ŚWIĘTO ULICY TEATRALNEJ W GORZOWIE WLKP.

untitled-74PLAKAT

Kolejne święto Ulicy Teatralnej w Gorzowie Wielkopolskim odbędzie się w sobotę 16 czerwca. Organizatorzy zapewniają szereg atrakcji, począwszy od „Baśniowej podróży klaunów”, w którą zabierze widzów Teatr Kubika ze Szczecina. Klauni, szczudlarze i żonglerzy poprowadzą barwny korowód, po którym rozpocznie się pokaz gigantycznych baniek mydlanych, a po tym spektakl „Przygoda Klauna” – opowieść o nakręcanym pajacyku, który przenosi się w świat cyrkowych przygód.

Na scenie, naprzeciw teatru, wystąpią lokalne zespoły: Aluzja, Buziaki, Higher Living, Deszczno Lejdis, ZTL Mali Gorzowiacy, a także uczniowie Szkoły Muzycznej. Występom towarzyszyć będą działania plastyczne, fotograficzne, muzyczne oraz  konkursy z nagrodami.

Imprezę organizuje Stowarzyszenie Widzów Gorzowskiego Teatru we współpracy z Teatrem im. J. Osterwy, Inneko Spółka z o.o., Akademią im. Jakuba z Paradyża, Młodzieżowym Domem Kultury oraz Szkołą Muzyczną I stopnia im. J. Ciesielskiego. Impreza potrwa od godz. 15. do 19.

Zadanie dofinansowane jest z budżetu Miasta Gorzowa Wlkp.

1,825 total views, 1 views today

KOPERTA ŻYCIA

SZPI

Na zdj. Robert Surowiec – wiceprezes gorzowskiego szpitala, dr n. med. Sybilla Brzozowska i Barbara Wierzbicka-Gałgańska

Koperta życia to akcja propagowana przez Wielospecjalistyczny Szpital Wojewódzki w Gorzowie Wlkp. Sp. z o.o. i Urząd Miasta, skierowana do osób starszych, chorych i samotnych. Jednocześnie jest to dokument zawierający podstawowe dane o pacjencie, który należy umieścić w lodówce.

Kopertę należy umieścić w lodówce, a naklejkę informującą o tym, że tam się znajduje, przykleić na drzwiach lodówki. Otrzymać je można w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w punkcie informacyjnym szpitala (w holu głównym),  Wydziale Spraw Społecznych przy ul. Teatralnej 26, I piętro, pok. nr 6 oraz w Urzędzie Miasta w  Sali Obsługi Klienta, stanowisko nr 12.

W dokumencie należy wpisać: nazwisko i imię, wykaz przyjmowanych leków, informacje o alergiach,  numer PESEL, a także dane kontaktowe do najbliższych, wszystko po to, by medykom  ułatwić możliwość ratowania ludzkiego życia.

-Te koperty naprawdę mogą pomóc uratować życie. W chwili zagrożenia życia czas ma niebagatelne znaczenie. Liczy się każda minuta, a nawet sekunda. Wiedząc jakie lekki przyjmuje pacjent, a na co jest uczulony, możemy tej pomocy udzielić szybciej, i nie musimy zgadywać. Dając sobie, a przede wszystkim pacjentowi szansę na uratowanie – wyjaśnia dr n. med. Sybilla Brzozowska, kierownik Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.

– Nas seniorów jest w Gorzowie spora grupa. Prawie 30 tysięcy. Część z nas żyje samotnie, inni mają rodziny, ale te mieszkają daleko i nie mogą sprawować takiej opieki nad osobą starszą jak byśmy sobie mogli tego życzyć. Koperty życia mają być kopalnią wiedzy o każdym z nas – mówiła Barbara Wierzbicka-Gałgańska z Gorzowskiej Rady Seniorów.

 

1,403 total views, 1 views today

ROZDAWAJMY DARY

Par44444

Cieszmy się życiem, przyrodą, pogodą

Patrzmy na drzewa, wiewiórki, kolibry

Ślijmy uśmiechy do wszystkich ludzi

 

W darze to mamy

Więc rozdawajmy

Dopóki życie trwa!

Boże, cudowny jest Twój świat!

2,162 total views, 2 views today

WARSAW W MISSOURI

5555577766666

Fot. Grzegorz Milewski

W Ameryce jest Warszawa i to nie jedna, prawdopodobnie sześć. W wersji oryginalnej – Warsaw. My odwiedziliśmy tę w stanie Missouri nad rzeką Osage. Miasto założoe zostało w 1840 roku.

Wjechaliśmy na ulicę Kościuszki więc zrobiło nam się bardzo swojsko i przyjemnie. Sfotografowaliśmy policyjny samochód z napisem Warsaw Police MO.

 Jednym z najpiękniejszych miejsc jest Przystań Drake Harbor. Jest tu dużo sklepów z antykami, pola golfowe i oczywiście kościoły. Miasteczko wygląda na typowe kowbojskie z filmów sprzed lat.

55555999

Z Warsaw pojechaliśmy do Osage  Beach. Droga wyglądała jak wijąca się wstęga, unosiła się wysoko w górę, a potem opadała coraz niżej, żeby po chwili znowu wznieść się na wysokie wzgórza, ograniczone sciętymi skałami. Jazda jak na karuzeli. Dotarliśmy do wielkiego kompleksu rekreacyjnego w górzystym terenie. Przed nami rozpościerało się olbrzymie jezioro a nad nim prawdziwa polska tęcza. :)

1,620 total views, 2 views today

SONIA WARSHAWSKI – POLKA W AMERYCE

So

Sonia Warshawski przeżyła trzy obozy koncentracyjne: Majdanek, Auschwitz- Birkenau i obóz w Niemczech. Ma 93 lata. Mieszka w  Ameryce w stanie Kansas. Prowadzi zakład przeróbek krawieckich. Jeździ samochodem. Spotyka się z młodzieżą, której opowiada o historii i o tym, że trzeba kochać ludzi.

Sonia rozmawia po polsku, zdarza się, że niektóre wyrazy jej umykały, gdy podpowiadałyśmy, za każdym razem dziękowała. Czasem mówiła po angielsku, a po jakimś czasie przechodziła na polski. W domu rodzinnym rozmawiała po hebrajsku. Angielskiego nauczyła się w Niemczech, po opuszczeniu obozu. Po przyjeździe do Ameryki umiała się porozumieć ale języka dobrze nauczyła się po kilku latach życia w Stanach.

– Urodziłam się w Polsce w województwie lubelskim w Międzyrzecu Podlaskim 11 listopada 1905 r., teraz to jest święto Niepodległości. Moje żydowskie imię to Sara, a polskie – Sonia. Nazwisko rodowe Grynsztejn. Po mężu  Warsahwski. Bardzo często myślę o Polsce, bo tam się urodziłam. Jest coś takiego, że w miejscu, w którym człowiek się urodził – coś pozostaje w sercu – powiedziała Sonia.

-Najważniejsze co chcę Wam powiedzieć, jest to, żeby nigdy nikogo nie oceniać, nie dzielić ze względu na pochodzenie czy wiarę. Teraz jest w ludziach dużo nienawiści i to jest bardzo niedobre. To co ja przeżyłam było straszne ale ja nie czuję do nikogo nienawiści. Trzeba pamiętać, że jeżeli jeden człowiek, a może kilkadziesiąt czy więcej ludzi jest złych, to nie wszyscy są tacy. Ludzie są naprawdę dobrzy.

 Sonia prowadziła monolog. Wydawało się, że stałyśmy się dla niej inspiracją, ponieważ przyniosłyśmy powiew ojczyzny – Polski. Co chwilę przypominała, że bardzo się cieszy z naszej wizyty.

Na pytanie, które z państw, Polskę, Izrael czy Amerykę uważa za swoją ojczyznę, odpowiedziała: Kocham Polskę, kochałam Jana Pawła II – to był wspaniały, mądry człowiek. Mojego kraju w ogóle nie było, Izraelczycy byli rozproszeni po świecie, natomiast w Ameryce dobrze mi się żyje. Tak naprawdę, ojczyznę człowiek ma w swoim sercu.

– Przeżyłam trzy obozy koncentracyjne. Najpierw byłam na „Majdanku” w Lubinie, potem w Auschwitz Birkenau, na końcu w obozie na terenie Niemiec, w którym nie było krematorium, bo Niemcy nie chcieli mieć na swoim terytorium obozów zagłady, rozmieszczali je w różnych krajach m.in. w Polsce.

Ludzie rozsądni, znający historię określają miejsca kaźni, niemieckimi obozami śmierci. Nie inaczej. Jeżeli mówią inaczej – to jest już polityka.

W obozie w Majdanku byłam z mamą, którą po jakimś czasie zawieźli do Tremblinki, a tam wiecie co było. Krematorium. Mojego tatę i brata też Niemcy zabili. Siostrze udało się uciec i ja też przeżyłam. To był cud.

W obozach widziałam straszne rzeczy. Jedna z kobiet – gestapo,  była tak okrutna, że za karę wrzucała dzieci do szamba i tam ginęły.  Jednak nie wszyscy Niemcy byli źli. Niektórzy chcieli nam pomagać ale nie mogli. Wśród złych Niemców byli także źli Żydzi, Ukraińcy czy Polacy. Ale nie wszyscy są źli. Nie wolno ludzi oceniać czy dzielić ze względu na rasę czy wiarę. Nie wolno kierować się nienawiścią.

 Gdy wybiła godz.16, pracownica Soni, zgłosiła, że kończy pracę. Sonia przeszła do pracowni, stanęła za biurkiem i przygotowała wypłatę. Potem poprosiła nas do tego pomieszczenia, aby pokazać fotografie. Spojrzałyśmy na zdjęcie w ramce ustawione na komodzie. Na fotografii był młody przystojny mężczyzna, podobny do Adriena  Brody’ego grającego rolę Władysława Szpilmanna w filmie „Pianista” Romana Polańskiego.

– To mój mąż. Zmarł 27 lat temu. Od tamtej pory mieszkam sama. Odwiedzają mnie dzieci, wnuki i prawnuki. Prawnuczkę, tę baletnicę widziałyście na zdjęciu w gabinecie, ma 11 latpowiedziała Sonia.

Rozejrzałyśmy się po ścianach. Na trzech z nich oprawione wisiały Prawdy Wiary i  Dekalog  w języku angielskim. Obok jednego z nich namalowana gwiazda żydowska.

W wielu ramkach oprawione artykuły z gazet ze zdjęciami Soni. Wskazała ręką na podpis pod  zdjęciem i cytat jej wypowiedzi, który brzmiał: „ jeżeli jest gdzieś piekło, to wiem, że Bóg już mnie tam nie wyśle, bo w jednym już byłam”.  W momencie gdy uniosła rękę spod rękawka wyłonił się wytatuowany numer. Ja tego nie zauważyłam, ale zatrwożyłam się gdy posłyszałam nagły szloch Oli, która schowała się za ścianą i płakała. Sonia, jakby tego nie widziała, poprosiła mnie do gabinetu. Usiadłyśmy na kanapie. Ola  po chwili weszła do nas, przepraszając, za zachowanie.

– Pierwszy raz zobaczyłam kogoś, kto ma wytłoczony numer obozu koncentracyjnego. Zawsze widziałam takich ludzi tylko w telewizji. I chyba ta prawda dopiero do mnie dotarła – wyznała Ola, która nie mogła zrozumieć i pojąć, że tak straszny los gotuje człowiek człowiekowi.

– Olu, widzę, że jesteś bardzo dobrą, wrażliwą osobą. Dlatego spotykam się z młodymi ludźmi. Oni naprawdę są zainteresowani tym co mówię, dziękują, że wpływam pozytywnie  na ich życie, twierdzą, że ja ich zmieniam.

Sonia spojrzała na numer na ręce.  – Teraz wam powiem o tym numerze. To jest coś niesamowitego, taki dziwny zbieg okoliczności. Gdy przyjechałam z niemieckiego obozu do Ameryki, otrzymałam Social Security Number / rodzaj PESELU/ , okazało się, że trzy pierwsze cyfry są cyframi obozu koncentracyjnego, które mam wytatuowane. Wtedy, gdy w obozie nabijali mi numer, obok nakłuwali gwiazdę żydowską. Moja gwiazda jest tylko w połowie wytatuowana, ponieważ zabrakło im tuszu i mam taką niedokończoną.

Wanda Milewska i Aleksandra Milewska

 

 

 

 

2,389 total views, 2 views today

AMERYKAŃSKIE WYDARZENIA – EDUKACJA

SchoolKoncertSkrzypce

Szacunek, dbałość, docenianie, nauczanie przez wzorce i pozytywne postawy. Tak  w skrócie określam amerykańską edukację. Dobro dzieci i młodzieży są  nadrzędnym celem, począwszy od bezpieczeństwa na drodze.

W momencie, w którym kończą się lekcje, zmieniają się zasady ruchu drogowego. Pierwszeństwo mają szkolne autobusy, którymi dzieci są dowożone do placówki, a potem odwożone. Żaden samochód nie może wyprzedzić takiego autobusu, podczas jego postoju. Samochody się zatrzymują, a kierowcy  ruszają dopiero wtedy gdy są pewni, że wszystkie dzieci są bezpieczne. W tym czasie na drogach obowiązują także inne znaki drogowe, nakazujące zwolnioną prędkość. Nie ma możliwości żeby szkolny autobus zderzył się z innym pojazdem, bo wszystkie pojazdy są podporządkowane szkolnym.

Na przejściach, nawet tam gdzie jest sygnalizacja świetlna pracują wolontariusze w różnym wieku. Przeprowadzają uczniów, którzy wracają pieszo do domu.

Święto nauczyciela obchodzone jest w maju przez cały tydzień. Każdego dnia  uczniowie przynoszą różne drobiazgi, m.in: kwiaty, prezenty i laurki, dziękując pedagogom za trud wychowania i nauczania. Przed budynkami szkół widnieją napisy przypominające o tygodniu nauczyciela.

Rodzice współuczestniczą w szkolnej edukacji jako wolontariusze, zgłaszając się kolejno do pomocy.

W każdej szkole jest możliwość rozwijania talentów artystycznych bez względu na to czy talent ktoś ma czy nie. Ważne, że chce spróbować. Jest taka możliwość. Uczeń pobierający naukę gry na instrumentach uczestniczy w koncertach w ciągu roku szkolnego i na zakończenie.

Przyjrzałam się próbie przed jednym z występów. Nauczyciel dyrygujący zespołem gitarowym cierpliwie znosił pomyłki grających, nie przerywał, prosił o ponowne wykonanie, a na zakończenie podziękował uczniom oklaskami i oczywiście uśmiechem.

Dziś w Oxford Middle School odbył się koncert symfoniczny, w którym muzykowało około 200. uczniów klas czwartych, piątych i szóstych. Na widowni zasiadło kilkuset słuchaczy, wśród nich rodzice, dziadkowie i rodzeństwo młodych artystów.

Zwyczajem dyrygenta przed rozpoczęciem koncertu jest dotknięcie smyczkiem czoła, a do mikrofonu cichutkie: szszszszsz. Muzycy także przystawili smyczki do czoła. Wtedy dyrygent policzył do trzech i koncert się rozpoczął.

Prezentowane były bardzo krótkie fragmenty muzyki klasycznej, m.in C. Debussego i Ludwiga van Beethovena, folku francuskiego i amerykańskiego czy motyw z „Gwiezdnych wojen”.

Pojawił się także zabawny epizod sytuacyjny. Podczas wykonywanego fragmentu „Ode to Joy”,  kiedy miałam wrażenie, że jestem w Brukseli i słucham hymnu Unii Europejskiej, na salę wbiegł uczeń ze skrzypcami, poszukując krzesła ze swoim nazwiskiem. Parę miejsc było wolnych, aż chciało się krzyknąć: – siadaj chłopcze na pierwszym wolnym. On uparcie poszukiwał biegając  między muzykami. Wreszcie znalazł, usiadł, wyjął skrzypce i smyczek. I…… . zagrał ostatnią nutę.  W każdym razie, na zakończenie jeden utwór wykonał wspólnie z orkiestrą.

Dyrygent wszystkim serdecznie podziękował, uśmiechając się zgodnie z tutejszymi zwyczajami.

Dzięki takiemu podejściu pedagogów, żaden uczeń się nie stresuje. Wiadomo, że nie każdy jest utalentowany ale ma możliwość poszukiwania, spróbowania i dokonywania wyboru. Spośród około 200. muzykujących, może wyłoni się kilku prawdziwych muzyków, a może tylko jeden. Natomiast pozostali będą wspominać z radością, że choć przez chwilę byli artystami w orkiestrze.

/Są to moje spostrzeżenia z rejonu środkowej Ameryki./

 

 

 

 

2,115 total views, no views today

STAROMODNA AMERYKA

my88ArkanOla88Kos888NAp

Branson, to jedno z większych miast stanu Missouri, na pograniczu z Arkansas, do którego z pobliskich rejonów zjeżdżają turyści szukający rozrywki. Atrakcji jest tu naprawdę bardzo dużo. Niektórzy mówią, że to drugie Las Vegas.

Jeśli ktoś lubi powrót do przeszłości a jeszcze kocha naturę to poczuje się jak pstrąg w wodzie, bo jest ich tu całe mnóstwo. Park rozrywki Silver Dollars City czy Park Narodowy to naprawdę niezwykłe miejsca na relaks i odpoczynek, oprócz tego setki innych atrakcji z przeważającą tu muzyką country.

Andrew Nagorski – dziennikarz amerykański, urodzony w Szkocji, którego rodzice byli Polakami napisał m.in w Newsweek Polska w 2009 r. „Dlaczego Branson jest tak słynne w sercu kraju, a tak mało gdzie indziej? Bo zaczynało skromnie i wciąż przyciąga Amerykanów, którzy wierzą w staromodne wartości, takie jak Bóg i ojczyzna”./ http://www.newsweek.pl/swiat/jeden-dzien-w-branson,50557,1,1.html/

Chciałabym aby taka „staromoda” była zawsze i wszędzie.

Jeżdżąc po tych rejonach Ameryki turysta, na każdym kroku dowiaduje się, że Jezus jest Królem Świata, napisy Jesus World – nieustannie o tym przypominają. Po drodze mijaliśmy mnóstwo kościołów, ich reklam oraz napisów przypominających, że Bóg jest wszędzie.

Dwukrotnie nawiedzaliśmy położony w środku Narodowego Parku drewniany  kościółek, w którym zamiast ołtarza był widok na wodospad, skały i drzewa. Wrażenie wprost nieziemskie, żadnych obrazów, tylko ławki i pulpit z wyłożoną na nim  Biblią i przy ścianie pianino, na którym napisana była prośba, żeby nie dotykać. To był rajski widok.

 

1,919 total views, 2 views today

SHOW GASTRONOMICZNE W BRANSON

Jeedze555SHOW55Konie55

Spożywanie posiłku może być rozrywką, a nawet show. W tym celu przenieśliśmy się do Dolly Partons Stampede Dinner Atraction w Branson.

Konrad zapowiedział, że będzie to rozrywka, której długo nie zapomnimy. Będziemy zajadać obiad, a wokół będą krążyć konie, więc może się zdarzyć, że „na talerzu wyląduje końska kupa”.

Przed pięknym lokalem przy którym posadowiona jest stajnia, a w boksach po jednym pięknym rumaku, wokół którego kręcą się stajenni, urocza panna z wachlarzem w długiej strojnej sukni witała gości.

Aby dostać się do wnętrza, po kupieniu biletu trzeba przejść kontrolę, chodzi przecież o bezpieczeństwo, nie wolno wnosić broni, która prawnie w Stanach jest dozwolona ale prawnie także jest obowiązująca kontrola.

Dlatego m.in. nie ma tu problemów np. na stadionach sportowych, na których jest pełna kultura, nikt się nie wydziera, nikt nie robi żadnych burd.  Nie oceniam, co jest lepsze i gdzie jest lepiej.

Skierowano nas do wielkiej okrągłej sali, na wzór cyrkowej areny. Na scenie występował zespół trzech artystów, śpiewających i grających country w taki sposób aby maksymalnie zaangażować wszystkich gości, których było około tysiąca. Były piosenki dedykowane dzieciom, rodzicom i dziadkom, tupanie, klaskanie i wtórowanie. Pojawiały się nutki patriotyczne i religijne, bo jest to okolica należąca do słynnego pasa biblijnego Ameryki, czyli tradycyjnej ostoi ewangelików. Nie brakuje flag i zawołań „Boże, błogosław Amerykę”.

Po takiej rozgrzewce goście poproszeni zostali o wejście na wyższe piętro do sali Dixie Stampede. W kilku rzędach wokół areny znajdowały się ławo – stoły. Wszyscy otrzymali jednakowe menu. Zapowiedziano na początku, że jedzenie będzie się odbywało rękami, wszyscy się zaśmiali, jednak okazało się to prawdą. Plastikowe kubeczki wyglądające jak rondelki napełniano zupą.

Potem roznoszono dziwaczne bułeczki, następnie ziemniaki pieczone przekrojone na pół, do tego podano pieczoną kukurydzę, po całym kurczaczku i pieczone polędwiczki wieprzowe.  Na deser  było ciasto przypominające polski jabłecznik i oczywiście kawa. zatem sztućców nie było. Do picia bez ograniczeń woda z lodem lub soki z lodem.

Zadziwiająca w tym wszystkim była obsługa, prawie biegająca wśród rzędów i natychmiast podająca posiłki. Potem kelnerzy i kelnerki zwinnie to wszystko sprzątali. Takie jedzenie trwało trzy godziny, więc jadło się dość wolno, a w tym czasie na arenie pokazywana była cała historia Ameryki. Począwszy od czasów Indian, poprzez kowbojskie tradycje.

Uczestniczyliśmy na wesoło w wojnie –  Północ – Południe, jednak z nutą refleksji i zadumy ale  nade wszystko radości. Aż do zwycięstwa, do pogodzenia Północy z Południem do świętowania i szanowania wielkiej amerykańskiej flagi. To było widowisko, w którym czynnie brali udział biesiadnicy podzieleni na dwie grupy. Jedna strona była Południem druga Północą. I trwały zabawy, konkurencje i rywalizacje zmierzające do osiągania sukcesów, nie zapominając, że wszyscy pochodzą od jednego Boga.

A zabawy były przednie. Wyścigi kur – przedstawicielki Północy i Południa.

Biegi z wiadrami z wodą, którą wlewano do beczek stojących na szali, wygrało Południe, więc Południowcy dawali wyraz radości okrzykami i oklaskami.

Szukanie dziewczyny ukrytej w beczce – konne wozy tak jeździły, że nikt nie zgadł, w którym z nich ukryto dziewczynę z widowni.

Wyścigi koni – Południowych i Północnych.

Wyścigi psów skaczących przez przeszkodę. Jeden z nich był proponowany do adopcji.

Zbijanie baloników na koniach.

Rzuty w dal kolorowymi podkowami.

Wyścigi prosiąt.

Wszystko i wszyscy, którzy reprezentowali Południe byli oznaczeni niebieskimi kokardami albo przepaskami:, a Północ – czerwonymi.

Ostatnią dyscypliną było podawanie amerykańskiej flagi przez biesiadników, reprezentujących Południe i Północ, zwyciężyć miała strona, która najszybciej przekazała flagę do celu, aż do jej wbicia. Nikt nie powiedział kto wygrał. Natychmiast sceneria na arenie się zmieniła i wkroczyły piękne rumaki z jeźdźcami trzymającymi flagi.

Taki był punkt kulminacyjny atrakcyjnego posiłku. Konie jeszcze długo  paradowały wokół areny. A potem piękne panie – jeźdźcy w sukniach o barwach  narodowych ustawiły się do pozowania do wspólnych zdjęć.

Choć ludzi było tu bardzo dużo, opuszczanie restauracji odbyło się sprawnie. Kiedy usiedliśmy do samochodu Konrad stwierdził brak okularów słonecznych, bez których jazda jest niemożliwa. Doświadczając i czytając o  uczciwości panującej na tych terenach, nie mieliśmy wątpliwości, że okulary się znajdą. Konrad nie musiał nawet wchodzić do wielkiej areny, okulary już czekały na niego w recepcji.

 

 

1,785 total views, 2 views today