GORZÓW WIELKOPOLSKI POWODZIANOM

Sytuacja hydrologiczno-meteorologiczna i prognozy na najbliższe dni dla Gorzowa Wielkopolskiego są pozytywne. Władze miasta uruchomiły sztab, który będzie koordynował pomoc gorzowian dla ofiar powodzi na południu Polski.

Poziom Warty jest niski. Dziś wynosi 193 centymetry, a stan ostrzegawczy jest ogłaszany przy 390 cm, stan alarmowy po przekroczeniu 490 cm. Zarówno Warta jak i zbiornik retencyjny w Jeziorsku mają poważne rezerwy; obecnie nic nam nie grozi – zapewnił prezydent Jacek Wójcicki.

Sala sesyjna została zamieniona w wielki magazyn, skąd dary z różnych zbiórek w mieście będą przewożone prawdopodobnie do Jeleniej Góry, gdzie funkcjonuje jeden z największych punktów ich redystrybucji.

Punkty odbioru darów zostaną uruchomione w każdej gorzowskiej szkole i przedszkolu.

Najbardziej potrzebne są; woda, koce, śpiwory, żywność oraz karma dla zwierząt.

Zbiórką odzieży zajmuje się Caritas przy ulicy Towarowej.

Wg Wydziału Promocji i Informacji

UM Gorzów Wielkopolski (Dariusz Wieczorek)

89 total views, no views today

ROZMOWA Z REŻYSEREM JERZYM MOSZKOWICZEM

  IMG_7785IMG_7786

Foto z arch. Jerzego Moszkowicza

Proszę scharakteryzować teatr, który Pan robił i robi.

Teatr jaki uprawiam jest relatywnie nowoczesny, ale nigdy nie jest w pościgu za nowoczesnością. W pewnym sensie jest to teatr dość tradycyjny, jednak specyficznie efektowny. Tworzony dla młodych widzów, z myślą o tym, żeby doświadczyli sztuki nieco innej od tego plastikowego mainstreamu, który spotykają na co dzień, szczególnie w filmie.  Nigdy nie robiłem przedstawień  mocno komercyjnych. Miałem to szczęście, że pracowałem w takim systemie, w którym młody widz był postrzegany jako partner w artystycznym dialogu, a nie tylko jako klient, kupujący bilet.

Czy już kiedyś współpracował Pan z gorzowskim teatrem, czy „Nieobecny_24” jest pierwszą sztuką, którą Pan reżyserował u Osterwy?

To jest mój drugi spektakl w tym teatrze. Rok wcześniej reżyserowałem tu sztukę „Chodź na słówko” autorstwa  Maliny Prześlugi.

Rozumiem, że dobrze się tutaj Panu pracowało, skoro podjął się Pan kolejnej reżyserii

Od dość dawna mam zaszczyt znać dyrektora teatru pana Jana Tomaszewicza. Ponad 30 lat byłem dyrektorem Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu, prowadziliśmy tam wiele projektów związanych z dramaturgią i teatrem dla dzieci, na których gościliśmy także i Pana Jana.

Obecnie mam więcej czasu, bo od dwóch lat przebywam na emeryturze i tak się złożyło, że dyrektor zaproponował mi współpracę. Jeśli chodzi o spektakl Nieobecny_24, to nastąpiła pewna zbieżność, teatr szukał propozycji dla młodzieży, a ja przedstawiłem kilka propozycji i ta najbardziej się spodobała.

Jest Pan specjalistą w tematyce dziecięcej i młodzieżowej, jak Pan się przygotował do realizacji tego spektaklu. Czy było to trudne wyzwanie, tym bardziej, że są to czasy  internetu i smarfonów?

Dość specyficzne były te przygotowania, związane z tekstem dramatu, który został napisany 25 lat temu, więc wymagał pewnego rodzaju aktualizacji. Wtedy rzeczywistość była zupełnie inna, internet i telefonia komórkowa dopiero raczkowały, nie odgrywały większej roli w życiu społecznym.  Zatem Krystyna Chołoniewska, autorka dramatu, na moją prośbę przeprowadziła pierwszą aktualizację tekstu, a potem oddała mi go ze zgodą, abym nadal nad nim pracował. Oczywiście założenie było takie, że to, co jest głównym problemem tej sztuki się nie zmieniło. Natomiast to, co jest rzeczywistością wpływającą na postawy bohaterów uległo wielkiej przemianie.

Jak można zinterpretować tytuł spektaklu? Nieobecny_ 24. Kilka scen z życia rodziców?

W mojej intencji dopisek „_24” miał oznaczać, że mówimy o nowym wariancie dramatu, z 2024 roku. Jednak tytuł w takim wydaniu okazuje się niejednoznaczny. Już słyszałem taką interpretację, że są to 24 godziny z życia rodziców. Sama sztuka ma jeszcze ważny podtytuł: „Kilka scen z życia rodziców”. To są rzeczywiście dość luźno połączone obrazy z rodzinnego  życia. Natomiast nie ma tu takiej tradycyjnej, linearnej narracji teatralnej.

Czy tematyka jest obciążająca którąś ze stron, młodych, czy może rodziców?

To widz powinien rozsądzać. Ale też nie ma tu sporu o racje, to raczej naturalny konflikt postaw, typowy dla konfliktu pokoleń. Każdy młody  człowiek, kiedy zaczyna dorastać, zaczyna przenosić swoje zainteresowania poza rodzinę i to jest proces zupełnie naturalny. Może jednak przebiegać w sposób dość zróżnicowany.

Nieobecny_24 przedstawia rozterki rodziców, którzy odkrywają, że dziecko nagle – jak im się wydaje – znika z domu,  w sensie dosłownym i w sensie metaforycznym. I trudno powiedzieć, że to dziecko jest tu czemuś winne. Za to matka chłopaka obwinia się mocno za zaistniałą sytuację. Ale też pada taka kwestia ojca: „najgorsze to babrać się w przeszłości – musimy pomyśleć o przyszłości”.

Jednym z powodów tej inscenizacji jest myśl, żeby wśród tych młodych ludzi wywołać pewnego rodzaju empatię wobec rodziców. Wywiercamy taką dziurkę do pokoju rodziców i pokazujemy, jak starają się ogarnąć szokującą ich sytuację nieobecności syna. Wygląda na to, że chcą postępować dla dobra dziecka, ale nie bardzo  potrafią to zrobić.

Jakie korzyści intelektualne po obejrzeniu tego spektaklu może osiągnąć młody człowiek?

Ja w tym spektaklu będę szanował każdy odbiór. Taki intelektualny z próbą analizy postawy rodziców, ale także emocjonalny, kiedy okażemy im współczucie albo, że przestaniemy ich lubić.

Już wiem z rozmów popremierowych, że widzowie bardzo nakładają na przedstawienie sceny z własnego życia, twierdząc: – U mnie też tak było! – Tu chodzi chyba o rodzaj zwierciadła,  które przejdzie przez scenę i widzowie się w nim sami zobaczą. To może być pewnego rodzaju powodem do refleksji o swojej rodzinie i swoim wobec niej postępowaniu.

Jeszcze spektaklu nie widziałam, ale z doświadczenia ostatnich czasów widzę, że spektakle przeznaczone dla młodzieży są często dramatyczne, z ciemną scenografią. Czy nie byłoby lepiej pokazywać jasnej strony życia, zachęcając do jej powielania. Jaki to jest gatunek?

To jest melodramat, a chwilami nawet tragifarsa. Czy on jest przygnębiający? To zależy… W rozmowach po premierze słyszałem różne interpretacje, co mnie oczywiście bardzo ucieszyło, bo jak się tworzy finał otwarty, a tak się właśnie przedstawienie kończy, to chce się, aby ludzie odczytywali zakończenie po swojemu. I wśród tych rozmów były takie, że to jest smutny koniec, ale były też takie, które twierdziły, że jest radosny, szczęśliwy.

Na zakończenie poproszę aby przybliżył Pan trochę informacji o sobie i rodzinie. Wiem, że z żoną obchodzić Pan będzie 44 rocznicę małżeństwa.

Tak, ślub braliśmy w roku 1980. Mamy syna, który mieszka poza granicami Polski, ale nie jest to bardzo daleko więc spotykamy się kilka razy w roku.

Jak i gdzie odpoczywa Pan w wolnych chwilach, bo chyba takie są? 

Po wybuchu epidemii kupiliśmy ogródek z małym domkiem  pod Poznaniem i właśnie teraz siedzę sobie w tym domku, odpoczywam, czytam książkę, a za chwilę pójdę popływać w jeziorze, do którego mam 5 minut spacerkiem.

Rozumiem, że jako prawdziwy mężczyzna kosi Pan w tym ogródku trawę?

A właśnie w tym roku zaryzykowałem i nie kosiłem. Poszedłem za radą przyrodników, żeby trawy nie kosić gdy jest susza. A że jest ogromna, więc dopiero ją skoszę na jesień.

Czy ma Pan jeszcze jakieś inne pasje oprócz ogrodu i tych ściśle twórczych?

W ogrodzie kontempluję lipę, brzozę i przepiękne okazy świerków. Jeśli chodzi o pasje twórcze, to pracuję nad kilkoma pomysłami teatralnymi dla dzieci. W tej chwili literacko niczego na biurku nie mam, ale w głowie – tak.

Inną moją pasją jest piłka  nożna. Jestem kibicem futbolu, ale tylko w telewizji,  dlatego, że nie odpowiada mi to, co się dzieje na większości stadionów. Ciekawi mnie tylko gra, nie muszę więc jej oglądać z trybun, wolę luksusowo, na ekranie tv.

Czasem jeżdżę rowerem. Spaceruję. Myślę. Jestem aktywny.

 „Nieobecny_24. Kilka scen z życia rodziców” – autorstwa Krystyny Chołoniewskiej.

Sztuka wystawiana jest w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim w ramach Miejskiego Programu Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych oraz Przeciwdziałania Narkomanii na lata 2023-2026.

Jerzy Moszkowicz – Absolwent teatrologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W latach 1976-90 twórca, autor i reżyser Teatru Jan. Reżyseruje spektakle teatralne, programy i filmy telewizyjne przeznaczone dla młodych widzów. Prezydent Międzynarodowego Centrum Filmu dla Dzieci i Młodzieży CIFEJ (1996-2002).

Rozmawiała Wanda Milewska

164 total views, no views today

ROZMOWA Z SIOSTRĄ FELICJANKĄ

S. felicjanka

Siostra Katarzyna Pigul ze Zgromadzenia Sióstr Felicjanek, obchodzi w tym roku 25-lecie życia zakonnego. Jest katechetką w SP 3 w Kołobrzegu, koordynatorem katechetów przy parafii konkatedralnej WNMP i opiekunką Scholi „Kołobrzeskie Nutki”.

WM: Z jakiego rejonu Polski siostra pochodzi, gdzie się siostra urodziła i czy wychowanie w domu wpłynęło na decyzję o podjęciu drogi zakonnej?

S. Katarzyna Pigul: Pochodzę z małej miejscowości na Mazowszu w diecezji drohiczyńskiej, z parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Sadownem, która w tym roku obchodzi swoje 500-lecie. Mam młodsze rodzeństwo: siostrę i brata.

Jeśli chodzi o decyzję podjęcia życia zakonnego, to uważam, że Pan Bóg przychodzi z łaską powołania wtedy kiedy chce i do kogo chce, niezależnie od okoliczności i predyspozycji, bo Pan Bóg patrzy na pragnienie serca i poprzez serce do nas mówi. Wspominam o tym dlatego, że nie znałam wcześniej sióstr felicjanek i w ogóle nie miałam kontaktu z siostrami, gdyż w mojej parafii nie ma domu zakonnego. Owszem, jest dużo powołań kapłańskich i zakonnych czy misyjnych, ale na co dzień nie spotykałam sióstr.

Myślę, że ważną rolę w moim życiu wiarą odegrała babcia, która była głęboko wierzącą kobietą i tak wychowywała swoje dzieci. W moim rodzinnym domu każda niedziela rozpoczynała się od wspólnego uczestnictwa we Mszy św.

Jako dziecko należałam do koła różańcowego, z innymi dziećmi modliłam się na nabożeństwach majowych przy kapliczce, a potem w czerwcu pod krzyżem. To wszystko było czymś naturalnym. Wiara i pragnienie Boga rodziło się poprzez przykład wiary w rodzinie.

Jak siostra trafiła do Zgromadzenia Sióstr Felicjanek?

S.KP: Powołanie odkryłam w klasie maturalnej. Wcześniej myślałam o życiu rodzinnym, bo innego nie znałam. Przełomowym dla mnie momentem była pielgrzymka maturzystów na Jasną Górę. Ksiądz katecheta, wyznaczył mnie do czytania tekstu w czasie nocnego czuwania w jasnogórskiej bazylice. Dzięki temu znalazłam się przed samym obrazem Matki Bożej, uniosłam wysoko głowę i wtedy poczułam jakby Ona do mnie przemówiła, przemówiła do mojego serca, do głęboko ukrytych pragnień.

Myślę, że te wszystkie codzienne pacierze, które jako dziecko odmawiałam, może nawet nieświadomie, z przyzwyczajenia, te różańce, litanie, pieśni maryjne, wtedy wybrzmiały. Wiedziałam, że Maryja czegoś ode mnie chce, że jest wyraźnie obecna w moim życiu.

Powiedziałam koleżance z liceum, że chcę iść do klasztoru ale mam problem, bo nie znam żadnych sióstr. Odpowiedziała, że była kiedyś na pieszej pielgrzymce do Częstochowy, w której szły także siostry i jedna z nich dała jej folder z adresem: Siostry Felicjanki. Warszawa ul. Kościuszkowców 85.

Pojechałam tam, weszłam na teren klasztoru, potem do kaplicy, w której ujrzałam ogromny krucyfiks, umieszczony na ścianie prezbiterium. Nie szukałam już żadnego innego miejsca. Wiedziałam, że to jest mój dom.

W takim razie na podjęcie decyzji siostra długo nie czekała?

S.KP: Pan Bóg daje nam takie doświadczenie, że wiemy, iż to jest nasze miejsce, to jest właściwa decyzja i że to właściwy czas na jej podjęcie. Tak działa Duch Święty, prowadzi nas do tego, czego chce od nas Bóg. Pomaga nam to odkryć.

Wstąpiłam do Zgromadzenia Sióstr Felicjanek 10 października 1999 r. Była to bardzo ważna data w historii Zgromadzenia, a mianowicie setna rocznica śmierci naszej Założycielki bł. Marii Angeli Truszkowskiej. Wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Dzisiaj myślę, że przyprowadziła mnie do klasztoru Matka Angela. Odnalazłam się w jej charyzmacie, w jej pragnieniu kochania Boga i szukania Jego woli, w trosce o zbawienie wszystkich ludzi, w miłości do Eucharystii i adoracji oraz nabożeństwie do Matki Bożej. To wszystko w jakiejś mierze było obecne w moim dotychczasowym  życiu.

Nasz patron –  św. Feliks z Kantalicjo, którego imię z łac. znaczy szczęśliwy, tak jak Felicjanka to siostra szczęścia, jest także patronem dzieci. Dlatego oprócz katechechizacji podejmujemy się pracy pedagogiczno – wychowawczej. Prowadzimy przedszkola i szkołę podstawową, świetlicę socjoterapeutyczną i wiele innych form pomocy w miejscach naszego posługiwania.

Natomiast nie jest to jedyny rys naszego charyzmatu. Za przykładem Założycielki Matki Angeli, podejmujemy opiekę nad osobami starszymi, prowadząc Zakłady dla Chronicznie Chorych Kobiet, Dom Pomocy Społecznej czy Hospicjum.

Zauważam, że od siostry emanuje radość i ciepło, jak je siostra wydobywa?

S.KP: W sposób naturalny. Wiele cech naszego charakteru, temperamentu i sposobu bycia kształtuje się w nas od dziecka. Patrzymy na naszych rodziców, nauczycieli, tych, którzy nam imponują i przesiąkamy ich sposobem myślenia, działania, budowania relacji. Inne cechy wypracowujemy sami, na tym polega życie chrześcijańskie. To przyswajanie myślenia i działania Jezusa Chrystusa. Jaki On był wobec dzieci? Jak reagował, co mówił, odpowiadał i wyjaśniał?

Bardzo ważna jest obecność, bycie z drugim człowiekiem. Na lekcji na przykład bywają takie sytuacje, w których zaplanowany temat trzeba na bieżąco modyfikować. Było mi dane pracować we wszystkich typach szkół, także w gimnazjum i liceum. Pozwalam uczniom zadawać takie pytania, które są dla nich poszukiwaniem sensu życia, sensu Boga, modlitwy i przyszłości, by mogły pytać o to, co trudne, wymagające i usłyszeć prawdę, tę prawdę, którą przyniósł Chrystus w Ewangelii. Chodzi o to, żeby im niczego nie narzucać ale razem poszukiwać i odnajdywać światło i zrozumienie.

Staram się traktować dzieci jak osoby dorosłe. Nie można do nich mówić jakby z góry, oczywiście trzeba pamiętać, że są to dzieci ale chodzi o to, by czuły się traktowane na serio, że są ważne i wartościowe, warte uwagi dorosłych. Być może dlatego w ubiegłym roku samorząd uczniowski wybrał mnie na szkolnego rzecznika praw ucznia.

Jaki jest obecnie kontakt z uczniami, jak oni się zachowują, słyszy się opinie, że bywają aroganccy?

S.KP:  Z każdym rokiem jest trudniej uczyć, być może dlatego, że wiele rzeczy dzieci otrzymują zbyt łatwo. Do tego dochodzi częsty kontakt z telefonem, internetem, aplikacjami, tik tokami itd. I to jest ta trudność. Natomiast bardzo ważny jest kontakt z żywym człowiekiem, nie przez internet, nie przez ekran. Osobowe spotkanie jest bardzo ważne, mamy na siebie wpływ wtedy gdy rozmawiamy, wyrażamy się poprzez barwę głosu, intonację, a przede wszystkim kontakt wzrokowy i mimikę twarzy.

Jakie jest siostry zdanie na temat miejsca prowadzenia zajęć z religii, w szkole czy w salkach katechetycznych przy kościele?

S.KP: Uważam, że to co jest teraz, katecheza w szkole, jest dobre. Szkoła, w której pracuję posiada odpowiednie zaplecze materialne, są duże sale, wszystko to, co dziecku potrzebne do nauki, odpowiednia przestrzeń, tablice interaktywne, a przede wszystkim życzliwa atmosfera i dobra współpraca z rodzicami. Niektórzy mówią: teraz dzieci mają wszystko, mieć takie warunki to jest naprawdę coś wspaniałego.

Co by siostra powiedziała dziś do młodych ludzi?

S.KP: Młodzi ludzie są wspaniali. 15 sierpnia byłam na Jasnej Górze, widziałam mnóstwo młodzieży i młodych małżeństw z dziećmi. Praktycznie od 11 do 15 sierpnia przy jasnogórskim wzgórzu rozbijali namioty i tak pojawiało się miasteczko złożone z ludzi wierzących. Każdego dnia przybywały setki ludzi do Matki Bożej. Zobaczyłam, że Kościół żyje i że jest młody. Ludzie szli z drugiego krańca Polski. Na ich twarzach, pomimo zmęczenia, było widoczne szczęście i radość. Jedyne, co można im powiedzieć, to to, aby się nie zniechęcali, aby mocno trwali w tym, co daje im prawdziwe szczęście czyli życie wiarą, życie przykazaniami, życie sakramentalne.

Podczas tegorocznego obozu dla młodzieży, który organizuje Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia, towarzyszyłam młodym ludziom jako wychowawca grupy. Obóz odbył się w lipcu w diecezji bielsko-żywieckiej, a cały obóz liczył 800 osób – młodych ludzi, dla których wartości chrześcijańskie i dziedzictwo nauczania św. Jana Pawła II jest częścią ich życia. Wielokrotnie podczas zajęć, spotkań i modlitwy mogłam uczyć się od nich, co to znaczy w dzisiejszym świecie być człowiekiem wiary. Byłam z nich dumna.

Jest siostra opiekunką scholi. Gra siostra na gitarze i śpiewa, czy jeszcze na jakimś instrumencie siostra akompaniuje?

S.KP: Gram tylko na gitarze. To była kwestia potrzeby, otrzymałam do prowadzenia scholę więc postanowiłam nauczyć się grać i intensywnie ćwiczyć. Jeśli Pan Bóg nam daje jakieś zadanie to daje sposobność do jego wykonania.

Ile jest osób w scholi i czy sama siostra tę scholę prowadzi?

S.KP: „Kołobrzeskie Nutki” – tak nazywa się parafialna schola. Obecnie jest około trzydziestu osób ale każdy kto chce śpiewać może przyjść do scholi. Jest duża rozpiętość wiekowa od przedszkolaków po ósme klasy i młodzież ponadpodstawową, dlatego pomaga jeszcze jedna siostra i od tego roku włączyła się pani katechetka. Charakterystycznym strojem scholi są niebieskie peleryny z białymi kołnierzykami i wyszytymi nutami.

Niedzielna Eucharystia z udziałem dzieci przyciąga całe rodziny z dużymi i małymi dziećmi bo tu czują się jak w domu, w którym mogą się razem modlić i uwielbiać Boga, by w ten sposób przekazywać wiarę następnemu pokoleniu.

Czy siostra czuje potrzebę misji, wyjazdu gdzieś?

S.KP: Nie czuję takiej potrzeby. Moja misja to jest to miejsce, do którego posyłają mnie przełożeni. Można wyjechać gdzieś daleko i tam pełnić misję ale czasem trudniej jest dzień za dniem, miesiąc za miesiącem i rok za rokiem być w tym samym miejscu i dawać świadectwo swojej wiary, świadectwo o żywym Bogu, który działa w moim życiu.

Bywa tak, że to dzieci przyciągają rodziców do kościoła, i pojawiają się chęci do przyjęcia sakramentu małżeństwa czy chrztu. Pan Bóg korzysta z nas jako narzędzi do przyprowadzania innych ludzi do Niego. W naszym charyzmacie zawarta jest troska o zbawienie wszystkich ludzi. Nie muszę wyjeżdżać daleko żeby troszczyć się o innych. Wystarczy, że jednego człowieka doprowadzę do zbawienia, a moje życie będzie spełnione.

Na zakończenie, proszę aby siostra powiedziała, jak się modlić, bo nie jest to takie proste jak się może wydaje.

Modlitwa dla chrześcijanina powinna być czymś naturalnym. Ważne, aby prowadzić życie sakramentalne, czyli uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii, przyjmować Komunię św., przystępować do sakramentu pokuty. Jednak nie chodzi tylko o wyjątkowe sytuacje i czas, który przeznaczamy na modlitwę. Chodzi o to, by nadać intencję mojemu dniu, który się rozpoczyna. Cokolwiek zadzieje się tego dnia, jeżeli oddam go Bogu, zawierzę wszystkie sprawy i ludzi, których spotkam, to Pan Bóg przyjdzie z łaską, będzie błogosławił. Kiedy czynię rano znak krzyża, rozpoczynam dzień z Bogiem. Jezus oddał za mnie życie. Co ja mogę Mu w zamian dać? Czasem to jest niewiele, ale w Jego oczach ma zawsze dużą wartość.

Kiedyś usłyszałam zdanie, które towarzyszy mi, gdy mówię o modlitwie lub gdy słyszę, że ludzie nie mają czasu, by się modlić. Brzmi tak: Kto ma czas dla Boga, dla tego Bóg ma wieczność. Dlatego warto starać się o codzienną rozmowę z Bogiem na modlitwie i życie w łasce uświęcającej, bo nic lepszego nie może nas spotkać, jak życie wieczne z Tym, Który nas kocha.

Rozmawiała Wanda Milewska

 

 

171 total views, no views today

ŚWIATOWEJ SŁAWY SKRZYPACZKA W KOŁOBRZESKIEJ BAZYLICE

 213

Foto Grzegorz Milewski

Setki miłośników muzyki klasycznej przybyło 7 września do bazyliki Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kołobrzegu na koncert światowej sławy skrzypaczki Bomsori Kim oraz Orkiestry Filharmonii Poznańskiej pod batutą Łukasza Borowicza. Podczas wieczornego koncertu zaprezentowano repertuar od muzyki klasycznej W.A. Mozarta po muzykę filmową Wojciecha Kilara.

31

Foto wm

Konkatedra kołobrzeska, której proboszczem jest ks. dr Andrzej Pawłowski, po Mszach św. bywa także miejscem kontaktu z wielką kulturą. W sierpniu w tej świątyni zakończył się Festiwal „Muzyka w katedrze”, podczas którego jako wspólne wydarzenie Poznania i Kołobrzegu odbył się koncert św. Marcina w ramach trwającego mostu kulturalnego obu miast.

Kołobrzeg pretenduje do bycia europejską stolicą kultury w 2029 roku, dlatego, jak powiedziała zapowiadająca muzyczne wydarzenie Wioletta Kowalska z Regionalnego Centrum Kultury im. Zb. Herberta, wszyscy mieszkańcy pomagają aby ten zaszczytny tytuł osiągnąć. Obecnie  miasto znalazło się w ścisłym finale wśród czwórki miast, z których jedno zostanie stolicą kulturalną. Ale same starania o ten tytuł już przynoszą miastu wiele dobrego – powiedziała Kowalska.

W bazylice podczas koncertu wśród tłumnie zgromadzonych melomanów byli m.in. prezydent Kołobrzegu Anna Mieczkowska i dyr. Filharmonii Poznańskiej Wojciech Nentwig.

Bomsori Kim wykonała I Koncert skrzypcowy g-moll op. 26 Maxa Brucha z towarzyszeniem Orkiestry Filharmonii Poznańśkiej.

O kompozytorach i prezentowanych utworach opowiadał dyrygent Łukasz Borowicz, który m.in. wiele miejsca poświęcił sylwetce Wojciecha Kilara i jego twórczości, która powstawała w oparciu o klasykę. Mówił o niezwykłych kompozycjach W.A. Mozarta.

Natomiast o skrzypaczce Bomsori, powiedział, że jest artystką emanującą radością. Z zadowoleniem wspomniał, że koreańska przyjaciółka jest ambasadorką Grażyny Bacewicz.

Bomsori Kimpołudniowokoreańska skrzypaczka jest laureatką wielu konkursów muzycznych. Podczas XV Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu w 2016 roku zdobyła drugą nagrodę, nagrodę krytyków oraz dziewięć dodatkowych nagród specjalnych.

– W czerwcu 2018 roku, koncertem z Rafałem Blechaczem w Filharmonii Poznańskiej, rozpoczęła ich wspólne tournees po Europie, Azji i USA z sonatami na skrzypce i fortepian Wolfganga Amadeusa Mozarta, Gabriela Fauré, Claude’a Debussy’ego i Karola Szymanowskiego – informuje portal Filharmonii Poznańskiej im. Tadeusza Szeligowskiego.

Łukasz Borowiczszef Orkiestry Filharmonii Poznańskiej. Urodził się w 1977 roku w Warszawie. Studiował w klasie Bogusława Madeya w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina, tam też uzyskał tytuł doktora w dziedzinie dyrygentury pod kierunkiem Antoniego Wita. W latach 2007-2015 pełnił funkcję dyrektora artystycznego Polskiej Orkiestry Radiowej, a w latach 2006-2021 był I dyrygentem gościnnym Orkiestry Filharmonii Poznańskiej. Jako dyrygent operowy zadebiutował w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie Don Giovannim Wolfganga Amadeusa Mozarta, a od tego czasu poprowadził tam ponad 180 przedstawień operowych i baletowych.

Mimo późnej pory koncertu w bazylice, słuchacze wymusili brawami na orkiestrze powtórne wykonanie poloneza Wojciecha Kilara.

 

 

 

153 total views, no views today

NARODOWE CZYTANIE W KOŁOBRZESKIEJ BIBLIOTECE

Bez nazwyBez nazwy3Bez nazwy12Bez nazwy4

Foto z arch. Gabrieli Wojtczak

W Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Galla Anonima w Kołobrzegu odbyło się wspólne czytanie  jednego z najważniejszych dzieł polskiej literatury – „Kordiana” Juliusza Słowackiego. W roli głównej wystąpił Wojciech Kowalski – aktor Bałtyckiego Teatru Dramatycznego. Role drugoplanowe czytali poeci ze Stowarzyszenia Kołobrzeskich Poetów, bibliotekarze oraz zaproszeni goście.

Juliusz Słowacki napisał Kordiana podczas pobytu w Szwajcarii. Utwór po raz pierwszy ukazał się drukiem w 1834 roku w Paryżu i należy do najważniejszych dokonań literackich poety. Autor ukazał w nim obraz epoki i romantyczną wizję losów pokolenia polskich konspiratorów, punktem wyjścia czyniąc spisek podchorążych, związany z przygotowaniami do zamachu na cara. Główny temat odnosi się do powstania listopadowego, m.in. poprzez analizę przyczyn i skutków klęski wolnościowego zrywu. W kolejnych częściach dramatu przeplatają się motywy realistyczne i fantastyczne, a nastrojowa sceneria podkreśla symboliczny wymiar dzieła, którego kluczowym zagadnieniem jest kwestia narodowowyzwoleńcza.

Akcja Narodowego Czytania została zainicjowana w 2012 roku i odbywa się pod honorowym patronatem Pary Prezydenckiej RP.

Kołobrzeskie, wspólne czytanie dramatu poprzedzone zostało warsztatami wytwarzania okolicznościowych przypinek oraz dekorowanie lukrem królewskim biało-czerwonych serduszek. Była możliwość odbicia pamiątkowego stempla.

74 total views, no views today

BOMSORI KIM ZAGRA W KOŁOBRZESKIEJ BAZYLICE

rck-24-bomsori-plakat

Światowej sławy skrzypaczka Bomsori Kim i Orkiestra Poznańska pod batutą Łukasza Borowicza wystąpią 7 września o godz. 20.30 w kołobrzeskiej bazylice WNMP, prezentując repertuar od muzyki klasycznej W.A. Mozarta po muzykę filmową Wojciecha  Kilara.

Na koncert zapraszają Prezydent Kołobrzegu Anna Mieczkowska oraz Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak w ramach mostu kulturalnego pomiędzy miastami.

Bomsori Kim – południowokoreańska skrzypaczka jest laureatką wielu konkursów muzycznych. Podczas XV Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu w 2016 roku zdobyła drugą nagrodę, nagrodę krytyków oraz dziewięć dodatkowych nagród specjalnych.

– W czerwcu 2018 roku,  koncertem z Rafałem Blechaczem w Filharmonii Poznańskiej, rozpoczęła ich wspólne tournees po Europie, Azji i USA z sonatami na skrzypce i fortepian Wolfganga Amadeusa Mozarta, Gabriela Fauré, Claude’a Debussy’ego i Karola Szymanowskiego. Wkrótce po poznańskim koncercie artyści dzieła te (oraz Nokturn nr 20 Fryderyka Chopina) nagrali na płytę dla wytwórni Deutsche Grammophon, która ukazała się w styczniu 2019 roku – informuje portal Filharmonii Poznańskiej im. Tadeusza Szeligowskiego.

Łukasz Borowicz – szef Orkiestry Filharmonii Poznańskiej. Urodził się w 1977 roku w Warszawie. Studiował w klasie Bogusława Madeya w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina, tam też uzyskał tytuł doktora w dziedzinie dyrygentury pod kierunkiem Antoniego Wita. W latach 2007-2015 pełnił funkcję dyrektora artystycznego Polskiej Orkiestry Radiowej, a w latach 2006-2021 był I dyrygentem gościnnym Orkiestry Filharmonii Poznańskiej. Jako dyrygent operowy zadebiutował w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie Don Giovannim Wolfganga Amadeusa Mozarta, a od tego czasu poprowadził tam ponad 180 przedstawień operowych i baletowych.

REPERTUAR:

  • Wolfgang Amadeus Mozart
    Uwertura do opery Dyrektor teatru 
  • Max Bruch
    I Koncert skrzypcowy g-moll op. 26
  • Wojciech Kilar
    Walc z filmu Trędowata 
  • Wojciech Kilar
    Mazur z filmu Zemsta
  • Wojciech Kilar
    Walc z filmu Ziemia obiecana
  • Wojciech Kilar
    Suita z muzyki filmowej do filmu Pan Tadeusz

66 total views, no views today

GORZOWSKI KOŚCIÓŁ HARMONIJNIE WKOMPONOWANY W DAWNE OGRODNICTWO

POWOJENNE DZIEJE PARCELI U ZBIEGU ULIC MATEJKI I ŻEROMSKIEGO  W GORZOWIE WIELKOPOLSKIM. KOŚCIÓŁ HARMONIJNIE WKOMPONOWANY W DAWNE OGRODNICTWO

IMG_0224IMG_0229IMG_0230

40 lat temu, 9 września 1984 roku biskup Wilhelm Pluta powołał w Gorzowie Wielkopolskim na osiedlu Staszica parafię pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Po długich staraniach przyznano Kościołowi na ten cel teren zajmowany dotychczas przez państwowe gospodarstwo ogrodnicze.

36 lat ogrodnictwa w powojennych latach 1945-1981

Zaraz po wojnie, pierwszym ogrodnikiem w gospodarstwie u zbiegu ulic: Jana Matejki i Stefana Żeromskiego w Gorzowie był Wincenty Stróżyk (1911 – 1999). O opustoszałym ogrodnictwie dowiedział się przypadkowo, zatrzymując się na krótko u rodziny w Poznaniu, po powrocie z przymusowych robót w Niemczech. Na stałe Wincenty Stróżyk wraz z rodziną zamieszkał w Gorzowie przy ul. Mieszka I, w styczniu 1946 r. Ogrodnictwo prowadził do 1949 roku, później przeszedł do pracy w Instytucie Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa przy ul. Teatralnej, gdzie pozostał aż do emerytury.

W gospodarstwie na Żeromskiego zastąpił go Leon Krzyżowski (1920 – 2011), który nie tylko tutaj pracował do 1952 roku ale i mieszkał w niewielkim domku wraz z żoną Wandą (1928 – 2008), później również z córeczką Marią Jolantą. W ogrodnictwie wtedy uprawiało się różnorodne rośliny. Każdy skrawek pola był wykorzystany. Na ciepłych skłonach dojrzewały w gruncie pomidory, a na drzewach morele i brzoskwinie. Już w lutym zakładano inspekty głębokie na tzw. gorącym spodzie z prawdziwego końskiego obornika. Ogrodnicy brali go z pobliskiego BIOWETU-u, wjeżdżając do dwupoziomowych stajni wozem konnym od ul. Moniuszki. Zielony towar szedł od ręki. Wiosną bardzo dobrze sprzedawały się rozsady warzyw: kapusty, pomidorów, kalafiorów, kalarepy, ale też flance kwiatów. Latem były w cenie warzywa i owoce prosto z pola. Kupowały je zarówno okoliczne gospodynie jak i małe sklepy. Przez cały rok szły kwiaty doniczkowe – paprocie, fiołki, prymule, azalie, cynerarie, kalie, hortensje, róże cięte.

Nowy rozdział w dziejach gospodarstwa przyniósł rok 1950. Wtedy ogrodnictwo, uchwałą Miejskiej Rady Narodowej z 15 czerwca 1950 r. weszło w skład przedsiębiorstwa komunalnego pod nazwą Miejski Zakład Ogrodniczy jako ogrodnictwo nr 2, ogrodnictwo nr 1 funkcjonowało przy ul. Kosynierów Gdyńskich 46. Odtąd gospodarstwo zamiast warzyw na talerze zaczęło produkować rośliny ozdobne na potrzeby zieleni miejskiej. Na polach nie rosły już pomidory ale pojawiły się bratki, stokrotki, niezapominajki, różnorodne byliny oraz drzewa i krzewy ozdobne. W ciepłych inspektach czekały na obsadzenie kwietników rozsady: begonii, szałwii, aksamitki, żeniszka, pelargonii, santoliny, lobelii, portulaki i inne. W tym czasie miejskim ogrodnictwem aż do jego likwidacji w 1981 roku kierował Hieronim Śmidoda (1914 – 1984). Domek po wyprowadzce Krzyżowskiego zamieniono na magazynowo – gospodarczy, dobudowano mnożarkę. Po latach Krzyżowski wspominał – Zmiana przebiegła pokojowo. Śmidoda wraz z rodziną mieszkał w budynku przy ul. Kosynierów Gdyńskich, a dojeżdżał do pracy na rowerze do ogrodnictwa przy ul. Koniawskiej, gdzie było także ładne mieszkanie, niepotrzebne Hirkowi. Dogadaliśmy się łatwo, ja objąłem gospodarstwo i dom przy Koniawskiej, Śmidoda miał blisko na Żeromskiego. Później Krzyżowski prowadził własne ogrodnictwo przy ul. Kwiatowej 37. Za Śmidody poza produkcją ważny był wzorowy porządek i dyskrecja. W mieście krążyły legendy o rywalizacji między Śmidodą a Florianem Cichowiczem (1921 – 1999), ogrodnikiem z ul. Kosynierów Gdyńskich. Obaj w głębokiej tajemnicy trzymali informację, kiedy zakwitną np. pędzone hiacynty czy tulipany (teraz są to kwiaty niemal całoroczne, wówczas pojawiały się w ściśle określonych terminach). Dorodniejsze lub wcześniejsze kwiaty u jednego, drugiego przyprawiały o „długi ból głowy”.

Mimo powojennej biedy zapotrzebowanie na rośliny ozdobne było spore. Miasto organizowało się na nowo. Do pracy na jego rzecz zachęcano w latach 50. i 60. w ramach różnych akcji i czynów społecznych pod hasłami: W Gorzowie kwiaty i zieleń do pracy obywatele albo Trzy godziny twojej pracy – to kwitnący i zielony Gorzów.

1 czerwca 1975 r. gród nad Wartą był nie tylko siedzibą rozległej Diecezji Gorzowskiej, ale wybił się na samodzielną stolicę Województwa Gorzowskiego. Miasto rangi wojewódzkiej miało tonąć w zieleni i kwiatach, zgodnie z hasłem Gorzów miastem pięknym i nowoczesnym. Podstawą do jego upiększania była produkcja roślinna z własnych, miejskich zakładów, wspomagana materiałem z renomowanych szkółek jak Arboretum w Kórniku koło Poznania.

Ogrodnictwo przy ul. Żeromskiego uległo likwidacji 31 maja 1981 r. Hieronim Śmidoda przeszedł na emeryturę. Pozostali pracownicy znaleźli pracę w ogrodnictwie przy ul. Kosynierów Gdyńskich bądź w innych działach Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej, zresztą też nieistniejących od wielu już lat. Po 1989 r. zarówno ogrodnictwo jak i inne zakłady PGK zostały zlikwidowane w ramach przemian ustrojowych.

40 lat parafii pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski

IMG_0256IMG_0121IMG_0116IMG_0245

Decyzja o budowie kościoła w miejscu ogrodnictwa na osiedlu Staszica zapadła 30 maja 1979 roku z okazji pierwszej pielgrzymki do Polski papieża Jana Pawła II. Natomiast przekazanie terenu o powierzchni 3,0161 ha parafii katedralnej nastąpiło wraz z rozwiązaniem ogrodnictwa z dniem 31 maja 1981 roku. Budowę rozpoczął ówczesny proboszcz parafii katedralnej ks. Władysław Sygnatowicz. Według zamierzeń Sługi Bożego bpa Wilhelma Pluty miała tu powstać nowa katedra. Jednak okazało się, że niestabilny grunt w niecce otoczonej wieżowcami i zalewanej ciągle wodą, nie nadawał się pod taką dużą budowlę. Powstała więc tylko część planowanej świątyni, krytykowana często za bunkrowaty kształt, z pękającymi, skośnymi ścianami, na których trudno było nawet powiesić religijne obrazy.

9 września 1984 r. bp Wilhelm Pluta dekretem powołał parafię pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski przy ul. Żeromskiego 21 w Gorzowie Wielkopolskim. Pierwszym proboszczem został ks. Kazimierz Helon. Następnie posługę proboszcza sprawowali kolejno: ks. Eugeniusz Jankiewicz, ks. Mieczysław Wykrota, ks. prof. Roman Harmaciński, ks. Roman Litwińczuk, ks. Grzegorz Polowczyk i obecnie ks. dr Tomasz Sałatka.

W 1998 roku ks. proboszcz Roman Harmaciński (1935 – 2022) przystąpił do rozbudowy pierwotnego, o wiele za małego kościoła w odniesieniu do zadań duszpasterskich ciążących na największej wówczas parafii w mieście. W wyniku rozbudowy powstała nowa bryła kościoła z obszerną nawą główną i wystrojem wnętrza oraz kaplicami bocznymi: chrzcielną, św. Weroniki i Matki Bożej Sybiraków. Od września 2007 r. kościół jest Sanktuarium św. Weroniki Giuliani.

Główne wejście do świątyni wskazuje figura św. Weroniki Giuliani, a tuż obok Krzyż Misyjny upamiętniający, jak głosi napis: Misje św. peregrynacyjne 1-8.09.1991 Prowadzili Księża Saletyni. Przed lewym bocznym wejściem znajduje się kamienny głaz z przytwierdzoną tablicą opisującą historię Białego Krzyża „Solidarności” umieszczonego na ścianie kościoła wraz z tablicą pamiątkową usytuowaną obok krzyża.

Rozległy przykościelny teren porastają ozdobne drzewa, krzewy, róże i byliny. Jeszcze nie tak dawno przy ich pielęgnacji można było spotkać rezydenta ks. kanonika Stanisława Starczyńskiego (ostatnio mieszka poza parafią). W różnogatunkową zieleń wkomponowano wiele figur i innych dzieł sprzyjających modlitewnej celebracji. Do nich należy czternaście Stacji Drogi Krzyżowej zakończone kapliczką z rzeźbą przedstawiającą Matkę Bożą trzymającą na kolanach zdjętego z krzyża zmarłego Jezusa. Są również groty: Matki Bożej Fatimskiej i Ojca Pio oraz figury – św. Jana Pawła II, Chrystusa Frasobliwego, Świętej Rodziny. Przemierzając kościelne alejki uderza harmonijne wkomponowanie kościoła wraz z całym otoczeniem duszpasterskim w dawne ogrodnictwo, z zachowaniem ukształtowania terenu oraz bogatą szatą roślinną.

Jubileuszowe uroczystości związane z 40. rocznicą powołania parafii przewidziano na niedzielę 8 września 2024. Z tej okazji powstaje wystawa zdjęć pt. „40 lat parafii opowiedziane fotografią”.

Więcej o parafii i sanktuarium:

https://www.nmpkp.pl/a/historia-parafii-1

https://www.nmpkp.pl/a/sanktuarium-1

Tekst i foto Helena Tobiasz

Na zdjęciach z archiwum autorki – ogrodnictwo przy ul. Żeromskiego w latach 60. oraz teren parafii – sierpień, wrzesień 2024.

159 total views, no views today