania woli i decydowania o sobie. Lekarze nie mają też jasnych wskazówek czy standardów postępowania w sytuacji, gdy z wywiadu uzyskali informację o schorzeniach pacjenta, które mogą, choć muszą wpływać na jego zdolność świadomego wyrażenia woli.

Zarząd Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie Wlkp. liczy na to, że wprowadzenie do aktów prawnych konkretnych uregulowań ustawowych w tym zakresie pozwoli na uniknięcie wątpliwości w podobnych sytuacji także w innych placówkach medycznych w kraju.

628 total views, no views today

SYMFONIKA INSPIROWANA TAŃCEM W FILHARMONII GORZOWSKIEJ

 FG1FG

Na zdj. Francesca Bottigliero

Filharmonia Gorzowska zaprasza na koncert symfoniczny, którego tematem przewodnim jest taniec. Usłyszymy różnorodne kompozycje inspirowane wieloma gatunkami tanecznymi, od wytwornych XIX-wiecznych utworów, po przepełnione  folklorem, żywiołowe melodie z różnych części świata. Całość w wykonaniu znakomitych muzyków – Francesco Bottigliero oraz Christiana Danowicza.

Bogactwo pięknych melodii, rytmów i brzmieniowych odcieni  – oto zapowiedź koncertu, którego motywem przewodnim będzie taniec.  Koncert „Tańce świata” odbędzie się w sali Filharmonii Gorzowskiej w piątek 12 marca o godz. 19.00.

– Gwarantujemy, że w niezwykle zróżnicowanym repertuarze koncertu każdy znajdzie coś dla siebie. W wykonaniu filharmoników gorzowskich pod batutą Francesca Bottigliero usłyszymy utwory różnorodne tak w formie, jak w charakterze, inspirowane rozmaitymi gatunkami i formami tanecznymi  – zapowiada Urszula Śliwińska, rzecznik prasowy Filharmonii Gorzowskiej.

W programie koncertu znajdą się m.in. wytworna i pełna melancholii Pavana (1887) Gabriela Fauré, następnie wywodzące się ze szkoły romantycznej i inspirowane regionalnym folklorem Tańce słowiańskie (1886) Antonína Dvořáka i wreszcie, urzekające żywiołowością Tańce węgierskie (1869) Johannesa Brahmsa. Nie zabraknie również klasyki XIX-wiecznego poematu symfonicznego, czyli Wełtawy (1874) Bedřicha Smetany z cyklu Moja Ojczyzna.

Popisowym utworem wieczoru będzie jednak z pewnością wirtuozerska, inspirowana ludową muzyką węgierską rapsodia koncertowa Tzigane (1924) Maurice’a Ravela, z partią solową skrzypiec w interpretacji Christiana Danowicza – francusko-argentyńskiego skrzypka i dyrygenta o polskich korzeniach, koncertmistrza  NFM Orkiestry Leopoldinum. Program koncertu dopełnią dwa utwory współczesnych twórców – meksykański Danzon nr 2 Artura Márqueza oraz Le Premier Tango Francesca Bottigliero.

Bilety na koncert dostępne są w kasie filharmonii oraz online: https://filharmoniagorzowska.bilety24.pl/nfrontbuy/buy/id/323860/ref/b24_filharmoniagorzowska/lang

 

738 total views, no views today

REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE W GORZOWSKIEJ KATEDRZE

7 marca – pierwszy dzień rekolekcji w katedrze WNMP

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz w gorzowskiej katedrze: Dany jest nam szczególny czas … zdjęcia masek i sięgnięcia w głąb naszego życia

„Dany jest nam ten szczególny czas – trudny, uciążliwy, bolesny ale to jest czas zdjęcia masek i sięgnięcia w głąb naszego życia” – powiedział podczas Mszy św. ks. prof. Paweł Bortkiewicz, który rozpoczął 7 marca rekolekcje w odrestaurowanej po pożarze katedrze Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gorzowie Wielkopolskim. Rozważania prowadzone są pod hasłem: „Wyjść z kryjówki do przymierza z Bogiem”.

Ks. Bortkiewicz z Towarzystwa Chrystusowego jest profesorem wydziału teologicznego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Ks. prof. zauważył, że jest to czas wyjścia z kryjówek i odkrycia wymiaru wspólnoty i domu, tu w Kościele. To jest wreszcie czas przezwyciężenia lęku męstwem. To jest właśnie ten czas. Nasz czas. Wielkopostnego nawrócenia – podkreślał naukowiec.

Więcej na:    https://ekai.pl/ks-prof-pawel-bortkiewicz-w-gorzowskiej-katedrze-dany-jest-nam-szczegolny-czas-zdjecia-masek-i-siegniecia-w-glab-naszego-zycia-d598202/

564 total views, no views today