W AMERYCE O KULTURZE

Podobno, jednym ze spokojnych miejsc na świecie jest stan Kansas, być może dlatego Elżbieta i Roman przybyli do Stanów Zjednoczonych 28 lat temu z polskiego Poznania. Tutaj urodziły się ich dzieci, tu młody inżynier i farmaceutka znaleźli pracę. Obecnie mają już wnuki. Chcą przyjechać do Polski ale to wszystko z wolą Bożą. Jeśli Bóg pozwoli to może także w Polsce się spotkamy. Na razie to my jesteśmy u nich z wizytą.

Elżbieta ugotowała ojczyźniany bigos, ziemniaki na parze, pierogi i obowiązkowo mizerię  ze specjalnie wyszukanych świeżych ogórków, przygotowane po poznańsku czyli słodko-kwaśno. Wszystkie dania stały już na stole w jadalni. Tylko desery były niewidoczną niespodzianką, pyszny sernik i sałatka owocowa. Dla mnie największą niespodzianką była dobra kawa. Jak się później okazało kupiona przez internet.

Zanim zasiedliśmy do stołu, odbyliśmy kurtuazyjne rozmowy aby następnie zwrócić uwagę na polskie symbole znajdujące się w domu. Na pierwszym planie znajdowały się albumy z papieżem Janem Pawłem II, z Krakowem, Wawelem ale również z Chopinem. Na pianinie cały zestaw nut łącznie z polskimi kolędami. W salonie przy kominku rzeźba św. Bernadetty, na ścianach między innymi obrazy Matki Boskiej z Guadalupe i Jezusa z Całunu Turyńskiego. Zdjęcie Jezusa z Całunu przygotowane zostało także dla nas w prezencie.

Ich dom nie był jeszcze ozdobiony na obchody Dnia Niepodległości, przypadający 4 lipca i nie wiem czy będzie, być może, natomiast na drzwiach wejściowych widnieje wizerunek Jezusa Miłosiernego według wizji s. Faustyny.

Kiedy poproszono wszystkich do stołu, Elżbieta stanowczym tonem poprosiła: – Wando rozpocznij modlitwę, proszę. Bez zająknięcia rozpoczęłam „Ojcze nasz”, a potem „Panie Boże pobłogosław te dary, które z Twej szczodrobliwości spożywać będziemy. Błogosław tym, którzy je przygotowali i tym, którzy spożywać je będą. Amen.
Przy wyrazie „szczodrobliwości”, trzeba się mocno trzymać, aby w powadze wytrzymać, ponieważ Amerykanie mają problem z poprawnym wypowiedzeniem tego słowa. Elżbieta problemu nie miała, tę samą modlitwę w domu rodzinnym jej wszczepiono.

Na jednej ze ścian jadalni wisi obraz bł. Jerzego Popiełuszki. Okazało się, że Roman raz w tygodniu o północy przez dwie godziny Adoruje Najświętszy Sakrament w kościele św. Michała Archanioła. Po nim przychodzi Amerykanin na kolejne dwie godziny. Któregoś razu ten kolega modlitewny przyniósł Romanowi w prezencie wizerunek polskiego Błogosławionego. Roman chcąc się odwdzięczyć zaproponował mu dwa filmy o Popiełuszce, w odpowiedzi usłyszał podziękowanie z informacją, że on już dawno je obejrzał a do tego ma w swojej filmotece.

Z kolei Elżbieta przypomniała sobie, że gromadzi czasopisma z Polski „Ludzie i wiara”. Natychmiast przyniosła kilka z nich aby nam wręczyć do poczytania, a jeśli chcemy możemy przekazać innym. Potem rozmowa zeszła na różne tematy, panowie dyskutowali o fizyce i wszechświecie, o motoryzacji i roślinach. Panie o kulturze, teatrach i operach. A skoro o operach, to Roman przypomniał, że Elżbiety kuzynka Zdzisława Donat śpiewała w Metropolitan Opera w Nowym Jorku i zasłynęła partią „Królowej Nocy” w „Czarodziejskim flecie” Mozarta. I to, że mieli zaproszenie na jej występ ale wtedy nie było ich stać aby tam pojechać. Ja dodałam, że Zdzisława Donat była między innymi uczennicą Ady Sari, to stwierdzenie ich zdumiało, więc wyjaśniłam, że przez kilka lat pracując w radiu, prowadziłam audycję „Spotkania z klasyką”, w której opowiadałam o artystach i prezentowałam muzykę, wybieraną w bibliotece zbiorów audiowizualnych. Wśród wielu div operowych Zdzisława Donat i Ada Sari były między innymi bohaterkami moich audycji. Podczas dalszych rozmów okazało się, że jedna ze znamienitych polskich aktorek też jest rodziną Elżbiety.

Po powrocie do domu Grzegorz pierwszy wziął czasopisma, które wręczyła nam Elżbieta. Gdy jedno z nich otworzył zrobił wielkie oczy. Ujrzał w nim artykuł i zdjęcia barytona Andrzeja Batora, z którym jesteśmy, ośmielę się powiedzieć zaprzyjaźnieni. Andrzej Bator przez wiele lat mieszkał w Stanach Zjednoczonych. On także był bohaterem moich audycji radiowych, a z czasem także jednej z książek i również bloga.
Można o nim przeczytać także tu: http://wandamilewska.pl/?p=11221

Następnego dnia zatelefonowałam do Elżbiety i Romana aby podziękować za serdeczną gościnę a przy okazji wspomniałam o Andrzeju Batorze. Wtedy Elżbieta poprosiła aby po przeczytaniu tego egzemplarza nikomu go nie przekazywać, ponieważ ona chce mieć go na pamiątkę.

IMG_1654

20240701_164654

20240702_164414

Messenger_creation_8e9dbc2d-aea7-4e62-ae21-4003798c3b8e (1)

 

 

 

247 total views, no views today

DZIECI NA CAMP MY NA HULAJNOGI

Ośmioletnia Kornelia i dziesięcioletni Szymon pojechali na camp do Branson. Po raz pierwszy bez rodziców. Przez tydzień będą uczestniczyć w zbiorowych zajęciach, a największym dla nich wyzwaniem będzie prawdopodobnie nocleg.

Przyjechaliśmy w ostatniej chwili, w momencie gdy wszystkie bagaże podróżujących były już spakowane w autobusie a dzieci zajęły swoje miejsca.
W strefie wyjazdu jest ustawiony zakaz wysiadania z samochodu osobom towarzyszącym. Było jeszcze kilka pojazdów, w których rodziny czekały na odjazd. Cały proces przebiegał w ciszy i spokoju.

Poczuliśmy komfort. Przeszliśmy na chodnik żeby móc obserwować z bliska, pożegnaliśmy dzieci i czekaliśmy na odjazd autobusu.
Usłyszeliśmy pracę silnika, zatem ruszają. I tak było. Nagle z samochodów, w których siedziały rodziny, wysunęły się falujące ręce. Spojrzałam ze zdumieniem. Tylko my staliśmy i machaliśmy rękami, nogami i głowami. Dzieci ledwo było widać zza ciemnych szyb autobusu, ale nasze przybliżyły ręce do okien i przy nich falowały więc dobrze je widzieliśmy.

Moje zdumienie nie miało granic gdy uzmysłowiono mi, że skoro jest napisane nie wysiadać, to ludzie nie wysiedli. Wprawdzie nasz samochód został ustawiony w miejscu, z którego mogliśmy wysiąść ale już niekoniecznie powinniśmy się przemieścić. Podobno Amerykanie ściśle trzymają się określonych zakazów i nakazów i w głowie się nie mieści żeby mogło być inaczej. Napisane: – nie wysiadać. To siedzą.
A my wszyscy Polacy to jedna rodzina………….. i czasem bywa inaczej.

Aby nie wracać do mniej wesołego domu bo już bez milusińskich, wyjechaliśmy z Overland Park do Kansas City.
Tutaj rozpoczęły się rodzinne zmagania. Padła komenda, że dziś jeździmy hulajnogami nad brzegiem rzeki Missouri. Ja i Ola jesteśmy w sukienkach ale już trudno. Zwykłą hulajnogą lata temu jeździłam w naszym Parku Słowiańskim w Gorzowie Wielkopolskim, dwa tygodnie temu po wyludnionym ze względu na upał centrum Overland Parku, elektryczną. A teraz miałabym jechać hulajnogą po zatłoczonym Kansas City? Nigdy w życiu!
Nigdy w życiu! Tak wykrzykiwałam, oznajmiając, że nie wsiądę do samolotu. Skończyło się tym samym, że stanęłam w sukience i z torebką na elektryczną hulajnogę. I teraz mogę wykrzyknąć: – Coś wspaniałego!
Ale co się Konrad z nami naużerał, to tylko on czuje. Ale myślę, że satysfakcja go nie ominęła. Dziękowaliśmy mu stokrotnie.
Czyli, było tak. Zaproponowałam, żebyśmy poszli pieszo nad rzekę. Okazało się, że jest to bardzo daleko od miejsca gdzie ustawiliśmy samochód. Po wielu pertraktacjach, skorzystaliśmy z bezpłatnej jazdy tramwajem, którego jedyna linia przebiega przez centrum. A ten bezpłatny kurs tramwajem to podobno jedna z największych atrakcji dla turystów w Kansas City. No dla nas gorzowian czy warszawiaków, cóż to za atrakcja?
Ale w drodze kompromisu dojechaliśmy do miejsca, w którym pojazd zakręca i wraca do miasta. Tu przy kolejnej ponoć atrakcji, czyli kolorowym wielkim napisie MARKET CITY, rozpoczęliśmy poszukiwanie pięciu hulajnóg. Na początek znaleźliśmy trzy, a potem kolejne dwie. Wtedy rozpoczęło się uruchamianie, o którym nie chcę już wspominać. Jednym coś się udawało, drugim nie bardzo, innym wcale. Potem się okazało, że dwie są zepsute. Gdy wreszcie Konrad – szef wycieczki, ogarnął wszystko i wszystkich, ruszyliśmy ulicami prowadzącymi do rzeki. W pewnym momencie posłyszałam od Pauli, że przy samej rzece trzeba będzie wsiąść z hulajnogami do windy. Wtedy się rozdarłam: – Nigdy w życiu!
Jednak jechać musiałam bo sama nie zostanę na ulicy. Dojechaliśmy i tu się zaczęło. Ja nie wsiadam! Konrad na to z amerykańskim już uśmiechem: – może mamusia iść schodami a my hulajnogi zabierzemy do windy. A, to już inna sprawa, schodami lubię się przemieszczać. Grzegorz mi towarzyszył i wszystko przebiegło jak należy. Znaleźliśmy się na ścieżce spacerowej przy rzece Missouri, po której dość długi odcinek przeznaczony jest także dla hulajnóg. Jakie wrażenie? Wspaniałe!
Droga powrotna do miasta, już bez fochów. A największym fochem chyba byłam ja. W każdym razie gdy przejechaliśmy most i znaleźliśmy się na ulicy, Konrad zapytał czy chcemy wracać do samochodu tramwajem czy jedziemy przez miasto hulajnogami. Tym razem żadnego sprzeciwu nie było. Pełny entuzjazm. I jeszcze fota rodzinna, aby sobie utrwalić, jaka zgodna rodzina :) haha.
Po mojej analizie wielu różnych działań, o których tu nawet nie wspominam, twierdzę, że ten kto się podejmuje nauczania czy prowadzenia grupy ludzi musi wykazać się wielką cierpliwością, empatią ale też zdecydowaniem. Są chwile złości, niezadowolenia a nawet wściekłości, które odbijają się na tym, który prowadzi. W osiąganiu celu są trudy dla tych którzy się podejmują wyczynów ale większe wyzwanie jest dla tych, którzy nad tym czuwają. A wygląda to tak jakby samo się wszystko układało i szczycimy się osiągnięciami. Jednak nadrzędnym celem tego, który prowadzi jest UFAM.

Messenger_creation_63073043-3d0f-4be6-bf1f-d9bb37274080

Messenger_creation_54a60e97-a452-4941-9a18-027386b942ab

Messenger_creation_fe3d289b-f99e-447f-bcfd-5041c4e01b3b

20240629_181924

 

150 total views, no views today

CUDA DNIA ŚWIĄTECZNEGO I POWSZEDNIEGO TEŻ

Cuda zdarzają się codziennie, tylko trzeba je zauważać. Wspomniałam, że 23. czerwca to niedziela, więc jak zwykle pojechaliśmy do kościoła. Tym razem nie do parafialnego tylko do takiego, w którym jeszcze nie byliśmy. Nazywa się Catholic Church Cure of Ars. Dlaczego właśnie tam? Nie wiadomo. Samochód nas poprowadził.
Dzisiejsza Ewangelia wg św. Marka była o Jezusie uciszającym burzę na morzu i bojaźliwych apostołach. Kapłan odwołując się do Czytań powiedział, żeby się nie obawiać, żeby ufać Bogu. Wspomniał przy tym, że wszyscy, którzy się boją, a będą mieli operację w poniedziałek, żeby ufali. Powiedział tak, ponieważ wiele osób zgłosiło mu, że będą w najbliższym czasie operowane.

My dziś modliliśmy się o szczęśliwy przebieg operacji Zbyszka Moskala, który kilka dni wcześniej oznajmiał na portalu społecznościowym, że jako aktor i posiadający papiery pedagogiczne mógłby między innymi przygotowywać nauczycieli do prowadzenia zajęć przygotowujących dzieci do występów publicznych. Szybko pojawiły się propozycje współpracy.

A już po kilku dniach oznajmił, zupełnie coś innego, że w poniedziałek czeka go stół operacyjny na chirurgii naczyniowej.
Ponieważ Zbyszka znam od wielu lat, także moja rodzina go zna, pisałam też o nim w książce „Ameryka miła sercu. Kansas kraina uśmiechu” więc w tym właśnie kościele w tę niedzielę modliliśmy się wspólnie w jego intencji. A do tego niespodziewanie kapłan modlił się za tych, którzy będą w poniedziałek operowani.

Po Mszy św. przed kościołem połączyliśmy się telefonicznie ze Zbigniewem aby podtrzymać go na duchu. Po chwili obok nas znalazł się ksiądz, który odprawiał Eucharystię. Konrad powiedział mu, że dziś też polecaliśmy opiece Bożej naszego znajomego, który w poniedziałek będzie operowany.

Konrad ponownie włączył telefon, Zbyszek, który szedł przez szpitalny park ujrzał księdza więc go powitał, a duchowny nad nim się pomodlił i go pobłogosławił. Wszystko się odbywało w dziwnym tempie jakby ktoś to nakręcał. Widząc zdziwienie Zbyszka na to wszystko co się dzieje, powiedziałam: – tylko teraz nie zemdlej. Zaśmiał się, dziękował za rozmowy, modlitwę i błogosławieństwo. Ksiądz nazywa się Richard Storey.
Ktoś zapytał Konrada, dlaczego my dziś przyjechaliśmy akurat do tego kościoła? Odpowiedział: – nie wiem. Ale wszyscy czuliśmy, że wiemy.

Przed końcem tego dnia, spojrzałam jeszcze na telefon. Była w Ameryce godz. 23, w Polsce 6 rano. Ujrzałam wpis: – Wando proszę o modlitwę………………. To nie było od Zbyszka. Od zupełnie kogoś innego, kto jeszcze z rana przysłał mi życzenia imieninowe i chyba nic nie wskazywało, że późnym wieczorem będzie już zupełnie inna sytuacja.

Właśnie w tym niedzielnym dniu nie odmówiłam różańca przed południem a miałam zacząć właśnie teraz. I zaczęłam z intencją, o którą mnie proszono.

Różaniec odmawiam od kilku lat nieprzerwanie każdego dnia. Od bardzo dawna chciałam to robić ale nie robiłam, zawsze odkładałam na później. Kiedy dostałam porządnego kopa, padłam na kolana i tak codziennie do dziś z pomocą Bożą. :)

Dlaczego ktoś prosi mnie o modlitwę i to nie pierwsza osoba? – Nie wiem. Ale może czuję, że wiem. Nigdy nie zostawiam obojętnie takiej prośby. Wielokrotnie  ja też doświadczyłam, nawet od nieznanych mi  ludzi, zapewnienia że się za mnie pomodlą.

Messenger_creation_d1725725-cbb5-4dc4-ad9c-75837aabee73

Messenger_creation_4155278b-4174-483f-922d-2826bdaebdb5

Messenger_creation_2f4801b6-c6d4-4325-b4a5-ee95724fbc8f

 

Dziś 24 czerwca. Zbyszek napisał na fb: znów jestem na tym padole. 

180 total views, no views today

23. CZERWCA W AMERYCE

Wszystkim, którzy pamiętali o moich imieninach, bardzo serdecznie dziękuję. Tym razem obchodzone w bardzo gorącej aurze ponad 30. stopni Celsjusza, na najlepszym w okolicy parkiecie w Camelot Ballroom, lekko klimatyzowanym. Ponieważ imieniny przypadły w niedzielę więc najpierw uczestniczyliśmy we Mszy św. Po raz pierwszy w kościele Cure of Ars Catholic Church. Dlaczego trafiliśmy do tej świątyni? I co się wydarzało, to będzie w innym wpisie. Jedno mogę teraz powiedzieć, Polacy tutaj uważani są prawie jak relikwie ale o tym także później.

Na razie imieniny.

1000017910

1000017911

1000017912

1000017913

1000017916

Messenger_creation_1ab9c575-f1ad-44e6-adbd-5b1788a3f9ac

152 total views, no views today

ŚRÓDMIEŚCIE OVERLAND PARK

Będąc jeszcze w Polsce przeczytałam na pewnym portalu, że Overland Park i okolice, to najlepsze miejsce dla rodzin z dziećmi. Zgadzam się z tym. Przede wszystkim mieszkają tu wielodzietne familie i dla nich stworzono wiele miejsc, do których z dziećmi można się wybrać i czynnie spędzić czas. Wkrótce także o tym napiszę, dołączając zdjęcia.

Rozległe kansaskie obszary są niezwykłą ciekawostką. Niektórzy mieszkając tu od wielu lat nie widzieli jeszcze śródmieścia czyli Downtown Overland Park. A jest co oglądać. Na uwagę zasługuje Thomson Park, nazwany od nazwiska nieżyjącej już inicjatorki tego uroczego miejsca rozrywki i odpoczynku. Natomiast niska zabudowa sprawia przyjazne wrażenie, można się swobodnie poczuć spacerując czy jeżdżąc hulajnogą. Jest spokój, teraz nie ma tłoku na ulicach ze względu na wysokie temperatury, przeważnie powyżej 30 stopni Celsjusza. Większość ludzi spędza czas w klimatyzowanych restauracjach i kafejkach.

20240619_20103320240619_193935

20240619_200611

20240619_201058

20240619_195140

 

 

20240619_200707

 

20240622_092429

20240619_200832

 

 

139 total views, no views today

Z PRERII DO LASU

Nadszedł dzień, w którym opuszczamy miasta i miasteczka. A z prerii przenosimy się do lasu, w którym odganiać będziemy pająki. Ale nie wszyscy. To znaczy przybyliśmy wszyscy lecz na całodobowe wyczyny pozostają Szymon z tatą Konradem. Na razie entuzjazmu u Szymona nie widać ale jest bardzo dużo chłopców z rodzicem więc raczej się odnajdzie, tym bardziej, że jest już kolejny raz na takim campie.

Szukając swojego obozowiska napotykamy miejsce w rodzaju oazy, to chrześcijańska świątynia na powietrzu z wieloma ławkami i miejscem na ołtarz. Potem długa dróżka wśród lasu i wreszcie  namioty dla ojców z synami. Teren wyposażony w restroomy czyli toalety i zadaszone miejsca do posiłków lub zabaw. Organizacja iście skautowa, każdy wie co, gdzie i kiedy, zgodnie z opracowanym regulaminem. Szymon przydzielony został do grupy kulinarnej.  Przed olbrzymią stołówką zebrały się setki dzieci z rodzicami. W pewnym momencie wszyscy stanęli wyprostowani jak struny. Wznoszono amerykańską flagę. Po tym przeszli do jadalni. Wszyscy odmawiali modlitwę, stojąc odwróceni do tablicy, na której widnieje napis:

Camp Naish Grace „Panie bądź obecny przy naszym stole, bądź tu i wszędzie uwielbiony, niech Twe Miłosierdzie błogosławi i spraw, abyśmy mogli ucztować z Tobą w raju. Amen”.

Na całym obszarze leśnym znajduje się wiele takich campów, podczas których odbywają się zajęcia skałkowe, wodne, kulinarne, plastyczne ale przede wszystkim codzienne proste zajęcia, przygotowujące do porządku, współpracy, cierpliwości i wzajemnego szacunku.

20240620_161936

20240620_170945

20240620_174130

20240620_181044

20240620_180521

20240620_162210

 

 

 

248 total views, no views today

AMERYKAŃSKI DZIEŃ OJCA

Dzień Ojca przypada w Ameryce 16 czerwca. Został zainicjowany przez Sonorę Smart Dodd w Stanach Zjednoczonych w 1909 roku. Inspiracją był Dzień Matki, który w Polsce obchodzony jest 26 maja, a w Ameryce nie ma stałej daty, wypada zawsze w drugą niedzielę maja.
Kilka dni przed świętem Ojca, które przypadało w tym roku w niedzielę, trwała narada nad propozycją uczczenia dwóch ojców: Grzegorza i Konrada. Ola z Paulą wymyśliły, że doskonałą rozrywką na tym kansaskim terenie będzie dla obu mężczyzn rzucanie siekierą do celu. Ja byłam przeciwna ale mnie przegłosowały.
Po pornnej Mszy świętej, rozrywka w poszukiwaniu lodów. Siedem osób, więc siedem pomysłów na to, gdzie są najlepsze i dokąd jedziemy. Na szczęście udaje się dojść do porozumienia. Potem obiad w domu, a po obiedzie! Siekiera, bez motyki, piłki i gracy, bo po amerykańsku.
Po przyjeździe do celu, nawet się zdziwiłam ale dopiero wtedy gdy Paula wkroczyła do akcji. Panowie rzucali bez efektu. Paula – siatkarka, z lekkością jedną ręką trafiała prawie za każdym razem. Jednak stwierdziła, że Tata chyba tego psychicznie nie udźwignie o dziadku też tak chyba pomyślała. A przecież, jest to prezent dla nich. Jednak Ojcowie w końcu się odegrali. Konrad trafiał w różne pola, a Grzegorz, jednym pociągnięciem strzelił siekierą w dziesiątkę. Wielkie brawa, nawet trener przybiegł gratulować, aparaty strzelały foty. A on, jak wtedy gdy zagrał na akordeonie w Benedictin College, potem zatańczył dżajfa na scenie /ze mną :)/stał się obiektem zainteresowania, twierdząc, że wystarczy raz a dobrze.

Kornelia i Szymon nie mogli uczestniczyć w tej zabawie, bo to tylko dla dorosłych, dzieci nawet nie mogą tego obserwować. Dalsza celebracja odbyła się w pełnym składzie, świętując przy stole, wręczając prezenty i przy wspólnych zabawach w obiektach sportowych, których są tu niezliczone ilości. Zaplanowany był wcześniej bal w Camellotcie. Po przyjeździe okazało się, że wyjątkowo dziś się nie odbędzie, ponieważ niespodziewanie musiała się tu odbyć indiańska uroczystość. W nagrodę dzieci Kornelia i Szymon poszły z tatą Konradem do kina.

IMG_1011IMG_6810

 

IMG_6815

150 total views, no views today

KANSASKIE MIASTECZKA

Niektóre miasteczka w stanie Kansas: Atchison, Weston, Ottawa, Emporia, Shawnee, Lee’s Summit

Nieustannie szukam porównań do Polski, w której też mamy małe urocze miasteczka, a do tego często położone nad jeziorami. Słoneczna i upalna pogoda sprawia, że tutaj w stanie Kansas są one bardzo urokliwe, klimatyczne, pobudzające wyobraźnię.

W tym roku Atchison było pierwszym, z tych małych, które odwiedziliśmy. Upał ponad 35 stopni a słońce nieprzerwanie nam towarzyszyło. Mogłoby być troszkę chłodniej ale nie narzekamy, bo świat cudowny jest taki jaki jest.
Historyczne Atchison znajduje się w hrabstwie Atchison około 40 minut na północny wschód od Topeka – stolicy Kansas.
Założona w 1858 roku miejscowość słynie z pięknych widoków nad rzeką Missouri i wysadzanych drzewami ceglanych ulic. Po raz pierwszy widziałam zamiast asfaltu lub betonowych płyt, ulice wykładane czerwonymi cegłami.
Przeważnie w tych małych miastach znajdują się wyższe uczelnie. W Atchison są Benedictine College i Highland Community College Northeast Kansas Technical Center.

Atchison to miejsce narodzin Amelii Earhart, najsłynniejszej lotniczki na świecie. Earhart była 16. kobietą, która otrzymała licencję pilota. Była pierwszą kobietą, która przeleciała przez Ocean Atlantycki w 1928 roku, a także pierwszą osobą, która przeleciała zarówno nad Atlantykiem, jak i Pacyfikiem.

IMG_0295

IMG_0295

20240527_13513020240527_15022720240527_150315

Weston
Weston był kiedyś drugim co do wielkości portem na rzece Missouri. przewyższającym zarówno Kansas City, wkrótce po jego założeniu był drugim co do wielkości miastem w stanie Missouri.
Co Weston ma wspólnego z Polską? W tym mieście znajduje się sklep z polską porcelaną z Bolesławca.

IMG_0410

IMG_0412

IMG_0407

Ottawa

Ottawa, najbardziej znana jest jako stolica Kanady. Jednak miast o tej samej nazwie jest więcej w Ameryce, Ottawa w stanach: Kansas, Illinois, Wisconsin i wieś w stanie Ohio.
Ottawa w stanie Kansas, to wysadzane drzewami miasto jest obecnie centrum handlu zbożem, drobiem i hodowlą zwierząt. Produkowane są tu tekstylia oraz wyroby z tworzyw sztucznych i metalu. Odkryte w 1907 roku złoża gazu ziemnego pozostają nadal w eksploatacji. Tu także znajduje się Park stanowy Pomona. Jest także siedzibą Uniwersytetu Ottawskiego. Kilka razy miasto ucierpiało z powodu powodzi, ponieważ leży nad rzeką Marais Des Cygnes.

DSC_8649

DSC_8664

Emporia

Emporia leży pomiędzy Topeka i Wichita. Miasto znane jest jako Światowa Stolica Disc Golfa. Tu także jest siedziba uniwersytetu publicznego. Założony został w 1863 roku jako Kansas State Normal School. Emporia State jest trzecim najstarszym uniwersytetem publicznym w stanie Kansas i jednym z sześciu uniwersytetów publicznych zarządzanych przez Radę Regentów Kansas.
W 1953 roku w Emporii odbyły się pierwsze w Stanach Zjednoczonych obchody Dnia Weterana.

IMG_0965

IMG_0969

A to Ola, jedna ze studentek uniwersytetu w Emporii.

IMG_0977

Shawnee

Shawnee była pierwszą społecznością założoną w hrabstwie Johnson. Nazwa pochodzi od Indian północnoamerykańskich, którzy mieli tu swoją siedzibę w latach dwudziestych XIX wieku. Dzisiaj można obejrzeć i przenieść się w tamte czasy zwiedzając skansen, po którym można przemieszczać się pieszo ale można także skorzystać z przejażdżki starodawnym eleganckim pojazdem. Pewien fragment obejrzeliśmy właśnie jadąc tym pojazdem, kierowanym przez niezwykle uroczą przewodniczkę /na zdjęciu/. W każdym historycznym miejscu były osoby przebrane za postaci z ubiegłych stuleci. Pogoda jest wymarzona bo ciepło tylko od czasu do czasu wicher zrywa czapki z głów. Jadąc pojazdem, w którym wieje tak jak w każdym innym, bo tu o dziwo, nikt przeciągów się nie boi, zerwało moją czapkę, omiotło po wnętrzu i wydmuchało na zewnątrz. Przemiła, oczywiście roześmiana od ucha do ucha pani kierowca, natychmiast zawróciła i rzuciła się za moim nakryciem głowy. Potem można było także usiąść w szkolnej klasie. Po takich spacerach oczywiście czas na lunch :) i kawę.

_DSC8846

_DSC8854

IMG_1041

IMG_1061

IMG_1063

Lee’s Summit

Znane z pięknych parków i szlaków oraz różnorodnej gastronomii.

DSC_8475

Foto Grzegorz Milewski

Ciąg dalszy nastąpi

 

 

183 total views, 1 views today