GORZOWSKI TEATR I REGIONALNE CENTRUM POLITYKI SPOŁECZNEJ – DZIECIOM

Te 1TE

Podczas konferencji prasowej w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim, dyrektorzy Jan Tomaszewicz i Jakub Piosik z Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej w Zielonej Górze podpisali umowę o współpracy przy realizacji projektu artystycznego, skierowanego do polskich i ukraińskich dzieci. Kwota przeznaczona na tematyczne warsztaty wynosi 215 tys. zł.

Kulminacyjnym punktem projektu będzie premiera przedstawienia „Pchła Szachrajka”według Jana Brzechwy w reżyserii Cezarego Żołyńskiego, w roli głównej wystąpi Karolina Miłkowska-Prorok. Spektakl z udziałem uczestników projektu odbędzie się 1 czerwca a więc w Dniu Dziecka.

Wśród zajęć projektowych odbywać się będą: praca z reżyserem, warsztaty aktorskie, choreograficzne, scenograficzne, muzyczne i plastyczne. Zajęcia poprowadzą gorzowscy aktorzy: Cezary Żołyński (praca z reżyserem), Mikołaj Kwiatkowski (zajęcia aktorskie), Karolina Miłkowska-Prorok (warsztaty muzyczne) oraz Iza Toroniewicz (kurs scenograficzny).

– Celem projektu jest podniesienie kompetencji kulturowych dzieci i młodzieży, ale również praca nad kompetencjami miękkimi, takimi jak przełamywanie osobistych barier, nieśmiałości, a także nauka współpracy – wyjaśniła koordynator Magdalena Bożek.

Dyr gorzowskiego teatru Jan Tomaszewicz powiedział, że poprzez projektowe, integracyjne,  teatralne zajęcia młodzi ludzie zdobędą duże doświadczenia, natomiast dzieci ukraińskie będą mogły się poczuć jakby były u siebie.

-Chcemy integrować dzieci polskie z ukraińskimi. Chcemy, by dzieci z Ukrainy poznawały naszych bajkopisarzy. Sięgamy po takie formy, jak arteterapia, bo daje niesamowite efekty emocjonalne – powiedział  Jakub Piosik, dyrektor Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej w Zielonej Górze.

Zajęcia odbywać się będą w Gorzowie Wielkopolskim, Świebodzinie, Sulechowie, Dobiegniewie i Słubicach. Zgodnie z założeniami projektu uczestnikami, będą dzieci narażone na ubóstwo i wykluczenie społeczne, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci ukraińskich.

269 total views, no views today

Z ŁUCJĄ FICE O PISANIU I NIE TYLKO

ŁUCJAŁUCJA 1

Łucja Fice – poetka, autorka kilku książek. Z zawodu chemik, kobieta, która żadnej pracy się nie boi.

WM: Łucjo, tak Cię scharakteryzowałam, czy zgadzasz się? Jeśli tak, wymień proszę zadania, których się podejmowałaś.

ŁF:  Czego ja w życiu nie robiłam? Ta odwrotność pytania byłaby na miejscu. Pracowałam w  swoim zawodzie tylko 12 lat. Po likwidacji ZWCH STILON uzyskanie pracy,  jako technologa procesów chemicznych,  graniczyło w Gorzowie Wlkp. z cudem.  Wobec tego imałam się innych zajęć. Byłam kasjerką, zaopatrzeniowcem, kierownikiem magazynu i kierownikiem hurtowni obuwia. Jeździłam na handel do Wiednia i Bukaresztu, by w końcu założyć własną działalność. Przez 12 lat prowadziłam odzieżowy butik, najpierw z odzieżą używaną. Sklep KUPCIUSZEK na ul. Łokietka robił w tamtych czasach furorę. To były czasy prosperity, które pozwoliły zaoszczędzić na luksusowy butik z markową odzieżą VERO MODA i Jack Jonson.  Ale w życiu bywa tak, że raz na górze, raz na dole. Kiedy zeszłam na dno, wyjechałam do Walii, ale zawsze spadałam na łapy jak kot.

WM: Patrząc na Twoje działania można się podbudować zapałem twórczym, ale czasem trzeba było Ci współczuć.  Których momentów było więcej, radosnych, bo związanych z twórczością, czy tych twardych, przyziemnych? A może one się uzupełniały?

ŁF: Zawsze mówię, że ŻYCIE TO BAJKA, a w bajkach przeważnie czai się zło, które sami musimy pokonywać i zawsze walczyć o DOBRO. Dostaliśmy ku temu  narzędzia. To, jak je wykorzystamy, zależy od nas.  Na początku walczyłam o miłość, o dobro dzieci. Była walka o przetrwanie i walka z samą sobą. I tu lekarstwem okazała się sztuka. Na początku malowanie na płótnie, potem wiersze. Rozpisałam się. Zapisałam się do  Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Gorzowie Wlkp., do którego należę do dzisiaj, a którego prezesem jest Czesław Ganda. Jeździłam na warsztaty literackie, gdzie pod uważnym okiem krytyków literackich rozwijałam swoją pasję. Życie napisało scenariusz na nową bajkę. Tak! Życie to bajka, w której prowadzimy walkę. Walczymy do końca. Moja  późniejsza twórczość wyrosła z bólu emigracji, z tęsknoty za krajem. Również nowe obyczaje, zwyczaje, rytuały były inspiracją do pisania. Z reguły piszemy, jak coś uwiera, boli albo dotyka nas szczęście. To taki charakter pisarstwa. Tak, chyba te antypody.

WM: Obok tych wszystkich zajęć  jesteś propagatorką mody.

ŁF: To nie tak! Nie propaguję mody, ale sama mam taką dewizę do słowa MODA – prostota, umiar, szyk i elegancja. Lubię wysmakowane rzeczy. Moją domeną są sukienki. Czuję się wówczas w pełni kobietą. Jestem w modzie raczej tradycjonalistką.

WM: Opowiedz o swoich doświadczeniach z nią związanych.  Mam tu na myśli nie tylko to, że ekstrawagancko się ubierasz, dobierając niecodzienną biżuterię.

 ŁF:  Nie lubię słowa „ekstrawagancja”. Dziś świat mody to pieniądze, a ja uważam, że bycie kobietą w sukienkach to wyzwanie, ale nie ekstrawagancja. Moje sukienki ozdabiam biżuterią, Kocham naturalne kamienie. Wszystkie emanują energią, wszak my sami jesteśmy jej formą. To, jaką biżuterię wybieramy, ma dla nas energetyczne znaczenie. Dla mnie ważne są bursztyny. Mam ich całą kolekcję. Są to bursztyny oprawiane w artystyczne srebro. Coś tajemniczego mnie z nimi łączy (częstotliwość energii?). Dla mnie bursztyny są jak ludzie, mają swój własny ogląd świata. Chronią mnie i leczą, nawet duszę.  Być kobietą, nosić sukienki i tym wyróżniać się w świecie wygodnych spodni.

WM: Patrząc na kwiaty w Twoim domu serce się raduje, bo jak nietrudno zauważyć, Ty masz do nich  serce. Często wyjeżdżasz, a kwiaty wyglądają jakbyś ciągle z nimi była.

ŁF: Otoczona zielenią, palmami, dużymi  monsterami, kaktusami czuję się jak na oazie. Mogę sobie na to pozwolić, bo mam duże, bardzo wysokie mieszkanie. Czuję się związana z naturą i kiedy w okresie zimowym więcej czasu spędzam w domu, to otoczona tą zielenią nie otrę się o depresję. Rozmawiam z moimi monsterami, palmami. Chronię je. Miałam, nie tak zresztą dawno, mega ciekawy sen. W miejscu, w którym gigantyczna  monstera otwierała nowy liść, widziałam uśmiechniętą buzię chłopca, co dodatkowo swoją długą  łodygę miał „ubraną”  w ciepły ochraniacz, wydziergany na drutach  z wielokolorowej włóczki. Po takim śnie można radośnie rozpocząć dzień. Świat roślin jest inteligentny. Proponuję wspaniałą lekturę „SEKRETNE ŻYCIE DRZEW” Petera Wohllebena. Rośliny, drzewa uczą nas jak sobie pomagać (dziwne?)  Zachęcam do lektury.

WM:  Prowadziłaś wiele działalności. Skąd u Ciebie taka elastyczność w działaniu?

ŁF: Potrzeba matką wynalazku, ale też nieświadomie podpatrujemy swoich rodziców w dzieciństwie. Kiedy miałam 7 lat zmarł mój ojciec, a moja mama zajęła się handlem, więc chyba ten handel  mam we krwi, jak również potrzebę radzenia sobie w życiu. Uczono mnie od dziecka, że chcieć to móc. Pamiętajmy, że przysłowia mądrością narodów.

WM: Czy mogę Cię nazwać również malarką? W Twoich obrazach zachwyca mnie pogodna kolorystyka, ile ich namalowałaś?

ŁF: Od dziecka pisałam wiersze, później, jako nastolatka, przez poezję wyrażałam siebie. Malować zaczęłam jako dojrzała osoba. Trochę tego było. Nie pamiętam. Myślę, że twórczy zaczynamy być, kiedy chcemy odpocząć, zrelaksować się w trudnych momentach życia. Tak! Wówczas malowanie pomogło mi przetrwać. Kolory zawsze wybierałam spontanicznie, intuicyjnie. To dusza wybiera kolory. Moje obrazy przez kilkanaście lat ozdabiały ściany w mieszkaniu, aż dojrzałam do tego, by je oddać ludziom. Nie były doskonałe, czułam się taka mała w porównaniu z innymi gorzowskimi malarzami, więc „poszły” do ludzi.  Niech sobie pomieszkają gdzie indziej. Zachowałam sobie na pamiątkę tylko dwa małe obrazki, i córka w Danii też ma kilka.  Dziś myślę o powrocie do malowania.

WM: Miałaś w życiu trudne chwile, zresztą tak jak każdy człowiek. Czy chciałabyś o nich wspomnieć i dać radę innym, jak przez trudności przechodzić i żyć perspektywą na lepszą przyszłość, mieć cele? Ty je masz.

ŁF: Jak to w bajkach bywa (a życie bajką jest) są  takie chwile, które uczą nas, a my podążamy drogą przeznaczenia. I ja miałam swoje.  Otóż kiedyś  wybrałam się autostopem do Niemiec w poszukiwaniu pracy. Miałam tam przyjaciółkę, która wyjechała na tzw. pochodzenie. Pracy w Niemczech nie dostałam. Ten wyjazd zaowocował pracą w Danii,  a moja  starsza córka  jeszcze w tym samym roku rozpoczęła w Danii studia i mieszka tam do dziś. Jest szczęśliwą żoną i mamą moich wnuków. Czyż to nie przeznaczenie? Uważam dziś, po latach, że trzeba być elastycznym i nie bać się NOWEGO. Podobnie było, kiedy opuściłam kraj i zamieszkałam w United Kingdom. Wtedy moja młodsza córka zapragnęła studiować w Wielkiej Brytanii, a wykształcenie dzieci było moim obowiązkiem. Taka to była bajka. Bajki powinny się kończyć happy endem  i tak było w moim przypadku. Życie mnie wyszlifowało, a nie wyszczerbiło.

WM: Powiedz o radościach, mam tu na myśli Twoje córki i ich niecodzienne profesje.

ŁF: Młodsza córka Laura uzyskała licencję pilota samolotów pasażerskich. Od kilku lat pilotuje już dwusilnikowe. Teraz oczekuje oferty pracy jako pilota linii lotniczych. Jeśli jej nie dostanie, to w zanadrzu  ma projekt, że zostanie instruktorem latania, bo z hobby nie zrezygnuje. To jej pasja, a praca w hucie, jako  inżynier, daje jej też satysfakcję. To umysł ścisły, chyba po tacie. Starsza córka to ekonomista z zacięciem artystycznym. Gra na fortepianie i  również maluje. W jej ślady poszedł mój młodszy wnuk Daniel  i już gra na małych koncertach. Tak! Dzieci biorą przykład z rodziców.

WM: A teraz poproszę o Twoje radości twórcze. Pamiętam, gdy po raz pierwszy przyszłaś do redakcji lokalnego radia i zaproponowałaś przeczytanie swojej poezji, bo przede wszystkim pisałaś wiersze. Kiedy przyszedł czas na prozę?

ŁF: Samo życie zweryfikowało plany. Czasami myślę, że już przychodzimy na świat z gotowym scenariuszem. Gdyby nie zarobkowa emigracja, to nie wiem, czy sięgnęłabym po prozatorskie pióro. Za granicami w obcym kraju „leżała” sobie inspiracja. To życie na emigracji było polem do popisu. Ponieważ spędziłam ponad 5 lat na stałej emigracji w Wielkiej Brytanii i ponad 10 na saksach w Niemczech, miałam o czym pisać. Życie pisze scenariusze i to doskonałe. W moim pisaniu o opiekunkach mogłam w kreatywny sposób doświadczać siebie. Wytrącenie z normalnego życia, przebywając wśród ludzi cierpiących w ich ostatnich dniach dały mi doznanie tej sfery, która do tamtej pory była dla mnie drugim tłem. Myślę, że warte były próby opisania tych doznań, uzupełnione prawdziwymi  przeżyciami. Moja proza może trafiać do wszystkich, a szczególnie do tych, którzy chcą refleksyjnie spędzić czas. Swoją twórczością daję do zrozumienia, jak kruche jest życie i jak trzeba je szanować. Chcę, by czytelnik  mógł zrozumieć, jak ważne są dobre relacje w życiu, nie tylko rodzinne, ale społeczne. Uczulam,  jak  krótkie jest nasze życie.

WM: Czas na plany i podejmowane cele. O czym teraz marzysz? Co chciałabyś zrealizować? Powiedz o swoich książkach. Czy tematyka jest podobna, czy są o różnych sprawach? Do kogo kierujesz swoją prozę?

ŁF: Obecnie pracuję nad nową, ambitną powieścią. Wykorzystuję wspomnienia i opowiadania  mojej teściowej, która jako nastolatka przez 5 lat wojny przepracowała u niemieckich bauerów.  Pomysł na tę książkę  powstał nie tak dawno, kiedy pracowałam dla pewnego seniora, co  przechwalał się,  jak to jego brat zakochał się w Polce pracującej  w ich gospodarstwie i która urodziła mu bliźniaki. Dzieci trafiły do przytułku. Kiedy teściową dopadła  demencja, to w chwilach amoku opowiadała o synach bliźniakach. Czy była  to zbieżność, czy może omamy wynikające z choroby? Tego już się nie dowiem, ale budulec do powieści  może być ciekawy. Piszę o tym,  jak to  dzisiejsza opiekunka trafia do domu oprawcy swojej teściowej. Temat opiekunki nie chce mnie opuścić,  jakby był przeznaczeniem.

WM: Opowiedz o swoich spotkaniach autorskich i promocji książek.

ŁF:  Na przestrzeni kilkunastu lat trochę tych spotkań się odbyło. Najważniejszym dla mnie było zaproszenie na Festiwal Emigracji w Gdyni w październiku 2016 roku. Miałam tam swój panel i wywiady do gdańskiej TV. Poznałam innych emigracyjnych pisarzy. Cennym było dla mnie zaproszenie na DNI POEZJI UNESCO  do Londynu w 2012 roku. Brałam udział w międzynarodowym konkursie literackim. Wygrała wówczas Białorusinka. Promocji książek i tomików literackich miałam wiele, nie tylko w Gorzowie Wlkp. Prasa i TV były mi przychylne a ja z chęcią udzielałam wywiadów. O swojej twórczości opowiadałam między innymi w TVP w programie „Pytanie na śniadanie”, także w telewizji lokalnej. Moje promocje w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Zb. Herberta w Gorzowie Wlkp. były formą małych spektakli z udziałem gorzowskich aktorek, a także moich koleżanek.

293 total views, 3 views today

GORZOWSKI KLIP BŁAŻEJA KRÓLA

 IMG_8641_wwwIMG_8937_www (002)IMG_8955_www

W Gorzowie, rodzinnym mieście artysty, zrealizowano zdjęcia do najnowszego teledysku Błażeja Króla, który pojawił się w dzień premiery najnowszej płyty artysty „W każdym polskim domu”. Produkcja zrealizowana została we współpracy z Miastem i przy wsparciu gorzowskich instytucji oraz spółek.

Zdjęcia do teledysku „Nic nowego” powstawały 20 stycznia, m.in. w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej, Filharmonii Gorzowskiej, na basenie sportowym CRS „Słowianki” i w Dominacie. Ekipa artysty, licząca prawie 20 osób, spędziła w Gorzowie cały dzień, korzystając z gościnności instytucji oraz samego Miasta.

Data premiery klipu nie jest przypadkowa, 9 lutego, premierę ma również nowe wydawnictwo Błażeja Króla, w którego nastrój artysta zaczął wprowadzać swoich fanów już jesienią ubiegłego roku. W teledysku do pierwszej piosenki, promującej płytę „Miałem już nie tańczyć” Błażej Król wcielił się w nieoczywistą postać „everymana”, podobnie było w Gorzowie.

Na płycie „W każdym (polskim) domu” znajduje się 14 utworów. W dwóch piosenkach gości trójka kultowych wykonawców polskiej sceny alternatywnej Piotr Rogucki, Quebonafide i Artur Rojek.

Realizacja zdjęć do teledysku Błażeja Króla w Gorzowie to jeden z elementów współpracy artysty z Miastem, w ramach którego udało się zrealizować wywiad do magazynu „GWS”.

Błażej Król – muzyk, kompozytor, wokalista i autor tekstów, pochodzący z Gorzowa Wielkopolskiego. Przez wiele lat tworzył muzykę z artystami z rodzinnego miasta: „Kawałek Kulki” i UL/KR.  Nagrodzony, m.in. Paszportem Polityki w latach 2015 i 2019. Natomiast w latach 2020 i 2021 nominowany do nagrody muzycznej „Fryderyki”.  W 2020 roku  otrzymał ją w kategorii „Autor Roku”.

30 kwietnia w Filharmonii Gorzowskiej odbędzie się kolejny koncert Króla w Gorzowie.

Wg Wydz. Promocji i Informacji,  fot. Bartłomiej Nowosielski

Błażej Król jest m.in absolwentem Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Gorzowie Wlkp. o czym wspomniała w rozmowie z milpress Pani dyr Małgorzata Broniarek. http://wandamilewska.pl/?p=17523

O Błażeju Królu pisałam także w 2016 r. Wtedy został laureatem Nagrody Kulturalnej im. Janusza Słowika http://wandamilewska.pl/?p=705

 

211 total views, 3 views today

Z DYR MAŁGORZATĄ BRONIAREK O PAŃSTWOWYM LICEUM SZTUK PLASTYCZNYCH W GORZOWIE WLKP.

BM1234RYS5

Gorzowskie szkoły artystyczne wkrótce będą ze sobą sąsiadowały tworząc zintegrowane centrum kultury przy ulicach Warszawskiej, Szkolnej i Teatralnej. W pobliżu znajdują się:  Państwowa Szkoła Muzyczna I stopnia im. Wł. Ciesielskiego, Teatr im. J. Osterwy,  niedaleko jest Filharmonia Gorzowska, do niedawna był tu Młodzieżowy Dom Kultury, obecnie znajduje się przy ul. Śląskiej 20.

Nową siedzibę otrzyma Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych, a do budynku po liceum przeniesiona zostanie Państwowa Szkoła Muzyczna I i II stopnia im. Tadeusza Szeligowskiego.

Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych jest publiczną szkołą artystyczną. Od 1 stycznia 2020 roku organem prowadzącym jest Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, sprawujące nadzór poprzez Centrum Edukacji Artystycznej. PLSP za rok będzie obchodziła 30-lecie istnienia. Pierwszą dyrektorką liceum była Klara Rawicz-Lipińska.

W siedzibie liceum znajduje się biuro wizytatora CEA regionu lubuskiego – Izabeli Serpiny http://wandamilewska.pl/?p=17474

Dyrektorem PLSP jest Małgorzata Broniarek.

WM: Do szkoły prowadzą charakterystyczne drzwi, dzięki nim nie ma wątpliwości, że musi to być placówka artystyczna. Czyj to był zamysł?

MB: Te drzwi, to fragment dyplomu jednego z uczniów, który wykonywał dekoracyjne bramy do jakiegoś spektaklu. Zdobienie wykonane jest z kartonu i pomalowane  odpowiednimi farbami, odpornymi na warunki atmosferyczne.  Z charakteru szkoły wynika, że prace uczniów powinny być widoczne, są więc eksponowane we wszystkich możliwych miejscach.  Parter poświęcony jest grafice a piętra malarstwu, najniższy poziom zajmuje pracownia rzeźby.

WM: Obok szkoły powstaje olbrzymi budynek. Czy to prawda, że pani jako dyrektor jest osobą nadzorującą tę budowlę?

MB: Obecny obiekt połączony jest z nowo budowaną częścią szkoły. Jest to olbrzymia inwestycja, której przebieg musi nadzorować dyrektor,  zatem tak, to prawda.

WM: Przemierzając te długie korytarze czuje się atmosferę sztuki i ducha twórczości.  Ile lat trwa nauka w Liceum Plastycznym?

MB: Nauka trwa 5 lat a nauczanie obejmuje przedmioty ogólnokształcące i artystyczne.

WM: Ilu jest uczniów w tym roku szkolnym? I kto może rozpocząć tu naukę?

BM: Obecnie są 124 osoby, a rozpocząć naukę  może każdy absolwent szkoły podstawowej, który zda egzamin wstępny – trzy jego formy. Są to egzaminy z rysunku, malarstwa, formy przestrzennej oraz  egzamin ustny z podstawowych zagadnień plastyki ze szkoły podstawowej.

WM: Czy po szkole podstawowej uczeń posiada wystarczającą wiedzę aby zdać egzaminy do tej szkoły?

MB: Powinien mieć wystarczającą ilość wiedzy. Przychodzą tu uczniowie z wrodzonymi zdolnościami z domorosłym talentem, którzy  malują lub rysują to co widzą. Są też tacy, którzy uczęszczali na zajęcia do Młodzieżowego Domu Kultury  lub  pobierali prywatne lekcje rysunków czy malarstwa.

WM: Czy liceum opuszczą sami artyści malarze i rzeźbiarze?

MB: I to jest często błędne myślenie. Rzeczywiście szkoła kształci w przedmiotach typowo artystycznych jak rzeźba, rysunek, malarstwo ale podstawą jest projektowanie graficzne. Absolwenci wychodzą z tytułem plastyka o specjalności techniki graficznej i specjalizacji projektowanie graficzne.

WM: Czyli mają zawód dostosowany do współczesnych czasów?

MB: Tak, jest to szkoła przygotowująca do projektowania graficznego. Uczniowie kontynuują naukę na Akademiach Sztuk Pięknych wybierając kierunki rysunek i malarstwo ale większość  wybiera projektowanie graficzne bo jest to zawód współcześnie bardzo potrzebny. Pracują przede wszystkim na komputerach, wykorzystując specjalne programy graficzne. Pracują w pracowniach graficznych, są projektantami odzieży jak na przykład znana w Gorzowie nasza absolwentka Natalia Ślizowska.

Niektórzy po tym liceum wybierają architekturę, mamy trzech absolwentów, którzy w ubiegłym roku dostali się na studia architektoniczne w Poznaniu.

WM: Czy w szkole organizowane są wystawy?

MB: Na razie mamy galerie korytarzowe ale czekamy na nowy budynek, który cały czas jest wznoszony obok naszej szkoły. Na parterze  nowego budynku będzie przeszklona galeria, do której będą mieli dostęp także mieszkańcy Gorzowa.

Pandemia niestety na jakiś czas zahamowała rozwój wystawienniczy ale już powracamy do współpracy z Muzeum im. Jana Dekerta przy ul. Warszawskiej aby móc też wystawiać w plenerach. Współpracujemy także z Miejskim Ośrodkiem Sztuki  i filharmonią.

WM: Czy pani jest artystką?

MB: Nie, jestem nauczycielem historii.

WM: Czy w szkole są uczniowie z niepełnosprawnościami?

MB: Mamy osoby z orzeczeniami określającymi potrzebę kształcenia specjalnego, są to osoby słabo widzące i słabo słyszące, a także z zespołem Aspergera i autyzmem. Nauka odbywa się  w ogólnodostępnych klasach z dostosowanymi metodami  nauczania. Mamy także zindywidualizowane ścieżki kształcenia dla tych osób. Część przedmiotów jest prowadzonych z klasą a część indywidualnie. Kieruje na te zajęcia poradnia psychologiczno – pedagogiczna w porozumieniu ze szkołą. Bardziej dotyczy to przedmiotów ogólnokształcących a nie artystycznych.  Z  niepełnosprawnością ruchową nie mamy nikogo  ale w nowym budynku będzie winda więc warunki zostaną stworzone także dla tych osób.

WM:  Jak na szkołę artystyczną przystało, na pewno uczniowie odnoszą sukcesy, proszę o nich wspomnieć. 

MB: Ostatnim sukcesem jest okładka do podręczników dla Liceów Sztuk Plastycznych z historii sztuki. W konkursie ogłoszonym przez CEA, które jest także wydawcą, laureatem został uczeń naszej szkoły. Zaprojektował okładkę do czterotomowej książki i wygrał ten konkurs. Na eliminacje wysłaliśmy 10 prac. Książka jest dystrybuowana tylko do Liceów Sztuk Plastycznych a więc kupić jej nie można. Wersja elektroniczna książki od niedawna dostępna jest na stronie internetowej Centrum Edukacji Artystycznej w Warszawie.

Od wielu lat nasi młodzi artyści odnoszą także sukcesy w Międzynarodowym Konkursie „Pamiętajcie o Ogrodach” w kategorii malarskiej.

W ubiegłym roku także nasz uczeń został laureatem w Ogólnopolskim Konkursie „Pudełko zwane wyobraźnią” na interpretację wierszy Cypriana Kamila Norwida, pod patronatem Prezesa Rady Ministrów,  nagrodę odbierał w kancelarii premiera RP.

WM: Pod jakim jeszcze względem może być ta szkoła atrakcyjna dla młodzieży?

MB: W naszej szkole jest wspaniała młodzież. Mamy klasy, które się bardzo mobilizują i angażują tworząc na przykład spektakle teatralne. Niedawno był realizowany spektakl w porozumieniu z Wojewódzką Stacją Sanitarno Epidemiologiczną i Zespołem Szkół Technicznych i Ogólnokształcących przy ul. Czereśniowej „Profilaktyka przeciwko AIDS”, był to fragment „Z pamiętnika narkomanki” w aranżacji naszych uczniów. Wszelkie uroczystości państwowe także są przygotowywane przez młodzież, sami piszą  scenariusze i realizują się aktorsko. Angażują się podczas przerw ale także zostają po lekcjach.

W czasie przerw mogą przejść do auli, tam są rozstawione pufy, kto chce może się zrelaksować, mogą śpiewać i grać. W auli stoi fortepian, są tu uczniowie uzdolnieni nie tylko plastycznie ale muzycznie też.

WM: Zachęca pani do tej szkoły?

MB: Oczywiście. Szczególnie w dzisiejszych czasach potrzebne jest spojrzenie trochę inne a to można osiągać także  dzięki twórczemu rozwojowi.

WM: Czy są jacyś znani absolwenci tej szkoły?

MB: Wspomniałam Natalię Ślizowską. Absolwentem tej szkoły jest także znany muzyk –   Błażej Król.

 

 

 

551 total views, 2 views today

„PEJZAŻ Z KATEDRĄ” W GORZOWSKIEJ GALERII GTF

220230204_1212345420230204_12025115

Licznie zgromadzeni miłośnicy plastyki wzięli dziś udział w wernisażu wystawy malarstwa i rysunku  dzieci i młodzieży w wieku od 7 do 15 lat z Młodzieżowego Domu Kultury pt.  „Pejzaż z katedrą”. Otwarcia dokonano w Małej Galerii Gorzowskiego Towarzystwa Fotograficznego w Gorzowie Wielkopolskim przy ul. Chrobrego.

Zaprezentowano ponad 30 prac, które sprawiają wrażenie otwartości i radosnego spojrzenia na świat. Kolorystyka i sposób pokazania symbolu Gorzowa, którym jest gorzowska katedra skłaniają do optymizmu. Tylko jedna praca jest trudniejsza w odbiorze, ciężka czerwień i czerń przypominają prawdopodobnie pożar, który dotknął katedrę w 2017 roku.

Większość prac uwzniośla, daje nadzieję i sprawia, że świat jest piękny.

Wystawę otworzył Marian Łazarski szef GTF-u.

Prace plastyczne podopiecznych MDK-u przygotowali kierownik pracowni plastycznej Danuta Łubińska absolwentka Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Zielonej Górze  oraz jej mąż  Roman Łubiński absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu.  Roman Łubiński odpowiedzialny był za prezentację wystawy,  zaprojektował zaproszenie, plakat i oprawę graficzną folderu. Danuta  wystawę otworzyła nie szczędząc pochwał młodym artystom i swojemu mężowi.

Danuta Łubińska powiedziała, że różny jest stopień zaawansowania edukacji artystycznej  autorów prac. – Szukaliśmy odpowiedzi na pytania: jakie miejsce w przestrzeni miasta mają kościoły, jak postrzegamy kościół katedralny patrząc na niego jak na pomnik architektury czy zabytek ale też na przestrzeń wiary, która wciąż jest żywa. Katedra jednocześnie może przynależeć do kultury i sztuki,  turystyki  i do sfery sacrum. Nasza katedra jest jednym z najstarszych i najpiękniejszych zabytków  Gorzowa. To taka dominanta miasta ale także symbol.  Dlatego wybraliśmy ten temat aby móc uwiecznić tę naszą piękną katedrę – podkreśliła artystka, tłumacząc, że każda praca to próba odwzorowania i zinterpretowania świata za pomocą rysunku i malarstwa, to też próba poszukiwania barwy, formy, światłocienia i proporcji.

Dalej plastyczka powiedziała, że te prace charakteryzują się wysokim poziomem artystycznym, są oryginalne, pomysłowe i urzekają swoimi rozwiązaniami kolorystycznymi. – Za to jesteśmy wdzięczni swoim wychowankom. Bo to pod naszym kierunkiem pracowali, my byliśmy przy tym procesie twórczym, towarzyszyliśmy im i pomagaliśmy rozwiązywać problemy plastyczne.

– Ta wystawa dzięki wam przyczyni się do upowszechniania kultury plastycznej w środowisku lokalnym Gorzowa – zaznaczyła Danuta Łubińska.

152 total views, no views today

KS. HENRYK GRZĄDKO O BP. EDWARDZIE DAJCZAKU

20230202_143936

Na zdj. Ks. Henryk Grządko

fot. wm

Ks. Henryk Grządko o bp. Edwardzie Dajczaku: jego duszpasterskie plany były bardzo nowoczesne

Ks. Henryk Grządko diecezjalny duszpasterz trzeźwości diecezji zielonogórsko – gorzowskiej, na wieść o dymisji ordynariusza diecezji koszalińsko – kołobrzeskiej, przypomniał, że duszpasterskie plany bpa Dajczaka – ówczesnego sufragana diecezji zielonogórsko – gorzowskiej były bardzo nowoczesne. Dzięki bp. Dajczakowi ks. Grządko od 25 lat pełni funkcję kapelana Centrum Charytatywnego im. Jana Pawła II w Gorzowie Wielkopolskim.

– Wtedy duszpasterzem diecezji był bp Adam Dyczkowski, który bardzo liczył się ze zdaniem bpa pomocniczego Dajczaka, którego planem było żeby świeckie Stowarzyszenie Pomocy Bliźniemu im. Br. Krystyna było jednocześnie centrum duszpasterskim. I tak się stało, po wizycie Jana Pawła II w Gorzowie Wlkp. w 1997 r. przy stowarzyszeniu powołano Centrum Charytatywne im. papieża Polaka – powiedział ks.Henryk Grządko.

Do tej placówki z gorzowskiej katedry skierował go właśnie bp Dajczak. Tu diecezjalny duszpasterz trzeźwości zamieszkał 25 lat temu i razem z osobami świeckimi – jak twierdzi – stara się służyć najpierw Bogu a potem ludziom. – Tutaj wiele dobrych rzeczy się rozwinęło i wiele dobra tu czynimy, jeśli chodzi o ewangelizację. Celem bpa Dajczaka były dwa dzieła charytatywne w diecezji: kościelna Caritas a także organizacja świecka – powiedział ks. Grządko, podkreślając, że współpraca ze świeckimi dobrze działa. – Ja im pomagam, a gdzie trzeba zakasać rękawy to zakasuję ale głównie zajmuję się sprawami duszpasterstwa – podkreślił ks. Grządko, który zanim trafił do seminarium duchownego ukończył technikum budowlane.

Na pytanie czy te umiejętności przydają się w pracy duszpasterskiej odpowiedział:  – Ksiądz musi być dobry w wielu rzeczach, w duszpasterstwie musi być dobrym, musi umieć wiele rzeczy, zakleić dziurę w murze ale także administrować parafią. Najważniejsze jest aby na pierwszym miejscu służyć Bogu  a następnie ludziom i ja na tym się  nigdy nie przejechałem – stwierdził z radością.

Dalej ks. Grządko wspominał duże zaangażowanie bpa Dajczaka, który odwiedzał Ośrodek Kolonijny, Sportowo-Wypoczynkowy w Długiem prowadzony przy Stowarzyszeniu Pomocy Bliźniemu im. Br. Krystyna. – Wtedy diecezję prowadził bp Dyczkowski ale głos bpa Dajczaka był dla niego bardzo ważny. Bp Dajczak proponował dużo charytatywnych rozwiązań, odwiedzał nas w tym ośrodku. A gdy wyjeżdżał już do diecezji koszalińsko – kołobrzeskiej to ostatni jego przystanek był właśnie w tej naszej placówce, w której zatrudnionych jest wielu mężczyzn z problemami alkoholowymi, a którzy tutaj pracują i pragną skończyć z nałogiem

Biskup cieszył się tym ośrodkiem i radował, że to wszystko ma sens. W tym centrum jest jego cząstka, są jego myśli i serce. Będziemy o tym pamiętać. Mam nadzieję, że biskup odpocznie i nadal będzie się włączał w różne dzieła – wyraził nadzieję ks. Henryk Grządko.

Gorzowskie  Stowarzyszenie Pomocy Bliźniemu im. Brata Krystyna działa ponad 30 lat. Założyli je ks. Władysław Pawlik, były proboszcz parafii Pierwszych Męczenników Polski, którą w 1997 r. nawiedził Jan Paweł II oraz Augustyn Wiernicki od początku kierujący stowarzyszeniem.

Bp Edward Dajczak złożył rezygnację z urzędu biskupa diecezjalnego,  był duszpasterzem diecezji koszalińsko – kołobrzeskiej od  2007 r.  Jako bp senior będzie mieszkał w Centrum Edukacyjno-Formacyjnym w Koszalinie.

Także w KAI: https://kair.ekai.pl/depesza/630045/show

449 total views, no views today

ROZMOWA Z IZABELĄ SERPINĄ – WIZYTATOREM CENTRUM EDUKACJI ARTYSTYCZNEJ

 IZA SERPINA

Fot. wm

Siedziba wizytatora CEA mieści się w budynku Liceum Plastycznego przy ul. Warszawskiej 18

Izabela Serpina, obecnie wizytator CEA,  przez 4 lata była dyrektorem Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia im. W. J. Ciesielskiego w Gorzowie Wlkp. Nauczycielem klasy fletu była od 1992 roku. Ukończyła klasę fletu w Liceum Muzycznym w Poznaniu, a potem studia w Akademii Muzycznej we Wrocławiu a także studia pedagogiczne w Zielonej Górze i studia podyplomowe z zarządzania oświatą w Szczecinie.

Wanda Milewska: Na czym polega praca wizytatora Centrum  Edukacji Artystycznej?

Izabela Serpina: To nie jest to samo co wizytator w Kuratorium Oświaty. Można by rzec, że moja praca to po części nadzór pedagogiczny nad szkołami, a z drugiej strony realizacja zadań z obszarów pracy organu prowadzącego, czyli pracownika wydziału edukacji – to takie duże uproszczenie.  Jestem zatrudniona w CEA w Warszawie a na co dzień pracuję tutaj, w biurze przy ulicy Warszawskiej. Do moich zadań należy między innymi:  nadzór, kontrola, opiniowanie spraw,  wspieranie bieżącej działalności i rozwoju szkół artystycznych w województwie lubuskim.

WM: Ile jest szkół artystycznych w naszym województwie?

IS: Jest  18 szkół artystycznych,  11 szkół muzycznych I stopnia, 3 szkoły II stopnia, 1 ogólnokształcąca szkoła I stopnia i 1 szkoła niepubliczna, też z pionem ogólnokształcącym a także 2 licea sztuk plastycznych.

WM: Czy  był ogłoszony konkurs na to stanowisko, czy wystarczyło zgłosić swoją  kandydaturę?

IS: Rozpisano konkurs na stanowisko wizytatora w województwie lubuskim oprócz tego były dwa inne w regionach  dolnośląskim i opolskim.  Zgłosiłam swoją kandydaturę, zostałam zaproszona przed komisję w Warszawie i po tygodniu poinformowano mnie, że zostałam przyjęta.  Oczywiście zapytano mnie jak sobie poradzę ze szkołami plastycznymi, bo nie jest to moja specjalizacja. Opiekuję się  moimi szkołami już 2 lata i współpraca układa się znakomicie.

WM: Czy wcześniej  było takie stanowisko w naszym województwie?

IS: Zanim objęłam tę funkcję, pracę w naszym regionie wykonywała w zastępstwie pani Małgorzata Bednarek – wizytator z Poznania, a przed nią byli wizytatorzy z woj. zachodniopomorskiego, ponieważ  w naszym województwie nie było osoby chętnej do podjęcia tej funkcji.  Pani wizytator była moim zwierzchnikiem w czasie pracy na stanowisku dyrektora szkoły a dzisiaj współpracujemy, gdy szef powierzy nam wspólne zadania.

M: Wizytator  artystyczny to szersze pojęcie, bo chyba nie tylko na sprawach twórczych musi pani się znać?

IS: Należy do mnie  na przykład  zatwierdzanie arkuszy organizacyjnych na dany rok szkolny, w których są zaplanowane etaty, ale również  finanse. Organizuję konkursy na dyrektorów szkół,  uczestniczę w tych  konkursach na terenie całej Polski.  W czerwcu tego roku byłam przewodniczącą komisji w Szczecinie, tam wybieraliśmy dyrektorów szkół regionu zachodniopomorskiego. Także organizacja i uczestniczenie w postępowaniach awansu zawodowego na stopień nauczyciela mianowanego lub dyplomowanego należy do moich obowiązków. A więc mój głos ma wpływ na awans nauczyciela albo czy dany kandydat zostanie dyrektorem szkoły. Wizytator nie może przewodniczyć komisji w regionie w którym pracuje. Jestem teraz urzędnikiem 😊

WM: Czy może Pani porównać obie funkcje, lepiej jest być dyrektorem czy wizytatorem?

IS: Lubię pracę z ludźmi, daje mi to dużo satysfakcji. Gdy byłam dyrektorem czerpałam radość nie tylko ze współpracy z artystami – kolegami nauczycielami ale także z rodzicami. Byłam też nauczycielem, uczyłam – a to już jest coś wspaniałego, mieć kontakt z młodymi artystami z dziećmi, mieć wpływ na rozwój ich talentu i osobowości.

Natomiast dzisiaj czerpię radość ze współpracy z dyrektorami szkół, którzy są niezwykle mądrymi osobami, którym bardzo zależy na tym co robią, są bardzo pracowici, odpowiedzialni –  podziwiam ich.

Obydwie prace są dla mnie satysfakcjonujące. Obydwie trudne i odpowiedzialne. Dzisiaj ta odpowiedzialność jest nieco większa bo jest potrzebna decyzyjność na większym obszarze. Zdarza się, że jestem delegowana w imieniu ministra lub prezydenta RP do odznaczeń dyrektorów i nauczycieli. Opiniuję wiele spraw dotyczących dyrektorów, nauczycieli, uczniów, szkół. Mam wpływ na decyzje dyrektorów szkół i na sprawy związane z organizacją szkół. Jest to trudna praca, ale dobrze się w niej czuję.

Są takie chwile, gdy tęsknie do bycia dyrektorem np. w momentach,  gdy odbywa się konkurs na stanowisko dyrektora i siadają przed komisją kandydaci /dyrektorzy opowiadający z zapałem o swojej szkole.  Albo gdy jestem na koncercie dzieci, to też wraca do mnie tęsknota. Ale tłumaczę sobie, że człowiek nie jest niezastąpiony, są nowe osoby i niech one to prowadzą.

WM: Udzielała się  pani artystycznie gdzie teraz Pani się spełnia?

IS: Niestety już teraz nie mam takiej możliwości spełnienia się. Nie gram już w Orkiestrze Kameralnej „Odeon”, którą prowadził pan Szczepan Kaszyński  – a grałam, czy w  Gorzowskiej Orkiestrze Dętej. Nie śpiewam też w Chórze Cantabile, do którego przez krótki okres należałam, bo zawsze marzyłam żeby  w chórze śpiewać. Moje obowiązki służbowe wiążą się z licznymi podróżami, jestem wysyłana w różne miejsca, dlatego nie mogę uczestniczyć regularnie w  próbach czy występach. Na przykład w sierpniu uczestniczyłam w 53. postępowaniach awansu zawodowego i musiałam mieszkać w Poznaniu.

Czasem jestem zapraszana, żeby gdzieś zagrać albo poprowadzić warsztaty fletowe, ale rzadko. W ubiegłym roku poprowadziłam warsztaty z uczniami szczecińskiej szkoły i to był dla mnie czas niezwykle szczęśliwy. Takie sytuacje nie są związane z moją pracą, muszę wówczas wziąć urlop.

WM: Jakie wskazówki dawała Pani swoim uczniom?

IS: Przypominałam im, że życie często stawia jakieś zadania, zalecałam żeby nie odrzucali żadnych propozycji  artystycznych , żeby ze wszystkiego korzystali. I tak ja się staram postępować.

WM:Jaki jest stan lubuskich placówek artystycznych?

IS: Obecnie wszystkie szkoły artystyczne, publiczne z naszego województwa prowadzone są przez ministra kultury i twierdzę, że  są one zaopiekowane na 200 procent. Są świeżo po remontach lub w trakcie modernizacji jak nasze dwie szkoły gorzowskie. Dyrektorzy przy tej okazji postarali się o profesjonalne wyposażenia, niezbędne do realizacji programów nauczania, to są bardzo ładnie wyglądające miejsca nauki, piękne wyremontowane wnętrza.

WM: Jakie szkoły należą do CEA?

IS: Szkoły muzyczne, plastyczne i  baletowe. Ale w województwie lubuskim nie ma szkoły baletowej więc pod moją kuratelą są muzyczne i plastyczne. Szkoły ministerialne są całkowicie wyposażone w sprzęt, mają fortepiany i całe instrumentarium, które jest potrzebne do realizacji podstawy programowej.  Natomiast szkoły gorzowskie dopiero w 2020 roku zostały przejęte przez ministra kultury i tutaj potrzeba czasu i ogromnych środków, ale jak to się mówi idzie ku dobremu.

WM: Czy są szkolne perełki w naszym województwie?

IS: Wszystkie są perełkami jeśli chodzi o poziom artystyczny i wygląd wnętrz. Natomiast charakterystyczna jest Państwowa Szkoła Muzyczna I i II stopnia w Żaganiu. Została ona przeniesiona do zaadoptowanych budynków po opuszczonym  szpitalu św. Doroty. Tam odbył się wielki remont  pod okiem wojewódzkiego konserwatora zabytków i adaptacja na potrzeby funkcjonowania szkoły muzycznej.

Zachęcam do odwiedzenia  tych wnętrz, w których są nieprawdopodobne dzieła. Szkoła rozpoczęła tam naukę we wrześniu ubiegłego roku, ale jeszcze niektóre miejsca wymagają remontu, jak choćby zachowana kaplica. Remont nadzorowany przez dyrektora szkoły trwał ok 10 lat.  Z tego tytułu uhonorowano szkołę nagrodą lubuskiego konserwatora zabytków oraz nagrodą ogólnopolską

WM: Czy Pani może także pomóc szkołom, z jakimi prośbami się zwracają dyrektorzy?

IS: Z dyrektorami rozmawiam niemal codziennie w sprawach nauczania, rozwiązywania bieżących problemów, czy wcielania w życie nowych przepisów i ich interpretacji. Czasem rozpatruję skargi, które wpłynęły do mojego biura lub do CEA w Warszawie, wówczas współpraca z dyrektorem szkoły jest niezbędna.  Przygotowuję projekt oceny pracy dyrektora szkoły, proponuję wysokość dodatku motywacyjnego dla dyrektora lub opiniuję wnioski dyrektorów.  Spotykamy się także na naradach regionalnych, które są także okazją dla dyrektorów do osobistych rozmów między sobą. Dużo pracy, trudno mi teraz powiedzieć o wszystkim.

WM: Czyli funkcja i przyjemna i może być trochę przykra?

IS: Nie. Chyba mam szczęście do ludzi i mało mam sytuacji trudnych a jeśli, to staramy się w drodze rozmów problemy rozwiązywać. Lubię swoją pracę!

WM: Jak Pani się relaksuje?

IS: Teraz nie pracuję popołudniami więc mogę pójść do filharmonii, teatru czy muzeum. Całe życie pracowałam do wieczora. W ramach urlopu wyjeżdżam i zwiedzam ciekawe miejsca. Teraz mogę wziąć urlop nawet w ciągu roku szkolnego, dawniej to było niemożliwe. Tydzień temu kupiłam sobie rower i już się nie mogę doczekać się na odpowiednią pogodę żeby nim wyruszyć w trasę.

Natomiast  w pracy też staram się uduchowić artystycznie. Gdy jestem na wizytacji w szkołach, to często proszę aby na zakończenie coś się zadziało muzycznego czy artystycznego, koncert czy wystawa plastyczna. Ostatnio wizytowałam szkoły w Zielonej Górze i  byłam na koncercie w filharmonii, gdzie koncertowali uczniowie Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia. Też Liceum Plastyczne w Zielonej Górze realizowało wystawę w bibliotece wojewódzkiej, w której mogłam uczestniczyć.  Mimo tych spraw urzędowych ciągnie dusza do raju.

WM: Czy jest coś czego Pani nie lubi w pracy?

IS: Nie lubię spraw skargowych. Wymaga to wysokiej delikatności, wysłuchania wszystkich stron konfliktu. Bo każda ze stron może mieć rację i każda uważa, że ma rację. A trzeba to tak przeprowadzić żeby wszyscy czuli się usatysfakcjonowani. Muszę najpierw wiedzieć czego ode mnie ktoś oczekuje. Przede wszystkim chodzi o to aby kogoś nie skrzywdzić. Trzeba rozpatrzyć  sprawiedliwie i jest to bardzo trudne.

Moja praca wymaga dużej siły i optymizmu. Dyrektorzy często wątpią, więc wsparcie wizytatora (mam nadzieję) pomaga im przetrwać „kryzys”.

WM: Czy często zdarzają się skargi?

IS: Bardzo często, takie mamy czasy. Dużo jest anonimów, które też należy sprawdzić i rozeznać sprawę.

 Bardzo dziękuję za rozmowę WM :)

FOTO: Na zdj. Izabela Serpina. W tle cykl plakatów dyplomowych z zakończenia szkoły średniej Agnieszki Kowalewskiej, uczennicy Liceum Plastycznego, nawiązujących do Pikników Chopinowskich organizowanych przez Filharmonię Gorzowską.( 2022 rok )

 

648 total views, no views today

AUGUSTYN WIERNICKI O 30-LETNIEJ POMOCY I NOWEJ PUBLIKACJI

WIERNICKI 5

Fot. wm

Ponad 30 lat działa Stowarzyszenie Pomocy Bliźniemu im. Brata Krystyna, które w listopadzie 1992 r. założyli ks. Władysław Pawlik, były proboszcz parafii Pierwszych Męczenników Polski, którą w 1997 r. nawiedził Ojciec św. oraz Augustyn Wiernicki od początku kierujący stowarzyszeniem.

W skład organizacji wchodzi Gorzowskie Charytatywne Centrum Pomocy Człowiekowi im. Jana Pawła II, powołane po wizycie papieża Polaka w Gorzowie. Kapelanem jest ks. Henryk Grządko, diecezjalny duszpasterz trzeźwości, także współorganizator Orszaku Trzech Króli w Gorzowie Wlkp.

Prezes Wiernicki powiedział, że najlepsze wspomnienia ma z okresu, w którym to dzieło charytatywne wspólnie z ks. prał. Pawlikiem rozwijali, mimo iż to były trudne lata przekształceń własnościowych a ludzie tracili pracę i upadały gorzowskie fabryki. Ks. Pawlik powiedział, że trzeba coś z tym zrobić i zaproponował na początek utworzenie stołówki dla ubogich. Akt założycielski pobłogosławił wtedy bp Józef Michalik, późniejszy abp.

– Sam posiłek nie wystarczył więc utworzyliśmy punkt charytatywny, w którym prowadzono zbiórki i wydawanie odzieży oraz wszystkiego tego co było potrzebne do domu. Ten pierwszy punkt był dla nas wtedy wyzwaniem ale i osiągnięciem. Mogliśmy ludzi ubrać i nakarmić – wspominał inicjator pomocowego stowarzyszenia.

Na pytanie: – Który okres był trudniejszy w prowadzeniu tej działalności, jego początki czy czas po pandemii? Prezes odpowiedział, że kiedyś było dużo więcej możliwości uzyskania wsparcia. – Mieliśmy wtedy dziesięć piekarń więcej, były hurtownie polskie i wytwórnie spożywcze. Było gdzie zwracać się z prośbą po artykuły żywnościowe, może trochę gorzej było z ubraniami. Mieliśmy wsparcie naszych lokalnych przedsiębiorców spożywczych. Uruchomiliśmy marketing dobroczynny, prowadziliśmy różne zbiórki, zwoziliśmy całe samochody wszystkiego. Tamte  czasy może były trudniejsze ale było gdzie sięgnąć po pomoc. Dzisiaj jest dużo firm bogatych ale nie zawsze są zainteresowane żeby zająć się jakąkolwiek pomocą dla ubogich. Wydawałoby się, że to nie powinien być problem dla wielkiego hipermarketu czy magazynu. Dzisiaj jest trudniej uzyskać darowiznę choćby do naszych stołówek. Wszystko jest inaczej.

Stowarzyszenie prowadziło kiedyś około 30. świetlic dla dzieci, dzisiaj niestety jest ich tylko 9. – Musieliśmy zmniejszyć ilość placówek i to wcale nie dlatego, że nie są potrzebne. Bardzo są potrzebne, bo zagrożenia wśród dzieci i młodzieży są większe niż kiedyś, teraz dodatkowo płyną z internetu i innych dostępnych środków. Problemem wśród młodocianych są uzależnienia. Dzisiaj więcej jest sklepów z alkoholem niż z chlebem – powiedział Wiernicki.

Odpowiadając na potrzeby obecnych czasów, w związku z wojną na Ukrainie, stowarzyszenie pomocy bliźniemu udostępniło Ośrodek Kolonijny, Sportowo-Wypoczynkowy w Długiem koło Strzelec Krajeńskich dla uchodźców, szczególnie dla matek z dziećmi.

Prezes Wiernicki powiedział, że pod opieką codziennie przebywa ponad 200 osób z Ukrainy, które korzystają z noclegów, wyżywienia, opieki medycznej, socjalnej czy psychologicznej. – Najwięcej jest kobiet z dziećmi więc one mają trudniejszą sytuację ale wiele z nich już pracuje – powiedział szef centrum charytatywnego, twierdząc, że opieką objęte są także  dzieci, dla których uruchomiono w pełni wyposażoną świetlicę.

– Są też z nimi babcie i one pełnią funkcje świetlicowych. Stworzyliśmy im taki system aby się kobiety mogły usamodzielnić, pracować i zarabiać. Po te panie przyjeżdżają polscy przedsiębiorcy a po pracy je odwożą do ośrodka.

Pomoc dla uchodźców prowadzona jest też w Centrum Charytatywnym w Gorzowie. Tutaj wsparcie otrzymują osoby, które pracują i wynajmują mieszkania ale po dokonaniu opłat niewiele pieniędzy im zostaje – mówił filantrop.

Obok działalności typowo pomocowej stowarzyszenie prowadzi również działalność wydawniczą. Ostatnią publikacją jest książka autorstwa Augustyna Wiernickiego pt. „Śladami Polskich Dzieci Wojny”. Publikacja ma 680 stron. Są to wspomnienia ludzi i różne koleje ich losów.

Autor powiedział, że jest to historia organizacji stowarzyszeń Dzieci Wojny w Polsce i przypomina, że podczas II wojny światowej zginęło 2 mln dzieci  w tym połowa – narodowości żydowskiej.

Augustyn Wiernicki powiedział, że jego mama, obecnie 92. letnia pani także jest dzieckiem wojny, ten fakt był m.in. inspiracją do pracy nad tym zagadnieniem.

– Sam sobie czasem się dziwię swemu zaangażowaniu. Ale zawsze się modlę o to by Pan Bóg dał mi siłę rozumienia wszystkiego, a także to aby być uczynnym i potrzebnym. I chyba to otrzymuję. Nigdy nie oczekuję żadnej wdzięczności ale jeśli czasem ktoś podziękuje to się bardzo cieszę. A jeśli nie, to mam poczucie, że spełniłem obowiązek, który powinienem spełnić w ramach talentów jakie otrzymałem. Bo każdy jakieś talenty ma, które może wykorzystać dla innych – powiedział prezes Stowarzyszenia Pomocy Bliźniemu im. Brata Krystyna.

Gorzowskie Charytatywne Centrum Pomocy Człowiekowi im. Jana Pawła II wchodzące w struktury Stowarzyszenia prowadzi m.in.: Regionalny Ośrodek Społeczno-Zawodowy i Obywatelski, Regionalny Bank Żywności, Ośrodek Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym, Schronisko dla Bezdomnych Nr 1, Dział Pomocy Rzeczowej, Świetlica Nr 5 „Słoneczna” Kawiarenka młodzieżowa. Oprócz tego do dyspozycji wolontariuszy pozostają: Kaplica, siłownia i dwie sale wykładowe. Od początku istnienia Centrum kapelanem w nim jest ks. Henryk Grządko.

 

507 total views, 1 views today