GORZOWSKIE OBCHODY 80. ROCZNICY NAPAŚCI ZWIĄZKU RADZIECKIEGO NA POLSKĘ

Sy1Sy2SYSYB

Mszą św. na cmentarzu komunalnym przy Pomniku Ofiar Stalinizmu zainaugurowane zostały obchody 80. rocznicy napaści Związku Radzieckiego na Polskę oraz Dnia Sybiraka. Eucharystii przewodniczył bp senior diecezji zielonogórsko – gorzowskiej Paweł Socha, obecny był także kapelan Sybiraków ks. Henryk Jacuński. Wieczorem w bibliotece otwarto  wystawę ukazującą losy ponad 135. tys. mieszkańców Kresów.

– Modlimy się za tych wszystkich, którzy w okrutnych warunkach byli wyrzucani z domów a potem w zimnie, mrozie wywiezieni do niewolniczej pracy – mówił bp Socha, następnie zadając pytanie: co dzisiaj jest najważniejsze? Miłość czy nienawiść? Prawda czy kłamstwo? Kontynuował – że  w obliczu tamtych wydarzeń te pytania są bardzo ważne i ciągle powracają.

Hierarcha wiele miejsca poświęcił znaczeniu miłości. – Człowiek jest odmienny od innych stworzeń, żyje dzięki miłości, dobroci, tkliwości i współczucia. Odrzucenie tych wartości, to przekreślenie swej natury i swego człowieczeństwa. Człowiek, który wykreślił miłość, dobroć oraz prawdę ze swego życia, jest karłem samego siebie. Po prostu się odczłowiecza. W miłości człowiek odnajduje swoją wielkość, godność i wartość człowieczeństwa – podkreślał bp Socha.

Z okazji 30. rocznicy reaktywowania działalności Związku Sybiraków w Gorzowie – prezydent Wójcicki w liście skierowanym do działaczy związku podziękował za pielęgnowanie pamięci o latach cierpień na „nieludzkiej ziemi”.

– To właśnie oni, swoją postawą życiową i pracą, włożoną w tworzenie godnego życia na Ziemi Lubuskiej po powrocie z Syberii, każdego dnia udowadniają swoją miłość i przywiązanie do Ojczyzny –  Polski – mówił prezydent Gorzowa Wlkp. Jacek Wójcicki, zaznaczając, że prawdziwy przekaz o tamtych czasach jest najlepszą lekcją patriotyzmu, pozwalającym kolejnym pokoleniom zrozumieć dramatyzm syberyjskich wydarzeń.

– To dzień znaczący dla wszystkich Sybiraków. Tym bardziej, że to już 79 lat jak rozpoczęto eksterminację ludności z Kresów Wschodnich. To oni przyjechali do Ojczyzny po latach niewoli… z mową ojczystą i z pacierzem na ustach i tu, na tych ziemiach budowali swoją nową małą ojczyznę – wspominała Maria Dratwińska, prezes Oddziału i Koła Związku Sybiraków w Gorzowie. Uroczystości na Cmentarzu Komunalnym w Gorzowie zakończył apel pamięci, salwa honorowa i złożenie kwiatów.

W tym samym dniu w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej otwarta została wystawa obejmująca zbiór fotografii, dokumentów, książek, plakatów i pamiątek, które przekazali Sybiracy. Wystawę otworzył dyr. biblioteki Sławomir Szenwald.

S4S5s6

 

 

1,001 total views, no views today

SPOTKANIE Z FILIPEM ŁOBODZIŃSKIM

Relacja Ewy Rutkowskiej

WiMBP w Gorzowie, 16 września „Bob Dylan po polsku”

Spotkanie z Filipem Łobodzińskim w cyklu „Ojczysty – dodaj do ulubionych”

 Moderatorzy: Aleksandra Olszewska i  Artur Burszta z Biura Literackiego w Warszawie, które spotkaniem w Gorzowie zainaugurowało XXV sezon działalności. Jest to pierwsze ich spotkanie w naszym mieście.

Filip Łobodziński dziennikarz, tłumacz z hiszpańskiego, katalońskiego, francuskiego i angielskiego, muzyk i aktor. Niektórzy pamiętają go z młodzieżowych  filmów: m.in. z 1992 roku pt. „Podróż za jeden uśmiech” oraz „Stawiam na Tolka Banana”. Od kilku lat prowadzi, wspólnie z Agatą Passent w TVN 24 program o książkach pn. Xięgarnia.

Twórczością  Boba Dylana zajmuje się od bardzo wielu lat. Na spotkaniu w Gorzowie  moderatorzy stwierdzili, że jest to „obsługa kompletna Dylana”.

Filip Łobodziński jest autorem książki, zawierającej 132 teksty z lat 1962 – 2014 Boba Dylana. Przekłady do niej tworzył niemal 40 lat. Została wydana w ub. roku pt. „Duszny kraj”. Swoisty klimat tej książki oddaje piosenka Boba Dylana pt. „Mississippi”. W utworze tym zawarty jest pewien odpowiednik dusznego kraju. Bo to miejsce, to nie tylko stan czy rzeka. To pewna obyczajowość. Ta piosenka mówi o czymś bardzo ważnym. Inna piosenka opowiadająca także o ważnych sprawach, to piosenka „Senior”. Utwór bardzo amerykański. Tchnie pograniczem amerykańsko – meksykańskim. Ja przytoczyłam tylko dwa przykłady piosenek opowiadających jakąś historię. Piosenki Boba Dylana, prawie wszystkie zajmuje się ważnymi sprawami. Zawsze opowiadają jakąś historię, opisują różne aspekty z życia wzięte, z otoczenia.

I to wszystko tłumacz musi brać pod uwagę i jeszcze bardzo wiele różnych wyzwań. Np. inny kontekst literacki i kulturowy. O Dylanie napisano bardzo dużo i jest to dla tłumacza baza do poznania tego artysty/autora. Od tego można wyjść. Ale to dopiero początek…

Na pytanie; Co to znaczy tłumaczyć piosenkę? Odpowiedział, że można przetłumaczyć, nie zważając na formę oryginalną, ale można nie iść na tzw. łatwiznę.  Bo tekst powinien być spójny z oryginałem i tak być przetłumaczony, aby dobrze brzmiał po polsku. No i musi współbrzmieć z muzyką. W tłumaczeniu tekstów piosenek takim obozem kodycyjnym jest tłumaczenie piosenek do filmów (ma ich sporo na swoim koncie, np. Król Lew). Bo tu na dodatek trzeba zgrać  podawany tekst z ruchem ust wykonawcy. Przed podejściem do pracy, stara się uwrażliwić na sam tekst, poszukać właściwego stylu dla wykonawcy. Sam śpiewa (od lat tworzy m. in wspólnie z Jarosławem Gugałą (dziennikarz Polsatu) zespół pn. Zespół Reprezentacyjny), więc wie jakiego wyboru musi dokonywać.

Podczas spotkania mówił o bardzo wielu różnych aspektach i problemach związanych z tłumaczeniem piosenek. Czytał także swoje przekłady.

Mówi, że pracuje na papierze. I różne „złote myśli” zapisuje na karteluszkach nawet znajdując się w różnych miejscach. Czasem jest to jakiś „błysk” i wtedy wszystko idzie „jak z płatka”, a czasem trzeba się trochę natrudzić.

W roku bieżącym został nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia 2019. Książka Boba Dylana „Tarantula”, przetłumaczona przez Filipa Łobodzińskiego znalazła się wśród pięciu najlepiej przetłumaczonych, w kategorii przekład na język polski. Oto fragment werdyktu: „jest to wybitny rezultat translatorski jego życiowej pasji, czyli umiłowania twórczości Boba Dylana”. Podczas spotkania F. Łobodziński podkreślił, że ta książka dla tłumacza to ogromne wyzwanie. To szaleństwo stylistyczne. Język, to jak przejażdżka kolejką górską. Na zakończenie przeczytał jej fragment.

Bob Dylan (1941) amerykański piosenkarz, kompozytor, autor tekstów, pisarz, poeta. Laureat wielu nagród, m.in. Grammy, Oscara, Złotego Globu, Pulitzera. W 2009 r. otrzymał Narodowy Medal Sztuki , a w 2012 Prezydencki Medal Wolności.

W 2016 roku w dziedzinie literatury otrzymał Nagrodę Nobla.

Spotkanie było bardzo interesujące i ciekawe. Można było także dokonać zakupów i ustawić się w kolejce po autograf.

Ewa Rutkowska

757 total views, no views today

MIGAWKI Z GRECJI

Relacja  Marzanny Leszczyńskiej

Grecja tylko we wrześniu dla tych, którzy źle znoszą upały tak jak ja. Jest ciepło, lato choć u nas już jesień daje się we znaki. To sposób na przedłużenie lata i wakacji.

Gr7GReGr9GR8Gr1bshGr25

Ateny w pigułce.

Nocą oczywiście nie zwiedzi się Akropolu, ale chodzenie po wzgórzu jest nie lada gratką. U jego stóp jest hałaśliwie, a zwłaszcza tam gdzie są urokliwe kawiarenki. Najlepiej zapuścić się w uliczki, gdzie ich już nie ma, tam też nie ma ludzi, za to są cudnie oświetlone i zwiedzanie tych uliczek jest po prostu niesamowite. Chodzisz po wyślizganych, kamiennych płytach i zewsząd pokazują się fragmenty kolumnad, łuków starożytnych, dachy i kopuły świątyń. I patrzysz na oświetloną panoramę miasta co rusz z innej perspektywy. Podziwiasz antyczne posesje czasem z ustawionymi bądź poprzewracanymi amforami, do których prowadzą drzwi, tak różne czasem tajemnicze. O tych schodach i drzwiach można by snuć wiele skojarzeń. A wszystko to zatopione jest w soczystej roślinności śródziemnomorskiej: pinii, cyprysów, kwitnących i bujnych krzewów, których nigdzie nie widziałam.

I nie myśl, że jak byłaś tam nocą to już w dzień nie musisz. Zwiedzanie Akropolu w dzień jest zupełnie innym doznaniem. Tutaj idziesz z tłumem turystów, ale ma to swój urok i ma to swoje zalety, bo jak nadstawisz uszu to dowiesz się ciekawych rzeczy od przewodników… za darmo. Chodzisz po stopniach coraz bardziej w górę , mijasz dużo ruin i kamieni, fragmentów budowli, ale są też obszary z rekonstrukcjami , niektóre w trakcie budowy. A już widoki na miasto są powalające: na tle niebieskiego nieba, i zieleni miasto …lśni srebrem.

Warto przejść się po uliczkach i parkach. A już całą grecką sztukę najlepiej zgłębić i pokontemplować w muzeum

I dopiero wtedy, gdy zrobisz 15 kilometrów, gdy otumaniony jesteś całym pięknem i dowiesz się tylu rzeczy, o których nie słyszałeś, gdy jesteś głodny i porządnie zmęczony zrób sobie obowiązkowo przyjemność i nagrodę a mianowicie usiądź u stóp Akropolu z widokiem  na niego w restauracji i zjedz zasłużony grecki obiad z tzatziki i sałatką grecką.

 

 

813 total views, 1 views today

WYSTAWA KRZYSZTOFA REĆKO RAPSY W KOŁOBRZEGU

RE5R

W Regionalnym Centrum Kultury w Kołobrzegu im. Z.Herberta w Galerii Sztuki Współczesnej im. A.J. Ściesińskich prezentowana jest wystawa malarstwa Krzysztofa Rećko Rapsy. Prace można oglądać do 14 października. Wernisaż odbył się 5 września.

Artysta mieszka i tworzy w Koszalinie. Jego malarstwo to świat artystycznej fantazji i różnorakich skojarzeń. Prace wystawiał m.in. w Londynie, w Seulu, Warszawie, Szczecinie, na Białorusi, we Włoszech.

Na wystawie w RCK pokazał malarstwo i grafikę. Swoje prace pozostawił bez tytułu, w ten sposób angażując odbiorcę do wnikliwszej analizy. Podczas wernisażu można było skonfrontować własne  widzenie obrazu z zamierzeniem artysty. W jedenj z prac wyobraziłam sobie chmury, a w  przestworzach lecący samolot. Po rozmowie z Krzysztofem Rećko okazało się, że były to fale morskie i jakaś jednostka pływająca. Twórca uważa, że każdy ma prawo do własnego odbioru, interpretacji oraz przeżywania oglądanego dzieła. Po takim zapewnieniu nikt nie powinien  powiedzieć, że nie rozumie artysty albo, że nie zna się na malarstwie.

-Obrazy Krzysztofa Rećko Rapsy użyto do realizacji filmu „Sztuka fizyki”, a jego twórczość zaprezentowana została w filmie leszka Orlewicza „Na szczęście jest sztuka”, zrealizowanego pod patronatem Muzeum Narodowego w Gdańsku. Fotogramy jego obrazów użyto do realizacji popularnych koreańskich telenoweli (telewizja KBS) – napisano m.in w folderze RCK.

941 total views, no views today

GORZOWSKIE TOWARZYSTWO FOTOGRAFICZNE MA 65 LAT

ŁAZARŁŁĄ

Na zdj. 1. i 2. Marian Łazarski,  3. prof. Maciej Szymanowicz

Gorzowskie Towarzystwo Fotograficzne obchodzi jubileusz 65-lecia istnienia.W Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej 14 września zaprezentowany został dorobek członków Towarzystwa. Wystawę otworzył prezes Marian Łazarski, a wykład wygłosił prof. Maciej Szymanowicz z Uniwersytetu Adama  Mickiewicza w Poznaniu. Naukowiec przedstawił m.in historię powstania gorzowskiego oddziału, który rozpoczął działalność w 1954 r. z inicjatywy Zbigniewa Łąckiego. Pierwszy Zarząd Towarzystwa pod jego kierownictwem doprowadził rok później do otwarcia w salach Muzeum I Dorocznej Wystawy Fotografii.

 

 

708 total views, no views today

TRIDUUM MODLITEWNE W SANKTUARIUM ŚW. WERONIKI W GORZOWIE WLKP.

TRI

Przez trzy dni, od 12 do 14 września w parafii Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Gorzowie Wielkopolskim trwało Triduum Modlitewne  w rocznicę ustanowienia tam sanktuarium św. Weroniki Giuliani. Słowo Boże  głosił  o. Ryszard Gumkowski OFM Cap.  Zwieńczeniem obchodów była Msza św.  w uroczystość  Podwyższenia Krzyża św.

Sanktuarium ustanowił  we wrześniu 2007 r. ówczesny ordynariusz diecezji zielonogórsko – gorzowskiej bp Adam Dyczkowski.

W Eucharystii uczestniczyli wierni,  duchowni z gorzowskiego dekanatu z wikariuszem biskupim ks. dr Zbigniewem Kobusem, ks. Grzegorzem Polowczykiem – proboszczem i  kustoszem sanktuarium oraz Bractwo Męki Pańskiej z tego kościoła.

Ryszard Gumkowski OFM Cap. w homiliach przybliżył postać kapucynki św. Weroniki, podkreślając jej miłość do Krzyża, jej duchowość i charyzmat. – Św. Weronika dostała szczególny dar miłości Krzyża, o którym świadczy m.in. jej dzienniczek. Dla wielu ludzi jest to szok, że można o cierpienie prosić z miłości, żeby uratować innych, że można tak z Jezusem rozmawiać, tak żyć i wejść w centrum cierpienia – mówił duchowny.

Franciszkanin w rozmowie z KAI zauważył, że dziś wiele ludzi ucieka przed cierpieniem, natomiast św. Weronika pokazała, że można wejść w misterium Jezusa Chrystusa, co oznacza ratunek i uratowanie. Ludzie, którzy nie wierzą, nie spotkali Jezusa, nawet nie wyobrażają sobie, że może być taka przyjaźń z Jezusem już tutaj na ziemi.

– Dzisiejsze święto – powiedział kapucyn – pokazuje, że grzech nas dotyka, że cierpimy i nie wiemy na kogo to zrzucić, uciekamy, a św. Weronika pokazuje na Krzyż – ona jest zawsze z nim – zaznaczył kapłan, przypominając, że dziś wielu ludzi nie chce mówić o grzechu, zamieniając to słowo na wyraz – zło, które zamyka się w doczesności. – Grzech jest większą tragedią, bo pokazuje, że tak naprawdę to jest coś konkretnego i dotyczy też konkretnego człowieka. Grzech rani serce Boga, to pokazał Wielki Piątek – że nasze grzechy przebijają  serce Boga, który cierpi z powodu naszego grzechu, a z miłości chce każdego uratować, przebacza nam miłością. Natomiast określeniem –  zło – posługują się ludzie, którzy nie widzą Boga.

Więcej:      https://kair.ekai.pl/depesza/574339/show

Wanda Milewska

820 total views, no views today

OBÓZ TANECZNY

MA5MA7MA8MA9

Relacja Marzanny Leszczyńskiej

Kiedy decydowałam się na tegoroczny obóz taneczny byłam pełna rozterek. Z jednej strony bardzo się cieszyłam, nowe wyzwania, pewność, że będzie ciężko, ambitnie ale pojawiła się obawa, czy dam radę. Wszak jesteśmy już senior 3, ostatnio na obozie sportowym byliśmy10 lat temu i było ciężko, bez apteki i maści się nie obeszło. Jeszcze dwie pary seniorskie ze Szczecina podjęły się tego wyzwania, a reszta towarzystwa to była młodzież z bardzo wysokimi klasami tanecznymi i dzieci, te ambitne, świetnie się prezentujące. Tak, zdecydowaliśmy się na obóz ze Szkołą Mistrzów Szymona Kalinowskiego i Grażyny Grabickiej.

Podstawą jest wysiłek, nie było spotkań towarzyskich, wycieczek. W wolnych chwilach padaliśmy ze zmęczenia, ucinaliśmy sobie drzemkę albo masowaliśmy mięśnie na basenie.

Znaleźliśmy tylko raz trochę czasu, aby pojechać nad jezioro do letniego domku, do którego zaprosiła nas para Alina i Darek ze Szczecina.

Przez 8 dni ledwie chodziliśmy po schodach tak nas bolały mięśnie, zwłaszcza po crossfit – porannej godzinnej gimnastyce  zaczynającej się pięcioma okrążeniami na bieżni pobliskiego szkolnego boiska, często w pełnym słońcu, bo lato tego roku dopisało. A potem były inne ciężkie ćwiczenia, za każdym razem urozmaicone, tak abyśmy wzmocnili mięśnie i byli bardziej wytrzymali w tańcu, bo taniec to bardzo męczące zajęcie a musi wyglądać lekko. Nawet podniosłam swojego partnera (70 kg). Pot się lał strugami, rany robiły się na plecach od niewygodnych pozycji ćwiczebnych ale nie odpuściliśmy ani jednego zajęcia crossfit i ani razu nie spóźniliśmy się, chociaż pan Szymon Kalinowski sugerował nam odpuszczenie sobie tych zajęć.

Postawiliśmy na tańce standardowe, głównie w nich wzięliśmy udział. Dużo teorii przekazał nam zaproszony Rusłan Butko (jeden z najbardziej utytułowanych trenerów w Polsce) razem z zaskakującą szczerością i prawdą o życiu tancerza. To oczywiście jest cenne, aby uświadomić sobie jakie trudności się pojawiają i im po prostu nie zaprzeczać i nie udawać, że takie słabości akurat nas nie obowiązują, bo kto z nas się nie stresuje, nie rywalizuje, nie chce być najważniejszy, nie zazdrości, nie cieszy się z potknięć innych….

Pan Rusłan nie robił wykładów na ten temat, ale poruszał te kwestie jako dygresje przy nauce, ćwiczeniach praktycznych, czy pokazach,  wielokrotnie dając swój przykład i własnych doświadczeń. Były to lekcje o tym, że warto mieć dystans do siebie. Rusłan Butko pobudzał nas do myślenia, ciągle stawiał pytania, bo nie tylko mamy pewne kwestie zautomatyzować ale musimy mieć też wiedzę i przygotowanie teoretyczne.

Wprawdzie postawiliśmy na tańce standardowe ale nie odmówiliśmy sobie udziału w szkoleniu, które poprowadziła topowa para Kinga Jurecka i Marek Fiksa ( znani z udziału w „Tańcu z gwiazdami”). Szlifowali jive, który należy do bardzo wyczerpujących tańców latynoamerykańskich ze względu na nieustanną dynamikę, tak jakby ciągle na podskokach – ujmując to w skrócie, toteż zlaliśmy się potem po paru minutach tego tańca. Ja muszę mieć dzień do jiva i widoczne tym razem miałam, bo otrzymałam od tej pary mistrzów duży publiczny komplement. Ucieszyłam się nim  bardzo i od razu opuściły mnie pomysły, do jakich namawia mnie mój partner, aby poświęcić się standardowi kosztem latiny. Może to była podpowiedź losu, że zbłądzę, gdy to zrobię, zawsze bowiem tańce latynoamerykańskie sprawiały mi mniej kłopotów, dawały więcej radości a i wyniki na turniejach były o niebo lepsze niż w standardzie. Oczywiście do pewnego momentu, a potem ni stąd ni zowąd wszystko się odwróciło.

Pan Szymon Kalinowski z Panią Grażyną potrafią wszystko pokazać i wszystko wytłumaczyć, rozjaśnią najciemniejsze zakamarki naszej niemożliwości i nauczą wszystkiego w myśl maksymy, że „wszystko jest trudne nim stanie się proste”. A już practisy pod okiem tej pary były niepowtarzalne, tutaj przychodziła pora na dawanie z siebie wszystkiego, pokonywanie stresu, wstydu, tutaj były okazje do zasłużonych wyróżnień.

Nie zapomnę chyba practisu w przebraniu na temat: „Narodowości świata”. Ciągle mam przed oczami rumbę, która nie przestaje mnie elektryzować. Muzyka w stylu muzułmańskim i para, która przepięknie ją zatańczyła: On w chuście  arafatce, ona w czarnym stroju z hidżabem . Chylę głowę przed refleksem pana Szymona, który celnie wybrał utwór muzyczny do tego stroju i tego tańca. Wszystko bowiem odbywało się na gorąco, tyle ludzi do ogarnięcia. Temat stroju podany został na dwie godziny przed practisem, a więc wyobraźnia poszła w ruch a stroje komponowaliśmy z tego co było w walizce.

W przypadku tej pary efekt był piorunujący, zjawiskowy.

Ja i mój mąż udawaliśmy Greków i po prostu owinęliśmy się w prześcieradła, czym wzbudziliśmy wiele uśmiechów i nieukrywany zachwyt uczestników.

Młodzież biorąca udział w warsztatach była bardzo pracowita i  sympatyczna czym wzbudzała podziw gości hotelowych, a stacjonujące tu siatkarki zachwycały się z rozrzewnieniem, że nie trafiły z wyborem dyscypliny sportowej.

Pobyt na obozie pozwolił nam przekroczyć na zakończenie swoje możliwości. Pan Szymon z panią Grażyną potrafią wymusić wiele; bez próśb, gróźb i szantaży. Jak? No właśnie to jest siła wielkich osobowości, które tak wpływają, że chcesz, że znajdziesz siłę, i pracujesz jak mrówka a potem się dzieją niesamowite rzeczy.

Był ostatni, ósmy dzień naszego pobytu na obozie. Nic nie przestało boleć, po całym dniu zajęć szliśmy na ostatni practise z nastawieniem, że popatrzymy na innych bo sami już nie czujemy nóg. Andrzej miał spuchnięte kolano, mi dokuczał ból prawej stopy. Przypisano nas do grupy nr 2. Usiedliśmy na krzesłach i patrzyliśmy na prezentacje grupy pierwszej – najmniej zaawansowanej. Pan Szymon zarządził tzw. staminy. Grupa tańczyła jedenaście tańców standardowych non stop jeden po drugim bez chwili odpoczynku. Każdy taniec standardowy przeplatany został skoczkami z qick stepa a każdy taniec trwał minutę i trzydzieści sekund (tak jak na turnieju). Siedziałam na krześle i patrzyłam z niedowierzaniem, że będę mogła to zrobić. Na turniejach bardzo rzadko tańczymy wszystkie 5 tańców, jeden po drugim. Przeważnie przeplatają nas z inną kategorią więc wygląda to tak, że po przetańczonym walcu odpoczywamy bo walca tańczy inna kategoria. Gdy zdarzy się, że wszystko leci po kolei odczuwamy straszną krzywdę i jesteśmy bardzo zmęczeni a na ostatniego quick stepa nie starcza siły, a to dynamiczny i szalony taniec. A więc siedziałam na krześle i zobaczyłam jak około 12-letnia dziewczynka podeszła z płaczem do nauczycieli , widać było że już nie ma siły. Ale po chwili po otarciu łez wróciła na parkiet i dokończyła dzieła.

Gdy przyszła nasza kolej grzecznie wstałam z krzesła na te bolące nogi. Walc angielski, zamiana w parze skoczki quick stepa , walc wiedeński w swojej parze, zamiana skoczki quick stepa, tango w swojej parze, zamiana i skoczki quick stepa, foxtrot w swojej parze, zamiana i skoczki quick stepa, quick step w swoje parze i skoczki quick stepa. Jedenaście tańców non stop, każdy minuta trzydzieści. Pani Iza miała na przemian usta blade lub granatowe. Moje włosy były mokre jakbym kąpała się w basenie, wszelki ból odszedł w siną dal i pozostało wrażenie, że mogłabym jeszcze tak dalej….

Asia Urbaniak i Patryk Tomaszewski z Fan Dance także wzięli udział w obozie szkoły Mistrzów Sz. Kalinowskiego i G. Grabickiej. Asia,  świetnie dawała sobie radę dodatkowo w tańcach modern jazz.

P.S.

Doboszki czyli śliwki w czekoladzie, które sprzedawane są w hotelu „Dobosz” w Policach, w którym rezydowaliśmy, a które są produkowane przez właściciela hotelu są przepyszne i nie mają sobie równych na rynku słodyczy. Nie są zbyt słodkie i każda jedna jest trafiona.

 

Marzanna Leszczyńska

920 total views, no views today

CASTING W FILHARMONII GORZOWSKIEJ

Filharmonia Gorzowska w ramach projektu musical Przygoda w Krainie Oz ogłasza dodatkowy nabór do grupy tanecznej dla tancerzy w wieku 14-16 lat.

Nabór odbędzie się w sobotę 14 września o godzinie 10:00 w Filharmonii Gorzowskiej.

Udział w naborze należy zgłaszać telefonicznie pod numerem 95 73 92 742 lub 73 92 749 najpóźniej do piątku 13 września.

Więcej informacji na stronie www.filharmoniagorzowska.pl

744 total views, no views today