TRWA XXVII PLENER MALARSKI W DĘBNIE

PLE5Debno

Do 11 września w Dębnie w woj. zachodniopomorskim potrwa plener malarski, który rozpoczął się 28 sierpnia w miejscowym ośrodku kultury. W twórczym spotkaniu udział biorą artyści z  wielu miast Polski. Od początku komisarzem pleneru jest gorzowska artystka Anna Szymanek, która organizowała wieloletnie plenery m.in w Barlinku, Pyzdrach, Celinach.

Anna Szymanek przygotowała plener w Dębnie już po raz 27. Ponieważ artystka jest  niedowidząca twierdzi, że ma godnego następcę. Plastyczka zdradziła, że jest to Michał Cholewiński z Dębnowskiego Ośrodka Kultury, który obiecał, że przyjmie tę funkcję podczas trzydziestego pleneru.

Powstałe dzieła zostaną w trwałej kolekcji Dębnowskiego Ośrodka Kultury, który jest organizatorem tego wydarzenia. Wystawa poplenerowa zaplanowana jest na 9 września.

Najmłodszą uczestniczką pleneru jest Natalia Brzezińska z Polkowic, absolwentka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, z wyróżnieniem obroniła pracę magisterską pt. „Fala sejsmiczna” stanowiąca efekt analiz zjawiska trzęsienia ziemi i sejsmogramów. Łukasz Korczyński z Głogowa jest absolwentem Architektury i Urbanistyki Politechniki Wrocławskiej, obronił pracę dyplomową z Malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta. W plenerze uczestniczy po raz kolejny, twierdzi, że w tym małym mieście położonym nad jeziorem dostrzega specyficzny pełen energii klimat, sprzyjający twórczości.

Anna Cichocka jest absolwentką  Politechniki Warszawskiej i członkiem Związku Polskich Artystów Malarzy i Grafików. W swojej pracy inspiruje się przyrodą także miejscem czy rozmowami. Uważa, że plener jest czasem darowanym na tę właśnie pracę. – Zostawiamy  codzienność i możemy spokojnie skupić się na swoich wyobrażeniach. Ja mam swój tok myślenia i poczucie chwili, które doświadczam na takich spotkaniach i z tego buduję swój obraz – mówi Anna Cichocka.

Beata Topolińska z Warszawy, na plenerze w Dębnie jest po raz piąty. Ukończyła PLSP w Jarosławiu i UKSW w Warszawie, wydział historii sztuki. – Plenery to przede wszystkim spotkania z ludźmi, dzięki nim pojawia się świeżość, nigdy nie wiem co namaluję  a czasem sama siebie zaskakuję – wyznaje twórczyni.

Pesymistycznie wypowiedział się Janusz Debis – profesor nadzwyczajny Wydziału Architektury Politechniki Białostockiej, nauczyciel akademicki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.  – Uważam, że plenery chyba się powoli kończą i to pod każdym względem. Na pewno ten negatywny wpływ  ma sytuacja pandemiczna – podkreślił artysta.

Roma Pilitsidis z Głogowa bardzo miło wspomina wieloletnią współpracę z Anną Szymanek.  W tym roku przyjechała na plener z mężem także malarzem. – Plener, który obecnie się odbywa jest chyba wieńczącym  współpracę. Zobaczymy co będzie dalej – zastanawiała się malarka.

Roma i  Telemach Pilitsidis są małżeństwem od 40 lat, studia ukończyli w Zielonej Górze – Roma, w Krakowie – Telemach. Poznali się na plenerze malarskim w Szklarskiej Porębie. Twierdzą, że malując w jednej pracowni  nie konkurują ze sobą, każde z nich uprawia inny rodzaj malarstwa. Roma maluje abstrakcję a Telemach bardziej realistycznie. – Hasłem mojego malarstwa jest harmonia, proporcja, równowaga,  to są założenia dotyczące życia i malarstwa. Nasza współpraca polega na rozmowie, mamy dużo wspólnych tematów nigdy się nie nudzimy – mówi Roma.

– Ja robię swoje a żona swoje. My się wspomagamy. Gdy żona zauważy coś nie tak w kolorze, wtedy ja się zastanawiam co trzeba zmienić. Pracujemy najczęściej w ciszy, czasem słuchamy muzyki, malarstwo z muzyką mają wiele wspólnego, nawet słownictwo np. tonacja czy kompozycja. Żona – to młodzieżówka więc zna zespoły młodzieżowe, ja wolę muzykę poważną. Oboje uważamy, że można słuchać każdej muzyki jeżeli jest dobra – powiedział malarz.

Telemach Pilitsidis urodził się w Grecji, studiował w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Tworzy obrazy olejne, rysunki, grafiki, pisze poezje. Pracuje również jako wykładowca malarstwa i rysunku w szkołach plastycznych.

Juliusz Marweg z Piotrkowa Trybunalskiego – mówi, że bardzo lubi oderwać się od rzeczywistości i przyjechać na plener. – Mam zwyczaj rozpoczynać pracę o 6 rano. O 12 wracam z pracowni. – Maluję też w soboty i niedziele – ku chwale Bożej – zaznaczył twórca. Nie maluję tylko wtedy gdy jestem chory ale wtedy to jest tragedia. Moje prace nie są łatwe do określenia jest w nich surrealizm a też trochę chorej wyobraźni – dodał ze śmiechem, przypominając, że on nigdy nie nadaje tytułów swoim obrazom. Uważa, że każdy odbiorca sam sobie tytuł znajdzie. Juliusz Marweg  studia odbył w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi.

Bogumiła Twardowska – Rogacewicz – absolwentka wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych z Jeleniej Góry, twierdzi, że do pracy potrzebuje alienacji. – Zawsze się gdzieś chowam, próbowałam kiedyś wielkiej przestrzeni z kilkoma osobami, jednak to nie dla mnie – stwierdziła malarka, twierdząc, że bywają dni, że można zrezygnować z przymusu czy obowiązku pracy ale dyscyplinę trzeba mieć. – Plenery to dla mnie odskocznia od domowych prac.

Bogumiła Twardowska – Rogacewicz ma artystyczną rodzinę, mąż jest aktorem a syn ukończył Akademię Muzyczną. – Malarka, to pewna specyfika, my kobiety myślimy, że wszystko ogarniemy bo umiemy kilka prac wykonywać jednocześnie, po latach się okazuje, że siedem rzeczy naraz nie jest łatwe do wykonania – wyznała artystka, przyznając, że też tak robi ale pracuje nad tym żeby tego nie robić. – Skupić się na jednej rzeczy nie potrafię, muszę chociaż trzy robić naraz. Bogumiła pracuje też prowadząc pracownię malarstwa dla dorosłych. Zajmuje się również scenografią i projektowaniem.

Jan Żyrek pochodzi z Istebnej a mieszka w Koniakowie. Należy do Związku Polskich  Artystów Plastyków. Naukę pobierał u  Stanisława Mazusia. Zajmuje się także rzeźbą i stolarką. W Dębnie zainspirował się architekturą, w tym roku zaplanował namalować dębnowską bibliotekę. Prace artysty znajdują się w muzeach ale głównie w prywatnych kolekcjach w kraju i za granicą. – Do pracy potrzebuje wiele szumu, może być to muzyka nie ważne  jaka byle było głośno – powiedział Jan Żyrek. Do tej pory namalował około 3 i pół tysiąca obrazów. Rzeźbi w drewnie jedną pracę wykonał w kamieniu.

Ałła Trofimenkova Herrmann z Łagowa – maluje i organizuje plenery malarskie, najbliższy odbędzie się w październiku, na który zjadą polscy akwareliści. Ałła najchętniej maluje w swoim ogrodzie, lubi obserwować ludzi, słuchać ich opowieści. Chętnie tworzy gdy wokół niej się wiele dzieje. – Ludzie opowiadają swoje historie i to wszystko dodaje uroku i działa twórczo. Lubię gdy śpiewają ptaki ale także nie przeszkadzają mi jeżdżące samochody. Ałła maluje od dziesięciu lat i cały czas się uczy. Ałła jest Rosjanką urodziła się i wychowała w niewielkiej osadzie koło Pskowa. Do liceum plastycznego uczęszczała w Leningradzie, obecnym Petersburgu. Studiowała na Akademii Sztuk Pięknych we Lwowie.

 Julika Matuszak – jest absolwentką  Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Dyplom uzyskała na wydziale Architektury Wnętrz i Wzornictwa Przemysłowego. Pochodzi ze Szczecinka obecnie mieszka w  Gorzowie Wielkopolskim.

Włodzimierz Browiński – urodził się w  Dębnie. Ukończył studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze na wydziale Wychowania Plastycznego. Maluje pejzaże i martwą naturę w technice olejnej i pastelowej.  Jego obrazy można zobaczyć w zbiorach Biblioteki Publicznej w Dębnie oraz Dębnowskiego Ośrodka Kultury, w którym pracuje od kilkunastu lat.

Komisarz pleneru – Anna Szymanek jest artystą malarzem, ceramikiem, uprawiała także rysunek i grafikę użytkową. Jest członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków, laureatką Motyla – Nagrody Kulturalnej Prezydenta Miasta Gorzowa Wielkopolskiego. W 2017 roku została uhonorowana srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Jest  inicjatorką Galerii Pod Pocztową Trąbką w Gorzowie Wielkopolskim.

 

729 total views, 1 views today

TEATR IMPRO – DZIECIOM

IMPROIMPR

Byłam na bajce z milusińskimi w teatrze IMPRO w Janowie koło Rewala. Ale to bajka nie tylko dla dzieci bo towarzyszący dzieciom rodzice bawili się równie dobrze. Trzeba pochwalić, jest za co. Sztuka „ o Chomiczkach, którym zagrażał potwór Toitojus ” jest zabawna, mądra, pouczająca, modna, wychowawcza i kreatywna. Dzieci angażowały się ruchowo bo zapraszane były do takiej aktywności i miały okazję robić to na scenie razem z aktorami. Dzieci nadawały kształt tej bajce, poprzez swoje odpowiedzi, o które były proszone. Trzeba przyznać, że maluchy są kreatywne i mają sporą wiedzę np. o segregacji śmieci…Bajka uwrażliwiła na zaśmiecanie ziemi, „przepytała” z wiedzy, przypomniała jak się mają zachowywać. A już zupełnym zaskoczeniem był występ psa, żywego bardzo ułożonego, który nadał oryginalności przedstawieniu. Sztuka na czasie bo ludzie dzisiaj posiadają zwierzęta w domu dla   dzieci zwłaszcza. Kiedyś zwierzęta pokazywało się w tresurze tak cyrkowo, tutaj humanitarnie.

Od aktorów biło serdecznością do dzieci, które przybyły oglądać bajkę, pewnie dlatego były bardzo  aktywne i chętnie się rwały do wszystkiego. Tak, była to sztuka dla dzieci taka aby się dobrze czuły, występowały w niej, aby popłynęła nauka i wychowanie aby wyszły z niej lepsze i mądrzejsze.

Ale czy to był teatr tylko dla dzieci? Dorośli od razu wyłapywali aluzje w dialogach i wybuchali śmiechem. A aluzje były i polityczne i erotyczne i…. epidemiologiczne. Ale tak zagrane, że dzieci się niczego nie domyślały. I o to chodzi aby pójść z dzieckiem do teatru i się nie nudzić ale na równi korzystać, nie wstydzić się, że pada niecenzuralne słowo albo dzieją się sceny, których dzieci nie powinny oglądać.

Jest to teatr improwizacji a więc każda sztuka jest inna, bo widzowie nadają jej kształt. I widać było, że sami aktorzy mają niezłą zabawę. Bo  artyści stojący z boku ( a ich już rozpoznajemy, bo jesteśmy tu nie pierwszy raz) żywo reagowali na to co działo się na scenie.

Gratulacje! Jesteśmy pod wrażeniem, bo milusińscy w domu jeszcze długo nucili piosenkę o Toitojusie i zadawali pytania typu: „Ale jak to potwora można pokonać przepychem do toalet?”…

Marzanna Leszczyńska

423 total views, 2 views today

ŻYCIOWE BURZE Z JEZUSEM. ROZMOWA Z KS. MARIANEM SUBOCZEM

MorzeMOR

Na morzu czasem jest sztorm. Nie zapominajmy, że głównym sternikiem jest Jezus – podkreśla ks. dr Marian Subocz proboszcz parafii pw. św. Marcina przy ul. Portowej w Kołobrzegu. W latach 90.   wieloletni dyr. Caritas Polska i były rektor WSD w Koszalinie.

WM: Zanim Ksiądz został proboszczem parafii w  Kołobrzegu,  tworzył w latach 90. tych struktury Caritas Polska i przez 10 lat był jej dyrektorem.  Co jest największym osiągnięciem w tym działaniu?

Ks. dr Marian Subocz: To, że Caritas funkcjonuje do dziś i zrzesza nie tylko księży ale przede wszystkim osoby świeckie. Rozpoczynaliśmy od dystrybucji  darów a potem powstawały różne organizacje m.in.: ośrodki rehabilitacyjne, stacje opieki, hospicja, ośrodki pomocy społecznej, warsztaty terapii zajęciowej, domy samotnej matki, okna życia czy kuchnie dla ubogich.

WM: Co powoduje, że ludzie są wrażliwi na nieszczęścia innych?

– To jest chyba zadowolenie z tego, że udało się pomóc. Podziękowanie ludzi, i zobaczenie ich radości, wtedy widać sens tego że pomoc jest potrzebna, że pomogliśmy dać szansę na lepsze życie.

WM:  Pracował Ksiądz z wiernymi w dużych miastach, teraz w kurorcie, czy jest między nimi duża różnica?

–  Wypoczywający ludzie mają czas na refleksję, szukają Pana Boga, chcą Go odkryć. Odnajdują siłę w modlitwie. A potem gdy wracają do miasta, idą do pracy i  nie mają tej ciszy i spokoju. Kuracjusze  przychodzą do kościoła nie tylko na niedzielne Msze św. wchodzą do kościoła w każdy inny dzień. Mają czas na refleksję, często korzystają z duchowego wsparcia. Przychodzą z prośbą o książkę religijną czy o rozmowę. Mówią o swoich problemach są chyba bardziej otwarci bo w swojej parafii czasem się krępują.

WM: Jakie ma Ksiądz przesłanie dla człowieka we współczesnym świecie, dla młodych wątpiących w wartości?

– Tam gdzie jest miłość i szacunek wobec drugiego człowieka to jest raj na ziemi, wtedy życie zupełnie inaczej płynie. W dzisiejszych czasach wielu chrześcijan i nie tylko sądzi, że Kościół przeżywa kryzys albo wręcz tonie. Dlatego trzeba się odwoływać do ewangelicznej sytuacji na wodzie.

A przecież Kołobrzeg – to morze, od czasu do czasu jest sztorm wtedy wszyscy są pełni lęku nikt się nie kąpie. Dopiero gdy morze się uspokoi wracają do wody. Dlatego tu zapytam: – czemu tak bojaźliwi jesteście? I odpowiem: – bo brakuje wam wiary. Nie zapominajmy, że Jezus jest głównym sternikiem, jest blisko człowieka w chwilach gdy przeżywamy trudne sytuacje, nawałnice, niebezpieczeństwa. Wydaje nam się, że to wszystko zaraz zatonie, zginie, a On mówi nie bójcie się gdyż ja jestem z Wami. Te burze możemy przezwyciężać, dlatego tak bardzo jest potrzebna modlitwa, życie religijne, duchowe, ono uspokaja nas poprzez kontakt z Panem Bogiem poprzez Adorację i Eucharystię.

WM: Świątynia znajduje się przy ul. Portowej a niska budowla sprawia wrażenie obecności na statku. Czy dlatego w tym kościele odczuwa się specyficzną duchowość? Ja tak odczuwam.

– To, że niektórzy mają wrażenie statku, to sprawa budowli, sprawa  zewnętrzna. Tu chodzi o życie wewnętrzne, bo życie ludzkie płynie, jest podróżą do celu. Tu można odwołać się do apostołów będących na łodzi z Jezusem podczas burzy, gdy wystraszeni uczniowie  zwątpili a Chrystus ich uspokajał i przypomniał, że jest z nimi.

Staramy się o to by kościół odpowiednio wyglądał, codziennie jest wystawienie Najświętszego Sakramentu. Dużo ludzi przychodzi na medytacje, każdego dnia rozważamy Ewangelię, zawsze jest krótka homilia i Apel Jasnogórski. Ludzie chcą naładować swoje akumulatory życiem wewnętrznym.

WM:  Jak Ksiądz ocenia czas pandemii w Kościele?

–  Był to bardzo trudny czas, przykra sytuacja, my księża odprawialiśmy Msze św. codziennie a kościoły były puste bez wiernych. Trzeba pamiętać, że modlitwa pomaga w przeżywaniu  takich sytuacji, jednocześnie tego typu doświadczenia dają dużo do myślenia, żeby zobaczyć co jest w życiu najważniejsze. Sam przeżywałem covida wiem co to znaczy. Trzeba sobie zdawać sprawę, że to wszystko  jest bardzo kruche i  niepewne, a jedyną wartością jest wiara w Pana Boga i zaufanie Jemu. Gdy byłem w szpitalu przeżyłem odejścia pacjentów, oni byli ze mną na sali a po chwili już były na nich czarne worki, to już było wiadomo, że odeszli do Pana. Trzeba pamiętać, że największą wartością jest wartość duchowa, wiara i szacunek do drugiego człowieka, wszystko inne nie jest stałe.

WM: Jak się zrodziło u Księdza powołanie?

– Wiele zawdzięczam moim rodzicom, którzy byli bardzo religijni. Wspólnie się modliliśmy, chodziliśmy do kościoła. Byłem ministrantem od szóstego roku życia, spotkałem wielu wspaniałych kapłanów. Potem był jakiś wewnętrzny głos żeby pójść do seminarium. Dobrze się tam czułem ale po roku zabrali nas do wojska i wtedy trochę się obawiałem co będzie z moim powołaniem.  Jednak wróciłem do seminarium i cieszę się z tego. Mam wewnętrzne zadowolenie, że dobrą drogę wybrałem.

WM: Jak się Ksiądz czuje, przeszedł Ksiądz niedawno operację? Jakie refleksje się nasunęły?

– Dziękuję, czuję się już dobrze. Człowiek doświadcza chorób i różnych przykrych sytuacji. Trzeba to zaakceptować i nie walczyć z rzeczami, które są od nas niezależne. Musimy być na to przygotowani, przecież nie jesteśmy wieczni. Może nas spotkać to w najbardziej nieoczekiwanym momencie kiedy mamy piękne plany także wakacyjne. A w pewnym momencie otrzymujemy sygnał: – synku zastanów się zobacz dokąd idziesz, jaki jest twój cel popatrz na swoje życie, które jest bardzo kruche. Dlatego trzeba troszczyć się o życie fizyczne ale nade wszystko życie duchowe to jest bardzo istotne. Trzeba o nie dbać najbardziej, wszystko pozostałe mija, a wartości duchowe są wieczne.

WM: Bardzo często jestem w Kołobrzegu ale pochodzę z Gorzowa Wielkopolskiego, czy ma Ksiądz jakieś wspomnienia z Ziemi Lubuskiej?

– Tak, ukończyłem Wyższe Seminarium Duchowne w Paradyżu. Mam wiele wspomnień z tamtych czasów. Z gorzowskim prałatem śp. ks. Witoldem Andrzejewskim byliśmy razem w tym seminarium. Pamiętam, że organizował koncerty,  mieliśmy oktet,  recytowaliśmy poezję w wirydarzu pięknego pocysterskiego klasztoru.  Na pewno ks. Witold jest teraz u Pana i tam z aniołkami robi koncerty.

Ks. Marian Subocz ur. się 28 sierpnia 1947 r. w Wałczu. Święcenia kapłańskie przyjął w 1973 roku z rąk biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego Ignacego Jeża. Studiował filologię klasyczną i starochrześcijańską na Papieskim Uniwersytecie Salezjańskim w Rzymie.

Przez 10 lat pracował w Wyższym Seminarium Duchownym w Koszalinie, tam był kolejno  prefektem i rektorem. W latach 1992-1994 reaktywował struktury Caritas Polska a potem od 2007 do 2017 r. był jej dyrektorem. Od 1 sierpnia 2017 został mianowany przez bpa Edwarda Dajczaka proboszczem parafii św. Marcina w Kołobrzegu.

 

 

470 total views, no views today

WŁOSKIE ARIE W ZAMKU W LUBNIEWICACH

FGO

Włoskie arie na pożegnanie lata

Filharmonia Gorzowska oraz Aleksander Kaczuk-Jagielnik zapraszają na ostatni tego lata koncert w Zamku Książąt Lubomirskich w Lubniewicach. Tym razem wieczór wypełnią inspirujące arie antyczne, skomponowane przez włoskich mistrzów. Koncert odbędzie się w niedzielę 29 sierpnia i połączony będzie ze zwiedzaniem neorenesansowych wnętrz zamku.

„Italian Arias” to tytuł koncertu, który będzie muzyczną podróżą do Włoch. W programie znajdą się arie, skomponowane przez włoskich mistrzów, tworzących Cameratę Florencką od końca XVI w. To oni nadali pierwsze kształty nowemu, najbardziej kunsztownemu gatunkowi muzycznemu – operze.

Wspaniałe kompozycje Scarlattiego, Caldary, czy Vivaldiego. Ostatnie dźwięki L’isola disabitata (Bezludna wyspa) Haydna zamkną barokową estetykę. Uwertura do Le nozze di Figaro (Wesele Figara) w tempie presto wprowadzi w styl klasyczny, pozwoli zakosztować geniuszu Mozarta i przyjrzeć się postaci Figara.

Arie będące w programie „Italian Arias” zostały nagrodzone III miejscem na VII Międzynarodowym Konkursie Muzyków-Wykonawców „Wykonawcy XXI w.” w Moskwie.

Bilety na koncert dostępne są w kasie Filharmonii Gorzowskiej oraz online na stronie internetowej instytucji. Z uwagi na specyfikę tego miejsca do sprzedaży przygotowano jedynie 40 biletów. Każdy z biletów upoważniać będzie do koncertu oraz zwiedzania zamkowych wnętrz.

WYKONAWCY:

Michał Skowronek / pianista

Aleksander Kaczuk-Jagielnik / baryton

 „Italian Arias”, niedziela 29 sierpnia, godz. 18.00

Zamek Książąt Lubomirskich, ul. Zamkowa 3, Lubniewice

 

 

427 total views, no views today

WNIEBOWZIĘCIE NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY

KAWIA5KA5KAWA55KAW67

Kołobrzeg: uroczystości odpustowe w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

Uroczystości odpustowe w bazylice konkatedralnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kołobrzegu zgromadziły 15 sierpnia tłumy mieszkańców i kuracjuszy. Popołudniowej głównej Mszy św. przewodniczył ks. prof. Kazimierz Dullak, wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego.

Homileta skupił się w kazaniu na przedstawieniu  kilku aspektów roli Matki Bożej w życiu wiernych oraz znaczeniu modlitwy.

W  101. rocznicę Cudu nad Wisłą i święta Wojska Polskiego poranne nabożeństwo odprawione zostało w intencji ojczyzny, żołnierzy  i ich rodzin. W uroczystościach uczestniczyli m.in. wojskowy Poczet Sztandarowy, parlamentarzyści oraz przedstawiciele władz miasta i samorządu.

Podczas każdej Mszy święcone były wiązanki ziół i kwiatów, jako podziękowanie Bogu za tegoroczne zbiory, na znak obchodów uroczystości Matki Boskiej Zielnej.

Z okazji parafialnego odpustu, Odnowa w Duchu św. Metanoia zorganizowała dla wiernych spotkanie w kawiarence pod plebanią, na którym przygotowano prezentację książek przeznaczonych do nabycia za dobrowolną ofiarę. Organizatorzy częstowali kawą i wypiekami.  Zebrane fundusze przeznaczone zostaną na dofinansowanie organizowanych we wrześniu Warsztatów Pisania Ikon.

Dziś także odbyło się uroczyste pożegnanie sióstr felicjanek Michaeli i Weroniki, które zostają przeniesione do posługiwania na innych placówkach. Proboszcz konkatedry ks. dr Andrzej Pawłowski dziękował zakonnicom za pracę, podkreślając ich niezwykłe zaangażowanie.

Podczas każdej Mszy św. liturgię śpiewem ubogacał trzyosobowy zespół męski Vies Bonum. Śpiewacy: Szymon Burenkow – tenor, Edward Orłowski –baryton, Andrzej Szczerbakow – bas są Białorusinami pochodzenia polskiego, obecnie mieszkają w Warszawie, prosili o modlitwę za ich naród, który cierpi z braku wolności, prosili także o wsparcie finansowe na wydanie kolejnej płyty.

Zespół powstał w 2013 r. przy salezjańskiej parafii pw. świętego Jana Chrzciciela w Mińsku na Białorusi. Artyści wykonują utwory sakralne i ludowe w różnych językach. Obecnie koncertują głównie w rzymskokatolickich parafiach w całej Polsce. Po występach rozprowadzają płyty CD za dobrowolne ofiary.

 

491 total views, no views today

PROTESTY

Nasza polska medialna codzienność – to protest za protestem. Portale rozgrzane do czerwoności, każdy kto chce i jak chce, pisze o swoich odczuciach, często obrażając tych, którzy mają inne zdanie. W realu:  kartony, flagi, zdjęcia. Na transparentach sarkastyczne, wulgarne maksymy. Tak jest!

Jak było?

Tłumy przed kościołami. Nikt się nie spierał: –  Plac Katedralny czy Stary Rynek. Wszystkie twarze do świątyń i Krzyży zwrócone.

Lud śpiewał: – „Boże coś Polskę”, „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród, nie damy pogrześć wiary”. Żyły nadzieja i wiara, miłość chybotała – ale się pojawiała.
Dziesięć milionów ludzi wznosiło modlitwy, wołało i śpiewało jednym głosem. Skąd wiem? Z autopsji!

A potem?

Świetlana przyszłość. Mieć zwyciężyło Być! No to Mamyrównię pochyłą.Wznieść się na szczyt, to żadne zwycięstwo.

Jeszcze się nie poddajemy, jeszcze nie ma trwogi. Bo gdy trwoga to do Boga.

ALE TAK SIĘ ŻYĆ NIE DA!

Jak będzie?

Optymistyczna wersja zakłada: – jeśli będzie tak dalej, nie będzie niczego – jak mawiał pewien kandydat na prezydenta RP.

Ale wersja może być także pesymistyczna.

Co robić? Vide: Jak było?

 

 

 

 

 

 

 

 

491 total views, 1 views today

PRYWATNY JUBILEUSZ

MY5555555

Dziesiąty  sierpnia

Niezapomniana data

Jedna czerwona róża

A jakby 47 ich było

 

Cieszą się śmieją radują

I płaczą

Czasem przez łzy uśmiechają

By potem znowu słońce zobaczyć

 

Wielka ulewa w tym dniu

Popłynęła

Aura płakała

Grzmiała krzyczała

 

Gdy progi świątyni przekroczone zostały

Świeżość

I lekkość po burzy zawitały

Promieniami ziemia się zalała

 

Słoneczny blask  otulał stopy

Różane płatki obmywały ciała

Kolce królowej kwiatów

Przypominały o Miłości Cudzie!

 

Bożej niezwykłości

Kruchej  gdy nie podlewana

Kolcu różanym który czuwa

By każde szarpnięcie do bólu nakłuwać

 

Tak było dzisiaj

I prawie pół wieku temu

Coś się zmieniło?

Dookoła wiele!

 

W sercach?

Błogosławieństwo Boże

Codziennie dziękujemy

Prosimy, przepraszamy

Innej recepty na MAŁŻEŃSTWO nie mamy

538 total views, no views today

PIOTR BUKARTYK Z ZESPOŁEM NA GORZOWSKIEJ SCENIE

 buk5bukbuk1buk2

W sobotni wieczór, 31 lipca 2021 r. na Starym Rynku w Gorzowie o godz. 19.00 ramach programu „Dobry Wieczór Gorzów 2021” wystąpił Piotr Bukartyk z zespołem.

Podczas słowno-muzycznego spektaklu, trwającego prawie półtorej godziny Piotr Bukartyk obszernie i barwnie objaśniał okoliczności, inspiracje i pierwowzory poszczególnych utworów, które zaprezentował na gorzowskiej scenie. Wspomniał zmarłego 6 lipca 2021 r. swojego przyjaciela, aktora i kompozytora Jana Jangę Tomaszewskiego. Mówił m. in. o zakończonej współpracy z pewnym programem radiowym, którego nazwy nie chciał wymieniać, o piosence „Kup sobie psa”, która trafiła do filmu Kingi Dębskiej „Moje córki krowy” oraz o warsztatach muzycznych prowadzonych w ramach Akademii Sztuk Przepięknych na zaproszenie Jerzego Owsiaka.

Zachęcony długimi brawami, Piotr Bukartyk wykonał na bis utwór „Sznurek” choć jak twierdził śpieszy się na zakończenie Pol”and”Rock Festival na Lotnisku Makowice–Płoty. Wcześniej przeprosił wrażliwych, że interpretacja utworu  odzwierciedla stany w jakie wpada się po zażyciu zioła Co se rośnie tu za szkołą,  mimo że jak śpiewał Dzisiaj tego już nie robię Ale lubię powspominać sobie.

Piotr Bukartyk. Pochodzi z Gorzowa Wielkopolskiego. Absolwent II Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Przemysłowej 22. Autor, kompozytor, wokalista, obecny na polskiej scenie muzycznej od około 40 lat. Zaczynał solo, akompaniując sobie na gitarze akustycznej. Od 2012 r. występuje z zespołem Szałbydałci: Krzysztof Kawałko – gitara; Michał Przybyła – bas; Marek Błaszczyk – klawisze; Krystian Majderdrut – perkusja.

 Tekst i foto

Helena Tobiasz

502 total views, no views today