GORZOWSKA PIELGRZYMKA PRZEZ ROKITNO

Ma11Ks11

Relacja Marzanny Leszczyńskiej

Na piętach pęcherze. Symetrycznie na jednej i drugiej stopie. Ból bioder, ból ud nad kolanami, naciągnięte mięśnie na piszczelach, „gwóźdź ” w kolanie, ale lekko uwierał. A mimo tego, gdy przekroczyłam próg domu z plecakiem czułam szczęście, radość i lekkość. Tak podziałał na mnie dwudniowy marsz z pielgrzymką – Gorzów – Częstochowa. Ja za cel obrałam sobie Rokitno. I powiem szczerze, że miałam spore wątpliwości czy podołam. Wielokrotnie brałam udział w odprowadzaniu pielgrzymek do Rokitna, mam więc jakieś porównanie.

Wczesną porą bo o szóstej rano rozpoczęła się Msza św. w kościele przy ulicy Żeromskiego, który wypełnili pielgrzymi z plecakami ale też mieszkańcy Gorzowa, wyjątkowo w tym kościele, z powodu nieczynnej katedry po jej pożodze. Miło było, gdy widzi się jak na tę Mszę zadają sobie trud i przychodzą mieszkańcy miasta, aby żegnać pielgrzymkę. Zawsze wypatrzy się kogoś znajomego. To wyciska łzy z oczu i jednym i drugim.

Już sam początek wędrowania zaczął się obiecująco, bo z okna ratusza witała nas radosna postać prezydenta miasta Gorzowa Jacka Wójcickiego i innych urzędników.

Choć grupy malutkie to jednak nieco większe niż ostatnimi laty. Jak zwykle znalazły się jakieś wózki z maluchami i drepczące kilkulatki przy swoich rodzicach, często noszone na plecach przez silniejszych pielgrzymów. I dziw bierze, że takie maluchy a takie dzielne, spokojne i dają radę.

Więcej księży młodych, wesołych, muzykalnych, więcej grających pięknie na gitarach ludzi ( nawet nauczyciel ze szkoły muzycznej) co dało cudowną atmosferę, bo przecież śpiew i muzyka na pielgrzymce muszą być, a kto śpiewa ten dwa razy się modli.

Nasza biedna katedra wspominana była często, a troska o nią duża. Z pasją wysłuchałam prelekcji o objawieniach fatimskich w ich setną rocznicę. I żal mi było, że drugiej części już nie wysłucham, bo będzie wtedy, gdy ja już opuszczę pielgrzymkę.

Obrazki- pamiątki z okazji 300 lat koronacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej zostały nam wręczone.

Zaczęły się modlitwy, intencje i zdałam sobie sprawę, że tych intencji jest tyle (każdy kto mnie spotkał prosił o coś od siebie), że mój krótki pobyt jest za krótki, aby je wszystkie wymodlić.

Na postojach to już ogromna rozpusta: kanapki, ciasto, kompoty, kawa!, banany!!, arbuzy!!!, śliwki. No kto to widział, tak rozbestwiać pielgrzymów. Chyba, że to dodatkowe pokusy, którym trzeba się opierać. Nikt głodny na takiej pielgrzymce nie będzie z pewnością.

Atmosfera przemiła. Pojawił się nawet nieznany dotąd punkt programu, a mianowicie „Dowcipy  o mnichach” lub tzw. „Satyra w sutannie”. Brak nerwowości, złośliwości, krytyki, uwag, pośpiechu. Za to wokół życzliwość, pomoc i wyrozumiałość.

Ciepłe słowa należą się proboszczowi w Skwierzynie, który przyjął nas na Apelu Jasnogórskim bardzo serdecznie. Z pasją opowiedział nam historię obrazu z jego kościoła, który pochodzi z Wołynia, a przywieziono go w 1945 r. Ludzie gromadzący się wokół niego podczas Rzezi Wołyńskiej ocaleli. W Rokitnie trafiliśmy na Mszę św. ks. Piotra Bortnika, który odprawił swoją pierwszą uroczystą Mszę jako nowy proboszcz i kustosz Rokitna. Msza była piękna i wyjątkowa. Obecni byli rodzice nowego proboszcza i siostra, która jest również siostrą zakonną i będzie pracowała ze swoim bratem. Piękna i rzadka konfiguracja osób i zdarzeń. Nowy kustosz prosił nas o to, abyśmy wsparli go modlitwą, aby podołał wyzwaniom jakie niesie ta zaszczytna funkcja. Myślę, że poczuliśmy, że możemy mieć swój udział w tym nowym kustoszowaniu w Rokitnie.

Pogoda dopisała znakomicie. Zapowiadana burza, deszcze gdzieś przepadły. Słonko przygrzało, potem wiaterek ochłodził, deszczyk pokropił. Wszystko w najlepszych proporcjach.

Owoce tego wędrowania do Maryi widoczne były już pierwszego dnia. Ktoś po sprzeczce i „cichych dniach” odezwał się pierwszy z troską, ktoś inny kto odzywa się tylko roszczeniowo i z pretensjami przemówił miłym głosem.

A wszystko to w ciągu 1,5 dnia. Taki krótki czas, a tyle dobrego się wydarzyło.

Opuszczałam to miejsce z nadzieją i myślą, że w przyszłym roku chciałabym popielgrzymować dłużej. Może zdrowie i czas na to pozwolą.

Koleżanka Dorota zdecydowała się pielgrzymować do końca mimo pękniętego żebra i stłuczonej kości ogonowej, po upadku z roweru. Trzymam kciuki.

Ach i warto być szczerym z ludźmi i dzielić z nimi nie tylko radością ale i rozterkami, potrafią pięknie wesprzeć. Ewa Starzyńska celnie napisała:

„Życie albo jest odważną przygodą, albo nie ma go wcale. Ryzyko jest życiem. To chodzenie po linie, cała reszta to tylko czekanie. Nie da się nawet ustać w miejscu nie ryzykując upadku. Kiedy ryzykujesz to wtedy odkrywasz kim jesteś. Chrześcijaństwo to religia ryzyka…Albo ciepłe kapcie w oswojonym kąciku życia i stagnacja… A pielgrzymka to wyzwanie w kierunku chcę więcej od życia…”

Tekst i foto Marzanna Leszczyńska

1,382 total views, no views today

PIKNIK CHOPINOWSKI W FILHARMONII GORZOWSKIEJ

Relacja Ewy Rutkowskiej

Filharmonia Gorzowska, Piknik Chopinowski po raz trzeci, Gorzów, 30 lipca 2017

Pogoda sprzyja piknikowaniu. Są wakacje i urlopy. Na pewno duża część mieszkańców pojechała gdzieś w świat „szukać słońca”, albo na Mazury czy nad morze. A pogoda i słońce sprawiają psikusa. Grzeje, aż parzy i na miejscu!

Trzeci piknik Chopinowski  odbywał się na powietrzu, w pięknej przyrodniczej scenerii. Można było obserwować chmurki, jaskółki i samoloty i słuchać muzyki naszego największego romantycznego kompozytora, leżąc podczas koncertu na kocu. Wokół piękna zieleń. Stwierdzam po raz któryś, że jest to piękne miejsce dla muzyki. Nie wiem, czy gdziekolwiek obok filharmonii można się tak wylegiwać. Mam tylko małe ale.

Wiem, że piknik, to nie sala koncertowa. Tu rządzą inne prawa. Ale wszędzie, wszystko powinno być profesjonalnie przygotowane, więc dlaczego nagłośnienie wręcz irytowało.

Prowadzący koncert Marek Z. Piechocki na początku  powiedział, że jest to trudny i wymagający recital. Słuchacze w większości umieścili się pod drzewem. A artyście słońce grzało na ręce i chyba nieco przeszkadzało to dudnienie z głośników.

Recital został podzielony na trzy części, także aby dać odsapnąć wykonawcy, Michałowi Landowskiemu, studentowi Akademii Sztuki w Szczecinie. Laureata wielu konkursów pianistycznych w kraju i za granicą. Artysta występował także z recitalami solowymi oraz z orkiestrami na wielu festiwalach. Współpracuje ze znakomitymi muzykami. Michał Landowski jest wielkorotnym stypendystą gminy Police. Dwukrotnie otrzymał stypendium artystyczne miasta Szczecina oraz stypendium rektora Akademii Sztuki. Jest też laureatem XIII edycji stypendiów naukowych Szczecina.

W pierwszej części usłyszeliśmy bardzo liryczny utwór, Andante spianato i Wielki Polonez Es-dur op. 22. oraz trzy Mazurki ( G-moll, C-moll, As-dur) op. 24 nr 1,2,3.

W drugiej części, Walc Es-dur op. 18. Jak powiedział prowadzący. Walc wytworny, grany na salach balowych, aż kusi i zaprasza do tańca. I kolejny Walc cis-moll op. 64 nr 2. Walc najbardziej liryczny. Na zakończenie tej części, Polonez As-dur op. 53. Utwór z 1842 roku. F. Chopin nie grał go zbyt często, bo jest to utwór wymagający wysiłku. F. List nazwał go Heroicznym.  Trzecia część recitalu rozpoczęła się  Nokturnem fis-moll op. 48 nr 2. Utwór powstał w 1841 roku. W tym utworze  kompozytor pokazał umiejętność przechodzenia od nastroju do nastroju. A na zakończenie Sonata h-moll. Utwór, który nie wzbudził zainteresowania współczesnych Chopinowi. Obecnie jest ona grana dość często. Słuchacz znajdzie w niej  najpiękniejsze melodie, jakie kiedykolwiek zostały napisane.

Są to bardzo  piękne spotkania z muzyką Chopina, na dodatek w niezobowiązujących strojach. Na kocach i leżakach. A w kawiarence można zaopatrzyć się w różne napoje i słodkości.  Czego więcej chcieć…

Ewa Rutkowska

1,565 total views, no views today

GORZOWSKA SCENA LETNIA 2017

M

Relacja Ewy Rutkowskiej

Kolejna odsłona Sceny Letniej, Teatr im. J. Osterwy, Gorzów, 29 i 30 lipca 2017

Recital Magdy Umer, Europejskiej Agencji Sztuki – Wojciecha Borkowskiego

W sobotę, 29 lipca na gorzowskiej scenie zagościła ponownie Magda Umer. Była u nas przed ośmioma laty z Andrzejem Poniedzielskim. Na widowni wtedy i teraz  tłum. Artystkę miło powitał dyrektor Teatru  Jan Tomaszewicz. Ja też kiedyś, przed laty poznałam  Magdę Umer. Razem z kabaretem „Stodoła”, chyba przez dwa sezony, gościła przez m-c w Myśliborzu. Kabaret szlifował u nas swój program przed koncertami na „Famie”. Próbą generalną były koncerty przed myśliborską publicznością. Od tamtego czasu w mojej pamięci istnieje jej piosenka „Koncert jesienny na dwa świerszcze”. I smukła, smutna, ale serdeczna dziewczyna. Razem z nią bywał wtedy Krzysztof Knittel, chyba Andrzej Wojciechowski,  Elżbieta Jodłowska, tancerz Marek Gołębiowski. Była to duża  grupa ludzi. Bo oprócz kabaretu, gościła także grupa taneczna. Tylu ich zapamiętałam. To były piękne dni… Nikt nie liczył godzin, ni dni…

A Andrzej Poniedzielski chyba przez siedem lat, corocznie bywał na SMAK-u w Myśliborzu, jako prowadzący warsztaty, juror i konferansjer. A ja tam trochę „rządziłam”. Wszystko razem, to piękne wspomnienia.  Ale dobrze je mieć.

Teraz Magda Umer, to znana wszem piosenkarka, wykonawczyni nieco niszowego  nurtu poezji śpiewanej. Autorka, scenarzystka i reżyserka  recitali znanych artystów. Także reżyserka spektakli, np. „Biała bluzka”, czy „Big Zbig Show”. Zagrała też  w kilku filmach. Niektórzy pamiętają ją jako Rachelę w „Weselu” A. Hanuszkiewicza.

Pisano o niej: „Zwiewna, eteryczna, delikatna. Taka jak jej piosenki. Kiedyś depresyjna, obecnie bardziej roześmiana, pogodniejsza”. A sama artystka powiedziała kiedyś tak: „Nigdy nie chciało mi się żyć aż tak, jak teraz. I nawet gdyby potem miało nic nie być, to warto było”. Mówi też, że od początku miała szczęście do dobrych autorów piosenek. Na początku swej drogi, śpiewała np. piosenki A. Wojciechowskiego z muzyką  K. Knittla, np. „Twoje włosy”, „Przepraszam za słońce, przepraszam za deszcz”. Czy wspomniany wyżej „Koncert jesienny na dwa świerszcze”. Potem były piosenki autorstwa  Agnieszki Osieckiej. Wojciecha Młynarskiego, czy Jeremiego Przybory. Tuzów naszej piosenki z tekstem O Czymś i do posłuchania. Sama też popełniła kilka piosenek, np. „Jest cudnie”, którą śpiewa Maryla Rodowicz.

W gorzowskim koncercie towarzyszył jej zespół muzyczny w składzie: Wojciech Borkowski fortepian. Aranżer wszystkich utworów, Bartek Krauz akordeon, Piotr Maślanka perkusja i dzwonki, Paweł Stankiewicz gitara, Kornel Jasiński bas.

A Magda swoim cichym głosem, bo jak powiedziała kiedyś „tak głos brzmi ładniej”. Zaśpiewała kilkanaście piosenek z klimatem. Np. „Okularnicy” Osieckiej, albo znane także z wykonania przez S. Przybylską „Portofino”.

Ponadto piosenki B. Okudżawy, M. Hemara, J. Tuwima, W. Młynarskiego, J. Przybory.

Z muzyką S. Krajewskiego, J. Wasowskiego, Z. Koniecznego i innych wielkich autorów i kompozytorów. Były to piosenki z jej najnowszej płyty pt. „Bezsenna noc”. Piosenki, które towarzyszą jej, w jej (jak powiedziała) długim życiu. Wspomniała też Andrzeja Nardellego, który przed laty zginął tragicznie, a kiedyś wspólnie śpiewali bardzo liryczną piosenkę „O niebieskim pachnącym groszku”.

Jak czytałam trochę wieści o Magdzie, to jakoś mimo woli nasunęły mi się strofy Broniewskiego: „Nie głaskało mnie życie po głowie, nie pijałam ptasiego mleka. No i dobrze, no i na zdrowie. Tak wyrasta się na człowieka”

Magda Umer  w 2009 roku została odznaczona Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

I były kwiatki i  bis i owacje na stojąco.

XV Festiwal Teatrów Ogródkowych w Gorzowskim Teatrze kończy się mocnym akcentem. Z klasą!  Ten bardzo nastrojowy, klimatyczny  i wspomnieniowy koncert zostanie na pewno w pamięci publiczności. Ja też lubię takie koncerty.

I kolejny koncert 30 lipca. Także Europejskiej Agencji Sztuki- Wojciecha Borkowskiego.

Recital Piotra Machalicy „Piaskownica”

Piotr Machalica rocznik 1955, aktor teatralny i filmowy. Zagrał bardzo dużo znanych ról filmowych. Jest też aktorem dubbingowym i  uznawanym wykonawcą piosenki aktorskiej. Śpiewa m.in. piosenki B.Okudżawy i Brassensa. Wywodzi się z aktorskiej rodziny. Jest absolwentem warszawskiej PWST. Od 2006 roku jest dyrektorem artystycznym teatru im. A. Mickiewicza w Częstochowie. W Gorzowie na tej scenie jest po raz trzeci. Odznaczony srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Aris”.

„Piaskownica”, to także tytuł kolejnej płyty artysty. Jest to zbiór tekstów Jana Wołka, poety, malarza, dziennikarza. Tekstów napisanych specjalnie dla artysty. Mówią one o gorzkiej świadomości życia, miłości i o przemijaniu. Życzeniem zamawiającego piosenki było, aby były to piosenki pogodne i wesołe. Jednak nie jest tak do końca, powiedział nam artysta.

Są to na pewno piosenki z dużą głębią i bardzo mądre. Piosenki współtworzy  piękna muzyka wspaniałych kompozytorów, Jerzego Satanowskiego, Janusza Strobla, Janusza Grzywacza i Wojciecha Borkowskiego.

Jest tu też piosenka napisana przez dwóch młodych artystów z Częstochowy. Piosenka, jak powiedział artysta, dająca nadzieję i bardzo pozytywna. Przy tej piosence, pięknie zabrzmiała gitara Pawła Stankiewicza. Takich solówek było jeszcze kilka.

Wszystkie piosenki mówią o życiu realnym, ale takim z małym przymrużeniem oka.  Piosenki układają się w przemyślany spektakl. Jest tu wszystko, co każdemu z nas  mogło się przydarzyć, o tym co było i co jest. Jedna ze strof piosenki brzmiała tak: „Pomiędzy grobem a kołyską jest wszystko”. Przecież w tym krótkim tekście zawiera się całe nasze życie.  Albo: „Chociaż w świecie gaśnie wiara i  nadzieja… aby całkiem źle nie było trafia się miłość”. Inny zapamiętany przeze mnie fragment: „Czasem tak się w życiu zdarza. Patrzysz przed siebie, czytasz ścianę. Odchodzą kartki z kalendarza….”.  I jeszcze jeden fragment: „Twój dom, twa ulica. Twoja piaskownica. Twoja mapa świata…”.  Albo: Zaczęło się w piachu, w piachu się zakończy… Chłopcze z chmurą w głowie, chciałbyś mieć przy sobie grabki i wiaderko… ”.  A na bis były też mało optymistyczne strofy: „Już było i jakoś to będzie… Pamiętaj, tak młodo jak teraz już się nie spotkamy…”

Na pewno trzeba było wsłuchać się w te teksty i po niedługim czasie, one same się ułożyły w taką, trochę mało optymistyczną opowieść. Ale takie jest życie.

Artyście towarzyszył zespół w składzie: Wojciech Borkowski fortepian, Paweł Stankiewicz gitara, Kornel Jasiński bas, Piotr Maślanka perkusja i dzwonki.

Dyrektor Teatru Jan Tomaszewicz podziękował wszystkim współfinansującym ten Festiwal. I zaprosił na dziękczynny koncert, poświęcony ratującym Katedrę,. Koncert odbędzie się  na Scenie letniej 1 września.

Ewa Rutkowska

 

1,755 total views, 1 views today

PIKNIKI CHOPINOWSKIE W FILHARMONII GORZOWSKIEJ

Relacja Ewy Rutkowskiej

Filharmonia Gorzowska, 23 lipca 2017

Premiera tego cyklu miała miejsce w ubiegłą niedzielę. Wtedy muzyka leciała w eter na otwartej przestrzeni, a słuchacze kontemplowali na leżakach, kocach, a nawet bezpośrednio na trawie. Tym razem pogoda spłatała figla. Do południa chyba dwukrotnie obficie padało i najnowsze prognozy to samo przewidywały na popołudnie. Więc dyrekcja filharmonii przezornie przeniosła koncert i nas najpierw do sali kameralnej, a gdy okazało się, że tam się nie mieścimy, przenieśliśmy się do  sali dużej.

Wszystkich obecnych, a było nas niemało powitał dyrektor Filharmonii pan Mariusz Wróbel. On też wcześniej witał przed budynkiem filharmonii przychodzących na piknik i jednocześnie informował o zmianach.

A bliżej o programie, utworach i  krótko o Chopinie opowiedział Marek Piechocki. Była też mała niespodzianka. Walca A-moll F. Chopina zagrał mały, może 10-letni  Igor Oleksak.

Po tym wstępie, w pierwszej części muzykę naszego wieszcza pięknie zagrała Aleksandra Moliszewska (rocznik 1997). W 2016 roku ukończyła naukę w Zespole Szkół Muzycznych im. M. Karłowicza w Krakowie, obecnie jest studentką  Uniwersytetu Muzycznego im. F.Chopina w Warszawie.

Występowała już w wielu koncertach w kraju i za granicą. Brała też udział w wielu konkursach pianistycznych. W roku 2012/13 została zaliczona do grona stypendystów „Klubu Krakowskiego”, otrzymując stypendium dla uzdolnionej młodzieży.

W Gorzowskim koncercie zagrała: F. Chopina:  Polonez gis-moll op. posth.

Scherzo b-moll, Nokturn c-moll op. 48, Nokturn Des-dur op. 27 nr 2, Walc As-dur op. 34 nr 1 i Barkarolę Fis-dur.

Po przerwie była kolejna niespodzianka, miniaturkę Bacha zagrała nieco starsza  siostra Igora, Patrycja Oleksak.

A kolejnym gościem była młodsza siostra Aleksandry, Maria Moliszewska (rocznik 2001). Naukę gry, tak jak jej siostra rozpoczęła w wieku lat siedmiu w Państwowej Szkole Muzycznej im. S. Wiechowicza w Krakowie. Obecnie jest uczennicą III klasy Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej II stopnia w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. M. Karłowicza w Krakowie, gdzie kształci się pod kierunkiem mamy Doroty Moliszewskiej. Jest laureatką wielu konkursów pianistycznych w kraju i za granicą. W roku szkolnym 2016/17 otrzymała stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz stypendium Małopolskiej Fundacji Stypendialnej „Sapere Auso” za wybitne osiągnięcia artystyczne.

W koncercie w Gorzowie zagrała: F. Chopina: Walc Es-dur op.18, Nokturn H-dur op. 62 nr 1, Etiudę a-moll op. 25 nr 4, Walc F-dur op. 34 nr 3, trzy mazurki op. 59, Walc As-dur op. 42 i Scherzo H-moll.

Było muzycznie, bardzo romantycznie i rodzinnie. I raduje się dusza, gdy mamy taką uzdolnioną młodzież i dzieci.

Ewa Rutkowska

1,693 total views, no views today

XV GORZOWSKI FESTIWAL TEATRÓW OGRÓDKOWYCH

Relacja Ewy Rutkowskiej

Teatr im. J. Osterwy,  Scena Letnia XV Gorzowski Festiwal Teatrów Ogródkowych, Gorzów Wlkp. 22 lipca 2017

Duet „Ryczy-Prycza” w koncercie „W podróży”, poezja Leonarda Cohena.

I  już po półmetku. Jeszcze przed nami tylko jeden weekend i do… następnego roku na spotkaniu w tym wakacyjnym Festiwalu Teatrów Ogródkowych. Czas jak rzeka, zwyczajnie ucieka. No, ale nie ma na to rady.

W tym koncercie usłyszałam też, że „Życie jest liściem miotanym przez czas”. 22 lipca Agencja Didaskalia z Krakowa i dwaj panowie: Wojciech Skibiński, aktor Teatru im. J.Słowackiego, absolwent AWF i PWST w Krakowie. Jest także aktorem filmowym, grał m.in. w takich filmach jak: „Czas Honoru”, „Prawo Agaty”, „Śmierć jak kromka chleba” i kilku innych. I Krzysztof Taraszka, o którym niewiele wyczytałam. A na koncercie dowiedziałam się, że panowie znają się od dziecka. I że pan Krzysztof jest też plastykiem. I teraz po latach nadrabiają czas.

Obaj panowie dobrze grają na gitarach, choć więcej popisówek miał pan Wojciech. On tu pełnił rolę „pierwszych skrzypiec”. Duet ten powstał jakiś czas temu. Panowie interesują się klasykami piosenki autorskiej, poetyckiej, rajdowej. Piosenkami które są O Czymś i w których bardzo ważną rolę odgrywa nie tylko wykonanie, ale przede wszystkim tekst. A dlaczego „Ryczy – Prycza”? Wyjaśnił to podczas koncertu pan Wojtek,  „ bo mamy swoje lata …”.

Koncert ten, to pewna podróż z piosenkami w czasie, którą dowcipnie objaśniał słowem mówionym pan Wojtek. A słuchacze płynęli razem od piosenki do piosenki. Niestety dużo piosenek było mniej znanych i mimo prób zachęty do wspólnego śpiewania, nie zawsze to nam razem wychodziło.  Ale można było podumać nad pięknymi strofami mówiącymi o miłości, np. „lubię patrzeć, jak ona się dla mnie rozbiera…”, albo „Chodź ze mną moja mała..”, czy piękna pieśń ze słowami „Kocham cię, maleńka nie wolno się żegnać”,  czy znana wszem „Zuzanna”. Piosenka która uczyniła Cohena popularnym. Jego utwory łączą religię i interkulturowe aluzje z czarnym humorem. Nie zabrakło w tym koncercie i takich tekstów, szczególnie mówionych. W których autor odnosi się do Boga.  Był też słynny „Niebieski prochowiec”, „Tańcz mnie  po miłości kres”, „Ojciec” . I piękny tekst zaczynający się słowami: „maleńka ma, chcę radość czytać z dłoni twej… Mery M”. To piękne teksty w tłumaczeniu znanego mi osobiście nieodżałowanego Maciej Zembatego.  A na koniec słynna Alleluja, której refren zaśpiewaliśmy dwukrotnie. Drugi raz, po dyrektorskich urodzinowych „Sto Lat”.

I kolejne spotkanie na Scenie Letniej.

To 23 lipca, także Agencji Didaskalia z Krakowa. Spektakl „Sekret panny Kazimiery”, wg scenariusza i w reżyserii Beaty Malczewskiej i Ewy Korneckiej, w wykonaniu Beaty Malczewskiej, aktorki Narodowego Starego Teatru im. H. Modrzejewskiej w Krakowie, przy fortepianie  Darek Olszewski.

Jest to komediowa opowieść z piosenkami z Teatru Loch Camelot. To fantazja kabaretowa, opowieść w klimacie międzywojennych kabaretów.

Spektakl to wspomnienia, teraz już starej emerytki, która oprowadza wycieczki po muzeum w cyklu „ekspresowe zwiedzanie na czas”. „Na każdy eksponat 3 sekundy”.

I jej wykład „Wiekopomne kabarety i spuścizna”. W wykładzie cofa się do lat swojej młodości. Była wtedy uczuciową panną Kazimierą Gac z Tomaszowa, która grzała się w blasku międzywojennych gwiazd rewii, kabaretów i teatrzyków. Fascynowała się też  twórczością ówczesnych poetów i bardzo chciała w ich twórczości zaistnieć. Szczególnie zainteresowała się pewnym, niedużym blondynem, z którym udało się jej nawiązać bliższy kontakt. On później nazwał ją nawet: „Gac, towarzyszka bohemy”.

Panna Kazimiera czyni wszystko, sięgając po różne środki, od komediowych po dramatyczne. Wszystko po to, aby jej marzenia bycia gwiazdą, spełniły się.

W spektaklu artystka brawurowo opowiada o tym wszystkim, co się w jej życiu (podobno) działo. O różnych znajomościach i otrzymywanych od gwiazd prezentach. Najpierw jest Zulą (Pogorzelską) i w charakterystycznym nakryciu głowy z piórami  śpiewa piosenkę „Mam chłopczyka na Kopernika”. Potem jest Ordonką i z ogromnym wachlarzem z piór śpiewa „Na pierwszy znak”. Potem jeszcze raz jest Ordonką i w białej etoli śpiewa „Miłość ci wszystko wybaczy”. Przeistacza się także w M. Fogga zakładając tylko melonik i biorąc do ręki laseczkę z charakterystyczną gałką. Jest też Mirą Zimińską, śpiewając „W pokoiku na Hożej” Ale nie tylko strojem podkreślała jakieś cechy danej artystki. Pięknie mówiła z kresowym akcentem, jak Ordonka, albo naśladowała Ninę Andrycz i  jej znane przeciąganie zgłosek. Cudny był  i kostium i tekst małego Żyda. A wręcz rewelacyjny czerwony peniuar, którym na nowo chciała uwieść swojego małego poetę, a którego tylko wystraszyła.

Wzrusza w błyszczącej sukience z szalem boa i długich białych rękawiczkach gdy jest Stefcią Górską w „Balu w Operze”. Albo, gdy śpiewa  „Walc Brillante”  i „Tomaszów” Ewy Demarczyk. Ja chyba dopiero teraz inaczej posłuchałam Tomaszowa.

Wszystko to majstersztyk. Z pięknie podanym słowem i  wspaniałe granie  kostiumem, czasem przezabawnym, a czasem jakimś maleńkim rekwizytem.

Artystka  przede wszystkim wspaniałą grą oddawała koloryt i styl tamtego okresu. Często nawiązywała do współczesności.

Spektakl kończy się w czasie narastania zagrożenia II wojną światową, potem wojna i ponowne spotkanie ze swoim idolem pięć lat po wojnie…Ale wtedy już powiedziała mu „Wieloryb żegna pana Maluśkiewicza”. I wyjechała z Gombrowiczem do Argentyny…

Moim zdaniem, jak do tej pory była to najlepsza propozycja tego Festiwalu.

Ewa Rutkowska

1,584 total views, 1 views today

XVII MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL „MUZYKA W KATEDRZE” W KOŁOBRZEGU

Już po raz 17. w kołobrzeskiej bazylice konkatedralnej pw. Wniebowzięcia NMP odbywa się Międzynarodowy Festiwal pod nazwą „Muzyka w katedrze”. Niecodzienny koncert z wizualizacją pod hasłem: „Jazz spotyka klasykę” zagrali 20 lipca organista Marek Smoczyński i trębacz Maciej Fortuna. Festiwal pod patronatem ordynariusza diecezji koszalińsko – kołobrzeskiej bp. Edwarda Dajczaka, posła Marka Hoka i prezydenta miasta Janusza Gromka, rozpoczął się 6 lipca i potrwa do 24 sierpnia.
„Kompozycje Fortuny, bazują w znacznej mierze, na motywach późnośredniowiecznej liturgicznej muzyki organowej. Przestrzenność muzyki pozwala na prowadzenie rozbudowanych improwizacji partii trąbki, na tle repetytywnej faktury organowej. Na program koncertu składa się kilkanaście utworów, których tytułami są kolejne cyfry rzymskie, zamiast słów mogących sugerować treść” – napisano w folderze zapowiadającym katedralne koncerty.
Violetta Kowalska z Regionalnego Centrum Kultury im. Zb. Herberta w Kołobrzegu powiedziała w rozmowie z KAI, że koncert w katedrze w tym roku jest nietypowy – jazz inspirowany głównie muzyką sakralną.
Pierwszy utwór artyści wykonali w oparciu o najstarszą pieśń kościelną „Bogurodzicę”, dodatkową atrakcją dla słuchaczy była wizualizacja, która współgrała z wykonywaniem kompozycji. Melomani mogli z bliska obejrzeć piszczałkowe organy, grającego trębacza a oprócz tego wizerunki Matki Bożej i kościelnych symboli, czy poruszających się w rytm muzyki kolorowych brył geometrycznych, nie zabrakło także toni morskiej i ulewnego deszczu.

Więcej na https://ekai.pl/kolobrzeg-xvii-miedzynarodowy-festiwal-muzyka-w-katedrze/

1,665 total views, 1 views today

PIKNIKI CHOPINOWSKIE W FILHARMONII GORZOWSKIEJ

Relacja Ewy Rutkowskiej

Filharmonia Gorzowska, Plac Sztuk, 16 lipca 2017

Sceneria wokół jak z bajki, zielono, pachnie skoszoną trawą i polnym kwieciem. Budynek Filharmonii Gorzowskiej posadowiony jest nieco w dole, a wokół łagodne wzniesienia, na których rosną piękne drzewa. Taka romantyczna niecka, bez mała w środku miasta. W ciepłą lipcową niedzielę, jedna z górek została zawłaszczona przez ludzi w niezobowiązujących strojach. Filharmonia zaprosiła nas na pierwszy z cyklu koncertów plenerowych odbywających się pod hasłem „Pikniki Chopinowskie”. W każdą niedzielę od godz. 16 do 18 (do 27 sierpnia br.) odbywać się będą tutaj takie koncerty.

Oprócz muzyki, organizator zaoferował leżaki i koce, także krzesła, a kawiarnia wszelakie napoje i słodycze. Można było więc się wylegiwać, co nie jest takie zwyczajne podczas jakiegokolwiek koncertu. Ale można było też się zadumać, zrelaksować, a nawet odpłynąć, gapiąc się na płynące obłoki…. Obok dzieci biegały za piłką, gdzieś szczekał pies, a w trawie cykały świerszcze. Ale przede wszystkim muzyka.
W pierwszej części Chopin, nasz najwybitniejszy polski kompozytor (1810-1849). I pianista szczególny. Tak został zaanonsowany przez Mariusza Wróbla – dyrektora filharmonii, Jakub Tuszyński – obecnie student na Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie oraz w Schola Cantorum w Paryżu. Laureat wielu zagranicznych i krajowych konkursów pianistycznych, m.in. w 2006 roku drugiego miejsca w Gorzowskim Konkursie Bachowskim. Z wielkim uczuciem, oddał klimat tej romantycznej i wielkiej muzyki, grając kilka wspaniałych utworów Chopina (m.in. Nokturn c-mol op. Posth., Preludium Des-dur. op. 28 nr 15, Mazurki op. 24 ). Druga część, to fortepianowe miniatury „Obrazki z wystawy” Modesta Musorgskiego (1839-1881). Muzyka inspirowana obrazami przyjaciela kompozytora, Wiktora Hartmanna, rosyjskiego malarza i architekta.
Taki piknik, to leniwie uciekające godziny i pięknie spędzony czas…

Ewa Rutkowska

1,596 total views, no views today

ZESPÓŁ BAJM DLA GORZOWSKIEJ KATEDRY

Relacja Ewy Rutkowskiej

Koncert drugi „Razem dla Katedry”
Gorzów Wlkp. Amfiteatr, 15 lipca 2017

Jest to pierwszy odwołany koncert, który miał się odbyć w tegorocznych Dniach Gorzowa. Była sobota 1 lipca. Zespół „Bajm” był już w hotelu w naszym mieście, gdy doszła do nich wiadomość o tragedii, która dotknęła Katedrę. Wtedy też postanowili, że przyjadą ponownie i zagrają na rzecz ratowania naszego bezcennego zabytku.
Tak jak w dniu poprzednim, przed tym koncertem także odbyła się uroczystość wręczenia nagród. Prezydent Miasta wręczył je wszystkim uczestniczącym w „Projekcie 760”, zrealizowanym na 760-lecie naszego miasta, czyli najmłodszym piosenkarzom, którzy pisali i nagrywali piosenki dla miasta i ich nauczycielom.
Udział wzięło kilkanaście szkół: nr 20,13,15, 17,10, 5, 16, 11, 1 i Zespół Kształcenia Specjalnego. W wyniku tego projektu powstała płyta „Wszystko o Gorzowie”, którą wyprodukowali Magda, Wojtek i Maurycy.

Zespół „Bajm” istnieje od 1978 roku. Grali wtedy muzykę akustyczną w nurcie piosenki turystyczno-harcerskiej. Stopniowo to się zmieniało. Od 1979 roku zaczęli grać muzykę pop-rockową, stając się ważną grupą w historii polskiej sceny muzycznej. Teksty do wszystkich piosenek tworzyła Beata Kozidrak. Jest ona także kompozytorką. W pierwszym 35-leciu zespół wydał 10 studyjnych albumów i wylansował kilkadziesiąt przebojów.
W przypadku zespołu „Bajm”, tak jak (u Maryli Rodowicz) wszystko zaczęło się od Opola. Tam zespół narodził się jakby na nowo i zaczął istnieć w świadomości odbiorców. Zespół stawał się coraz bardziej znany i popularny.
W trakcie gorzowskiego koncertu Beata często nawiązywała do Katedry i tego, co się stało. Mówiła m.in, że jest bardzo wrażliwą artystką, która bardzo przeżywa wszystko i że chciałaby, aby ją ponownie zaprosić, bo chciałaby zwiedzić naszą Katedrę.
Koncert Beaty Kozidrak i zespołu „Bajm”, to na pewno drugi niepowtarzalny Show. Beata w krótkiej czarnej, obcisłej sukience, z błyszczącym łańcuszkiem na szyi zakończonym dużym krzyżem na piersiach. No i buty na wysokich obcasach…
I znów cały amfiteatr tańczył i śpiewał, krzycząc bez przerwy „Beata, Beata”. A Beata z towarzyszeniem sześcioosobowego zespołu i chórku trzech dziewczyn Katarzyny, Ilonki i Diany, tańczyła i śpiewała; „Nie chcę jak mama”, Jestem sterem”, „Wola istnienia”, „Siedzę i siedzę…”, „Zanurzę się w niebieskiej wodzie”, „Kocham cię” czy „Nie odnajdzie nas ta sama chwila”. I bardzo wiele innych. A na koniec, oczywisty bis i piosenka ze słowami: „Cały dzień, cała noc”. I kwiaty od Prezydenta.
Obydwa koncerty to duże przeżycie. Nie często można na żywo oglądać gwiazdy. Jeśli o mnie chodzi, to koncert Maryli Rodowicz miał jakby inną klasę. Choć obydwa były z wysokiej półki i bardzo energetyczne. Dla każdego coś… innego.

Ewa Rutkowska

1,423 total views, no views today