MONODRAM „BASZERT. DIEWCZYNA Z NOWOLIPEK” W WYKONANIU KAROLINY MIŁKOWSKIEJ-PROROK

DSCF7414DSCF7418DSCF7435DSCF7443
Foto: teatr, Paweł Kamrad – dział promocji i obsługi widzów
Premiera monodramu Baszert. Dziewczyna z Nowolipek w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wlkp. w wykonaniu Karoliny Miłkowskiej-Prorok odbyła się 2. października ale spektakl pokazany został gorzowskiej publiczności już miesiąc wcześniej.
Monodram dobrze wpisuje się w miejscu Sceny Letniej, na której jest realizowany. Na tle ścian z  cegieł i surowego wnętrza doskonale obrazuje trudną rzeczywistość wojennych lat.
Baszert (basherd) w języku jiddish- oznacza przeznaczenie.
Mimo trudnej tematyki sztuka pokazana jest w sposób delikatny, refleksyjny, odrzucający nienawiść, pytający: – Dlaczego żyję? Przecież powinnam dawno już nie żyć.
W grze aktorskiej rozbrzmiewa nuta zanikającej beztroskiej młodości przechodzącej w strach i  okrucieństwo, w gorycz prawideł życia.
W spektakl ciekawie wpisany jest głos starej kobiety – Żydówki, wdzięcznej za kultywowanie pamięci o tych co przeżyli i którzy okrutnie zginęli.
Aktorka Karolina Miłkowska-Prorok pokazuje radosną młodość przeplatającą się z powagą nie pozwalającą odkryć żydowskiej tożsamości, przejmujący smutek powrotu do przeszłości w szukaniu śladów dziecięctwa. Łzy same z oczu płyną i coś za gardło ściska.
Na uwagę zasługuje także muzyka Pawła Palucha i śpiew aktorki, których z przyjemnością się słucha.

Karolina Miłkowska-Prorok wciela się w dwie kobiety, Olę i Idę, które dzieli wszystko, ale połączył je los… i adres na warszawskich Nowolipkach, gdzie w 1942 roku zakopano dokumenty Podziemnego Archiwum Getta Warszawy, tzw. Archiwum Ringelbluma.

Co skrywa to drugie „archiwum”, w którym mała Ida przechowywała wspomnienia o ludziach i miejscach? Spektakl jest hołdem dla tych, których zabrała ze sobą wojna, ale żyją nadal w Archiwum Pamięci.

Tekst monodramu napisała Iwona Kusiak przy współpracy z Aleksandrą Engler-Malinowską. – – Przypadek zrządził, że Ola dowiedziała się, co w miejscu jej zamieszkania zostało ukryte, jak niewiarygodne rzeczy. Ona nam tę historię opowiedziała. Napisałam projekt, Ola spisała swoją historię, ja przełożyłam na język teatru i tak powstał ten spektakl – powiedziała Iwona Kusiak.
Reżyserem jest Daria Anfelli, scenografię przygotowała Martyna Stachowczyk.
Muzykę przygotował Paweł Paluch a choreografię Witold Jurewicz i Marlena Bełdzikowska.

Spektakl realizowany w ramach programu OFF Polska, organizowanego przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Partnerem projektu jest Teatr im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wlkp. , a realizacja wydarzenia objęta jest Honorowym Patronatem Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

 

444 total views, no views today

WARSZTATY SAMBY BATUCADY W GORZOWSKIEJ SZKOLE MUZYCZNEJ PRZY UL. TEATRALNEJ

 plakat_warsztaty_perkusja_202220220930_145236(0)20220930_15102220220930_15373220220930_19462520220930_194657

Warsztaty bębniarskie w  Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia im. Wł. Jana Ciesielskiego poprowadził 30 września perkusista Rafał Krzanowski ze Szczecina. Muzyk jest  wykładowcą w klasie perkusji w Akademii Sztuki w Szczecinie. Jest prekursorem samby w Polsce związanym z zespołem Bloco Pomerania, którym od 15 lat kieruje. Urodził się w Szczecinie, ma dziewięcioletniego syna, który także gra na perkusji oraz czteroletnią córkę, która śpiewa i próbuje grać na perkusji, żona jest oboistką, absolwentką szkół muzycznych w Berlinie i Katowicach.

Prowadzącego warsztaty i uczestników powitała dyrektor szkoły Marta Machunik.

Przed rozpoczęciem warsztatów Rafał Krzanowski zaprezentował bębny i podał ich nazwy. Omówił każdy instrument wytwarzając jego brzmienie. Dzieci zadawały pytania, z których wnioskować można było prawdziwe zainteresowanie tym rodzajem muzyki. Najchętniej przystąpiłyby od razu do grania. Jednak muzyk wyjaśnił, że wstęp teoretyczny jest nie mniej ważny jak samo granie. Uczniowie musieli wykazać cierpliwość. Jednym z przerywników była propozycja pana Rafała –  założenie specjalnych słuchawek przez osoby, dla których dźwięki okazały się zbyt wysokie. Wszystkie słuchawki trafiły do odbiorców muzyki, jednak podczas finałowego koncertu nie wszyscy z nich korzystali. Aula szkolna wypełniona była po brzegi.

Rafał Krzanowski był uprzejmy odpowiedzieć przed zajęciami na kilka pytań, za co Mu serdecznie dziękuję.

WM: Czym się charakteryzuje gatunek muzyczny samba batucada?

RK: Żywiołowością. Jest to iście perkusyjny gatunek ale oprócz tego jest harmonia, melodia,  jest cavaquinho – taka mała gitarka jak ukulele, jest tu wielka historia Brazylii i miks kultury portugalskiej i afrykańskiej.

WM: Czy granie perkusyjne jest obecnie modne?

RK: Chyba zawsze było modne ale jest tu też ważna kwestia wiedzy na ten temat. Ale jeśli tej wiedzy nie ma to robimy to tak, jak czujemy i korzystamy z posiadanego zasobu instrumentalnego. Do tego potrzebne są konkretne instrumenty. Samba batucada jest odmianą  samby perkusyjnej. Warto tu wspomnieć, że ten gatunek jest wpisany w podstawę programową I i II stopnia szkół muzycznych, dzięki czemu nauczyciele mogą z niego  korzystać i w łatwiejszy, bardziej przystępny sposób, czasem może zwariowany przekazywać rytm grupie perkusyjnej.

WM: Jacy ludzie garną się do tego rodzaju muzyki oraz do występów, bo to są przecież prezentacje dla szerokiej publiczności?

RK: Garną się ci, którzy mają to „coś” w sercu, którzy czują potrzebę prezentowania się z graniem na ulicy, którzy dzieleniem się sobą i grywaniem konkretnych rytmów mają z tego radość.

WM: Czy jest to pewnego rodzaju terapia?

RK: Na pewno tak. Ja jako czynny perkusista i jako osoba, która przeszła wszystkie panele edukacji pierwszego i drugiego stopnia poprzez Akademię Muzyczną, uważam to jako swoistego rodzaju terapię, gdzie moc bębnów, zawiłych rytmów jest ciekawy, z punktu widzenia perkusisty dający przestrzeń, w której możemy się wyluzować, rozluźnić mięśnie, poczuć zew dzikości Afryki i dzikiej nuty Brazylii.

WM: Aby znaleźć się w tego typu zespole czy trzeba mieć przygotowanie muzyczne?

RK: Właśnie nie trzeba. Ta forma jest o tyle ciekawa, bo związana jest z doświadczeniem i wiedzą na temat instrumentów. Dlatego pracując z dziećmi i młodzieżą można w krótkim czasie stworzyć mini baterię czyli zespół perkusyjny.

WM: Jest Pan muzykiem klasycznym. Skąd u Pana wzięło się zainteresowanie rytmami brazylijskimi?

RK: Zawsze mi w duszy grała samba. Na początku, nie wiążąc jeszcze kariery z tym nurtem, miałem psa jamnika, którego nazwaliśmy Samba, tak się akurat złożyło. Ale muzycznie zawsze samba była mi bliska i kojarzyłem ją z zestawem perkusyjnym takim jazzowo – rozrywkowym. Przez wiele lat byłem przeświadczony, że ta samba była napisana na zestaw perkusyjny, dopiero po latach nauki, ćwiczeń i penetracji tej wiedzy, okazało się, że samba, którą znałem wcześniej była przetransponowana z tych bębnów, na których dziś będziemy grać – na zestaw perkusyjny, czyli będzie dzikość rytmu, tempo, żywiołowość, różnorodność rytmiczna i brzmieniowa instrumentów.

WM: Proszę opowiedzieć o tych instrumentach, które Pan tu prezentuje. Dla przeciętnego słuchacza te nazwy są egzotyczne.

RK: Te duże bębny – to serce batucady czyli zespołu sambowego, one się nazywają surdo, mają niskie, głuche brzmienie, są sercem – podstawą rytmiczną. Niżej mamy werble brazylijskie – cuica, następnie repinique, na którym gramy jedną ręką, jest to bardzo ważna technika wykonawcza. Dalej mamy grzechoty, które nazywają się chocalho, ganza, rocar, dzwonki – agogo i małe bębenki – tamborim – nie mylić z tamburynem bo bez blaszek. I taki jeszcze instrument, który ma bardzo nietypowe brzmienie, przyjechał z Afryki a był wykorzystywany podczas polowań na lwy. Jako ciekawostkę podam, że w muzyce klasycznej używa się instrumentu o nazwie „krzyk lwa”.

WM: Który z tych instrumentów jest Panu najbliższy?

RK: Ten pewnie, na którym gram – czyli repinique, on zadaje pytanie całemu zespołowi. Ja się w ten sposób komunikuję z całą baterią czyli zespołem. Ma funkcję nadawania tempa, konkretnych fraz i jemu najwięcej poświęcam czasu. Oczywiście każdy z instrumentów ma tajniki, które od wielu lat zgłębiam, a jestem w trakcie pisania doktoratu. Właściwie wszystkie te instrumenty są mi bliskie.

WM: Czy planuje Pan występ zespołu na ulicach Gorzowa?

RK: Myślę, że tak, jeśli otrzymamy zaproszenie. W Szczecinie prowadzę zespół już od wielu lat nazywa się Bloco Pomerania, kultywujemy tę muzykę w Polsce, jeździmy na festiwale. Jeśli nas zaprosicie to także w Gorzowie z przyjemnością się zaprezentujemy. – Dajemy pozytywną nutę ludziom, którzy chcą nas słuchać.

WM: Czy jest zapotrzebowanie na tego typu warsztaty jakie prowadzi Pan dziś w gorzowskiej szkole?

RK: Oczywiście, że tak.  Nie wszyscy jednak wiedzą jak to funkcjonuje ale zapewniam, że ta forma włączania dzieciaków do muzyki jest bezcenna.

WM: Czy prowadził Pan takie zajęcia muzyczne z osobami niepełnosprawnymi?

RK: Przez 4 lata prowadziłem zajęcia dla osób głuchoniemych, uczestnicząc w projekcie pod nazwą: „Migiem na Majka” dofinansowanym ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz środków Miasta Szczecina. Było to niezwykłe doświadczenie nie tylko dla tych osób ale także dla mnie, była to bardzo dobra lekcja życia.

„Migiem na majka” to projekt warsztatowy, którego celem jest poznanie różnych gatunków muzycznych przez osoby niesłyszące i niedosłyszące. Składa się z kilku uzupełniających elementów: teorii i historii muzyki, podstaw rytmiki, warsztatów muzycznych w gatunkach samby ulicznej, gamelanu i hip-hopu – można przeczytać na stronie: http://migiemnamajka.pzg.szczecin.pl/projekt.html

Nazwa „Migiem na majka” pochodzi od angielskiego słowa mike – mikrofon. Powstał zlepek wyrazów „miganiem na mikrofon”.

416 total views, no views today

PUBLIKACJA DLA ZAINTERESOWANYCH HISTORIĄ POWOJENNEGO GORZOWA I REGIONU

IMG_1IMG_3IMG_4IMG_5IMG_7IMG_8

 Tekst i foto Helena Tobiasz

Myśliborska Kapituła Kolegiacka 92 lata życia, w tym 9 lat w powojennym Gorzowie i 70 lat kapłaństwa ks. prałata Aleksandra Jaszczura uhonorowała publikacją zawierającą zapis Jego osobistych wspomnień oraz innych osób znających dostojnego Jubilata. Wspomnienia zatytułowane „Ks. Aleksander Jaszczur Pragnienie mojego serca spełniłeś Panie!” spisała siostra dr Teresa Szałkowska ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego w Myśliborzu.

Przyszły kapłan urodził się 19 lutego 1930 r. w miejscowości Liw nad rzeką Liwiec na ziemi mazowieckiej. Z opowieści księdza zapisanej przez siostrę Teresę ZSJM wyłania się obraz rodziny żyjącej godnie, mimo że skromnie. Rodzice Lucjan i Zofia z domu Brzezik mieli sześcioro dzieci, najstarszy Tadeusz, i dalej kolejno: Aleksander, Władysława, Jadwiga, Piotr i Anna. Mieszkali w drewnianym domu, krytym blachą wybudowanym przez tatę – wspomina syn Aleksander. Ich gospodarstwo liczyło sześć hektarów, w tym ziemia orna, łąki, pastwiska i trochę lasu. Rytm pracowitego życia wyznaczała przyroda oraz święta obchodzone uroczyście nawet te nieobowiązujące jak Matki Boskiej Gromnicznej, Siewnej, czy Zielnej. -„Ksiądz Prałat wymienia na jednym oddechu ten rolniczy kalendarz liturgiczny, a potem zamyśla się chwilę i konkluduje: No tak, całe życie rolnika związane było z Bogiem. Wieczorami śpiewaliśmy w domu różne pieśni religijne, ale też patriotyczne i wojskowe, i jeszcze inne, np. Rosła kalina z liściem szerokim…Po dziesięć zwrotek śpiewaliśmy. (…) Wiele zawdzięczam swoim rodzicom, ich wierze i trosce o dobre wychowanie.” – podsumowuje Ksiądz Prałat. W takiej atmosferze, tuż po I Komunii Św. zrodziło się powołanie do kapłaństwa.

Mały Aleksander edukację rozpoczął w wieku sześciu lat od siedmioklasowej szkoły podstawowej w Liwie. Dalszą naukę zakłóciła wojna. Wtedy, w ukryciu na tzw. tajnych kompletach w latach 1943 – 1944 ukończył pierwszą i drugą klasę gimnazjum. Do klasy trzeciej uczęszczał w Podkowie Leśnej pod Warszawą. Do szkoły dojeżdżał koleją elektryczną z Brwinowa, gdzie mieszkał na stancji u profesorki Marii Piaseckiej. Miała ona doktorat z polonistyki i uczyła w Podkowie Leśnej. Ostatnią, czwartą klasę zaliczył w Węgrowie – powiatowym miasteczku koło Liwy, do którego chodził piechotą wraz ze sporą gromadką innych uczniów.

Po wojnie, gimnazjalista Aleksander widząc swoje miejsce w małym seminarium duchownym trafił do Poznania. Tam funkcjonowało Seminarium Księży Chrystusowców, którzy pracowali wśród Polonii zagranicznej. Jego ukończenie wiązało się z wstąpieniem do stanu zakonnego i wyjazdem za granicę, co nie odpowiadało Aleksandrowi, czującemu w sobie powołanie do życia w diecezji. Wtedy dowiedział się, że na ziemiach odzyskanych w Gorzowie zostało otwarte diecezjalne małe seminarium duchowne. Tak znalazł się w Gorzowie. Tu został przyjęty przez ks. prefekta Jana Wujdę do pierwszej klasy niższego seminarium. Małe seminarium mieściło się w kamienicach przy ul. Łokietka 16-18. Rok szkolny rozpoczął się 2 września 1946 r. Seminarzysta Aleksander zamieszkał przy ul. Łokietka nr 16. W sumie w pierwszej klasie niższego seminarium, czyli w liceum było 12 osób – relacjonuje Ksiądz Prałat.

Ówczesny administrator ks. dr Edmund Nowicki w porozumieniu z władzami oświaty zadecydował, że dwunastka seminarzystów skończy dwuletnie liceum i zda maturę w ciągu jednego roku szkolnego. Nazywano to galopkami. Po wojnie taka praktyka była dość powszechna w odniesieniu do osób, które pracowały w urzędach na ważnych stanowiskach lub chciały się dalej uczyć i nie miały matury. Wykłady dla nich odbywały się po południu, w gmachu przy ul. Estkowskiego (dziś filia AWF-u). Dwunastkę z seminarium dołączono do liceum wieczorowego dla pracujących. Rano wykłady w seminarium, a po południu przez sześć dni w tygodniu wykłady na wieczorowych kursach maturalnych – opowiada ks. Jaszczur. Po maturze zdanej w lipcu 1947 r., maturzysta Aleksander wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Gorzowie, które otwarto w październiku 1947 r.

– „Wszyscy dostaliśmy wiadomość, że zjazd Wyższego Seminarium Duchownego odbędzie się 15 października 1947 r. Budynki, które władze udostępniły na pomieszczenia seminarium, to były kamienice mieszkalne w Gorzowie przy ul. Warszawskiej 36 i 40 (dwa albo trzy domy koło szpitala miejskiego, po kilku latach doszły jeszcze dwa budynki przy ul. Ogrodowej). One nie były przystosowane do potrzeb szkolnych. Więc najpierw był remont i wielkie sprzątanie. Wybijano ściany, przebudowywano mieszkania prywatne na kaplicę i sale wykładowe. Główne prace były w rękach fachowców, a my stanowiliśmy pomoc niefachową. (…) W tym samym czasie przygotowywaliśmy akademię na dzień otwarcia i poświęcenia seminarium duchownego. Poświęcenia seminarium dokonał ks. prymas kard. August Hlond na zaproszenie Administratora Apostolskiego ks. Edmunda Nowickiego. (…) Akademia była w sali wykładowej. Ks. prof. Świerczek, wybitny muzyk przygotował z nami śpiewy na cztery głosy.(…) W następną niedzielę nasz chór występował w teatrze dla publiczności Gorzowa”.

Rektorem seminarium był ks. dr Gerard Domogała CM (ze zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo). Właśnie jego seminarzyści bali się najbardziej. – „Rektor zazwyczaj zwracał się do nas w trzeciej osobie: niech się popatrzy, niech pójdzie. Kiedy ktoś u rektora nie zdał egzaminu, ten ogłaszał: Uznany został za nieumiejącego. Ks. rektor wykładał teologię moralną, język grecki (czytał Pismo św. w oryginale) miał też tzw. rubryki brewiarzowe. On dużo nie mówił, ale jak ktoś mu podpadł, to mu obwieszczał: Niech się spakuje i wraca do domu. To nie było często, ale zdarzało się”.

Początkowo seminarium funkcjonowało w pięcioletnim systemie kształcenia. Ks. Aleksander jednak nie otrzymał święceń razem z całym rocznikiem, lecz później, 5 października 1952 r. z rąk ówczesnego sufragana gnieźnieńskiego bpa Antoniego Baraniaka w kościele Ojców Kapucynów pw. Świętego Krzyża w Gorzowie przy ul. Warszawskiej. Po latach ową sytuację tak tłumaczy – „Miałem więc w swoim życiu wszystkie możliwe dyspensy. Najpierw poszedłem do szkoły jako sześciolatek, potem w liceum przyśpieszono mi rok na tych tak zwanych galopkach, no i jeden rok mniej w seminarium. Wiek kanoniczy to były 24 lata. Ks. prymas Wyszyński dał dyspensę 18 miesięcy, ale i tak brakowało mi, bo miałem 22 lata, dlatego nie mogłem być święcony z kolegami z mojego rocznika. Moje święcenia były później, piątego października. Ale na zdjęciu jestem razem ze wszystkimi kolegami, którzy byli wyświęceni pięć miesięcy przede mną”.

Pierwszą posługę kapłańską, od 15 października 1952 r. do wakacji 1955 r. ks. Jaszczur sprawował w parafii katedralnej w Gorzowie. Do jego obowiązków oprócz normalnej pracy w parafii należała katechizacja. Dzieci uczyły się w salkach katechetycznych przy ul. Mieszka I i Chodkiewicza, ponieważ szkoły odmawiały zatrudnienia katechety.

Po Gorzowie, następną placówką, od września 1955 r. do 1957 r. był wikariat we Wschowie połączony z funkcją prefekta w tamtejszym Niższym Seminarium Duchownym do czasu jego przeniesienia do Słupska.

Kolejne zadania wiązały się z funkcją proboszcza. Ks. Jaszczur pełnił te obowiązki w:  Białogórzynie (gmina Białogard) od 05.08.1957 do 29.05.1962 r., Cedyni od 31.05.1962 do 15.11.1974 r., Łobzie (powiat łobeski) w latach 1974-1985. Ostatnią parafią, w której sprawował funkcję proboszcza od 1.10.1985 r. do końca sierpnia 2009 r. był Kierzków blisko Myśliborza. W tym czasie był też ojcem duchownym dekanatu myśliborskiego oraz pierwszym prepozytem Myśliborskiej Kapituły Kolegiackiej.

Dla pełniejszego nakreślenia sylwetki dostojnego Jubilata na tle sytuacji, w jakich przyszło mu działać siostra Teresa dotarła do wielu osób znających Księdza Prałata osobiście. Z tych rozmów wyłania się kapłan rozmodlony, gorliwy, autentyczny, zawsze bliski ludziom, nie lekceważący ich spraw niezależnie od wagi problemu. Oto przykładowe epizody, z pozoru błahe, ale w danym momencie ważne i wybawiające bohaterów z opresji.

„Dwa razy przyczyniłem się do poparcia socjalizmu – wspomina żartobliwie Ksiądz Prałat – i obie sytuacje były właśnie w Białogórzynie. Raz, gdy uczyłem komunistycznej pieśni, bo religia była w szkole a nauczycielka miała przygotować dzieci do obchodzenia Dnia Rewolucji Październikowej. Przysłano jej nuty jakiejś socjalistycznej pieśni, której miała nauczyć dzieci. Bezradnie popatrzyła na zapis, bo się na nutach nie znała. Ale ja się znałem, bo ks. profesor Świerczek nas przecież uczył i każdy musiał jednym palcem utwór wygrać i też przetransportować z gregorianki na pięciolinię. Uczył: Libera me i trzeba to było zaśpiewać na zaliczenie. Każdy jegomość przyjdzie na egzamin… – Ksiądz Prałat naśladuje głos profesora – zapowiadał. Więc teraz wygrałem sobie tę melodię jednym palcem i na przerwach uczyłem dzieci tej pieśni ku uczczeniu socjalizmu. (…) A drugi raz, ponieważ często na wioskach wyłączano światło i nauczycielka, która była dobrą parafianką, urządzała akademię z okazji rocznicy rewolucji październikowej. Była bardzo zdesperowana, że nic nie wyjdzie bo zabraknie prądu, więc wpadła na pomysł, aby pożyczyć świece z kościoła, no i musiałem ratować sytuację…”

Antonina Zielińska – z cedyńskiej parafii wspomina – I taką wrażliwość miał ksiądz proboszcz na każdego człowieka. Mama mi kazała paczkę do cioci wysłać. I dostałam na poczcie taki kwitek do wypełnienia. Siedzę nad nim i płakać mi się chce, bo tam trzeba wypełnić taką rubryczkę zawartość paczki, a ja nie wiedziałam co tam mama włożyła, pewnie jakąś słoninę, boczek, może mięso i jak ja to mam napisać?…A właśnie na pocztę przyszedł Ksiądz Proboszcz i pyta: A co ty Antonina tak siedzisz? Posłuchał tych moich rozterek i mówi: Napisz żywność. I tak mi ten problem pomógł rozwiązać”.

Zasługi Księdza Prałata dostrzegły również władze świeckie Cedyni i Myśliborza przyznając honorowe obywatelstwa. – To z Cedyni – pisze siostra Teresa, jest z uzasadnieniem, które po pierwsze podkreśla, że Ksiądz Prałat w czasie swojego duszpasterzowania integrował ludność należącą do parafii. Zaakcentowano też determinację Księdza Prałata w staraniach o odbudowę kościoła w Osinowie Dolnym. Zakończyła się ona sukcesem po jedenastu latach prób i oczekiwań. Podkreślono też staranie o odbudowę spalonej wieży w Golicach po pożarze z 1 maja 1972 r.

Dziełem ks. Jaszczura jest również budowa kościoła filialnego parafii Kierzków w Rowie. Pierwsze prace ziemne rozpoczęto 18 lutego 1989 r. W czasie tych robót odkryto duży zbiór monet różnych nominałów pochodzących z drugiej połowy XV w. do początków XVI wieku. Skarb z pomocą Księdza Proboszcza ratowali pracownicy muzeum w Gorzowie Wlkp. z kustoszem Tadeuszem Szczurkiem. Budowę ostatecznie zakończono poświęceniem świątyni 5 lipca 1992 r. przez bpa Mariana Kruszyłowicza

Od 1 września 2009 r. Ksiądz Prałat  mieszka w Domu Zakonnym Sióstr Jezusa Miłosiernego w Myśliborzu pełniąc funkcję kapelana, chętnie również pomaga w duszpasterstwie parafialnym.

Jubileuszową uroczystość ks. Aleksandra Jaszczura oraz 30-lecia Myśliborskiej Kapituły Kolegiackiej zaplanowano na sobotę, 1 października 2022 r. Początek o godz. 11.00 w Kolegiacie Myśliborskiej. Podczas uroczystości będzie do nabycia książka jubileuszowa, rozprowadzana przez Siostry Jezusa Miłosiernego.

 Siostra dr Teresa Szałkowska ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego w Myśliborzu obroniła doktorat na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Temat pracy doktorskiej: Duchowość zakonna Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego według pism s. Faustyny Kowalskiej i ks. Michała Sopoćki. Warszawa 2005. W latach 07.10.2004 r. – 31.07.2013 r. była przełożoną domu zakonnego przy ul Bohaterów Warszawy 77 w Myśliborzu. Jest autorką prac: Ryzyko Miłosierdzia. Historia życia i posłannictwa s. Faustyny Osińskiej współzałożycielki Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. Białystok 2016 r. oraz Bramy Miłosierdzia. Historia życia i posłannictwa s. Benigny Naborowskiej współzałożycielki Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. Białystok 2017 r.

Tekst i foto Helena Tobiasz

486 total views, no views today

KU PAMIĘCI SENATORA STANISŁAWA ŻYTKOWSKIEGO

ŻYTKOWSKI senator1

Ku pamięci senatora I kadencji śp. Stanisława Żytkowskiego, przypominam notację, którą przygotowałam dla biura edukacji IPN w 1995 roku. Rozmowę przeprowadziłam w biurze mecenasa, operatorem był Dariusz Sacharczuk.

Stanisław Żytkowski – Honorowy Obywatel Gorzowa Wielkopolskiego, związany z opozycją demokratyczną, działacz Solidarności internowany w stanie wojennym, współtwórca i wieloletni prezes gorzowskiego koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. Urodził się 1 stycznia 1948 w Gorzowie Wielkopolskim tutaj umarł 16 września tego roku.

Tu można posłuchać relacji świadka historii Stanisława Żytkowskiego: https://polskiemiesiace.ipn.gov.pl/mie/wszystkie-wydarzenia/grudzien-1981/relacje/120166,Stanislaw-Zytkowski.html

 

 

329 total views, no views today

ZESPÓŁ PIEŚNI I TAŃCA „KRĄG” ORAZ TRAVEL FREE PRZYŁAPANI NA ŚWIĘTOWANIU W KOŁOBRZEGU

Krajowa Rada Izb Rolniczych i Zachodniopomorska Izba Rolnicza obchodziły 21 października  Święto Drobiu. Miejscem promocji obu instytucji został wybrany New Skanpol w centrum Kołobrzegu. W restauracji można było smakować różnorodne dania z drobiu a przed hotelem atrakcje muzyczno-wokalne zapewnił Zespół Pieśni i Tańca Ziemi Szczecińskiej „Krąg”.

Drob1DRÓB

Zespół Pieśni i Tańca Ziemi Szczecińskiej „Krąg” powstał w 1969 roku i przez 50 lat działał w Zespole Szkół nr 8 w Szczecinie (dawniej Zespół Szkół Ekonomicznych nr 2). Tworzy go grupa dzieci, młodzieży i dorosłych, których łączy wspólna pasja – miłość do polskich pieśni i tańców. W „Kręgu” mieszkańcy Szczecina i okolic uczą się śpiewu i tańca oraz zachowania tożsamości narodowej, poszanowania tradycji, współżycia w grupie, patriotyzmu i tolerancji. Obecnie zespół funkcjonuje w ramach Pracowni Tradycji Polskiej w Pałacu Młodzieży – Pomorskim Centrum Edukacji w Szczecinie.https://www.krag.pl

Natomiast pracownicy Centrum handlowego Travel Freee z Kostrzyna nad Odrą w przeddzień świętowali 20-lecie swojej firmy w Marine hotel nad samym Bałtykiem. Jedną z atrakcji było malowanie karoserii białych „maluchów”. Efekty swojej pracy zaprezentowali w pobliskim ogrodzie.

20220920_12562020220920_125610

 

238 total views, no views today

FOTOGRAFIA ULICZNA KRYSTYNY ZWOLSKIEJ W GORZOWSKIEJ BIBLIOTECE

 IMG_7635IMG_7640IMG_7644IMG_7645IMG_7649IMG_7661

Tekst i foto: Helena Tobiasz

Uczestnicy rzeczywistości funkcjonującej w tzw. mediach społecznościowych fotografie Krystyny Zwolskiej mogą znać już od kilku lat. Oni i nie tylko, licznie zjawili się 15 września 2022 r. o godz. 17.00 w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Zbigniewa Herberta w Gorzowie na wernisażu wystawy „Fotografia Uliczna – Okiem Duszy” autorstwa Krystyny Zwolskiej.

Prezentowane czarno-białe zdjęcia przedstawiają na ogół jakieś wyjątkowe, zagadkowe sytuacje, dziejące się gdzieś w zapomnianych zakamarkach. Ich uchwycenie w akuratnym momencie wymaga przewidywania co nastąpi dalej, i przeważnie wielokrotnych ujęć –  zdradzała tajniki warsztatu pasjonatka fotografii Krystyna Zwolska. Jest to jej pierwsza wystawa, choć jak mówiła myśli o kolejnym pokazaniu zdjęć w ujęciu tematycznych jak np. reakcja ulicy na określone wydarzenia.

Ekspozycję na II piętrze budynku w „Galerii pod Kopułą” otworzył dyrektor biblioteki Sławomir Szenwald. Będzie czynna do 15 listopada 2022 r.

332 total views, no views today

OSTATNIE POŻEGNANIE KS. PROF. ROMANA HARMACIŃSKIEGO

IMG_7541 IMG_7572IMG_7577IMG_7584IMG_7587

Tekst i foto: Helena Tobiasz

Rzesze kapłanów i wiernych pożegnały w Gorzowie Wlkp. w poniedziałek, 12 września 2022 r. ks. inf. prof. Romana Harmacińskiego. Mszy św. w kościele pw. NMP Królowej Polski i dalszej ceremonii na cmentarzu komunalnym przewodniczył bp Tadeusz Lityński. Homilię wygłosił  bp Paweł Socha. Ks. Roman Harmaciński zmarł 7 września 2022 r. Miał 87 lat życia i 56 lat kapłaństwa.

W pożegnalnej homilii ks. bp Paweł Socha wspomniał, że wygłaszał kazanie na mszy św. prymicyjnej ks. Harmacińskiego w jego rodzinnej miejscowości, otwierając niejako ziemską, kapłańską drogę i teraz zamyka ją głosząc homilię na mszy św. pogrzebowej. Mówiąc o dokonaniach ks. Harmacińskiego ks. biskup zwracał uwagę na jego zdumiewającą pracowitość, uśmiech, optymizm, wielką dyspozycyjność i gotowość do podejmowania różnorakich zadań w Kościele. Równocześnie z posługą duszpasterską pracował naukowo, uzyskał doktorat, habilitację, aż do stopnia profesora Uniwersytetu Szczecińskiego, prowadził wykłady na kilku wyższych uczelniach. Jego dziełem jest rozbudowa i wystrój kościoła NMP Królowej Polski z bocznymi kaplicami i Sanktuarium Świętej Weroniki Giuliani Z wdzięcznością będziemy wspominać księdza Harmacińskiego i prosić żeby dobry Bóg przyjął Go do swojej chwały i obdarzył wieczną radością i chwałą na jaką zasługuje – zakończył bp Paweł Socha.

Słowa pożegnania, na zakończenie liturgii w kościele wygłosili: przedstawiciel parafii, ojciec duchowny dekanatu Trójcy Świętej, przedstawicielka rodziny oraz w imieniu diecezji zielonogórsko-gorzowskiej bp Tadeusz Lityński.

-Księga Twojego życia zamknęła się – mówił w imieniu wspólnoty parafialnej jej przedstawiciel. Żegnając księdza Harmacińskiego dziękował za posługę i dobroć, za rozbudowę kościoła w wymiarze duchowym i architektonicznym, za Sanktuarium i relikwie św. Weroniki, za Bractwo Męki Pańskiej. Ostatnim dobrem, które możemy uczynić to modlitwa w Twojej intencji. Spoczywaj w pokoju.

Ojciec duchowny Dekanatu Trójcy Świętej podkreślał, że zmarły ksiądz był zawsze blisko kapłanów, nie stwarzał dystansu, całe życie życzliwy, optymistyczny. Uśmiechnięty.

Bp Tadeusz Lityński zauważył, że życie ks. Harmacińskiego kształtowało przykazanie miłości Boga i bliźniego, żegnając dziękował ks. infułatowi za dokonania duszpasterskie, naukowe, za pryncypialność, takt i delikatność w rozstrzyganiu różnych, nieraz trudnych spraw i wielką gorliwość w wykonywaniu powierzanych Mu zadań.

Dalsze obrzędy pogrzebowe pod przewodnictwem bpa Tadeusza Lityńskiego odbyły się na cmentarzu komunalnym w Gorzowie przy ulicy Żwirowej. Ks. inf. Roman Harmaciński spoczął w sektorze 55B, rząd 1, miejsce 13, odprowadzany w modlitewnym kondukcie przez rzesze kapłanów i wiernych. Dobry Jezu a nasz Panie daj Mu wieczne spoczywanie.

Tekst i foto Helena Tobiasz

328 total views, no views today

KSIĄŻKA AMERYKA MIŁA SERCU ORAZ RÓŻA I JÓZEF SYPNIEWSCY PROSTO Z TEKSASU

 KSIAŻKARÓŻA i JARÓŻA

Mój wieczór autorski promujący książkę „Ameryka miła sercu. Kansas kraina uśmiechu”  zbiegł się z wizytą Róży i Józefa Sypniewskich, którzy przybyli z Teksasu na zjazd absolwentów szczecińskiej Akademii Rolniczej. Dziesiąte jubileuszowe spotkanie odbyło się w gdańskiej Pomerance.

1S3A5804

Ponad 60 osób z różnych zakątków Polski przeżyło powrót do przeszłości, wróciło wspomnieniami do lat, które zwane są najpiękniejszym okresem młodzieńczego życia. Trzyletnia przerwa w spotkaniach spowodowana m.in. pandemią pokazała jak bardzo potrzebne są tego rodzaju wydarzenia.

1S3A5745

Organizatorzy, małżeństwo Bożena i Józef Mak, obydwoje absolwenci AR

DSC_0020

przygotowali zdjęcia z poprzednich dziewięciu zjazdów, które odbyły się w Łebie, Międzyzdrojach, Toruniu, Łagowie, Korycinach, Karpaczu, Szarlocie, Kazimierzu Dolnym i Wrocławiu. Tegoroczny przypadł w Gdańsku, jeśli nic nie przeszkodzi, kolejny zaplanowano w Szczecinie.

1S3A5833

Obok wielu atrakcji, między innymi uroczystej kolacji, balu, występu tancerki i zespołu muzycznego, zwiedzania Trójmiasta czy wizyty w Stoczni Gdańskiej, jednym z punktów programu był mój wieczór autorski oraz spotkanie z byłą absolwentką i jej mężem, którzy przyjechali na zjazd z amerykańskiego stanu Teksas.

Promowałam swoją książkę „Ameryka miła sercu. Kansas kraina uśmiechu”, której wydanie zrealizowano przy pomocy funduszu stypendialnego ze środków finansowych budżetu Miasta Gorzowa Wielkopolskiego, natomiast Róża i Józef opowiedzieli o swoim wyjeździe z Polski 40 lat temu. Moja książka jest retrospekcją natomiast goście opowiadali  głównie o czasie teraźniejszym. Na zakończenie pojawiające się pytania skłoniły jednak do wspomnień sprzed lat.

Józef, wtedy młody doktor nauk technicznych i Róża – magister rolnictwa z dwuletnią córką Dorotą rozpoczęli nowe życie za oceanem. Mieszkali w tym czasie w różnych stanach Ameryki. Józef wykładał między innymi na uniwersytecie w Detroit, Róża rozpoczęła studia doktoranckie z biologii molekularnej.

Dziś mieszkają w St. Antonio w Teksasie. Dwa lata temu ich wnuczka Teresa rozpoczęła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, realizując niespełnione marzenia o krakowskim  UJ-ocie swojej babci Róży.

RÓŻA JOZEF TERESA5

Wanda Milewska

Polecam do czytania :)

KSIAŻKAKSIĄŻKA 1

483 total views, no views today